Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tired [Percival x Newt]

Newt pochylił się do przodu i stłumił syknięcie. Rozcięcia wyglądały paskudnie i równie okropnie piekły. Nie były głębokie, za to długie- ciągnęły się od linii paska, aż do łopatek. Skóra wokół nich napuchła i zżółkła jak jesienne liście. Przypominała w dotyku rozmiękłą gąbkę, przebarwiała się przy dotyku na krwistą czerwień, a w dodatku pachniała zgnilizną.

Percival zacisnął zęby i przyłożył nasączoną eliksirem szmatkę do poranionych pleców, tym razem uważając, by nie przyciskać zbyt mocno. Nie chciał zrobić Newtowi większej krzywdy niż ta, którą przez nieuwagę sam sobie wyrządził, a raczej wyrządziły mu przez przypadek zwierzęta, ale Newt zganiłby go za samo myślenie w ten sposób.

Żaden z nich tak naprawdę nie wiedział, czemu znajduje się tak blisko drugiego, czemu na to pozwala i czemu tego... chce? Newt został ranny i pierwszą osobą, o której pomyślał był Percival, a Percival zamiast wyrzucić go za próg, pozwolił mu zatrzymać się u siebie i właśnie po raz trzeci zmieniał śmierdzący opatrunek. Jeszcze dwa miesiące temu, byłoby to nie do pomyślenia.

Może więc zmieniła się sama ich natura, a może to poczucie słabości i krzywdy kazało im kurczowo trzymać się ostatnich strzępków znajomego, zagarniać do siebie strzępki złudnej iluzji bezpieczeństwa, którą mogli dla siebie nawzajem stworzyć?

- Gotowe- powiedział Percival, związując mocno końce świeżego bandaża.

- Dziękuję- odparł cicho Newt, zakładając niezdarnie powyciąganą, białą koszulę. Nie była jego.

Scamander odwrócił się i spojrzał na Percivala. Percival wytarł dłonie w puchaty, mały ręcznik, a kiedy skończył, odwzajemnił spojrzenie. Jego oczy miały brązowy, wyblakły kolor, jak zbyt rozcieńczona herbata, włosy mocno posiwiały- matowe i oklapłe. Ich dawny kolor wyblakł, gdy Grindelwald przejął jego twarz.

Zamarli, bojąc się, że ruch, rozbije tę cieniutką nić porozumienia, którą splotły dwa spojrzenia, a którą mogły zniszczyć choćby głośniejsze oddechy. Serca biły głośno, twarze to bladły, to różowiały, jakby nie mogąc się zdecydować jaki kolor ostatecznie przybrać.

W końcu Newt odetchnął drżąco, spuszczając wzrok. Zsiniałe wargi zrywami wypuściły wstrzymywane zbyt długo powietrze. Wmawiał sobie, że bywało gorzej, ale prawda była taka, że jeszcze nigdy nie został równie poważnie zraniony i nie był bliżej śmierci. Jeśli jego ciało nie zwalczy toksyny...

Zachwiał się i zatoczył. Graves rzucił się do przodu, aby go podtrzymać i stęknął z wysiłku. Newt był cięższy, niż mogłaby to sugerować raczej drobna postura, a Percival mocno osłabiony, lecz mimo to zdołał utrzymać go w pionie i delikatnie usadzić na tapczanie.

- Uważaj- powiedział, sam nie do końca wiedząc, z jakiego powodu. Newt nie miał jak uważać, nie panował do końca nad sobą i nie miał kontroli, jednak Percival czuł się lepiej, mogąc powiedzieć cicho słowo, które dawało im obu namiastkę poczucia kontroli.

Newt uśmiechnął się blado i opadł bezwładnie na poduszki. Jego oczy pozostały otwarte, a umysł świadomy, lecz ciało odmówiło posłuszeństwa. Nie pierwszy raz. Mogli tylko czekać.

Percival odgarnął z bladego czoła, rudą grzywkę i nakrył lekko drżące ciało kocem, po czym usiadł ciężko na kuchennym, drewnianym krześle, na którym siedział Newt, kiedy zmieniali opatrunki. Zaczął mówić, jak zawsze, gdy nadchodził stan bezwładu. Opowiadał o głupotach- zabawne historyjki z dzieciństwa, anegdotki wielokrotnie powtarzane niegdyś przez dziadka, postępy syna znajomej w Hogwarcie. Przyziemne sprawy pomagały uspokoić dreszcze, a ukojonemu Newtowi udawało się zasnąć.

Wstał i ledwie musnął ustami usiany piegami policzek, po czym odniósł medykamenty do kuchni.

Nie myślał jasno i musiał szybko nad tym zapanować. Dezorientacja była zbyt niebezpieczna. Nie teraz, kiedy Grindelwald zaczynał triumfować. Nie teraz.

Miska, bandaże, eliksir i maść po kolei znajdowały swoje miejsce w małym, ciemnym pomieszczeniu. Nigdy nie lubił zbyt wielkiej ilości kolorów, ale ostatnio w kawalerce było dla niego zbyt ciemno i ponuro. Czuł, że się w niej dusi, jakby ciemne ściany wysysały z powietrza tlen.

Przyłożył czoło do zimnej powierzchni czarnych kafelek, pokrywających ściany. Przyjemnie chłodny podmuch wpadał przez uchylone okno.

Newt zasnął. Może on też powinien?

Potrzebował odpoczynku. Oczy mu się kleiły, członki drętwiały. Ostatnio męczył się znacznie szybciej, jakby dzielił tę samą energię na dwa ciała. Po tym, co Grindelwald mu zrobił...

Nie mógł nawet o tym myśleć. Świadomość, że coś się w nim zmieniło, coś się złamało, przyprawiała go o mdłości. Wciąż był sobą. Tak, był tym samym Percival'em Graves'em. Grindelwald nie miał już nad nim władzy. Był w swoim domu, nie lochu. Nie było się czego bać. Był bezpieczny.

Zawsze potrafił dobrze kłamać.

Przełknął ślinę.

Był zmęczony. Powinien się przespać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro