Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R.2 Sansowne żarty śmierći

Zamknęłaś za sobą bramę... Chciałaś odnaleźć Sans'a, bo tylko on mógł czytać linię czasoprzestrzenne, pamiętał je, mógł ci pomóc. Szłaś przez las, zaśnieżony i mroczny. Byłaś niedaleko barykady, ale nie usłyszałaś żadnego hałasu. Pewnie jest u Grillby'ego...

-CZŁOWIEKU! STOP! JA WIELKI PAPYRUS MUSZĘ CIEBIE POKONAĆ! CZEKAJĄ NA CIEBIE NIE TYLKO PUZZLE A TEŻ ZAGADKI!- wykrzyczał szkielet którego pamiętałaś bardzo dobrze. Papyrus. Westchnęłaś i powiedziałaś
-papyrus, nie mam czasu na to. Gdzie twój brat, Sans?- uśmiechnęłaś się.
-mój braciszek tak? Jest gdzieś tam... ALE TO NIE JEST WAŻNE..! JESTEM JA!- Bez wachania powiedział, jakby ze strachem w głosie.
-Nie żartuj. Dość. Przepuść mnie.-Schowałaś twarz w połowie, w ciepłym sweterku. -Pobawimy się póżniej.-
To było głupie. Nie chciał cię przepuścić. Powiedział tylko- ummm... Jak zostaniesz to dam ci trochę mojego słynnego spaghetti!-
Irytował ciebie. W jednym ruchu wyciągnęłaś nóż i przyłożyłaś go do czaszki szkieletu. -Mam powiedzieć jeszcze raz? Pobawimy się póżniej:)-
Wystraszył się, bardziej niż na treningu Undyne. -D-Dobrze! Będę czekać nawet rok! Nyeh-heh?- Szybko się wyślizgnął i uciekł w stronę Snowdin.

Sama przestraszyłaś się "siebie". Ale jakoś...jakoś było fajnie oglądać ich martwe miny...Strach. Nie, nie, nie.

Szłaś do przodu, spokojnie aż do momentu gdy Snowdrake zaatakował.
Odwzajemniłaś się, zabiciem niewinnego potwora.
Wymamrotałaś do ledwie nie rozlatującego się stwora... Że już nie odwrócisz tego co się stało w ruinach... Że to dokończysz. Nie? Ty go oszczędziłaś? To dlaczego idziesz po jego prochach? Opadłaś na ziemię, a obudziłaś się w Snowdin, w hotelu.

Nie wiesz kto cię tu przyprowadził ale nikogo nie było. Wstałaś z podłogi i ruszyłaś do Grillby'ego. W Snowdin nikogo nie było. W śniegu były odciski butów, stóp... Uciekli.

Otworzyłaś drzwi knajpy, było zaskakująco ciemno. Zapaliłaś lampy.
Spotkałaś go siedzącego samego. Podeszłaś i dotknęłaś jego zakrytych niebieską kurtką żeber. Strącił twoją rękę.
-Wyglądasz dzisiaj morderczo dziwnie, Frisk. Czemu?-
Nie zdałaś sobie sprawy że zanim weszłaś już płakałaś. Otarłaś łzy i powiedziałaś że to nie ty zabiłaś te wszystkie potwory. Że to coś ma nad tobą kontrolę.

Sans ci uwierzył.
-Hej Kiddo, możemy czegoś spróbować w laboratorium Alphys. W tym prawdziwym. Ale jeżeli kłamiesz i robisz to dla zabawy... Będziesz mieć zły czas. - Przytuliłaś Sans'a z nadzieją w oczach. Wstał i złapał ciebie za sweter. Pyk! Jesteście przy wejściu do prawdziwego laboratorium. Sans bierze to na serio, nie zwal tego.

Weszliście do windy która bez problemu zjechała na dół. Wyszliście, Sans chwilę poczekał. Ale nikt nie przyszedł. Poszliście do urządzenia w jednym z większych pomieszczeń.
-Nie będzie bolało. Po prostu wejdź do maszyny a ja ją włączę. Będę mieć na to wszystko oko. Nic ci się nie stanie- Zachichotałaś i weszłaś do
ciemnej maszyny. Sans ją włączył. Zamknęła się. Widziałaś światło i...

-------
Czego nie mogą szkielety?

Żyć. Do następnego! Jutro albo pojutrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro