Rozdział 11
- Idziemy? – Zapytał się mnie Sans
- Tak – Odpowiedziałam z uśmiechem
Wyszliśmy z motelu i poszliśmy dalej, większość tych widoków nie widziałam bo tego nie było w grze.
- Hej Rose co ci świeci w kieszeni?
- Co?
- No w kieszeni
- Aaa... to telefon komórkowy, zaraz to telefon!
- Taaaa... ale czemu on jest taki mały?
- Przecież wy też macie telefony komórkowe, co nie?
- Taaa... Tylko mam malutkie, maciupkie pytanko.
- Jakie?
- Co to jest telefon komórkowy? – Złapałam się za głowę i się szeroko uśmiechnęłam
- Ale w grze mieliście.
- Widać ta „gra" się myli.
- Taaa... sumie masz racje bo większość tych miejsc nie pamiętam, a macie w ogóle jakieś telefony?
- Tak tylko ciężko z przenoszeniem bo jest pod prąd.
- No właśnie to takie coś tylko lepsze, mniejsze i szyprze
- Ta ale wytłumaczyłaś
- Masz zobacz – Dałam mu telefon do ręki
- Jakie to dziwne, ale to nie działa bo ma coś czarnego i nic nie wyświetla – Był wpatrzony w telefon
- To się włącza – wzięłam telefon i go włączyłam
- Łał – Był bardzo zdziwiony i wpatrzony
- Włączę ci gry spoko?
- Tak!
- Ale mogę coś napisać do mamy?
- Tak! To ty mi pokazałaś nie znaną magię więc bierz, ale pod jednym warunkiem
- Pod jakim?
- Mogę popatrzyć jak piszesz
- Okej – Uśmiechnęłam się
Napisałam do mamy *Mamo czy dostałaś tę wiadomość?*
- Czemu to napisałaś a nie coś innego jeszcze ci ekran zniknie
- Jak zniknie to go włączę jeszcze raz
- Tak można?
- Tak
- Łał
- Mogę cię zabrać w piękne miejsce?
- Jeśli chcesz to tak
- To chodź
*****
TIME SKIP
*****
- Zamknij oczy
- Okej – Zamknęłam oczy i prawie się wywaliłam bo się potknęłam, ale Sans mnie złapał, potem mocniej trzymał moją rękę bo wiedział że jestem niezdarą
- Możesz otworzyć oczy kwiatuszku – Puścił mnie
- Kwiatuszku? – Spojrzałam na niego, a nie na widok
- Tak i spójrz przed siebie
Spojrzałam przed siebie i aż mi szczęka opadła
- Podoba ci się?
- Czy mi się tu podoba? Tu jest pięknie, oczywiście że tak
- Cieszę się. Przychodzę tu jak mam zły dzień tu też byłem jak ja się kłóciłem z Pa... - Zaciął się – Z Papsem
- Czyli była kłótnia? – Zapytałam się chodź wiedziałam że była
- Tak przepraszam że cię okłamałem
- Nic się nie stało ja też cię okłamała bo wiedziałam
- Ejj... W sumie jesteśmy kwita
- Taaa... - Przewróciłam oczami
- Czy ty mi czegoś nie powiedziałaś?
- Tak, ale też mi nie mówisz wszystkiego – Skrzyżowałam ręce
- Tak masz racje, a może się zwierzymy? Ale nie teraz bo te kwiatki powtarzają wszytko co usłyszą
- Dob... - Usłyszałam coś jak by ktoś powiedział *Ale jak ja mam jej powiedzieć że ją kocham*
- Rose czemu się zacięłaś? Kościotrupa zobaczyłaś? Hehehe
Nie przejęłam się tym żartem, bo ten głos przypominał Sansa
- Sans ty tutaj byłeś, kiedy?
- Wczoraj w nocy, a co?
- A bo usłyszałam jak by ktoś powiedział *Ale jak ja mam jej powiedzieć że ją kocham* a ty byłeś wczoraj w nocy
- I przecież to mógł być każdy
- To czemu się rumienisz – Zerknęłam na niego jednym okiem
- C-co... Nie – Schował twarz w swojej bluzie
- Taaa... to czemu się chowasz?
- J-j-ja się n-nie chowam.
- I się jąkasz.
- No i co?
- No dobrze później porozmawiamy
- Tak
Usialiśmy na ławce, a Sans mnie złapał za rękę
- Hej Sans – Chybko zabrał rękę z mojej
- Tak Rose?
- Jak często tutaj przychodzisz?
- Różnie bywa
- Aha – Wzięłam go za rękę, a on tylko się na mnie spojrzał – A na ile procent mnie lubisz? Od jeden do stu, sto to mnie kochasz, a jeden to mnie nienawidzisz, więc?
- Yyy... Nie wiem a ty na ile procent mnie lubisz?
- Ty pierwszy, ale bez kłamania, okej?
- Okej
- Więc na ile procent mnie lubisz?
- Yyy... Na...
*********************
Dum, dum, dum ale przerwałam xDD ile myślicie na ile procę ją lubi? Ten filmik na górze jest super xDD jeśli masz słabe serce radze nie oglądać xDD
Bajooo...:*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro