Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII


Nienawidzę tego rozdziału, proszę napiszcie, że jest lepszy niż uważam że jest

art od xylaxa

edited by alemqa

miłego czytania

or not

nie lubię tego rozdziału, mówiłom to już?

~~~~

Knuckles szedł uliczkami w parku, spacerując bez większego celu. Na obecną chwilę nie miał nic do roboty, gdyż Zakshot stanowczo odmówił współpracy przy kolejnym napadzie na bank, a Kui wręcz kazał mu iść do domu odpocząć, wyzywając go od zatraceńców. Niezbyt przejęty tym szarowłosy, niechętnie posłuchał go i wrócił do domu, lecz zaledwie parę minut później zaczęło go na nowo nosić. Nie chcąc denerwować Chińczyka, postanowił nie robić żadnego napadu, a jedynie poszedł się przewietrzyć w parku.

Chodząc tak między drzewami i krzakami, czuł się dziwnie spokojnie. Mimo burzliwej natury, umiał doceniać naturalne piękno planety, nawet jeśli ostatnio robił to o wiele rzadziej. Kiedyś, często podziwiał przyrodnicze widoki z Evą, lecz ostatnio on nie miał na to czasu, a Eva ochoty. Teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo zatęsknił za włóczeniem się bez celu, czy to po lesie, w górach, na plaży, czy jak teraz, w parku.

Nagle, ujrzał coś, a raczej kogoś, kogo się zdecydowanie nie spodziewał w tym miejscu o tej porze. Najpierw wydawało mu się nawet, że się przewidział, lecz gdy podszedł bliżej, upewnił się, że się nie myli. Stanął jak wryty i z wysoko uniesionymi brwiami wpatrywał się w widok przed nim.

— Montanha? — zapytał, wciąż nieco niepewnie.

Nigdy nie widział, a przynajmniej nie pamiętał by widział, szefa policji w takim stanie. Rozwalony na ławce szef policji, do złudzenia przypominający bezdomnego, z kilkoma pustymi butelkami po alkoholu walającymi się po ziemi. Gregory otworzył oczy, na dźwięk swojego nazwiska i spojrzał na pastora nieprzytomnym wzrokiem. Skrzywił się, za pewne z bólu, a widząc, kto go wybudził, przymknął delikatnie powieki i westchnął cicho.

— Czego chcesz — odburknął, próbując wstać.

— Ciebie też miło widzieć — Erwin niecierpliwie przewrócił oczami i powstrzymał starszego, aby nie podnosił się z siedzenia. W zamian, dosiadł się do niego na ławkę. — Co się stało panie Montanha? Cosplay menela?

— Nie — warknął szatyn, lecz mina mu nieco zrzedła. Przetarł ręką zmęczone oczy, po czym podniósł wzrok na skupionego na nim szarowłosego. Złotooki widocznie nad czymś się zastanawiał. W końcu westchnął i wstał.

— Chodź, Monte, podwiozę cię na aparty. Ale serio, możesz mi powiedzieć, o co chodzi. Może będę w stanie jakoś pomóc — zaoferował młodszy. Brązowooki parsknął niewesołym śmiechem, lecz wstał i podążył za niższym.

— Podziękuję — wymamrotał, udając, że nie widzi, jak Erwin wytrychuje jakiś samochód.

— Nie będę nalegał, ale... jeśli potrzebujesz kogoś to... — Knuckles się zająknął. Co on w ogóle mówił?

— Zapamiętam — mruknął szatyn, wchodząc do pojazdu.

Erwin zasiadł za kierownicą i wyjątkowo, postanowił jechać zgodnie z przepisami. Nie chciał zostać zatrzymanym, czuł, że nie powinien pozwolić na to, aby współpracownicy brązowowłosego zobaczlić ich szefa w tak opłakanym stanie. Widać, że szatyn cierpiał. Tylko o co mogło chodzić? Znowu jakaś blondyna? Nie, raczej nie przejąłby się zwykłym odrzuceniem. Do skarg był na tyle przyzwyczajony, że to raczej też nie o to chodzi. Jednak, nic poza zmieniającym się jak w kalejdoskopie życiem prywatnym i pracą nie przychodziło mu do głowy. Nie chciał naciskać, ale czuł, że za chwilę jego ciekawość weźmie górę. Zagryzł wargę, i zerknął na Gregory'ego.

Spał.

Nie potrafiąc czekać dłużej w niepewności, wybrał odpowiedni numer, modląc się, że odbiorca go nie oleje, jak to często miał w zwyczaju. Zresztą, ze wzajemnością — mimo tego, że nawet się lubili, mieli zazwyczaj ważniejsze rzeczy na głowie, niż rozmawianie ze sobą. Knuckles jednak nie posiadał zbyt dużo innych osób w kontaktach, które mogą znać odpowiedź na dręczące go pytania. Prośby zostały wysłuchane, gdyż zaledwie chwilę później, policjant do którego dzwonił, odebrał.

— Halo?

— Hej... panie Capela? Czy coś się stało ostatnio na komendzie? — zapytał ostrożnie.

— Hm... — siwowłosy się zamyślił. — Poza wczorajszymi wyborami na szefa policji, chyba nie. — Bingo. Czyli jednak nie mylił się za bardzo; rzeczywiście chodziło o pracę.

— Wygrałeś? — złotooki zapytał prosto z mostu.

— Mhm.

— Gratulacje!

— Dzięki — Dante westchnął zadowolony. — A czemu pytasz? Bo coś wątpię, że chodzi ci o moje samopoczucie.

— Montanha... — zaczął szarowłosy, lecz przerwał, nie wiedząc jak to subtelnie zasugerować. — Yy... nie najlepiej to zniósł... — odpowiedziało mu głębokie westchnięcie po drugiej stronie linii. — Myślę, że dobrym pomysłem byłoby mu danie urlopu do jutra, żeby się pozbierał — dodał, zaskoczony miękkością swego głosu.

— Tak... jak najbardziej — Capela się zgodził. — Czy Grzechu jest przy tobie?

— Jest... — Knuckles powiedział powoli.

— Daj mu tele-- to znaczy, powiedz mu, um, później, żeby jutro do mnie przyszedł. Mam sprawę do niego — odparł niebieskooki.

— Dobra, pa — szarowłosy nie dał policjantowi dojść do głosu, po czym zakończył połączenie.

Po wolnej, jak na pastora, jeździe, zatrzymali się pod apartamentami. Złotooki obrzucił wzrokiem starszego. Wygladał tak łagodnie i bezbronnie, a jednocześnie na tak załamanego i zmęczonego, że Erwin nie miał serca go budzić. Wyszedł z samochodu, obszedł go dookoła, otworzył drzwi i zaczął przyglądać się dogłębnie szatynowi. Po jakimś czasie, ocknął się z zamyślenia. Przeklinając w umyśle samego siebie, odpiął policjantowi pasy bezpieczeństwa i wziął go na ręce. Nie było to proste, gdyż brązowooki był od niego prawie dwa razy cięższy i znacznie wyższy, lecz Erwin był przyzwyczajony do tachania większych od siebie osób. Niebawem dotarł do swojego mieszkania i delikatnie położył Gregory'ego na swoim łóżku, a sam udał się do kuchni, w celu zrobienia sobie herbaty i zamówienia jakiegoś ciepłego posiłku.


Szatyn obudził się parę godzin później, ledwo powstrzymując się od wydania z siebie jęku bólu. Leniwie otworzył oczy i zdziwił się, zauważając, że nie znajduje się w swojej sypialni. Wspomnienia sprzed kilku godzin napłynęły do jego głowy, wywołując u niego grymas niezadowolenia. Ukrył twarz w dłoniach. Czy na serio ze wszystkich osób, które mogły go znaleźć w takim stanie, musiał być to pastor? Westchnął i zrezygnowany spojrzał na swoje ręce. Wiedząc, że i tak to musi zrobić, Montanha zebrał się w sobie i wstał, kierując się do drzwi pokoju.

Wszedł do salonu, gdzie na kanapie, dostrzegł przysypiajacego Erwina. Starszy odchrząknął.

— Oh, wstałeś... — wymruczał złotooki trochę zachrypniętym głosem. — Na stole masz wodę i tabletki.

Montanha kiwnał głowa i zażył leki. Spod przymrużonych powiek, obserwował szarowłosego. Na jego twarzy już nie malowało się zmęczenie, a słabo ukrywane zaciekawienie.

— Jak się czujesz? — zapytał niższy łagodnie.

— Ok — mruknął krótko, siadając obok Erwina.

— Słuchaj, wiem o co chodzi — Knuckles powiedział, uważnie przyglądając się szatynowi. — Czy Capela według mnie będzie dobrym szefem? Raczej tak. A czy ty byłeś dobrym? Również tak. To nie koniec świata... dalej jesteś w High Commendzie! — pocieszył go, nieco pokracznie.

Brązowooki zmarszczył brwi. Spodziewał się, że pastor go wyśmieje, ewentualnie stwierdzi, że przesadza, a tu proszę. Dlaczego?

— Po prostu... — zaczął Gregory, ale się zawahał. Czy powinien tak się otwierać przed kryminalistą? A jebać. — Ta praca tyle dla mnie znaczy, a mam wrażenie, że wszyscy mnie opluwają. Zarzucają mi bezpodstawną korupcję, zachowują się w stosunku do mnie nie fair. Tyle z siebie daje, a nie zostaje to doceniane przez nikogo... — dodał cicho.

— Rozumiem — rzekł szarowłosy, współczując policjantowi. Mimo tego że znajdował się po drugiej stronie barykady, to w duchu doceniał, byłego już, szefa policji. Nie dość, że był w miarę sprawiedliwy dla crime'u, nie to co niektórzy funkcjonariusze, to Erwin szczerze uważał, że Montanha dobrze sprawował się jako szef policji. Uśmiechnął się szeroko. — Chodź, musisz się jakoś rozerwać.

Wstał energicznie i wyciągnął rękę, by pomóc szatynowi wstać z kanapy. Ten nieufnie złapał za dłoń; słusznie, gdyż Knuckles natychmiast pociągnął go z siłą w kierunku drzwi. Gregory ledwo utrzymał równowagę, ale grzecznie podążył za młodszym. Ten zabrał go do swojego Zentorno.

— Od kiedy to masz? — zapytał zdumiony, widząc drogi samochód. Ręką delikatnie przejechał po jego masce. — Co z Dominatorem?

— Od Dii — złotooki odparł niechętnie. Zazwyczaj uwielbiał się owym samochodem chwalić, lecz dzisiaj miał inne rzeczy zaplanowane. — Nieważne.

Nie zadawając więcej pytań, pozwolił niższemu zawieźć go na miejsce docelowe. Uniósł brwi pytająco, gdy zatrzymali się przy sklepie z ubraniami. Nie zrażony tym Erwin wybrał dwa komplety pierwszych lepszych nie rzucających się w oczy ubrań, wraz z rękawiczkami jak i maskami zasłaniającymi twarz.

— Pastor? Co do kurwy-- zaczął szatyn, lecz złotooki szybko mu przerwał, uciszając go.

— Przebierz się w to. Jedziemy na wycieczkę — mruknął Knuckles.

Nie za bardzo wiedząc dlaczego, Gregory posłuchał się i chwilę później dwójka mężczyzn wyszła ze sklepu. Montanha nie kwestionował tego, że zbliżają się do jakiegoś sklepu. Nie zaprzeczył, gdy szarowłosy rozkazał mu, by założył maskę. Nie przestał, gdy Erwin pokazał mu pod jakim kątem najlepiej uderzyć kasetkę. Może było to spowodowane kacem, może głupotą, a może gniewem, wywołanym przez policję. Tak czy inaczej, oficjalnie, ex-szef policji, obrobił kasetkę.

To co zrobił, dotarło do niego z opóźnieniem, dawno gdy już uciekli, a Knuckles pożegnał się z nim pod apartami. Trzymając w ręce plik pieniędzy, które otrzymał od młodszego, zastanawiał się, czy będzie jeszcze w stanie spojrzeć w lustro. Był szefem policji! A teraz zastępcą! Jak on mógł coś takiego zrobić? Wprawdzie, nie naraził niczyjego życia, nie było w końcu tam zakładników, lecz wciąż czuł się z tym źle. Policjant nie może robić takich nielegalnych rzeczy. Co jeśli ktoś się dowie? Wyrzucą go? Tak, na pewno. Czy Erwin ma zamiar go teraz sprzedać? Czy to był jego cel? Jak on w ogóle mógł się tego dopuścić? Jak on mógł być takim idiotą?

~~~~

pepePains

gdybym miało czas to bym to wyjebało i dało coś innego XD ale za późno eh jes jak jes

właśnie mam jeden wyjebany rozdział, dam go niedługo do "niedokończone oneshoty"; nie jest źle napisany ale nie pasuje do charakterów postaci i nic w sumie nie wnosi XD

I jak coś to dostaliście dzisiaj rano odklejonego ff, enjoy that, jeśli jeszcze nie widzieliście

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro