Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nightmares [lamen]

Ręce Damena były duże i ciepłe, twarde od trzymania miecza, zupełnie inne niż mniejsze, gładkie dłonie, które w snach sunęły po jego ciele, szarpały jasne włosy, drażniły, droczyły się, aż wreszcie ich stalowy uścisk obejmował jego szyję. Nie zawsze towarzyszył im głos, ale kiedy padały pierwsze, przerażająco spokojne i władcze słowa, Laurent nie potrafił walczyć. Stawał się na powrót małym, przestraszonym chłopcem, który nie zdążył otrząsnąć się po Marlas, a powietrza wciąż ubywało. W końcu zaczynał się dusić, walczyć o choć odrobinę tlenu. Uścisk nie tracił na mocy, nawet kiedy opadał z sił i pozostawało mu już tylko patrzeć wytrzeszczonymi oczami na warstwę czerni w miejscu, gdzie powinna znajdować się twarz. Jego usta drżały spazmatycznie, kiedy ostatkiem sił, próbował zachować przytomność, a organizm zwyciężał z silną wolą. Budził się, ledwo dysząc z oczami opuchniętymi od płaczu i paskudnym przeświadczeniem, że królewska komnata opływa w regencką czerwień.

Widział strach na obliczu męża, kiedy odsuwał się od niego gwałtownie, nie mogąc znieść obecności drugiego mężczyzny, kiedy na skraju świadomości majaczył obraz wuja, widmo jego dotyku i głos żmii syczący z gorącym podmuchem oddechu wprost do jego ucha słowa, które tak lubił powtarzać w cieniach alkowy: "Masz tylko mnie, Laurencie."

Chciał, żeby to się skończyło, żeby duch straceńca przestał nawiedzać go w snach. Nie mógł pozbyć się go z głowy. To było irracjonalne, głupie i nieprzystające królowi, lecz w tamtych momentach był tak daleki mianu króla, jak tylko było to możliwe.

- Laurencie? - zagadnął miękko Damianos.

Laurent odsunął krzesło od biurka i spojrzał na wciąż zaspanego króla. Na brodzie akielończyka rozmazała się strużka śliny.

- Śpij dalej. Do świtu pozostało kilka godzin - odparł, starając się ukryć chrypę.

Damen zmarszczył brwi.

- Też powinieneś odpocząć.

- Muszę to skończyć.

- Rano skończymy. Chodź tutaj. Proszę.

Laurent przeklinał te duże, ciemne, ufne jak u psiaka oczy. Powoli wstał i zbliżył się do łóżka, ale kiedy już miał na nim usiąść, odkrył, że nie jest w stanie. Zacisnął usta i zamknął oczy.

To tylko mebel - powtarzał w myślach.

Dłoń Damena musnęła jego dłoń.

- Co się dzieje? - jego głos był poważny, chociaż łagodny.

Laurent pokręcił głową.

- Nic. Jestem tylko... zmęczony.

Damen splótł ich palce. Zdobione bransolety zabrzęczały, kiedy złoto zderzyło się ze złotem.

- Czy sny... - zaczął ostrożnie. - Czy sny stają się gorsze?

Laurent niemal wybuchnął śmiechem.

Jak można być tak mądrym i jednocześnie tak głupim, żeby zadawać podobne pytania i oczekiwać odpowiedzi?

Damen wiedział, że jej nie otrzyma. Gdyby Laurent chciał, już by mu powiedział, a jeśli kiedyś zechce, zrobi to w odpowiednim dla siebie czasie, na własnych warunkach.

- Czyli tak - westchnął.

Laurent pokręcił głową.

- Nie mówmy o tym. Jest już późno.

- Przed chwilą nie chciałeś spać.

- Zmieniłem zdanie.

Pewnym ruchem, usiadł na miękkim materacu, który ugiął się pod jego ciężarem. Rozsznurowanie oraz ściągnięcie butów i spodni zajęło kilka długich minut, podczas których wręcz czuł wbijające się w plecy spojrzenie Damena. W końcu pozostał w samej, luźnej koszuli i wślizgnął się pod przykrycie. Umięśnione ramię otoczyło go opiekuńczym uściskiem. Znajome ciepło rozlało się od czubka głowy po palce u stóp, pełznąc przyjemnym dreszczem wzdłuż kręgosłupa. Pozwolił ramionom się rozluźnić, ciału wtopić się bezwładnie w poduszki.

Nie rozmawiali i cieszył się, że Damen nie próbował naciskać. Nie miał teraz ochoty poruszać tematu, który mógłby sprawić, że jedyne, o czym będzie myślał to ucieczka. Jakkolwiek nie twierdziłby otwarcie, był zmęczony, a ciepłe łóżko korciło wizją przyjemnej drzemki, kiedy już na nim spoczął.

Wtulił się w ramię Damena i zamknął oczy. Miał nadzieję, że tej nocy koszmary nie powrócą, aczkolwiek wiedział, że jego nadzieje są próżne.

One zawsze wracały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro