t w o
Siedzieliśmy przy okrągłym stole w jadalni Ashtona, w sumie teraz już także Caluma, który wprowadził się do niego dobrych kilka tygodni temu. Cieszyłem się z ich związku, Ash często wpatrywał się w Cala jak w obrazek i na odwrót. Tworzyli świetną parę, a ja cieszyłem się ze szczęścia swojego przyjaciela. Widać było, że nie widzą świata poza sobą.
Spojrzałem na prawo i uśmiechnąłem się do siebie. Luke śmiał się z jakiegoś żartu Ash'a, którego nie byłem w stanie usłyszeć, bo byłem zbyt pochłonięty wpatrywaniem się w blondyna.
Był piękny. Jego niebieskie tęczówki błyszczały radośnie, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Często zastanawiałem się jak można być takim idealnym. Wszystko w nim było perfekcyjne i mógłbym napisać poemat na temat jego profilu twarzy i cudownym dołku w policzku.
- Michael, wszystko okej?- z transu wyrwał mnie głos Luke'a, który wpatrywał się we mnie z niepokojem.
- Jak najbardziej.- odpowiedziałem i skierowałem się w jego stronę składając krótki, ale pełen czułości pocałunek na ustach.
- Ash, ty mnie tak nie całujesz. To ja zawsze to robię.- powiedział żartobliwie Cal, szturchając swojego chłopaka za ramię.
- Bo ja robię co innego.- odpowiedział mu spoglądając na niego kątem oka, na co Calum pokiwał głową z uśmiechem na znak zrozumienia.
- Tatuśku...- szepnął Cal, powodując, że Luke zadławił się kawałkiem kurczaka, a ja uniosłem brwi w zdziwieniu.
- No tylko mi nie mów, że na serio masz to zboczenie.- powiedziałem zaczynając się śmiać jak opętany.
- Moje zboczenia, a Tobie nic do tego.
- No dobrze, tatuśku.- powiedziałem przedrzeźniając Caluma.- My kochanie będziemy się już zbierać. Założę się, że Ash i Cal potrzebują teraz chwili dla siebie.- uśmiechnąłem się do nich i łapiąc za ramię, wycierającego jeszcze usta i wytrzeszczonymi w szoku oczami, Luke'a skierowałem nas do wyjścia.
- O mój boże...- to pierwsze słowa, które wydusił z siebie Luke, po wejściu do samochodu, a ja zaśmiałem się pod nosem.- Udam, że tego nie słyszałem. Wymażę to z pamięci.
- A co? - spytałem kokieteryjnie.- Nie chciałbyś bym jęczał ci do ucha to słowo na t?
- Michael, proszę! Nie wyobrażam sobie tego, to pokręcone.- zakrył sobie twarz dłońmi, a ponownie wybuchłem śmiechem.- Przez takie coś tracę ochotę na seks.
- Jeszcze sprawię, że ci powróci.- poruszyłem znacząco brwiami, a blondyn uderzył mnie żartobliwie w ramię.
- Jesteś niemożliwy.- pokręcił głową, ale na jego ustach widniał duży uśmiech.
Późne popołudnie spędziliśmy na oglądaniu seriali i leżeniu na kanapie. Luke ułożył się na mnie wygodnie, chowając nos w zagłębieniu mojej szyi. Jego ciepły oddech muskał moją skórę, a palce kreśliły różne wzory na torsie. Głaskałem go po plecach, co jakiś czas składając pocałunki na jego czole.
Uwielbiałem chwile takie jak ta. Wciąż nie mogłem przyzwyczaić się do tego szczęścia, które teraz było na porządku dziennym. Nigdy nie przypuszczałem, że można kogoś kochać aż tak bardzo.
- Luke? -spytałem łapiąc go za podbródek.
- Hmm?
- Pocałuj mnie.
I wtedy nasze usta połączyły się w pełnym miłości pocałunku, który mógłby trwać w nieskończoność.
- Kocham cię.- powiedział, a potem znów mnie pocałował, tym razem bardziej zachłannie, powodując, że zrobiło mi się gorąco.
Dziękuję Wam Promyczki za miłe słowa. Wciąż czuję się fatalnie, ale pomyślałam, że może uda mi się coś naskrobać. I wyszło co wyszło.
Udanego piątku! xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro