11
Dzieci urodziły się. Wszystkie trzy. Całe i zdrowe. I z tą wiadomością mój świat legł w gruzach. O Niallu nie dowiedziałem się niczego. Nawet nie mam pozwolenia aby wejść do jego pokoju. Miałem ochotę zacząć płakać kiedy lekarz z ponurą miną wezwał mnie do swojego gabinetu.
-wiem że sytuacja w jakiej się znajdujesz jest dla ciebie nad wyraz bolesna, bo mimo tego że mało kto z demonów potrafi kochać tobie ta emocja uaktywniła się do tego dzieciaka
-po prostu to powiedz
-ale co? Oczekujesz jego śmierci? Powiedziałem że zrobię co mogę aby go ocalić i z trudem ale udało mi się
-czyli...
-żyje ale jego stan jest niestabilny, ta noc będzie decydującą po za tym jeśli uda mu się przetrwać tą dobę długo jeszcze poleży nim wszystko wróci do normy, w końcu podano mu anielską krew, gdyby dawka była większa... Mniejsza, nie powinniśmy przejmować się tym, co by było gdyby. Ważne że żyje
I przyznam że słysząc to byłem najszczęśliwszą osobą we wszechświecie, chyba nawet Bóg nie cieszył się tak przy narodzinach Jezusa. Czując nadmiar pozytywnej energii zleciłem by w pałacu zbudowano trzy komnaty dla dzieciaków a naszą sypialnie powiększono. Niall żył, a puki żyje nikt nie odbierze mi szczęścia. Kazałem rozesłać listy do moich i Nialla martwych przyjaciół i w niebie i w piekle. Zaprosiłem najważniejsze demony w piekle i dziesięciu kolejnych kandydatów do tronu oraz kilkunastu archaniołów. Zaprosiłem nawet trójce świętą i Maryję. Tak bardzo zależało mi aby Niall, nie aby to oni poznali cały mój świat. Mojego Nialla.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro