Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Idę się zabić

Pamiętacie jeszcze to wyzwanie, dzisiaj mam zamiar popełnić samobójstwo.

Kitabu bądź hardcorem i naraź się jednej osobie z ekipy.  

(Tu w dodatku jest specjal przed wyzwaniem)

05.23

??? - *Płacz*

K - *Zaspana idzie w stronę drzwi* Kto się tak drze?! Ja chcę spać! *Otwiera drzwi i widzi około dwuletnie dziecko w koszyku, bierze je na ręce* Co się stało mały? Gdzie jest twoja mama? *Zauważa kartkę, dziecko nadal się drze* Co my tu mamy? "Mam na imię Kenaj, proszę zaopiekuj się mną." O matko, kolejny dzieciak. Pewnie jesteś głodny co? Poczekaj, zaraz cię nakarmimy. *Idzie do kuchnie* Hmmm... tylko co ty możesz jeść? Na pewno mleko, ale mój kuzyn też ma dwa lata i wcina wszystko co popadnie. Wierz co? Spróbujemy dać ci banana. *Bierze owoc oraz łyżeczkę. Zaczyna skrobać banana* Leci samolocik.

*10 minut później*

K - Teraz poczekaj, zadzwonię do Muffet.

Kenaj (Ke) - F-f-fufet.

K - *Chichot* *Dzwoni*

Mff - Halo? Znowu jakieś wyzwania?

K - Jedno, olbrzymie. Potrzebna mi jesteś.

Mff - Ok, zaraz będę. *Rozłącza się*

*15 minut później*

??? - *Stuku puku w okienko*

K - *Otwiera drzwi*

Mff - To co jest takie ważne?

K - To. *Wskazuje na dzieciaka bawiącego się pluszowym dinozaurem na dywanie* Nie mam pomysłu co z tym fantem zrobić.

Mff - Wiesz, są różne opcje: mięsne bajgle, potrawka z człowieka, dusza w sosie własnym, niem...

K - *Zakrywa jej ręką usta* Chodziło mi o to, że nie znam się na wychowywaniu dzieci.

Mff - Ale co ja mam z tym wspólnego?

K - No jak to co masz? Idziesz zemną na zakupy.

Mff - A Sans nie może skoczyć, on się uwinie z tym w trymiga. 

K - Nie, nie może, on mi jeszcze dzisiaj będzie potrzebny.

Mff - ???

K - Dowiesz się później.

Mff - Jak mus to mus. Idziemy.

K - Dobra, myślę, że Kenaja zostawimy u naszych naukowców.

Mff - Według mnie to nie jest dobry pomysł, ale zrobisz jak uważasz.

K - No Toriel ma już urwanie głowy z duszami, Pap odpada, tak samo jak Undyne, Mettaton będzie mi potrzebny, Flowey to psychopata, a nasi sprzedawcy są zajęci. Zostaje tylko Tomuś albo Gaster i Alphys. Tomuś uczy się teraz na półrocze więc zostaje tylko ta dwójka. 

Mff - To chodźmy lepiej.

*10 minut później pod drzwiami laboratorium Alphys*

K - *Stuku puku*

Al - Tak?

K - Jest Gaster?

Al - Jest, a któż to?

K - Znalazłam go przed drzwiami nazywa się Kenaj, a przynajmniej tak wynika z opisu.

Al - I-i co chcesz z nim zrobić?

Mff - Potrawkę.

K - Zająć się nim.

Al - Wiesz, że to duża odpowiedzialność.

K - Tak, tak wiem. Ale co innego pozostaje?

Al - Zdaje się, że szukałaś Gastera, jest tam gdzie zawsze, tak się cieszył kiedy ten tygodniowy "szlaban" na eksperymenty minął.

K - Muffet poczekaj chwilę tutaj, zaraz wrócę.

Ke - Fufet!

Mff - Hy? Czy on próbował powiedzieć Muffet?

K - Yep, już drugi raz.

Mff - To-to... słodkie.

K - *Idzie w stronę pracowni Gastera* *Stuku puku*

G - Wejść.

K - Cześć Gast.

G - *Nawet nie raczył się odwrócić przodem do Kitabu* Podaj mi fosfor.

Ke - Gast!

G - Hy? *Odwraca się* Co... to jest?

K - Kenaj, przyszłam ci go podrzucić na jakieś pół godziny.

G - Zaraz co?!

K - Muszę się zająć wyzwaniem, a wszyscy są zajęci. Ty całymi dniami siedzisz w laboratorium i tylko mieszasz składniki. To raczej nie są jakieś ważne rzeczy.

G - Nie jestem żadną niańką.

K - A chcesz żeby Chara odwiedziła to miejsce?

G - Nie.

K - Więc ustalone. *Podaje mu dzieciaka* Będę za pół godziny. *Wychodzi* *Wraca* A i jeszcze jedno, jak zobaczę jakiekolwiek ślady eksperymentów lub tym podobnych ZA-BI-JĘ. *Wychodzi tym razem naprawdę*

Mff - I jak?

K - Zgodził się.

Mff - Mh, na pewno, gadaj jak go przekonałaś.

K - *Tajemniczy wyraz twarzy* Powiedzmy... że dałam mu wybór. Dobra, chodźmy.

Mff - To gdzie idziemy?

K - Najpierw do Losmana a potem do Pierdonki.

*I se poszły*

*Tym czasem u Gastera*

G - Trzymaj dinozaura i się baw. *Kładzie małego na podłodze i wraca do eksperymentów*

Ke - He? Gasel! Gasel! *Śmiech*

G - Co chcesz ty mały...

Ke - Gasel! *Śmiech (znowu)*

G - *Klęka przy Kenaju* Słuchaj mały, idziemy na układ, ja ci nic nie zrobię, a ty pozwolisz mi spokojnie pracować co?

Ke - *Łapie go za dziurę w ręce*

G - Hy? *Zdziwienie*

Ke - *Przekłada dłoń przez dziurę jakby chciał sprawdzić czy tam nic niema*

G - *Patrzy z zaciekawieniem* *Do siebie* Co ty kombinujesz?

Al - *"Z buta wjeżdża"* Gaster, idziemy...

G - Ciii...

Al - C-co ono robi?

Ke - Gasel!

Al - Jakie to słodkie.

*Tym czasem w sklepie*

*Dziewczyny stoją przy kasie, nic się nie dzieje*

*Teleportejszyn do Gastera*

Ke - *Wraca do oglądania dziurawych rąk Gastera*

Al - Co go tak interesuje.

G - Nie wiem Alphys, ale wiem, że to łaskocze.

Ke - *Spogląda na dwójkę w kitlach* Alis! Alis!

Al - O-o...

Ke - *Odkleja się od dłoni szkieleta i podchodzi do Alphys* Alis! *Przytula się do niej*

Al - ??? *Również go obejmuje*

G - Hmmm... ciekawe...

Al - S-szybko się uczy.

G - Hmmm...

*20 minut później u Kitabu w domu*

K - O matko, kto by pomyślał, że pieluchy tyle mogą warzyć.

Mff - Gdzie to położyć?

K - Na wersalce.

Mff - Dobra. Do zobaczenia ja muszę lecieć na spotkanie.

K - Spotkanie?

Mff - Nieważne, w każdym razie nie będzie mnie do 20.

K - Ok, to do zobaczenia.

Mff - Huhuhuhu. *Wychodzi*

K - *Idzie do Toriel* *Puk puk*

T - Tak?

K - Hej Tori, mam prośbę.

T - ?

K - Mogę pożyczyć ciuchy Chary, no wiesz, mam wyzwanie.

T - Można wiedzieć jakie?

K - Idę popełnić samobójstwo narażając się Sansowi.

T - Ale dlaczego, co? Masz się zabić?

K - Mam narazić się jednej osobie z ekipy i wybrałam Sansa i pobocznie Charę.

T - Ale...

K - Najgorsze połączenie ever, do wk****ania.

T - Nie dam ci się zabić.

K - Proszę, nie utrudniaj mi tego.

T - *Westchnięcie* Poczekaj tu.

*Korytarzem przechodzi dusza*

K - O, cześć Shila.

Sh - *Podchodzi potykając się o buty stojące w przejściu* O-o, cześć. Co jest?

K - Nic, czekam na Tori. Opowiadaj, co u ciebie?

Sh - Nic specjalnego, Lucek towarzyszy mi prawie przesz cały czas, pomaga jak morze. 

K - A, wiesz ty co?

Sh - ???

K - Trzeba by załatwić ci jakiegoś psa przewodnika.

Sh - ...

T - No, już jestem, proszę.

K - Dzięki, to mi ułatwi sprawę. Do zobaczenia. *Wychodzi* *Pakuje rzeczy do plecaka* No dobra, teraz tylko podpiracić nóż Chary i wk***ić Sansa. Bułka z masłem... *Idzie szukać Chery*

*Znajduje ją gadającą z chwastem*

K - Chera, wiem gdzie Burgerpants schował czekoladę.

C - Czekolada! *Zaczyna trząść nią w przód i w tył* Gdzie, mów gdzie!

K - W starym drzewie w ruinach.

C - Wracam za 10 minut! *Biegnie tak szybko, że wypada jej nóż*

K - *Podnosi przedmiot*

F - Co ty robisz idioto?

K - Narażam życie.

F - Czyżbyś stosowała zasadę "Zabij albo zostań zabity"?

K - Nie. Stosuje zasadę "Wykonaj wyzwanie albo dostaniesz kopa w dupę od wszystkich". *Chowa nóż za paskiem i rusza w stronę labo*

K - *Pod drzwiami laboratorium*

??? - *Śmiechy*

K - Yyy? *Wchodzi* Yyy... Gaster?

G - *Biega na czworaka po pomieszczeniu, na plecach siedzi mu Kenaj*

Ke - Wio, wio! *Śmiech*

K - Alphys wytłumaczysz mi co tu się dzieje?

Al - Emmm... Gaster zaprzyjaźnił się z małym.

K - Tyle to widzę, ale co Gaster robi na czterech, przecież on by się do tego poziomu nie zniżył.

Al - Heh, ludzie się zmieniają?

K - Najwidoczniej. No dobra, koniec zabawy. *Podchodzi do Kenaja i zdejmuje go z grzbietu "wierzchowca"*

Ke - Uuuuu. *Minka smutnego nietoperka*

K - Oj no już, wrócimy tu kiedyś. Dzięki Gaster za opiekę nad małym.

G - *Podnosi się z ziemi* Niema za co.

Ke - Gasel! Gasel! *Wyciąga ręce w jego stronę*

G - No chodź tu mały. *Przytula Kenaja*

Ke - Alis!

G - *Kładzie go na ziemi*

Ke - *Podchodzi do Alphys i ją przytula*

Al - O-o, no dobrze, idź już do "mamy".

K - "Mamy"?

Al - Uj.

Ke - Mama? Mama!

K - Co, nieee, Kitabu, nie "mama".

Ke - Mama!

K - Dzięki Alphys (wyczuj tą ironię).

Al - Ups.

K - Dobra, nieważne, do zobaczenia później. *Bierze Kenaja na ręce i wychodzi*

*Pod drzwiami domu duchów*

K - *Puk puk*

N - *Otwiera drzwi* O-o, cześć.

K - Hej Blooki.

Ke - Blooki!

N - Aaa... kto to?

K - Kenaj, długa historia, opowiem potem. Jest Met?

N - Jest, wchodź.

*Mettaton siedzi przed komputerem, ogląda "Alicję w krainie czarów"*

K - Hej Met, potrzebuje twojej pomocy.

Mtt - *Odkleja się od komputera* Coś się stało skarbie?

K - Nic wielkiego, chodzi tylko o to, że ty z tego co wiem najlepiej znasz się na makijażu, charakteryzacjach i tych sprawach.

Mtt - Dokładnie.

K - Mam prośbę, weź zrób zemnie Charę.

Mtt - To, to nawet sama zrobisz, poplam się krwią i to wystarczy kochaniutka.

K - No hahaha, bardzo śmieszne (wyczuj tą ironię), ja mówię poważnie. Mam wyzwanie, w którym muszę się narazić Sansowi a Chara, to najłatwiejszy sposób.

Mtt - Poważna sprawa, siadaj i się przygotuj.

K - Blook, zajmiesz się Kenajem?

N - C-co? Ja?

K - Tak ty, a znasz kogoś innego o imieniu Blook?

Ke - Blook!

N - D-dobrze.

K - *Siada na krześle*

*Po chwili przychodzi Mettaton*

Mtt - I jak gotowa na metamorfozę.

K - Yep.

Mtt - *Zaczyna od makijażu* Więc co, zaraz zginiesz?

K - Może tak, może nie.

Mtt - Heh, zamknij oczy.

K - Ok. *Wykonuje polecenie*

Mtt - Można wiedzieć co to za mały słodziak?

K - Kenaj, dziecko z pod drzwi, chyba wiesz co mam na myśli.

Mtt - Jak można porzucać dziecko?

K - Normalnie.

*1 godzinę później*

Mtt - Skończone. 

K - Dzięki, *Patrzy w lustro* postarałeś się. Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę...

Ke - M-mama?

K - No właśnie, zajmiesz się nim przez czas... nieokreślony?

Mtt - On nazywa ciebie mamą?

K - Taaaak... przez Alphys, która tak mnie nazwała, wiesz, on powtarza wszystko co popadnie. Więc jak będzie Mettaton, pomożesz mi?

Ke - Tato!

Mtt - Hy? Czy ty powiedziałeś...

Ke - Tato!

N - Z-zostałeś ojcem. *Cichy chichot*

K - *Smiech* Więc co postanowisz Mettaton? *Kolejny wybuch śmiechu*

Mtt - *Bierze małego na ręce* Powtórz.

Ke - ??? Tato!

Mtt - *Przytula go*

K - Co? *Szturcha go łokciem* Spodobało ci się.

Mtt - *Uśmiech*

K - To ja lecę się zabić a wy się tu bawcie. *Idzie do domu, przebiera się*

*Pod drzwiami domu szkiele-braci*

K - *Stuku puku*

P - *Otwiera* Ch-chara. *Lekko przestraszony*

K - Jest brat?

P - Niema.

K - Świetnie, poczekam w jego pokoju. *Wchodzi do środka* 

P - A-aaa...

K - Spokojnie Pap, to tylko ja, Kitabu, mam wyzwanie.

P - Fiu, bo już myślałem, że to Chara.

K - Niemów Sansowi, że jestem tu i w ogóle, że ja, to ja.

P - *Robi z palców "ok"* Chcesz może trochę spaghetti?

K - Nie dzięki, jak coś zjem, to tak się stresuje, że  wszystko oddam. *Wchodzi do pokoju, wyjmuje nóż z zapaska, siada na łóżku i czeka*

*20 minut później*

S - ...dzięki bro. *Zauważa "Charę"* Co ty tu robisz?

K - *Psychopatyczny uśmiech* Here we are again (Znowu tu jesteśmy) Just me and you comedian right (Tylko ja i ty komiku, co?)? Wity your blasters, your fleshing eye... (Z twoimi blasterami i świecącym okiem)

S - Chara, przerabialiśmy już to.

K - You should better be prepared because soon... (Powinieneś być przygotowany bo niedługo) waiting for you "BAD TIME" (czeka cię "BAD TIME")

(Chyba dobrze to przetłumaczyłam)

S - *Jeszcze nie wk***iony*

K - *W myślach*: Miałam się mu narazić, no nic, raz się żyje. *Fight!*

S - *Odskok* Nie chcę walczyć.

K - But I want (Ale ja chcę)! *Kolejny atak* Come at me, try to kill me with your fancy tools (Podejdź i spróbuj mnie zabić swoimi fantazyjnymi narzędziami)! *Psychopatyczny uśmiech*

S - Chyba naprawdę pragniesz mieć "BAD TIME"! *Zapala oko, pojawia wokół siebie blastery* It's a beautiful day outside (Piękny dzień na zewnątrz) birds are singing, flowers are blooming... (ptaki śpiewają, kwiaty kwitną) On days like these, kids like you should be burning in hell... (W takie dni, dzieciaki jak ty winny się smażyć w piekle)

K - *W myśłach*: Dobra, Sans rozeźlony, teraz tylko przeżyć.

S - *Atak kośćmi*

K - *Odskok*

S - *Łapie duszę i rzuca nią po pokoju* *Po chwili puszcza*

K - *Upada na ziemię, wyciera krew cieknącą z nosa* *Psychopatyczny śmiech* Czy ty myślisz, że mnie pokonasz? Oj Sans, Sans, Sans, czy niczego się nie nauczyłeś?

S - DIE! (GIŃ) *Atak kośćmi*

K - *Odskakuje* Pudło. Najwyraźniej jeszcze się nie skapnąłeś... *Bieg w jego stronę*

S - *Strzela blasteram*

K - *Unik: Ślizg na kolanach* *Podnosi się i biegnie dalej*

S - *Kolejny strzał*

K - *Odbicie nożem* *Jest dwa metry od Sansa* *Skacze na niego*

S - *Nieudolna próba obrony*

K - *Siedzi mu na brzuchu* Wygodny jesteś, a nie wyglądasz. *Unosi nóż*

S - *Osłania się ramieniem*

K - *Wyrzuca nóż w kąt i przytula się do szkieleta*

S - *Zdziwienie*

K - Nic żeś się nie nauczył, to jest przecież program typu "pytania i wyzwania", resztę sobie dopowiedz. *Szczery uśmiech*

S - Chara, to wyzwanie?

K - Yep, a ja to nie Chara tylko Kitabu.

S - To-to było takie realistyczne, skrzywdziłem cię.

K - Eeeetam, większą krzywdę robię sobie kiedy uczę się "latać" na zajęciach. Dobra, koniec tego dobrego, idę po Kenaja i do domu, muszę zmyć z siebie tą krew. *Uśmiechnęła się i wyszła*


To już koniec tego rozdziału, ma on około 2000 słów i myślę, że wyszedł dosyć ciekawie. Tak, Mettaton został "tatą" hłehłehłe. Tak czy inaczej zostawcie gwiazdkę i piszcie wyzwania. Do napisania :D.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro