R.4 Martwy punkt
-Asrieel!- krzyk Chary rozległ się w całym domu.
-Czekaj! Dokończę niespodziankę!- Odrzekł głos z kuchni.
-Ale Asriel... Kwiaty więdną! Kiedy dawałeś im wodę?!- Zdenerwowana, ale zdeterminowana obserwowała upadające, brązowe listki złoto-żółtych kwiatów.
Asriel ujawnił się na korytarzu z białym pudełkiem zawiniętym czerwoną wstążką. Podszedł do dziewczyny i położył prezent obok.
-To dla mnie? Jak tak to... Czemu?- Uśmiechnęła się.
-Bo jesteś cała i zdrowa! Nie otwieraj! Chcę nagrać twoją reakcję... Potem zajmę się kwiatami, hee hee hee.- Delikatny głos kozy uspokoił małą.
-Jesteś wielki...- Odrzekła do niego, odchodzącego.
...
-No kurka. Jeszcze wczoraj tu była. Może w kuchni...Ah, jest! Oh. Bateria rozładowana, meeeh, trudno. Chara, baterii nie ma! Już idę!-Bez odpowiedzi.
-Nikt cie nie uczył że się odpowiada? Heheh- C-Chara?! Wypluj te kwiaty! Oszalałaś?-
-Mhhhmm... Co? Nie zachowuj się jak dziecko mamusi.- Odpowiedziała Chara, z prezentem na szyi. Był to wisiorek z sercem, na środku był otwór na klucz...
...
...
Unikałaś każdego ataku... Tylko za każdym razem coraz powolniejsze ruchy i zmęczenie stawały ci na drodze. Teraz wiesz jak to jest bez determinacji.
-Jeszcze stoisz? Nawet bez twojej specjalnej mocy? Yo, pokaże ci moją.- Powiedziała Chara bezlitośnie wymachując nożem w koło. Rożne errory latały na jej ciele. Zakłócenia. To dlatego że ona, to ty. Ale ty jesteś prawdziwa, dlatego ona jest tak zgitchowana. To tylko dusza.
-Widzę ten strach...Ten sam malował się na twarzy Undyne. Głupie istoty.-dodała.
Wyciągnęłaś Flowey'a i powiedziałaś Charze by na chwilę go posłuchała. Dopowiedziałaś że chcesz tylko pomóc. Zaśmiała się i wytarła niby łzę.
-Chara. To ja. Czemu zabiłaś mamę i tatę? Czemu zabiłaś wszystkich? Nawet nie wiesz jak to boli widzieć Frisk w tym stanie! Została o to wszystko oskarżona. Ale... Zapomnijmy o tym. Już nikogo nie ma. Wspomnij sobie stare czasy i wszystkie zaba-- Chara wbiła nóż w twarz Flowey'a. Zniknął. Ktoś cie złapał od tyłu i pociągnął w ciemny kąt.
-Nie bądź głupi. W tym świecie to zabijać albo zostać zabitym. Frisk! Gdzie jesteś?!-
Nic więcej nie usłyszałaś. Już byłaś w ruinach.
-Już, już. Nie płacz słoneczko.- Powiedziała Mettaton.
-Mettaton, to nie pomoże ona potrzebuje miłości.-wymamrotała Alphys.
Oni żyli, a ty byłaś w objęciach Sans'a, a raczej tylko ty go ściskałaś. Byłaś w szoku bo tym co ten potwór wyrządził Flowey'mu.
Gdy się odwróciłaś, miałaś możliwość dostrzec innych.
Alphys, która była przy tobie, a obok Mettaton kucająca.
W tle Napstablook który też się rozkleił.
Shyren wręczyła ci wianek z żółtych kwiatów.
Zaczęłaś powtarzać o tym jak bardzo dziękujesz.
-Uh, Cisza! Chara zostanie w zamku! Napsablook będziesz patrzał czy ona tam jest.- Blooky przytakiwał.-Sans, ty jesteś obroną.-Mogę oddać ciało dla tej roboty. Gadająca Alphys zaprzestała bo dennym żarcie szkieleta.-Nieważne... Musimy wydostać Frisk na zewnątrz! Wtedy...Wtedy...Stanie się co ma się stać.-Dokończyła Alphys i uśmiechnęła się do ciebie. Idziemy do laboratorium...I tam zostaniemy na jakiś czas.
Nawet nie wiesz kiedy zasnęłaś, już wyruszyliście, byliście w Waterfall, prawie w Hotland.
-Kiddo, to tutaj uciekałaś przed Undyne?- Zapytał Sans budząc cię ze snu. Pokiwałaś głową na tak. -Spokojnie, za niedługo znowu zobaczysz Undyne, Toriel, Muffet, a ja...Papyrus'a.- Powiedziałaś że my wszyscy ich zobaczymy. Zorientowałaś się że niesie cię Lesser dog, tak też znowu zasnęłaś.
...
Mięciutkie łóżko... Ahh. Już jesteście. Amalgamate był tuż obok. Pogłaskałaś go.
-Uhh...Frisk. Muszę iść porozmawiać z innymi... Za chwilę przyjdę. Nie wychodź na dwór bo to niebezpieczne!-Przyleciała Alphys. Przytaknęłaś. Ona opuściła pomieszczenie. Ah, jasne że musiałaś wstać...Przypomniało ci się coś. W lodówkach. Pobiegłaś tam a Amalgamate za tobą. Juz tuż przy Lodówkach przyszedło Lemon Bread. -To niebezpieczne. Nie rób tego. Pomożesz tylko sobie.- Zbytnio nie zwracałaś uwagi na to co to mówi. Otworzyłaś lodówkę i wyciągnęłaś strzykawkę z napisem "DETERMINACJA".
----
Wybaczcie za to że w tym momencie ale noo... A ogółem mam wenę ;) no więc... Za niedługo może będzie kolejny... Może...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro