Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

X

Legendy głoszą że kiedyś dodam rozdział na czas.

Edited by alemqa

Art od Nene

Miłego czytania!

~~~~

Krzyki na komendzie nie były niczym nowym, jednak ich głośność była tego dnia dosyć zaskakująca. Gregory, był tylko po niecałych dwóch godzinach snu. Pomimo zmęczenia, nie mógł zasnąć. Za bardzo zastanawiał się nad zbliżającymi się wielkimi krokami wyborami. Niewyspany, zły i drażliwy, przyszedł na służbę. Wiedział, że dostanie opierdziel od Hanka, Janka, czy innego funkcjonariusza, ale nic innego mu nie przychodziło do głowy. Skierował się w kierunku zamieszania, które dochodziło z sali przesłuchań, zapinając w międzyczasie pospieszenie mundur i przeczesując włosy ręką.

Bez ostrzeżenia otworzył drzwi, gdzie ujrzał czysty chaos. Capela stał w kącie, jak najdalej od całej reszty, udając, że go tam nie ma, dwójka kadetów się o coś kłóciła, a przesłuchujący pastora Pisicela wpatrywał się w niego z nienawiścią, znad tony papierów znajdujących się przed nim. Sam Erwin był równie wkurwiony i stał, raniąc sobie tym samym zakute nadgarstki. Prawdopodobnie przykuli go do stołu, gdy zaczął zachowywać się zbyt agresywnie. Jedyna osobą zachowującą stoicki spokój, był Kui Chak, który z lekkim znudzeniem przyglądał się temu całemu cyrkowi.

— Pojebało was? — wykrztusił szef policji, patrząc oskarżycielsko na Dantego i Janka.

— Kazał mi się zamknąć — powiedział cicho siwowłosy, oskarżycielsko wskazując na Pisicelę. — A że jest wyższą rangą to musiałem się posłuchać...

— Wpierdalał mi się niepotrzebnie w słowo! — obronił się oburzony ciemnooki. — A ten — brunet wskazał na drugiego szarowłosego w pomieszczeniu, tyle, że ten nie był policjantem. — Wyprowadza mnie z równowagi.

— A oni! — zaczął poirytowany Knuckles, a z powodu unieruchomionych dłoni, wskazał głową w kierunku całej czwórki policjantów. — Zarzucają mi coś czego nie zrobiłem i są tak kurewsko uparci, że musiałem poprosić o adwokata — tym razem kiwnął w stronę Kui'a, który przytaknął. Rzeczywiście, Erwin prawie nigdy nie wykorzystywał swojego prawa do adwokata, więc oznaczało to, że sprawy musiały wyglądać poważnie.

— A on! — dwójka kadetów wykrzyczała jednocześnie, patrząc na siebie z nienawiścią w oczach. Oboje mieli już zamiar obrzucać się zarzutami, ale w ostatniej chwili im przerwano.

— Stop! — wrzasnął szatyn, powodując, że wszyscy w pokoju umilkli. — Jesteście policjantami, czy zwierzętami?! Ogarnijcie się! Capela, jedź lepiej na patrol, albo podpisz papiery, czy coś. Kadeci, proszę łaskawie wypierdalać, zanim was zawiesze, a ty Pisi, uspokój się do cholery jasnej! — warknął groźnym tonem. Trójka policjantów posłusznie opuściła pokój, a Janek nie odezwał się żadnym słowem. Montanha kontynuował: — Pastorze, nie przeciągaj struny, bo nie skończy się to dla ciebie dobrze. Kui, jakbyś mógł mi wytłumaczyć dokładnie o co chodzi...? — szatyn zakończył, spokojniej, opierając się rękoma o stół i zerkając na papiery Pisiceli.

Kui znudzonym głosem wytłumaczył w jakim celu szarowłosy został zatrzymany. Gdy zakończył, Juan opowiedział jego wersję wydarzeń, na temat głównej sprawy i tego, co zaszło w pomieszczeniu.

— Czy mógłbym zostać sam z panem Montanhą? — niespodziewanie wtrącił się, milczący do tej pory, złotooki. Gregory kiwnął głową, spoglądając wymownie na bruneta i Chińczyka. Obydwoje wyszli.

— Co chciałeś? — mruknął pytająco.

— Pogadać — pastor uśmiechnął się uroczo. — Co sądzisz o zarzutach?

— Nie mamy wystarczająco dowodów, nieważne co Pisicela mówi — wyższy wzruszył ramionami. — Uwierz mi, ja chcę cię wpierdolić, ale po prostu nie możemy tak tego zrobić. Gdybyś poszedł do sądu, to byśmy przegrali. Tydzień temu, gdy Power oskarżył cię o napad na bank przy Paleto, to przegraliśmy sprawę. Nie mam zamiaru ponawiać tego błędu — warknął. Szarowłosy się rozśmieśmiał.

— Więc wychodzę? — złotooki upewnił się, przywracając pewny siebie wyraz twarzy.

— Tego nie powiedziałem. I tak znaleziono przy tobie broń, a nie posiadasz licencji, a na dodatek muszę ci dodać obrazę funkcjonariusza. Niby ja tego nie słyszałem, ale wiem, że Janek i tak by ci to wklepał.

— A można jakoś to zrekompensować? Może za jakiś komplement? Panie Montanha, pan cholernie dobrze dziś wygląda — powiedział i mrugnął znacząco, a uśmieszek nie znikał mu z ust.

Szef policji wywrócił oczami. Przecież ledwo trzymał się na nogach i prosto mówiąc, wyglądał jak trup. Młodszy mógł być bardziej kreatywny. Ale Erwin nie kłamał; dla niego zmęczona wersja Montanhy była równie atrakcyjna, co każda inna. Roztrzepane, brązowe kosmyki niesfornie opadające mu na czoło dodawały mu uroku. Oczy jego, były otoczone lekko pociemniałą od zmęczenia skórą, w towarzystwie niewielkiej ilości zmarszczek, lecz nie odbierało mu to piękna, a same tęczówki o kolorze ciepłej mokki były wręcz hipnotyzujące. Lekko wygnieciony mundur, którego pierwsze kilka guzików było niezapiętych, wyglądał wyjątkowo seksownie na umięśnionym szatynie. Głośne chrząknięcie ocuciło rozmarzonego chłopaka.

— To będzie 30 miesięcy i 10 tysięcy — powiedział, wpatrując się znad tabletu policyjnego wprost w bursztynowe oczy.

— Nic? Nie da się nic załatwić? — szarowłosy zatrzepotał rzęsami, wpatrując się błagalnie w starszego. Ten nie nic mógł poradzić, dosłownie nie potrafił odmówić niższemu, nie, gdy ten patrzył na niego w taki sposób. Zagryzł wargę i przymknął oczy, nie chcąc tak łatwo ulec. Chociaż, z drugiej strony, Erwin zachowywał się wzorowo od momentu, kiedy on wszedł do sali przesłuchań... teoretycznie mógłby mu zmniejszyć wyrok...

— Niech ci będzie... 15 miesięcy i 7,5 tysięcy, dobra? Za dobre sprawowanie... — mruknął, zmieniając liczby w tableciku.

— Mi pasuje — Knuckles wyszczerzył się cwanie, widocznie zadowolony z siebie. Montanha westchnął i rozkuł jego ręce od stołu. Wciąż uśmiechnięty złotooki, rozmasował zdrętwiałe i odrobinę zakrwawione nadgarstki, obrzucając Grzegorza tym samym wzrokiem, co wcześniej.

— Nie chcesz jakiejś maści, albo chociaż opatrunku? — brązowooki rzekł cicho.

— Nie — niższy roześmiał się. — Ale to urocze, że się tak o mnie martwisz.

— Ja wcale...

— Spokojnie... — przerwał mu Erwin niskim głosem.

Szef policji skrzyżował ręce i spojrzał na młodszego krzywym wzrokiem. Szarowłosy stanął na palcach i dla równowagi oparł dłonie o ramiona niezadowolonego Gregory'ego. Wciąż nie dorównywał wzrostowi wyprostowanemu policjantowi, więc musiał delikatnie unieść głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy. Ruchem ręki zmusił go by nieco się pochylił, a sam zbliżył usta do ucha starszego. Wykrzywił wargi w uśmiechu, a Montanha poczuł dreszcz, spowodowany ciepłym oddechem niższego. Przeklął siebie w myślach.

— Przyjdź dzisiaj na zakon o 23 — wymruczał do niego, lewą ręką błądząc po szyi mężczyzny. Niechciane wspomnnienia mimowolnie pojawiły się brązowookiemu przed oczami, na co zagryzł wargę, próbując je jak najszybciej odgonić. Nie może tak łatwo wpaść w pułapkę pastora, chociaż jeszcze nie wiedział, co ten miał na celu.

— A jeśli nie? — odparł nieco drżącym głosem, w duchu modląc się, żeby nikt nie obserwował ich przez lustro weneckie.

— Będzie ciekawie. No chodź — wyszeptał, prawie ocierając się wargami o małżowinę wyższego. Odsunął się, a delikatny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Montanha dostrzegł w niej coś więcej, niż jedynie wcześniejszą pewność siebie, ale nie umiał zdefiniować dokładnie co. — Do zobaczenia wieczorem — Erwin wymruczał, rzucając mu ostatnie przelotne spojrzenie. Chciał wyjść, lecz drzwi były zamknięte. W tym samym momencie szatyn powrócił do rzeczywistości.

— Ej, pastor, ty idziesz do więzienia — Gregory powiedział stanowczo, nieco zachrypniętym głosem.

— Nosz kurwa mać, co ja mam zrobić, oblodzić ci? — złotooki uniósł ręce do góry, zirytowany.

— Nie — odchrząknął. — I tak zabieramy pana do więzienia — brązowooki wzruszył ramionami i bez dalszego ociągania się, wyszedł z pomieszczenia, prowadząc przed sobą ponownie zakutego i zdenerwowanego szarowłosego.

Ku uldze Montanhy, nikt nie obserwował ich przez lustro weneckie, lecz gdy wracał z cel po wysłaniu złotookiego do więzienia, został zaczepiony przez Juan'a. Brunet wypytał go o to i owo, kończąc na tym, na ile go wsadził. Gdy usłyszał, że jedynie piętnaście miesięcy, o mało nie wybuchł.

— Przecież ja więcej czasu spędziłem użerając się z nim i z Chak'iem, niż on tam będzie siedział! — wykrzyczał wkurzony.

Gregory jednak pozostawał niewzruszony. Odparł, że nie posiadali wystarczającej ilości dowodów, by skazać Knuckles'a na długi wyrok. Jedyne co zrobił, to obniżył mu go nieco za dobre sprawowanie. Pisicela nie ustępował, a po małej kłótni, podczas której ciemnooki zarzucił szatynowi korupcję, zdenerwowany i wciąż zmęczony mężczyzna, zgłosił status 5, ówcześnie zgarniając Mię Clark z podziemnego parkingu. Miał nadzieję, że ze spokojną policjantką uspokoi choć odrobinę nerwy. Jednak w duchu, przyznał Janeczkowi nieco racji i uznał, że musi stać się nieco surowszy dla pastora, a może i oziębić z nim relacje. Może nie powinien się z nim dziś spotykać? Chociaż, z drugiej strony, można to jakoś wykorzystać... to jego niewytłumaczone zaufanie młodszego do siebie...

Rozmyślał nad słowami ciemnowłosego. W złości, Janek palnął coś o nadchodzących wyborach na szefa policji. Wywarło to zamierzony efekt na szatynie, który po tych słowach nieco się zdenerwował. Nie mógł spać, rozmyślając o tym, a gdy wreszcie udało mu się skupić na czymś innym, to Juan musiał sprowadzić go na ziemię. Obydwoje dobrze wiedzieli, jaką opinię w policji ma Gregory. Mimo wysokiej pozycji, nie był lubiany, a wielu funkcjonariuszy plotkowało o nim i obgadywało go za plecami. Nie wiedział nawet dlaczego — dawał z siebie 150%, pracował nadgodziny i naprawdę starał się postawić komendę na nogi. Czy, na przykład, Capela był dobrym wyborem? Zapewne. Ale co oni byliby w stanie osiągnąć, czego Montanha by nie mógł?

Szatyn miał cichą nadzieję, że uda mu się jednak wygrać, jeśli reszta zobaczy jak bardzo się stara i jeśli zaoferuje im więcej premii. Do tego potrzeba było pieniędzy, które odkładał często z własnej pensji. Over, z którym sporo o tym rozmawiał, patrzył na sytuację nieco bardziej pesymistycznie, lecz nigdy nie odważył się powiedzieć swych myśli na głos. Gregory westchnął, odganiając nieprzyjemne myśli i próbując skupić się na patrolu.

Pisicela natomiast, postanowił porozmawiać o tym wszystkim z Capelą. Mimo tego, że nie zawsze się dobrze ze sobą dogadują, to i tak wysoko cenił zdanie siwowłosego policjanta. Wciąż był nieusatysfakcjonowany obrotem spraw i chciał poznać opinię niebieskookiego na ten temat.

— Cześć Dantuś! — powiedział brunet, wchodząc do biura Capeli.

— Hej — mruknął w odpowiedzi, odwracając wzrok od papierów i niechętnie zerknął na stojącego przed nim policjanta. — Co tym razem? Chyba nie chodzi o Knuckles'a, co nie? Odesłałem już Chak'a...

— Nie tym razem... Czy nie zastanawia cię zachowanie Grzegorza? — zapytał, siadając na niewygodnym krześle.

— W jakim sensie?

— Ciągle obniża wyroki pastorowi, albo mu odpuszcza. Kiedyś został porwany przez grupę, która prawdopodobnie jest prowadzona przez Knuckles'a, a jednak wciąż ma z nim koleżeńskie stosunki. Parę razy się gdzieś spotkali by coś obgadać, ciągle dzwonią, często gubi za nim pościgi... nie wydaje ci się to podejrzane?

— Nie wiem, czy nie szukasz dziury w całym, Janeczku — niebieskooki westchnął, przeczesując dłonią szare, niemal białe kosmyki, opadające mu na twarz.

— Nie wiem, nie pasuje mi to — odparł szczerze brunet. — A sam Knuckles, coś za bardzo się poczuwa. Mam wrażenie, że robi sobie z Grzecha sojusznika. — dodał, z wyraźną niechęcią, jak zresztą zawsze, gdy mówił o pastorze.

— Wiesz, można to wykorzystać... Gadałem co nieco o tym z Grzechem, gdyż miałem te same pytania, co ty. Odpowiedział, że próbuje zdobyć jego zaufanie. Można by z niego zrobić naszą małą wtykę... Słuchaj — zaczął Dante, ruchem ręki sygnalizując, żeby ciemnowłosy się przybliżył.

Cicho zdradził mu, podekscytowanym tonem, o wstępnym planie jaki ustalili z szatynem. Pisicela podszedł do tego nieco sceptycznie, lecz po przekonaniach niebieskookiego, przyznał mu rację. Nie sądził, że akurat Montanha podejmie się czegoś takiego, lecz z drugiej strony, jak nie on, to kto? Jako policja, mogliby nieźle na tym skorzystać. Wierzył, że Gregory jest po stronie policji. W końcu, jest ich szefem, połowę życia spędził na służbie, a wszystkie podejrzliwe zachowania miały racjonalne uzasadnienie.

Teraz, trzeba tylko czekać, na odpowiedni moment.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro