I listen, you know? [iwaoi/haikyuu]
- Iwaizumi-kun!- zawołała ciemnowłosa dziewczynka, podchodząc do Iwy i uśmiechając się przyjaźnie. - Wiesz, bo... Byłeś super! Bałam się, że przegramy, w końcu oni są tacy szybcy- spojrzała na zawodników z innej szkoły, zbitych w grupkę wokół swojego trenera. - Ale nie! Wtedy ty wyrwałeś do przodu i... Nigdy czegoś takiego nie widziałam!
Jej policzki zarumieniły się lekko, a oczy wyrażały całkowity zachwyt. Iwa speszył się w pierwszej chwili, a gdy szok minął, odwzajemnił uśmiech koleżanki.
- Dziękuję, Ayako-chan.
Więc tak się nazywała wysportowana dziewczynka w kucykach? Tooru prawie jej nie kojarzył, ale podświadomie czuł, że jakkolwiek Ayako nie byłaby miła, urocza i przyjacielska, nie zdołałby jej polubić. Nie, kiedy patrzyła na Iwę tak maślanym wzrokiem, on odpowiadał na jej pytania z taką radością, jakby przerwa świąteczna przyszła wcześniej.
...
- Ayako jest śliczna, nie sądzisz?- zapytał Iwa, gdy wracali razem ze szkoły.
Kolano Oikawy wciąż bolało, otarte po upadku, podczas zawodów. Słońce powoli zachodziło nad dachami domów, przybierając świat w czerwień i pomarańcz. Ciemności gęstniały w cieniach domów.
Czy Ayako była ładna?, zastanawiał się Tooru. Może... Miała gęste, brązowe włosy, w odcieniu niemal identycznym jak jego własnych i duże, ciemne oczy. Równe, białe ząbki i wesoły uśmiech. Była energiczna, charyzmatyczna, a przy tym uczynna i koleżeńska.
- Ma taki ładny odcień skóry, - ciągnął Iwaizumi. - jak... jak... jak nugat, chyba. Albo karmel. A jej oczy? Przypominają mi węgielki. Niby inne dziewczyny mają podobne, ale tylko te Ayako tak lśnią od środka- I gdy Iwa z rozmarzoną miną rozwodził się nad urodą Ayako, Tooru powoli czuł coraz silniejszy ucisk w gardle.- Wiesz, Oikawa?- zagadnął nagle Iwaizumi.
- Hm? - mruknął z trudem Tooru.
- Chyba się zakochałem.
Oikawa stanął jak wryty. Nie, pomyślał, nie, to nie tak. Iwa-chan... On...
Przełknął ciężko ślinę i uśmiechnął się jak najszczerzej, jak potrafił.
- To cudownie, Iwa-chan.
- Co nie? - Iwa zdawał się nie zauważać, że uśmiech Tooru bladnie z każdym krokiem, wznowionego marszu w kierunku domu.
- Chyba... Chyba zapomniałem czegoś ze szkoły. Nie czekaj na mnie Iwa-chan. Widzimy się jutro.
Tooru odwrócił się i nie czekając na odpowiedź, puścił się biegiem. Gdy tylko upewnił się, że Iwa nie może go już zobaczyć, zatrzymał się, ciężko dysząc. Oparł dłonie o kolana i nabrał w płuca drżący oddech. To nic, próbował sobie wmówić, nie mogę... Nie Iwę-chan... Nie w ten sposób...
Prawie nic nie widział. Obraz rozmywały bezsilne łzy.
...
Zawsze wyglądało to podobnie, mimo że minęły lata od pierwszej miłości Iwy. Iwa zakochiwał się zaskakująco łatwo i kiedy dziewczyna dała mu szansę, zawsze przychodził do Tooru i objadając się niezdrowym żarciem, i grając na konsoli, godzinami gadał o urodzie swojego aktualnego obiektu uczuć, o tym jaka jest cudowna i wspaniała, a Tooru słuchał i gapiąc się w ekran, co jakiś czas mu przytakiwał. Kiedy już Iwa się wygadał albo było zbyt późno, by kontynuować, wracał rozanielony do siebie, a Tooru żegnał go z uśmiechem. Po zamknięciu drzwi jego mina rzedła, ramiona opadały, a do oczu napływały znienawidzone łzy. Naprawdę chciał, by Iwa był szczęśliwy. Naprawdę chciał mu kibicować. Naprawdę... Naprawdę nienawidził jak słaby i żałosny bywał, gdy łkając, zsuwał się po zamkniętych drzwiach i zwijał się w dygoczący kłębek, by po chwili podnieść się i wciąż płacząc, jak małe dziecko zabierał się do sprzątania po ich spotkaniu. Nie potrafił nic poradzić na pękające serce, gdy umysł podsuwał mu obrazy jakieś zgrabnej, długowłosej dziewczyny w ramionach Iwy. Ich pocałunków i splecionych palców.
Nic nie mógł poradzić na to, że najchętniej zająłby jej miejsce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro