Human dragon [Paprot x Gavin/Baśniobór]
Dedykuję Niedojebana
To, co robił, było złe i doskonale o tym wiedział. Wszystko mogło się skończyć katastrofą. Najgorsza decyzja w życiu- pochopna, głupia i niebezpieczna, doprowadziła go na próg smoczego leża ukrytego wśród zdradliwych grani łańcucha górskiego gdzieś w Azji. Gdyby matka albo ktokolwiek inny się dowiedział, miałby kłopoty do końca życia, czyli bardzo, bardzo długo albo krótko, w zależności czy matka zabiłaby go za taki brak odpowiedzialności. W najlepszym wypadku zostałby zaciągnięty przez siostry do lochu i zamknięty tam na wieczność. Sam siebie nie poznawał. Co mu przyszło do głowy?
Przestąpił próg jaskini. Długi korytarz był zdecydowanie za mały dla smoka w jego gadziej postaci. Ciągnął się kilkanaście metrów w głąb góry, lekko zakręcając w lewo. Z góry zwieszały się małe stalaktyty. Kiedy minął zakręt, okazało się, że korytarz biegnie jeszcze około pięciu metrów prosto, a potem kończy się łukowatym wejściem w ciemność. Światło dnia ledwo docierało do końca korytarza. Paprot przywołał kulę białego światła, która zawisła nad jego głową. Zatrzymał się w przejściu i rozejrzał po leżu.
- Proszę, proszę. A kogo my tu mamy? Czego może chcieć ode mnie jednorożec i to jeszcze w ludzkiej formie, hm?
Gigantyczny czarny smok odwrócił wielki łeb w kierunku wejścia. Był większy niż większość smoków, które Paprot kiedykolwiek widział. Dwa długie rogi dzieliły centymetry od tonącego w cieniu sklepienia naturalnej groty. Przez moment Paprot poczuł zimny dreszcz towarzyszący magicznemu strachowi, ale zachował zarówno jasność umysłu, jak i możliwość ruchu. Podniósł głowę nieco wyżej i spojrzał smokowi prosto w błyszczące, groźnie zmrużone oczy.
- Witaj Navarogu. Jestem Paprot. Przybywam tu z ramienia Królowej Wróżek z żądaniem złożenia broni. Nie wygrasz. Jeśli przystaniesz na warunki Królowej, masz szansę złagodzić wyrok, jeśli odrzucisz wielkoduszność Jej Wysokości, nie licz na żadną łaskę.
Smok przekrzywił lekko łeb. Obnażył potwornie ostre, lśniąco białe zęby i zaczął się trząść. Dopiero po chwili Paprot zrozumiał, że smok się śmieje.
- Muszę przyznać, że masz tupet paprotko. Przybywasz sam i jeszcze śmiesz mi rozkazywać. Dam ci radę, jeśli już kłamiesz, to postaraj się, żeby to, co mówisz, było bardziej wiarygodne. Królowa Wróżek nigdy nie zaproponowałaby mi układu. Zbyt rozpacza po tym głupim Królu. Mam nadzieję, że dla własnego dobra nie wdałeś się zbytnio w ojca, choć widząc cię tutaj, śmiem wątpić.
- Skąd...?
- Skąd wiem?- Navarog parsknął.- Macie podobną aurę. Otacza was podobny blask. No i zapach. Nosisz jego koszulę.
Paprot popatrzył po sobie. Faktycznie założył koszulę ojca, nawet o tym nie myśląc. Musiała się zaplątać między jego rzeczami.
- A co gdybym cię teraz zjadł?- zapytał smok od niechcenia.- Właściwie to jestem całkiem głodny, a ty wyglądasz na smaczną przekąskę.
- Poczekaj. Zjedzenie mnie nic ci nie da.
Paprot starał się coś szybko wymyślić. Navarog go przejrzał. Nie przybył do niego z polecenia matki, sam odszukał demonicznego smoka, żeby przekonać go do zaniechania wojny z siłami światła. Miał nadzieję, że skończy się na rozmowie, ale przecenił swoje szanse.
- Satysfakcja to już coś.
- Tak, ale pomyśl, co mógłbyś osiągnąć, pozostawiając mnie przy życiu. Jestem ważny dla Królowej Wróżek. Mógłbyś mnie wykorzystać jako...- Przełknął ślinę.- kartę przetargową. Bardziej przydam ci się żywy niż martwy.
- Hmm... Bawisz mnie paprotko. Może jednak cię nie zjem. Podejdź bliżej.
Paprot się zawahał.
- Nie będę powtarzał- zagroził smok.- Jesteś teraz moim więźniem.
Jednorożec podszedł bliżej, wciąż zachowując dystans kilku metrów.
- Nie próbuj uciec. Gdybym chciał, już byś nie żył, więc nie testuj mojej cierpliwości.
Paprot skinął głową. Usatysfakcjonowany Navarog uśmiechnął się na swój upiorny, smoczy sposób. Zmiana była natychmiastowa. Tak gdzie przed sekundą siedział wielki smok, stał nagi, przystojny młodzieniec o czarnych włosach opadających na plecy i smukłą, subtelnie umięśnioną pierś. Wąskie usta wykrzywiał drapieżny uśmiech, niepokojąco podobny do smoczego grymasu z wcześniej. Paprot zamrugał zaskoczony. Młodzieniec podszedł do niego i zmierzył go wzrokiem z wyższością, mimo że jednorożec przewyższał go o pół głowy.
- Daj mi zapasowe ubrania- rozkazał.
- J-już- zająknął się Paprot, zsuwając z ramion plecak i wyjmując z niego koszulę oraz spodnie. Piekły go policzki.
- A tak z ciekawości, czemu przyszedłeś do mnie jako człowiek, a nie w swojej prawdziwej formie? Ta postać jest słaba.
Głos Navaroga brzmiał po prostu ciekawsko i zadziwiająco ludzko. Gdyby Paprot zobaczył go wśród ludzi, nie zgadłby, że za tak ładną, młodą twarzą kryje się mroczny smok. Zanim odpowiedział, Navarog ubrał się całkowicie, co zdecydowanie ułatwiło Paprotowi zebranie myśli.
- A czemu ty się przemieniłeś?
- Bo tak chciałem. To ja tu zadają pytania. Więc? I nie kłam. Nie potrafisz tego robić.
- Mam swoje powody. Łatwiej było wejść do jaskini.
Teoretycznie nie skłamał, nie powiedział jedynie wszystkiego.
Navarog patrzył na niego wyczekująco. W końcu westchnął.
- Chodź za mną.
Zaprowadził Paprota w kąt jaskini, który wcześniej przysłaniał smoczy grzbiet. W przeciwnym do wejścia rogu jaskini widniało identyczne łukowate przejście. Korytarz był niższy, na ścianach widocznie było widać ślady narzędzi lub też pazurów, w półmroku trudno było mieć pewność. Po prawie dwudziestu metrach kończył się ślepym zaułkiem. Navarog przystanął i odwrócił się do Paprota.
- Jeszcze nie próbowałeś uciec. Mądrze. Wiesz już, gdzie mieszkam, więc pokazanie ci czegoś więcej i tak mi bardziej nie zaszkodzi, a tobie nie pomoże. Uznaj to za przejaw mojej przewrotnej natury czy czego tam chcesz.
Wyciągnął przed siebie rękę. Paprot chwycił ją niepewnie. Równie dziwacznego smoka nigdy nie spotkał. Spodziewał się bezwzględnej bestii, a Navarog wydawał się niemal miły. Navarog przeszedł przez ścianę, ciągnąc za sobą jednorożca. Jaskinia, w której stanęli była mniej więcej okrągła, wysoka na trzy metry i oświetlona przez magiczne kamienie. Podzielono ją na kilka stref za pomocą mebli. Na prawo od wejścia koce i poduszki tworzyły posłanie na kształt gniazda. Po drugiej stronie stały w stosach książki. Jedne grube, obite skórą, inne cieńsze, leżały tam również zwoje, a nawet kilka glinianych tabliczek zapisanych pismem klinowym. Na wprost od wejścia stał stół, trzy krzesła, a za stołem, oparte o ścianę dwie tarcze, miecz, włócznia i topór.
- Przez jakiś czas będziesz tu spać. Nie próbuj wyjść sam, natrafisz na litą skałę. Tylko ja mogę swobodnie wejść i wyjść. Nikt cię tu nie znajdzie. Magia tu nie działa. Nawet Oculus nie przeniknie barier.
- Co?
Smok wywrócił oczami.
- Nie jestem głupi. Wiem o artefaktach. Demony nie znikają ot tak z dnia na dzień, a tym bardziej ich król, cała świta i setki pomniejszych. Coś takiego nie przejdzie bez echa. Potrzebowałem kilku miesięcy, więcej niż się z początku spodziewałem, by zdobyć informacje, ale w gruncie rzeczy nie było to wielce trudne. Czarodzieje robią się niezwykle gadatliwi przed śmiercią. Chwilowo wykluczenie z gry konkurencji działa na moją korzyść. Mogę spokojnie poczekać, aż smoki i ludzie powybijają się nawzajem, a kiedy skończą, nieważne kto wygra, świat będzie na tyle osłabiony, że bez problemu przejmę władzę. W sumie powinienem wam podziękować. Wykonaliście połowę pracy za mnie, paprotko.
Z każdym jego słowem Paprot coraz bardziej martwiał.
- Nie. Mylisz się. Nie dojdzie do wojny. Łączy nas silne przymierze. Niemożliwe, żeby...
- Bez wspólnego wroga wasze śmieszne przymierze przetrwa góra rok. Smokom szybko znudzi się pokój. Wierz mi, sięgnął po władzę, szybciej niż myślisz. Nie muszą już martwić się demonami, nie mają naturalnych wrogów. To kwestia dni, ewentualnie tygodni, nim Smoczy Król obali traktat.
- Nie pozwolimy na to- oznajmił hardo Paprot.- Królowa Wróżek dopilnuje spełniania traktatu po obu stronach.
- Nie będzie mieć nic do powiedzenia, paprotko. No, ale ty raczej tego i tak nie zobaczysz. Może to nawet mądre, że tu przyszedłeś. Jeśli mnie nie zdenerwujesz, to istnieje szansa, że przeżyjesz tę wojnę- zaśmiał się Navarog.
Paprot zacisnął wargi. Dalsza dyskusja ze smokiem na ten temat była niebezpieczna. Mógłby powiedzieć coś, czego potem by żałował.
- Jak mam się do ciebie zwracać? Navarog?- zapytał. Z doświadczenia wiedział, że smoki używają innych imion w ludzkiej formie. Wolał nie popełnić gafy.
- Gavin.
- To... Dobre imię.
- Tak.
Zapadło napięte milczenie. Gavin zakołysał się na piętach, podwinął opadające rękawy jasnej koszuli. Wyglądał na jakieś piętnaście lub szesnaście ludzkich lat. Za duże ubrania jeszcze bardziej upodabniały go do człowieka, dodawały jego wyglądowi niewinności, której brakowało smokom.
- Możesz korzystać ze wszystkiego w tym pokoju z wyjątkiem broni. Nie radzę dotykać, jest przeklęta. Prawdopodobnie by cię nie zabiła, ale doprowadziła do stanu, w którym błagałbyś o śmierć. Wejście do wychodka pojawi się, gdy trzy razy zapukasz w ścianę na prawo od stołu. Oddaj mi plecak.
Paprot niechętnie oddał Gavinowi swój bagaż. Chłopak przeniknął dłonią przez ścianę, a kiedy znowu pojawiła się w pomieszczeniu, po plecaku nie było śladu.
Gavin złapał Paprota za kołnierz i gwałtownie pociągnął w dół. Był trzy razy silniejszy, niż wyglądał. W tamtym momencie Paprot cieszył się, że nie spróbował go zaatakować i uciec. Obawiał się, że bez przemyślanego planu nie dałby rady go obezwładnić. Jednorożec wytrzeszczył oczy, gdy smok wpił się jego usta. Pocałunek był krótki i zachłanny. Po kilku sekundach Gavin oderwał się od niego z drapieżnym błyskiem w oku i zadziornym uśmieszkiem.
- Może nawet spodoba mi się twoja obecność, paprotko. Na dłuższą metę może być całkiem ciekawym doświadczeniem- mruknął Gavin, oblizując wargi.
Po tych słowach zniknął w miejscu, gdzie powinno być wejście. Paprot wpatrywał się tępo w ścianę. Bezwiednie dotknął dolnej wargi. To, co robił, było złe i doskonale o tym wiedział, ale nie potrafił okłamać nawet samego siebie. Podobało mu się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro