Burning alive [felix, net i nika]
Dedykuję Czekoladowy_Jez
Budynek spowijał gęsty, duszący dym. Ogień syczał, zwęglając krzesła, szafki, tapetę w kwiatki. Drzwi były zamknięte od zewnątrz na skobel. A może kilka skobli? Nie mogli mieć pewności. Rozpaczliwe wołanie Niki dobiegało gdzieś z zewnątrz, spoza pochłanianego przez pożogę budynku. Nie sposób było zrozumieć, co dokładnie krzyczy.
- Zawsze myślałem, że zabije mnie cukrzyca, a tu proszę - spróbował zażartować Net, jednocześnie nie przestając napierać na drzwi.
Felix szukał czegoś w swoim pozbawionym dna plecaku, jednocześnie zasłaniając nos i usta rękawem bluzy. Jego ruchy były nieporadne i coraz gwałtowniejsze. Panika zaczynała brać górę nad chłodną analizą. Net czuł to samo, no, może nawet nieco bardziej, znając Felixa i jego zdolność do trzeźwej oceny sytuacji...
- Nie masz jakiegoś lasera albo piłki do metalu? - zapytał. Głos miał drżący i piskliwy.
- Nie - padła krótka odpowiedź. - Ale chyba...
Felix zmarszczył brwi i sięgnął głębiej do plecaka, szukając czegoś na oślep. Przez dym i tak nie było wiele widać.
Net zaczynał się dusić. Gardło od dawna miał suche i podrażnione, oczy łzawiły - od dymu, to wszystko od dymu - a drzwi pozostawały boleśnie niewzruszone na wszelkie rozpaczliwe wysiłki. To było nie fair. Po wszystkim, co przeszli, nie mogli skończyć w takim miejscu w tak głupi sposób.
- Felix, jeśli nie uda nam się wyjść...
- Uda się. Jak tylko znajdę ten cholerny śrubokręt.
Net przełknął ślinę. Felix nie klną, chyba że sytuacja był naprawdę zła.
- Ale jeśli jednak nie, to... - Zawahał się. Mógł się jeszcze wycofać. Miał ostatnie kilka sekund, nim palnie coś bardzo głupiego, czego będzie potem pewnie żałować. Z drugiej strony, jeśli tego nie powie, może żałować jeszcze bardziej.
Zebrał się w sobie. Krok, dwa. Nie dotykał już drzwi. Opadł na kolana obok przyjaciela. Felix spojrzał na niego kątem oka. Dalej zawzięcie szukał w plecaku.
Net zamknął oczy. Teraz albo nigdy.
Chwycił Felixa za przód bluzy i przyciągnął do siebie jednym mocnym pociągnięciem. Blondyn znieruchomiał, zupełnie zaskoczony. Nie odsunął się ani nie wyrwał, ale zamarł zupełnie. Net odsunął się i powoli otworzył oczy.
- Um? - wykrztusił.
Felix otrząsnął się i wrócił do szukania. Nic nie powiedział, chociaż jego oczy były wyraźnie większe, a oddech mniej równy.
Net chciałby spalić się ze wstydu, gdyby nie groziło mu właśnie spalenie żywcem.
Felix zakaszlał i uniósł triumfalnie śrubokręt w górę. Nie był to co prawda normalny śrubokręt ze sklepu z narzędziami, a zdecydowanie grubsze, bardziej skomplikowane monstrum, ale Net nie miał siły analizować, gdy zawiasy szczęknęły i upadły na ziemię. Drzwi przekrzywiły się, trzymając już tylko na skoblach. Trzy mocne kopnięcia i szczelina między framugą a drewnianą płytą, stała się na tyle duża, by mogli się przecisnąć.
Gdy wypadli na zarośnięte podwórko, byli zziajani, okopceni i wykończeni. Nika dopadła ich i zamknęła w drżącym, ale zadziwiająco silnym uścisku. Policzki miała zaczerwienione i mokre.
Kolana ugięły się pod całą trójką. Opadli niezgrabnie na mokrą od rosy, zimną trawę, wczepieni w sobie nawzajem jakby od tego zależało ich życie.
- Tak się cieszę, że nic wam nie jest - wychlipała Nika.
W odpowiedzi tylko mocniej ją uścisnęli. Nie mieli siły mówić, łapali chłodne powietrze haustami, jak ryby wyciągnięte z wody.
jako że nie umiem czytać, postanowiłam napisać coś smutniejszego xD. to mój pierwszy tekst od miesiąca... cóż, praca nad Turniejem wymaga zaangażowania, alw daje też mnóstwo satysfakcji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro