Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

o n e

Miłość mojego życia właśnie siedziała na mnie okrakiem i składała czułe pocałunki na moich wargach. Chwyciłem go jedną dłonią za biodra, przyciągając do siebie najbliżej jak się tylko dało, do momentu, w którym nie było wolnej przestrzeni pomiędzy nami. Drugą dłonią przytrzymywałem jego podbródek, podczas gdy on błądził dłońmi po moim karku, zatapiając od czasu do czasu dłonie w moich włosach.
- Tak bardzo cię kocham.- szepnął mi w usta, a ja mimowolnie uśmiechnąłem się nie odrywając swoich warg od jego.
- Też cię kocham, mężu. - odpowiedziałem na co spojrzał mi głęboko w oczy, a później splótł nasze dłonie razem.
Obaj spojrzeliśmy w dół na dwa złote przedmioty okalające nasze palce.
W końcu on był tylko mój, a ja byłem tylko jego.
Blondyn uśmiechnął się słodko, a jego policzki oblał rumieniec.
- Chodź tutaj.- powiedziałem przyciągając go za kark, by móc znów cieszyć się smakiem jego ust.
Całowaliśmy się z pasją i pożądaniem. Co jakiś czas słychać było nasze stłumione przez pocałunek jęki oraz ciężkie oddechy, które towarzyszyły nam za każdym razem, gdy nasze pocałunki stawały się gorętsze. Zjechałem dłońmi na jego pośladki, ściskając je mocno, na co on zamruczał mi w usta doprowadzając mnie na skraj szaleństwa.
- Powinniśmy zastopować, jeśli nie chcemy spóźnić się na obiad do Ashtona. - powiedział Luke, całując mnie w policzek.
- Racja.- westchnąłem wstając z łóżka, z blondynem na rękach, po czym postawiłem go delikatnie na miękkim dywanie. - Ale nie myśl sobie, że tak łatwo ci odpuszczę. Dzisiejszej nocy jesteś mój.- dodałem klepiąc go delikatnie po pośladku.
Dumny z siebie ruszyłem do łazienki, kiedy czerwony na twarzy Luke obserwował mnie stojąc w miejscu.
Uwielbiałem to robić - sprawiać, że pewny siebie Luke zamieniał się w słodkiego, zawstydzonego kociaka.
Nie zawsze on dominuje, o nie.

Spojrzałem na swoje odbicie i zobaczyłem uśmiech. Szczery, prawdziwy. Już nie byłem tym smutnym Michaelem pragnącym umrzeć. Teraz chciałem żyć, bo miałem dla kogo. Spojrzałem na prawo i obserwowałem jak mój mąż przykładał do siebie dwie flanelowe koszule, nie mogąc się zdecydować, którą wybrać.
Podszedłem do niego i łapiąc go w pasie od tyłu musnąłem jego szyję. - Czerwona kochanie, seksownie ci w tym kolorze.
- Michael! - jęknął odwracając się w moją stronę, po czym schował twarz w zagłębienie mojej szyi. - Nie rozpraszaj mnie. Ani nie prowokuj. Ash nie lubi spóźnialskich.
Wywróciłem oczami. Luke jak zwykle musiał być punktualny co do minuty.

Równo o godzinie piętnastej stanęliśmy pod domem naszego przyjaciela.
- Dobrze wyglądam? Koszula nie jest pomięta? A jak moje wł-
- Luke! - przerwałem mu.- Wyglądasz perfekcyjnie.- ucałowałem jego dłoń splecioną z moją, gdy po chwili w drzwiach pojawił się uśmiechnięty Calum.
- Cześć! Wejdźcie, Ashton dzisiaj stoi przy garach- zaśmiał się i zaprosił nas do środka gestem dłoni.
- Miło cię widzieć, Cal! - przywitaliśmy się z nim przyjacielskim uściskiem.
- Moje gołąbeczki, do mnie raz dwa!- w progu kuchni ujrzałem głowę Ash'a, który z uśmiechem na ustach czekał na nas z otwartymi ramionami.
- Ładnie pachnie! - powiedziałem, czując jak słodycz wypełnia moje nozdrza.
- Jeszcze lepiej smakuje. - uśmiechnął się do nas, a po chwili znalazł się przy nim Calum, oplatając go dłońmi w pasie i kładąc głowę na ramieniu.
- Jesteście tacy słodcy! Nie wytrzymam, Mikey tylko spójrz!- pisnął Luke łapiąc się za policzki, a ja tylko zaśmiałem się lekko.
- Proszę cię i kto to mówi! - powiedział Ash, na co wszyscy zareagowaliśmy chichotem.

Patrzyłem się na nich z uśmiechem ciesząc się każdą chwilą spędzoną w ich towarzystwie. Miałem kochającego męża i wspaniałych przyjaciół, którzy od paru miesięcy byli w związku.
Kiedy wracałem myślami do wypadku i tego chorego alternatywnego świata, byłem wdzięczny losowi, że to tylko sen, a nie rzeczywistość.
Z pewnością nie miałbym tego, co mam teraz.
A miałem wszystko.
No prawie.

Cześć Perełki.
Tutaj chora ja, przespałam cały dzień w męczarniach wysokiej gorączki. Dzień tragiczny, aż szkoda mówić.
Jutro czeka mnie wizyta u lekarza.
Tymczasem mamy pierwszy rozdział! Jak tam się podoba? Może być?
Wiecie trochę mi nieswojo, kiedy piszę o jakichś czułościach, bo na codzień sama tego nie doświadczam. W każdym razie staram się sobie wyobrażać jak to jest.
Do następnego. Ily xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro