Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Po dowiedzeniu się od wujka, że Jimin był w u psychiatry, Jeon postanowił się z nim spotkać. Zdawał sobie sprawę, że kolejne próby kontaktu przez telefon nie przyniosą żadnych efektów, więc udał się do mieszkania swojego rówieśnika. Nie miał planu czy chociażby zamysłu. Nie wiedział, co powie, jak zobaczy niższego od siebie chłopaka. Nie miał pojęcia, jak zareaguje, co zrobi. Po prostu chciał go zobaczyć. Mieć pewność, że jednak nic mu nie jest. Że na jego policzki nie spłynęła ani jedna łza. I choć wątpił w to, że Park przez te dwa dni nie płakał, jakaś część w jego środku miała nadzieję, że był silny. Że dał radę.

Pod drzwiami mieszkania Parka był już niecałe pięćdziesiąt minut później. Kilka razy po drodze zwątpił, zatrzymując się na środku chodnika i myśląc, czy to aby na pewno dobry pomysł. Czy tymi odwiedzinami nie zniszczy ich relacji, które i tak jest w stanie ciężkim. Od początku była niewiadoma, tajemnicza. Nieokreślona. Jednak teraz mogła całkowicie zniknąć, a wszystko przez jedno spojrzenie w oczy.

Uniósł pięść, by zapukać, jednak zatrzymał się, gdy usłyszał krzątanie się po mieszkaniu. Uśmiechnął się lekko, mając nadzieję, że to właśnie Park jest w środku i zapukał, wpatrując się w drewno ich dzielące. Odgłosy nagle ucichły, jakby były tylko w wyobraźni Jungkooka, co dość mocno go zaniepokoiło. Odchrząknął i zbliżył się do drzwi.

— Jimin? Dlaczego nie chcesz mi otworzyć? — zapytał tak głośno, by chłopak mógł bez problemu to usłyszeć. Nie przejmował się tym, że znajdował się na klatce i wszyscy prawdopodobnie mogli go usłyszeć. — Wiem, że tam jesteś. Proszę, porozmawiajmy. — kolejny raz nie dostał odpowiedzi, na co westchnął. — Rozumiem, jesteś na mnie zły. Przepraszam, że tu przyszedłem. Po prostu chciałem zobaczyć, czy nic Ci nie jest. Czy nic sobie nie zrobiłeś. Słyszałem, że byłeś dziś u psychiatry. Czy jednak postanowiłeś się leczyć? Proszę, odpowiedz mi, bo zgłupieję od tej ciszy — powiedział błagalnie, opierając czoło o drewnianą powierzchnie.

Mimo tej prośby, nikt się nie odezwał. W pewnym momencie przez myśl Jeona przeszło, że może to włamywacze, którzy właśnie teraz okradali Jimina z najcenniejszych rzeczy. Jednak po krótkich przemyśleniach wydało mu się to mało prawdopodobne. Przecież mogli wciągnąć go do środka, pobić, a nie siedzieć cicho.

— Proszę, przyjdź jutro do szkoły. — po tych słowach Jungkook odszedł ze spuszczoną głową i milionami pytań w głowie. Jednak najbardziej bolało go serce, które nadal oplatane było przez strach o tego chłopaka.

Jimin słysząc, jak Jeon odchodzi, skulił się pod ścianą i rozpłakał. Szło mu już tak dobrze. Prawie pozbył się tego chłopaka z umysłu, lecz on musiał przyjść i wszystko zniszczyć. Zburzyć mur, który Park zaczął budować między nimi. Choć nie chciał słyszeć od Jungkooka miłych słów, to jednak gdy już zostały wypowiedziane, rozgrzewały zmarznięte serce Jimina, jakby powoli je ożywiając, naprawiając. Każde zdanie, które pada z ust Jeona jest jak klej, który powoli skleja ten ledwo bijący mięsień. Kawałek po kawałku. Powoli, by przy porażce ponowne pęknięcie nie bolało za mocno.

***

Po nieprzespanej nocy, Jimin przyszedł do szkoły nieco spóźniony. Nie miał siły, by ćwiczyć na lekcji wychowania fizycznego, która była pierwsza. Postanowił pobłąkać się po szkole z rękami w kieszeniach, i pomyśleć nad wszystkim kolejny raz. Nadal nie mógł złożyć nic w jedną całość. Zawsze trafiał się kształt, który niszczył cały plan, choć wydawał się on idealny. Obserwował czubki swoich butów, zagryzając co jakiś czas dolną wargę, która stawała się coraz bardziej czerwona. Nie wiedział, jak powinien się zachowywać, jak wyjaśnić niektóre sprawy. Leki, które zaczął na nowo zażywać, nie ułatwiały mu tego zadania. Mógł się tego spodziewać po antydepresantach, które wykupił od razu po wyjściu od lekarza. Nie chciał tego robić, jednak wiedział, że tylko one potrafiły sprawić, by spojrzał na swoją umierającą matkę.

Gdy tylko lekcja dobiegła końca, Jimin skierował się do sali. Wiedział, że uczniowie będą rozmawiać właśnie o nim i powodzie jego nieobecności. Przyzwyczaił się już, że każdy zwracał uwagę na jego osobę, gdy pojawiał się jak gdyby nigdy nic. Nie wiedział tylko w jakim sensie. Mówili o nim w sposób neutralny, jednak nigdy nikt do niego nie podszedł, by o coś zapytać. To wydawało mu się dosyć śmieszne, jednak wygodniejsze, niż odpowiadanie na miliony pytań.

Park nawet nie zauważył, że do sali wszedł Jungkook. Skupiony na słowach, które pisał w swoim zeszycie, zignorował palący wzrok, który skupiony był na jego osobie. Był w swoim świecie, gdzie był szczęśliwy. Gdzie mógł być szczęśliwy zawsze.

Kilkanaście minut później uczniowie dowiedzieli się, że nie ma nauczycielki od języka koreańskiego, więc mają wolną godzinę. Ta szkoła ufała uczniom, więc nigdy nauczyciel nie przychodził, by pilnować jakiejś klasy. Słysząc tą informacje, Jimin wstał i wyszedł z pomieszczenia, chcąc się przejść. Nagle siedzenie w ławce stało się dla niego zbyt trudne. Zwłaszcza, że zaraz obok znajdował się Jungkook.

Kolejny raz błądził po szkolnych korytarzach, jednak przerwała mu to osoba, która wręcz siłą wprowadziła go do męskiej łazienki. Zdezorientowany Park spojrzał na chłopaka, mając ochotę uciec. Znów stchórzyć, choć tego nienawidził.

— Porozmawiajmy — powiedział Jungkook, zamykając się z Parkiem w jednej kabinie.

— O czym chcesz rozmawiać?

— Dlaczego zniknąłeś? Dlaczego nie odbierałeś? Dlaczego mnie unikasz i dlaczego wczoraj nie chciałeś mi otworzyć?

— Przestań zadawać tyle pytań, to męczące.

— Twoje zachowanie jest męczące, Jimin.

— Oh, wybacz, że Cię męczę!

— Nie Ty, a Twoje dziwne zachowania. Powiedz mi po prostu, dlaczego uciekłeś.

— Chcesz wiedzieć? Dobrze. Uciekłem, bo Cię nienawidzę. Chciałem o Tobie zapomnieć, zerwać całkowicie kontakt. Miałem nadzieję, że to zrozumiesz, jednak jak widać, nie wziąłeś tej opcji pod uwagę.

Jungkook nie odpowiedział, wpatrując się w oczy drugiego. Milczał, choć miał tyle do powiedzenia. Jednak po tych zdaniach, które usłyszał, poczuł bolesny ścisk w gardle. Wiedział, że powiedzenie chociażby jednej literki sprawiłoby, że jego oczy pokryje tafla łez, których zapewne nie potrafiłby zatrzymać.

— Wiesz, chciałem odebrać. Wykrzyczeć, jak bardzo chcę Cię wymazać ze swojego życia. Ale wołałem tego nie robić. Dzień naszego spotkania był najgorszym dniem w tym roku.

— Naprawdę? — wydusił z siebie Jeon, czując łzę, spływającą po jego policzku. — A dla mnie był to jednej z najlepszych. Byłeś dla mnie ja urodzinowy prezent. Prezent, który zawsze chciałem, jak spełnienie marzeń. Odpowiedz mi na jeszcze jedno pytanie. Dlaczego mnie nienawidzisz? — po tym pytaniu odchrząknął i pociągnął nosem. Tak, płakał, ponieważ również był człowiekiem i również cierpiał.

— Bo zabrałeś mi kawałek serca, który sam skleiłeś.

Jungkook nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie spodziewał się takiego powodu. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek usłyszy coś takiego od Jimina.

— Nawet nie wiesz, jakie to uczucie — kontynuował Park. — To rozdarcie, które sprawia, że boli Cię głowa. Uczucie, które czujesz, gdy postąpisz źle. Powiedziałem Ci te wszystkie słowa w sobotę, a potem tak cholernie żałowałem. Nie wiesz, jak to jest, gdy... — nie dane było mu skończyć, ponieważ Jungkook skutecznie mu to uniemożliwił, dociskając swoje wargi do tych Parka.

Zaskoczony Jimin nie wiedział, co zrobić. Jednak ciepło, jakie dawały usta Jeona, sprawiło, że westchnął cicho i zamknął oczy. Obydwoje leniwie poruszyli wargami, jednak tylko raz. W tym momencie takie zbliżenie było wręcz idealne. Jednak życie byłoby zbyt piękne, gdyby pozwoliło im tak trwać dłużej, niż minutę.

Przed oczami Jimina zaczęły pojawiać się wspomnienia z nim i jego byłym chłopakiem w roli główniej. Najpierw niewinne pocałunki, później nieśmiałe dotyki. Ten z pozoru delikatny związek ewoluował w coś naprawdę chorego. Jednak Park był zbyt omotany przez miłe słówka swojego partnera, by to dostrzec. Wręcz zmuszony do współżycia, wykorzystany, po czym porzucony, zostawiony bez niczego. Jego serce znalazło się w niewłaściwym miejscu, przez co przepadło.

Niższy szybko otworzył oczy i odepchnął od siebie Jeona, który uderzył plecami o równoległą ściankę. Wyszedł z kabiny bez słowa, zaraz opuszczając również budynek szkoły. Znów uciekł, znów nie dał rady. Wciąż czuł na ustach ten przyjemny dotyk miękkich warg, które przez jeden, delikatny ruch przekazywały uczucia. Jednak jego poprzedni związek właśnie tak się zaczynał, a on nie chciał przechodzić przez to wszystko po raz kolejny.

***

Jungkook czuł się po części winny, że Jimin znów zniknął. Gdyby za nim nie poszedł, dalej mógłby na niego bezkarnie patrzeć, mieć go na oku. Teraz znów nie miał pewności, czy jest cały. Znów ten niepokój atakował jego serce. Jednak nie żałował tego, że złączył ich usta. Pokazał tym pocałunkiem, że zawsze będzie obok, jednak Park i tak go odtrącił, nie podając przyczyny.

Z racji, że lekcje minęły mu naprawdę szybko, chciał w tak samo zaskakującym tempie znaleźć się w domu. Jednak jego plany zostały pokrzyżowane przez Xianmei, która stanęła na jego drodze z telefonem w dłoni.

— Xianmei? Co się stało?

— Jimin.

— Widziałem go dzisiaj, nic mu nie jest.

— Pokłóciliście się?

— Nie..., a dlaczego pytasz?

— Czy zrozumiesz, gdy powiem, że musimy jak najszybciej znaleźć się w szpitalu?

Wtedy serce Jungkooka jakby się zatrzymało wraz z oddechem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro