R.3 Coś można zmienić
Maszyna się otworzyła. Wyszłaś z niej jakby nigdy nic. Zapytałaś Sans'a czy poszło z planem. Twój towarzysz patrzył się na maszynę, chyba przerażony. Odwróciłaś się i... Nic. Podbiegłaś do Sans'a machając jego ramionami.
-Wybacz Kiddo. Wystraszyłem cie na śmierć?- Odpowiedział odrazu zmieniając wyraz czaszki. Powiedziałaś że to nie było śmieszne.
-Idziemy do Papyrus'a? Dzwonił do mnie, spadajmy. Mrocznie tu i nic nie widzę- Dodał. Poprawił ci humor, ale nadal wiedziałaś że on coś zobaczył. Nie reagował tak na True Pacifist. Ta maszyna coś zmieniła.
Sans złapał cię za sweter i po mrugnięciu, byłaś w Snowdin.
...
Poruszyła swoimi palcami. To niemożliwe. Ubiór, wygląd... Wszystko się zgadzało. Zaczęła się śmiać.
Wcisnęła przycisk "continue".
...
-Papyrus? Bro? Gdzie jesteś?-Krzyknął czaszkogłowy -Daj mi chwilkę Frisk. Nie ruszaj się stąd.- Tak też zrobiłaś. On pobiegł przed siebie. Czekasz. Nadal.
...
Nie wrócił. Westchnęłaś i postanowiłaś iść do Grillby'ego, ale coś usłyszałaś.
-Fr...isk... Człowieku...- Powiedział ktoś za tobą. Odwróciłaś się i z uśmiechem miałaś przywitać mówiącego. Zaniemówiłaś, a twoje usta zakryłaś dłońmi. Wykrztusiłaś jego imię, gdy po chwili twoje oczy zakryły łzy. To był Papyrus. Jego głowa...W kościach jego brata. -To twoja wina. Okłamałaś mnie i zabiłaś najcenniejszą mi osobę... Wiedziałem że coś z tobą nie tak.-
Papyrus przed zamianą w proch powiedział -S-Sans! To nie on! To nie ten człowiek! Tamten miał grymas na twarzy!- Sans spojrzał na znikającą kupę prochu. Wystawił rękę do przodu. Zaczęłaś się cofać przez łzy. Powiedziałaś coś za co jesteś teraz żywa. Powiedziałaś że wszystkie save point'y poznikały. Nie masz już kontroli nad kontynuacją i nad resetem. Inaczej... Straciłaś determinację. Sans opuścił dłoń, za łatwo.
-Nie mam nic do stracenia. Straciłaś moje zaufanie. Teraz chcesz drugiej szansy? ...Chodź du maluchu.- Rozłożył ręce w znak "przytul mnie". Podbiegłaś i zahamowałaś przy Sans'ie. Powiedziałaś że wiesz co się stanie. Że podejrzewasz o tym...o swojej śmierci bo on ciebie przebi- Przytulił ciebie sam.
-Nie mam nikogo. Coś tu jest nie tak. Już od początku...Ty jesteś prawdziwą Frisk. A teraz idź, znajdź zło i je oswój. Póki nie przyniesie ci niebieskiego znaku stop. Powiedziałaś że na "górze" jest ostatnia nadzieja... W kwiecianym łożu.
Gdy Sans zniknął, zmierzałaś do zamku. Winda działała na wszystkie piętra więc nie musiałaś iść przez to wszystko. Nikogo nie było. Nawet Mettaton czy Burgerpants'a. . . . . . Po jakimś czasie znalazłaś się w windzie do zamku. Wysiadłaś i poszłaś do "nowego domu". Wzięłaś kluczyki i otwarłaś zamek. Gdy szłaś piwnicą, jedynym dźwiękiem były twoje kroki. Dziwne. Nie zabiłaś wszystkich a nikogo nie było. Przed halą osądzenia wyskoczył ci kwiat. Flowey.
-Hej Cha- Uh wybacz. To ty. Frisk, przyszłem tutaj ciebie ostrzec. Twoja druga "ja" Chara... Ona szuka ciebie. Chce twojej duszy. Ona jest potworem, i musisz ją powstrzymać.-
Zapytałaś o to, czemu ci to mówi.
-Ona... Była moim przyjacielem. Miła, szczera. byliśmy rodziną. Nie chcę by wszystko zepsuła.- ukucnęłaś przy nim i spojrzałaś mu w jego puste oczy. Przeraził się, widać że myślał o tym, że to ty jesteś tą złą.
Uśmiechnęłaś się i wyrwałaś go. Wyciągnęłaś z ekwipunku małą doniczko-wazę. Wsadziłaś go do niej i zasypałaś korzenie ziemią obok. Powiedziałaś że musi iść z tobą. Że pokażesz mu świat. A co najważniejsze... Tylko jego Chara się posłucha.
-Odwaliło ci do chole- Hry...hrym... Dzięki. Ona tam jest, a ja tu i mam plan. Pójdzie...- Zatkałaś mu usta, chciałaś by był cicho. Weszłaś do ostatniej hali i usłyszałaś dzwoń.
-Witaj. Jestem Chara. Ten cholerny kwiatek już ci wszystko powiedział, nie? :) Nic nie szkodzi. Bo twoje ostatnie momenty życia...-Chara wyciągnęła nóż- Też będą kłamstwem.
---------
K. Możliwe że kolejny Rozdziałeczek już dzisiaj. Całkiem bardzo. Ale gdzieś o 20. Dzięki za czytanie... I nie trać determinacji!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro