Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Everyone sometimes scared [Damian Wayne x OC]

Dedykuję Ancia_123

Patrzyła tęsknie na ciemnowłosego chłopaka grzebiącego z niesmakiem widelcem w czymś, co według szkolnego jadłospisu miało być curry, ale zdecydowanie nim nie było. Prędzej kosmicznym glutem.

Chłopak nie zwracał na nią uwagi, siedział sam, zniesmaczony, z grymasem wstrętu na twarzy. Na brzegu jego talerza rosła powoli górka skwarków. Jego zmrużone, zielone oczy wydawały jej się najpiękniejszym widokiem na świecie. Wyglądał, jakby miał zamiar zerwać się z miejsca i wyjść trzaskając drzwiami, ale jego złość jej nie odrzucała. Dla ciemnowłosej dziewczyny nawet wściekły był piękny. Może nawet jeszcze bardziej niż zwykle. Mimo to czasem zastanawiała się, jak jego twarz zmieniłaby się pod wpływem szczerego uśmiechu.

Brunet zwrócił jej uwagę już w pierwszym dniu szkoły. Gdy pierwszy raz go zobaczyła, stał w cieniu starego drzewa na szkolnym dziedzińcu, ubrany w czarny garnitur i krawat. Strój pogrzebowy leżał na nim zaskakująco dobrze, a cielisty plaster na policzku, nawet taki wielki plaster, nie był w stanie zepsuć perfekcyjnych rysów chłopaka. Dla Madison był perfekcyjny. Zaczęła mimowolnie go obserwować, zwracać uwagę na szczegóły.

Małomówny, potwornie bystry i mądry, z nikim się nie kumplował i przyjeżdżał do szkoły drogą, czarną limuzyną. Co prawda połowę szkoły stanowiły dzieci bogaczy, ale tajemniczy chłopak nie przypominał rozpieszczonego panicza. Był inny, ciekawy. Chciała wiedzieć o nim wszystko. Zauroczył ją, opętał, nie potrafiła myśleć o nikim i niczym innym. A nawet nie znała jego imienia...

- Hej! Ziemia do Madison. Jesteś tu jeszcze? - Avery potrząsnęła jej ramieniem.

- Co..? A, tak, tak. Jestem. Co mówiłaś? - spojrzała przepraszająco na przyjaciółkę.

Ta tylko pokręciła głową i nachyliła się nad stołem.

- Dobra- oświadczyła poważnie. - Który to?

- C-co? Nie, żadne takie. No coś ty. Ja? To niedorzeczne.

Brew blondynki wędrowała coraz wyżej, a wszystkowiedzący uśmiech wykrzywiał mocno pomalowane usta. Za to Madison zaczynała panikować. Nikomu nigdy nie zwierzała się ze swojego trwającego już kilka tygodni zauroczenia i nie wiedziała, od czego zacząć. I czy w ogóle zaczynać.

Jej rozważania przerwał dzwonek.

Zerwała się z miejsca i błyskawicznie odniosła tacę, a rozbawiona Avery podążyła powoli za nią.

- Potem do tego wrócimy- zagroziła z uśmiechem.

W przejściu zrobił się tłum.

Madison kątem oka zauważyła, że tajemniczy chłopak nie ruszył się z miejsca i wciąż ze złością grzebie w kosmicznej mazi. Poczuła nagły przypływ odwagi.

Mogę to zrobić, powtarzała sobie, Mogę i zrobię.

- Nie czekaj na mnie. Ja muszę... Ten... Zapomniałam czegoś. Spotkamy się pod klasą- rzuciła do Avery i przecisnęła się pod prąd ku poirytowaniu innych uczniów.

Tylko nieco sponiewierana i pognieciona wydostała się z tłumku. Wziąwszy głębszy oddech, podeszła do chłopaka.

- Um, hej. - Starała się zatuszować stres i całkiem jej się to udało. - Jestem Madison.

Plastikowy widelec pękną z nieprzyjemnym trzaskiem w jego zaciśniętej dłoni. Brunet bardzo powoli odwrócił do niej twarz. Cofnęła się mimowolnie.

- Madison- jego głos ociekał powstrzymywaną furią. Zadrżała ze strachu.- Powinnaś chyba być teraz w klasie. Nie uważasz?

Przełknęła gęstą ślinę. Irracjonalny strach przed drobnym chłopakiem kazał jej uciekać. Jej instynkt krzyczał: z a g r o ż e n i e, kolana zmieniły się w watę.

- Ja... Powinnam chyba już iść- wykrztusiła i uciekła.

Avery czekała przed salą.

- I jak poszło? - zapytała wesoło, ale mina szybko jej zrzedła, gdy zobaczyła stan przyjaciółki.

Madison przycisnęła dłonie do serca.

- On jest... jest... przerażający. Te jego oczy... takie zimne... straszne- wyszeptała.

- Jak się nazywa?- zapytała wrogo Avery. Nie mogła pozwolić, żeby jakiś chłopak bezkarnie straszył jej Madison.

- Damian... Damian Wayne.

Spojrzała wymownie na przypięty do własnego mundurka złoty prostokąt z wygrawerowanym Madison Templer. Podeszła wystarczająco blisko, by odczytać imię dotąd bezimiennego obiektu westchnień. Zawsze jakiś postęp.

Uśmiechnęła się pod nosem.

- Pewnie uznasz mnie za masochistkę, ale jakoś nawet teraz... Wciąż mi się podoba. Chciałabym go lepiej poznać. Wydawał się trochę smutny...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie do końca udało mi się trzymać projektu oc, ale wydaje mi się, że Madison, którą wykreowałam, bardziej pasuje do treści shota i samego Damiana.

Przepraszam, że musiałaś czekać tak długo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro