Jimin, 10 lat
Z uśmiechem obserwował, jak jego rodzice szykują się do wyjścia, do którego on ich namówił. Skupiając uwagę na swoich dzieciach, nie mieli w ogóle czasu dla siebie, więc Park postanowił ich wręcz wygonić na "imprezę", która odbywała się u ich znajomych. Chłopiec już nieco zirytowany ciągłym zapewnianiem, że będzie dobrze, postanowił popędzić swoich rodziców. Pod wpływem jego słów, małżeństwo opuściło swoje mieszkanie już kilka minut później.
Gdy tylko dorośli opuścili mieszkanie, ze swojego pokoju wyszła mała dziewczynka, przecierając piąstką nieprzyjemnie szczypiące oczy. Drugą ręką ściskała misia, który zawsze był przy niej od godzina siódmej wieczorem. Chłopiec uśmiechnął się na ten widok, czując przyjemne ciepło w okolicy serca. Ta słodka istota była jego oczkiem w głowie. Chciał chronić ją przed światem, przed złem. Zawsze jej to mówił, gdy skończył czytać jeden z rozdziałów książki, która aktualnie była jego lekturą.
Westchnął rozczulony i z powrotem zaprowadził dziewczynkę do łóżka, śpiewając jej cicho kołysankę. Miał szczęście, że nie przebudziła się na tyle, by nie móc zasnąć. Tak naprawdę wyszła wpół przytomna, co widać było gołym okiem.
Jimin z uśmiechem pogłaskał swoją siostrę po głowie i złożył na jej czole delikatny pocałunek. Tak delikatny, jakby bał się, że mógłby ją tym zbudzić. Zgasił światło i wyszedł z pomieszczenia, cicho zamykając za sobą drzwi. Usłyszał szelest za plecami, lecz nie zdążył się odwrócić, ponieważ silne uderzenie w tył głowy skutecznie mu to uniemożliwiło, doprowadzając do utraty przytomności.
***
Uniesienie powiek było dla niego wielkim wyzwaniem. Były zbyt ciężkie, buntowały się. Jednak w końcu udało mu się je podnieść. W pokoju nie było jasno, lecz nie było też ciemno. Panował wręcz idealny półmrok, do którego Park w zaskakująco szybkim tempie się przyzwyczaił. Rozejrzał się po pomieszczeniu, starając się pozbyć mgły, która zmniejszała jego pole widzenia. Zachłannie wdychał powietrze, by dostarczyć płucom odpowiednią ilość potrzebnego gazu.
Po kilku chwilach zdał sobie sprawę, że jego siostrzyczka została sama. Bez niego, samotna, zmuszona do walki. Nie mógł jej obronić, nawet dotknięcie było niemożliwe. Bał się. Z przykutą kostką do nogi łóżka oczekiwał jakiegoś znaku, że wszystko jest dobrze. Że jego mały skarb jest bezpieczny. Głucha cisza odbijała się od ścian, czasem przerywana z pozoru przyjemnym dla ucha, lecz niezwykle niepokojącym szelestem liści, który słychać było przez uchylone okno. Miał wrażenie, że była to cisza przed burzą, że zaraz stanie się coś, co utkwi w jego głowie na zawsze. Że teraz spotkał się ze swoją przyszłością, w której królować będzie cisza. Ani trochę się nie pomylił.
Chciał ponownie zamknąć oczy, jednak widok broni palnej jego ojca sprawiła, że postanowił podjąć jeszcze jedną próbę. Nieraz chodził ze swoim opiekunem na strzelnice, by uczyć się strzelać u przyjaciela swoich rodziców i podziwiać mężczyznę, który go wychował. Dorosły uważał, że gdy jego syn stanie się pełnoletni, ta umiejętność mu się przyda. Chwycił sig-sauer'a p228 i przełknął nerwowo ślinę. Odbezpieczył broń i krzyknął najgłośniej, jak potrafił w tamtym momencie. Chciał zwrócić ich uwagę. Sprawić, by tu przyszli, chwilę później dostając kulkę w brzuch.
Słysząc kroki, wycelował w stronę drzwi i gdy tylko na jego twarz padło nieprzyjemnie jasne światło, resztkami sił pociągnął za spust. To był jego największy błąd.
Przed strzałem słyszał pisk swojej siostry. Pisk, który został brutalnie przerwany. Ten odgłos pełny przerażenia krążył po jego głowie. Był w szoku, nie wiedział, co się stało. Nie był świadomy, że przestrzelił swojej siostrzyczce gardło, zabierając jej głos. Nie pozwalając, by zmienił się w cichy szept.
Obserwował wciąż płynącą krew, która plamiła ciemną wykładzinę, nie wiedząc, co zrobić. Nie mający siły, by otworzyć usta, siedział oparty o łóżku, co również stawało się męczące. Nie docierało do niego, co się stało. Dlaczego już nie słyszy tego pisku? Dlaczego jego siostrzyczka nie przytuliła się do niego? Gdzie się podziała?
Zadawał sobie te pytania w myślach, nie zdając sobie sprawy, że mała dziewczynka leży bezwładnie kilka metrów od niego i umiera na jego oczach. Nie był świadom, że zginęła z jego ręki.
To nie ja nacisnąłem spust... To nie ja...
***
Dzięki sąsiadom, którzy słyszeli strzał i wezwali policję oraz pogotowie, dziewczynkę utrzymano przy życiu, choć było to niebywale trudne. Cudem było, że wciąż żyła. Nie była przytomna, nie mogła samodzielnie oddychać. Podpięta była do kardiomonitora, który swoim pikaniem odliczał sekundy do zatrzymania małego serca.
Jimin po potwierdzeniu zeznań, które złożyła jego matka, nie odwiedził swojej siostry w szpitalu. Nie chciał patrzeć, jak jego cały świat umiera. Jak ta pełna energii dziewczynka leży i walczy o życie. Klęczy przed śmiercią, łkając żałośnie i prosząc o kolejną szanse. Ale to bezsensu. Ona jest nieubłagana. Zdeterminowana, by zamknąć wszystkich w swoich ramionach. Z uśmiechem obserwująca cierpienie. Czekająca na ostateczną godzinę.
Jednak po tygodniu postanowił przyjść i pożegnać swoją siostrę. Niepewnie wszedł do sali i kucnął przy łóżku, łapiąc drobną dłoń dziewczynki, która nie była już tak przyjemnie ciepła. Ta temperatura ciała jeszcze bardziej utwierdzała go w przekonaniu, że oddech opuści ją niebawem.
— Żegnaj, moja śliczna — wyszeptał ulubiony zwrot z jednej z lektur, pozwalając wypłynąć jednej łzie. Tak samotnej, jak on.
Puls dziewczynki zniknął, gdy słona kropla roztrzaskała się na ich splecionych dłoniach, symbolizując ich cierpienie. Ona w nim umarła, on będzie w nim żył. Ponieważ nie mógł być już szczęśliwy. Jego cała radość odeszła na jego oczach. Przy nim ciało robiło się zimne, sztywniało. To w jego głowie zapisały się wszystkie wspomnienia, które bolały za każdym razem mocniej, gdy wracały.
Chciał dobrze. Chciał ją uratować. Pragnął jej szczęścia. Tym czasem to on okazał się tym złym. To on odebrał jej życie. To on nie pozwolił, by dalej je poznawała. To wtedy stał się zabójcą. Jego pierwszy grzech, który był wstępem, do całej gry, którą przygotował dla niego los, współpracując z bólem i jego matką - śmiercią.
Jego chęć do dalszego funkcjonowania ulotniła się w przerażająco szybkim tempie. I wróci, gdy powieki małej dziewczynki znów się podniosą. Tylko wtedy by potrafił na nowo się uśmiechać.
***
Policjanci nie byli w stanie znaleźć włamywaczy. Byli oni idealnie przygotowani, by nie zostawić po sobie odcisków palców. Zeznania rodziców Jimina sprawiły, że mały chłopiec został skreślony z listy podejrzanych. Chciał się przyznać. Tak bardzo chciał powiedzieć, że to on. Ale już nie mógł. Nie potrafił się odezwać. Milczał, umierając w ciszy, samotnie. Powoli, by odpokutować za wszystko, co uczynił. Obumierając, jak kwiat bez wody. Stał się bezbronny, a jednocześnie przerażający. Chodząca tajemnica, która od tego dnia z nikim nie rozmawiała. Odpowiadał jedynie nauczycielowi, jednak dopiero po wizytach u psychologa oraz psychiatry.
Postanowił pozostać w przerażającej ciszy, która zmieniła jego życie na zawsze.
###
Został nam epilog.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro