Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

He was drowning [steve x eli/trollhunters]

Ojciec Steve'a zostawił jego matkę, zostawił jego i wyjechał do Montany z nową żoną i nowym, lepszym dzieckiem. Wizja małego, jasnowłosego, różowiutkiego berbecia, do którego radośnie szczebiotała ciemnowłosa kobieta, podczas gdy z parteru dochodziło łkanie jego matki, nawiedzał Steve'a niemal każdej nocy. Patrząc na stare zdjęcia, byli bardzo podobni- on i to... coś. Oboje, toczka w toczkę, skóra zdarta z ojca. Dzieciak w niczym nie zawinił, ale samo to, że istniał i sprawiał, że mama płakała, było dostatecznie poważnym powodem, by go nienawidzić, by nienawidzić tych błękitnych oczek i kręconej czuprynki, tych ohydnie tłuściutkich rączek i obślinionych policzków.

Steve długo zastanawiał się, co zrobił źle, że ojciec go nie chciał, że mu nie wystarczał i musiał sobie zrobić nowe dziecko. Może nie był zbyt błyskotliwy, ale krzepy mu nie brakowało, a wyniki sportowe wynagradzały średnie stopnie. I gdy tak myślał, analizując krok po kroku wszystko, doszedł do wniosku, który sprawił, że jego rozchwiany świat, runął z hukiem. Nie mógł tego zrobić mamie, nie kiedy dopiero co jedna katastrofa niemal ją pokonała.

Bo to jest tak, że czasami życie zaskakuje. Czasami bardziej niż byśmy sobie tego życzyli i to nas przeraża. Wszystko wywraca się do góry nogami, nie wiemy co robić, rozkładamy bezradnie ręce, czujemy się odrzuceni, opuszczeni, niezrozumiani przez nikogo. Zaczynamy się rzucać. Nie chcąc stracić, mimowolnie odrzucamy każdego, nieważne czy przyjaciela, czy wroga.

Są też momenty, kiedy w ten cały bałagan, gdy miotamy się z dnia na dzień coraz mocniej, wkrada się coś lub też ktoś, kto wprowadza zmianę. Ta osoba staje się kolejnym zawirowaniem w naszym nieposkładanym życiu. Taką osobą był dla Steve'a Eli Marysia Pepperjack, chodząca ofiara i kompletny frajer, który z jakiegoś powodu upodobał sobie granie na nerwach szkolnej gwiazdy sportu. Nie, żeby robił to specjalnie. Sama obecność Eli'ego doprowadzała Steve'a do szału.

Te głupie okularki na pół twarzy, grube książki, które jakimś cudem chude ramiona unosiły, choć z trudem, gadanie o kosmitach. Eli był mądry i bystry. Potrafił sprawić, że ludzie się szczerze uśmiechali, a Steve zwykle budził tylko szacunek i strach.

To wszystko było takie irytujące. A kiedy jeszcze trener wprowadził się do nich do domu, kiedy mama znowu zaczęła się uśmiechać, Steve nie wiedział, czy się cieszyć, czy wściekać. Po prawdzie miał ochotę płakać. I coś rozwalić. Tak, bardzo potrzebował coś rozwalić. Nie mógł być już nawet pewien swoich wyników. Bo co jeśli trener dawał mu najlepsze stopnie, żeby przypodobać się mamie? Steve przestał się z nich cieszyć, nie było z czego. Jedyna rzecz, w której był naprawdę dobry, została wymieniona na uśmiech mamy. Ale to w porządku, prawda? Teraz była wreszcie szczęśliwa, więc i on mógł.

prawda?

Ale bał się powiedzieć, bał się przyznać nawet sobie.

Dusił się.

Tonął.

t o n ą ł

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro