Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

(Nie chejtujcie za to, że źle pisze imiona postaci bo po prostu nie umie :( ) 

**************************************************************************

Dzień zaczynał się spokojnie. Frisk miała właśnie jechać do szkieletów Sansa i Papyrusa bo Toriel jechała z Azgorem na wakacje. Liczyła, że w końcu się pogodzą i będą razem, w sumę wręcz wszystkie potwory na to liczyły, bo prawowity król i królowa muszą zatwierdzić pokój pomiędzy potworami i smokami. Oczywiście nie znaczy, że potwory i smoki nie mogą się przyjaźnić ze sobą, lecz to traktat który zatwierdza, by nigdy już niedoszła walka pomiędzy potworami i smokami. Oczywiście Toriel mówiła Frisk, że nie musi wyjeżdżać, lecz ona chciała i Toriel musiała się zgodzić. Po paru minutach byli już pod domem Sansa i Papyrusa. Był to dom nad łąką pełny zarośniętych i wijących się bluszcz. Było lato więc bluszcze zakwitły, pękami kwiatów i całe miejsce było usiane świąteczną atmosferą. Za łąką było miasto a koło miasta tak gdzieś w połowie drogi do domu, był park. Zaś przed domem tam skąd przyjechała Frisk był las. Frisk razem z Toriel podeszły do drzwi i zadzwoniły, oczywiście przed przyjazdem uprzedziły, że będą, lecz gdy zadzwoniły było słychać znajomy głos.

-SANS OTWÓRZ DRZWI!!!!- Słychać było zdenerwowanie Papyrusa.

-Nie.-Pada krótka i zwięzła odpowiedzi.

-SANS!!!! OTWÓRZ!!!!-Słychać w głosie jeszcze bardziej podniesiony ton.

-Po co. Nie chce mi się. Sam ić.

-SANS!!!! WIESZ ŻE NIE MOGĘ, ROBIĘ SPAGETTI!!! RUCH CIĘ NIE ZBAWI!!!!

-A skąd wiesz morze zbawi.

-SANS!!!!!!

-Nie.-Słysząc tą odpowiedzi Toriel miała już krzyknąć aby otwierał, ale Frisk ją powstrzymała. Powiedziała tylko, że ona to załatwi, w końcu Sans dawno jej nie widział i bardzo się ucieszył słysząc, że przyjeżdża. Zadzwoniła jeszcze ras i powiedziała -Sans otwórz drzwi, proszę.-Nagle było słychać gwałtowny dźwięk, walania się jakiś przedmiotów, gwałtowne pukanie w podłogę i po chwili drzwi się otworzyły a w nich stał Sans oparty na klamce. Zdążył tylko powiedzieć,,Cześć Frisk''i ześlizgnął się z klamki, padając prosto na podłogę.

-CO SIĘ TAM DZIEJE!?.-krzyczy Papyrus.

-Nic.-odpowiada Sans.

-Sans czy coś ci się stało?-podbiega do niego Frisk i pomaga mu wstać.

-Nie wszystko w porządku.-odpowiada łapiąc się za głowę. Frisk prowadzi go na kanapę przed telewizorem i kładzie go, jednak Sans szybko się wyprostowuje.

-Sans dlaczego nie otworzyłeś drzwi?-Pyta się Frisk.

-Co? Jakbym mógł nie otworzyć ci.-Odpowiada trochę zdziwiony.

-Sans nie kłam wszystko słyszałam, jak kłócisz się z Papyrusem.-Odpowiada nieco zła na niego.

-Przepraszam, ale myślałem, że to ktoś inny.

-A jak sądzisz, kto to mógł być?

-Yyyy??

-No właśnie. Tak czy inaczej uprzedzałyśmy, że będziemy. Pozatym było mi trochę zimno.

-Ta, uważaj bo zamarzniesz. Na kość!-Sans rzuca oczko i wszyscy zaczynają się śmiać, no prawie wszyscy. Bo słychać nagle krzyk Papyrusa z kuchni.

-SANS PRZESTAŃ SYPAĆ TYMI BEZSENSOWNYMI ŻARTAMI!!!!!-I wszyscy jeszcze bardziej zaczynają się śmiać. Po paru minutach przychodzi Papirus i podaje spagetti na stół przed telewizorem. Dom Papyrusa i Sansa jest prawie identyczny jak w podziemiach tylko na górze jest jeszcze jeden pokój który jest dla Frisk. Koło telewizora jest kominek a zwykły stolik został zamieniony na szklany wysuwany w dwie strony by był dłuższy. A koło pokoju Sansa jest łazienka.

Była już godzina 19:30 i był przepiękny zachód słońca, Toriel już dawno pojechała i Frisk została z szkieletami w domu, no i jak to ona uwielbiała zachody słońca i próbowała wyciągnąć Sansa do parku. Sans trochę się mazał, ale udało jej się go wyciągnąć. 

W parku był staw i dużo zwierząt oczywiście udomowionych, ale były one nietypowe bo to były na przykład: króliki, kaczki, gołębie i od czasu do czasu można było zobaczyć sarnę oczywiście ten park nie był mały, lecz miał kilka hektarów i to niebyły wszystkie zwierzęta. Słońce ogrzewało ciepłym blaskiem Friska i Sansa, podeszli do jednej z ławek koło jeziora i usiedli, jednak Frisk nie siedziała zbyt długo, wręcz po paru minutach poderwała się do góry i podleciała do jednego z pomostów. Usiadła na deskach. Sans powoli podszedł do niej i usiadł razem z nią.

-Pięknie prawda?- Pyta zadziwiony dzisiejszym dniem.

-Tak bardzo pięknie.-odpowiada tak samo zadziwiony. Nagle zauważyła parę łabędzi z małymi łabędziątkami, Frisk pochyla się by dotknąć wody.

-Ciepła.

-Co?

-Ciepła woda.-Sans tak samo się pochyla i dotyka wody. Nagle Frisk bierze miarkę wody i chlapie Sansa. Przez chwile Sans nie wie co się dzieje, ale szybko odwzajemnia i też chlapie wodą. Kończy się na tym, że wlatują razem do wody, nikogo nie było w parku więc nikt się z nich nie śmiał, ale i tak szybko wyszli, byli cali przemoczeni i zmarznięci jednak szczęśliwi. Brakowało im takich wygłupów bo od kiedy Frisk uwolniła ich z podziemia dawno się nie widzieli. Razem powoli szli do domu.

*****************************************************************************

Cześć wszystkim mam nadzieją że się podobało. 

(Jakby co to piszcie czy są jakieś błędy. Z przyjemnością poprawię ;). )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro