Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Babysitter [gravity falls]

Dedykuję YumiliaBaskierville

- Jesteś pewien, że sobie poradzisz? Może powinienem zadzwonić po Mabel?- zapytał chyba czwarty raz Dipper, poprawiając po raz piąty idealnie zawiązany krawat. Oczywiście to Bill mu ten krawat zawiązał, gdy zobaczył to coś, co według Dippera miało być eleganckim węzłem i omal się nie rozpłakał.

Demon przewrócił oczami.

- Tak, Sosenko. Dam sobie radę. Nie dzwoń do Gwiazdeczki, przerwiesz jej bardzo ważną randkę. Jestem pewien, że ani twoja urocza siostra, ani Pacyfika nie byłyby zadowolone, gdybyś przerwał im ten ważny moment. Nie widziały się od miesiąca, a to tylko kilka godzin i małe dziecko. Radziłem sobie z gorszymi przeciwnikami.

- Bill! To nie twój przeciwnik. Jeśli zrobisz jej krzywdę...- zawiesił złowróżbnie głos.- Wiesz w ogóle co zrobić, jeśli będzie głodna? Albo, kiedy będzie jej zimno?

- Nie chodzę po tym świecie od dziś.

- Od jakiś trzech lat, wcześniej lewitowałeś- mruknął Dipper.- Wiesz... Może Wendy ma wolny wieczór?

- Nie ma, przecież będzie na gali. Tej samej, na którą zaraz się spóźnisz. Jak mają ci wręczyć nagrodę, jeśli cię tam nie będzie?

- No tak, ale...

Bill uciszył chłopaka cmoknięciem w usta. Odsunął się i spojrzał mu głęboko w brązowe, lekko spanikowane oczy, poprawiając jednocześnie poły granatowej marynarki. Może Dipper walczył z potworami, może bez lęku wkładał ręce do zmywarki, może nawet poskramiał demony (jednego nadwyraz często), ale jeśli chodziło o sprawy związane z ludźmi, nie zmienił się niemal ani trochę od pierwszych wakacji w Wodogrzmotach. Wciąż w głębi duszy był tym samym aspołecznym nerdem, który najchętniej nie wychodziłby z laboratorium.

- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Zajmę się małą, a ty odbierzesz nagrodę.

Dipper westchnął. Skinął głową.

- Masz rację. Przepraszam, trochę się stresuję. Michael by mnie zabił, gdyby coś się stało Faye.

Bill poczochrał go po włosach. Sosenka potrafił być uroczy, kiedy marszczył w niezadowoleniu nosek.

- No, a teraz zmykaj, bo naprawdę się spóźnisz.

Mimo niemych protestów Dippera, niemal niedostrzegalnego błagania o wymyślenie choćby najgłupszej wymówki, aby mógł zostać w domu, Bill wypchnął go z uśmiechem za drzwi. Odwrócił się do wnętrza mieszkania. Policzył w myślach do dziesięciu i klasnął w dłonie dla dodania sobie animuszu. Chociaż zapewniał Dippera, że wie co robić, wcale nie był tego taki pewien. Miał w końcu zajęć się dzieckiem. Pierwszy raz całkiem samodzielnie i bez nadzoru. To była wielka odpowiedzialność i dowód zaufania, na który czekał od lat. Pod żadnym pozorem nie mógł tego spartaczyć.

...

Faye była uroczą trzylatką o brązowych, kręconych włoskach, dużych, ciemnych oczkach i rumianej buźce. Ta chodząca słodycz, jako latorośl Michaela, to jest przyrodniego brata Dippera oraz Mabel, wiedziała, kim jest Bill. Nieraz widziała, jak zamiast zapałek używa własnych palców, jak zmienia się w dwuwymiarowy trójkąt, by płatać ludziom figle, albo jak ożywia książki, by same się czytały, gdy akurat nie miał ochoty przekładać kartek, a mimo to wcale się go nie bała. Wręcz przeciwnie. Z upartą zawziętością upominała się o wizyty demona, podczas których odbywali niezwykle wnikliwe konwersacje z pluszakami przy wyimaginowanej herbacie lub odbywali wyimaginowane podróże do okoła świata na środku transportu zwanym powszechnie fotelem. Faye się nie odmawiało, nie kiedy patrzyła tym wzrokiem i robiła minę.

Bill zastał ją podczas bardzo poważnego rozpatrywania sprawy skradzionej sukienki, którą jednak lalka zabrała drugiej, ale wcale nie chciała się do tego przyznać.

- Cześć, Faye- przywitał się.

- Bill!

Dziewczynka porzuciła lalki i rzuciła się na billowe nogi. Objęła rączkami jego udo i uśmiechnęła się szeroko, zadzierając głowę. Bill wciąż nie do końca rozumiał ludzką potrzebę dotyku przy powitaniu, choć nie wzdrygał się już przy nim. Zresztą dotyk Faye był nawet przyjemny. Jakby przytulała go ciepła chmurka. Nie mogła się równać z Sosenką, ponieważ był to całkiem inny rodzaj dotyku, lecz odczuwał niezrozumiałą satysfakcję, gdy dziewczynka okazywała mu uczucia.

- W co chciałabyś się pobawić?

- Hmm... W księżniczkę i rycerza.

Nie brzmi tak źle, pomyślał Bill, bycie rycerzem może być całkiem zabawne.

...

Dipper stresował się bardziej po niż przed odebraniem nagrody. Po głównej uroczystości miał czas roztrącać wszystkie potencjalne, złe scenariusze, które mogą się wydarzyć, gdy zostawisz swojego demonicznego chłopaka z trzylatką pod jednym dachem bez nadzoru. Po czterech godzinach ciągłego, nerwowego spoglądania na zegarek, mógł wrócić do domu. Gala dobiegła końca, co przyjął z niemałą ulgą. Ufał Billowi, ale zbyt wiele złych rzeczy mogło się wydarzyć. Mogła pęknąć rura albo krasnale wedrzeć się do domu. To nie była błaha sprawa.

Wiercił się okropnie na tylnym siedzeniu taksówki. Wcisnął kierowcy pęk banknotów, zapominając o reszcie. Wbiegł do domu i... Sam nie wiedział, czy się śmiać, czy płakać. Tyle dobrego, że kuchnia nie stała w płomieniach.

- O! Cześć, Sosenko. Jak było? - zapytał obwiązany skakanką Bill. Bill w diademie na głowie, Bill w długich, kręconych włosach, Bill w sukience. Bill... kobieta? Tak, zdecydowanie demon przybrał damską postać. Był w niej nieco niższy i drobniejszy. Miał delikatniejszy zarys mięśni i wypuklejszą klatkę piersiową.

- Wujku, pobawisz się z nami?- zapytała Faye. Dziewczynka miała garnek na głowie i chochlę w dłoni.

- Do... Dobrze- wydukał Dipper, próbując ogarnąć wzrokiem poduszkowy fort i rzekę z niebieskiej bibuły.- A w co się bawimy?

- Bill jest księżniczką, a ja rycerzem, który jej broni przed złym księciem, który chce ją za żonę. Będziesz smokiem i mi pomożesz, dobrze?

Faye spojrzała tym wzrokiem i zrobiła minę. Dipper skinął głową. Pocałował Billa w policzek i posłusznie zarzucił na plecy różowe, wróżkowe skrzydła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro