Rozdział 8: Krwawa Bitwa
!!WYSTĘPUJĄ ELEMENTY PRZEMOCY!!
Dosłownie wybiegliśmy na dziedziniec, gdzie już zauważyłem nieznajome twarze, które zażarcie walczyły z moimi podwładnymi. Lecz ich przewaga liczebna była większa, więc musiałem szybko działać.
- Yoongi wracaj do środka!
- Nie ma mowy!
- Rób co mówię! - wrzasnąłem do niego na co on wzdrygnął - proszę... - dodałem po chwili błagalnym tonem na co on niechętnie się zgodził i zawrócił.
Ja zaś ruszyłem przed siebie. Schyliłem się jeszcze po zakrwawiony nóż leżący na ziemi po czym już rzuciłem się w wir walki.
Pierwszą ofiarą był niczego nieświadomy mężczyzna, który uparcie walczył z Wonho. Mój żołnierz od razu odczytał moje zamiary i dalej z kamienną twarzą odpychał kolejne ataki. Dlatego podbiegłem ile sił miałem w nogach wbijając ostrze w twarde mięśnie osiłka. Dodatkowo pod wpływem gniewu jaki ogarnął moje ciało przypominając, że to prawdopodobnie przez nich Namjoon pożegnał się z tym światem szybkim ruchem przesunąłem nóż w bok tworząc bardzo głęboką ranę. Już wtedy mogłem usłyszeć głośny jęk bólu, który niemalże napędził mnie do dalszych działań.
Nawet nie oglądając się szedłem przed siebie by powitać swoim glanem brzuch kolejnego oprycha. Ten chwytając się za obolałe miejsce musiał znowu przywitać się z moim obuwiem. Z pół obrotu uderzyłem z całej siły w jego twarz przez co stracił równowagę i upadł. Całkowicie wyłączyłem u siebie emocje stając się maszyną do zabijania. Chcieli wojny? Proszę bardzo dam im ją czego zaraz pożałują. Podszedłem pewnym krokiem łapiąc go za kudły wtedy usłyszałem tylko syk bólu. To był jego ostatni dźwięk jaki wydał zanim podciąłem mu gardło jednym sprawnym ruchem. Krew lała się strumieniem, ale nawet to mnie nie ruszyło tylko odrzuciłem jego ciało na ziemie idąc dalej jakby nic się nie stało. Chciałem tylko dotrzeć do mózgu tej całej operacji i sprawić, że pożałuje dnia kiedy z nami zadarł.
Rozejrzałem się wokół analizując całą sytuacje. Każdy walczył zacięcie gdyż od tego zależało jego życie. W powietrzu unosił się zapach krwi, a także jęki bólu czy okrzyki wydawane przy kolejnych ciosach. Przeniosłem wzrok na mur, który otaczał naszą bazę i nie było za wesoło. Huk, który wtedy słyszeliśmy to sprawka bomby, która umożliwiła im wejście do naszej bazy. Lecz co za tym idzie i umarłym, którzy najprawdopodobniej snuły się w naszą stronę. Nie mieliśmy, więc za dużo czasu musieliśmy jak najszybciej pozbyć się niechcianych gości i zabarykadować nowo powstałe przejście.
- Hoseok - przy mnie nagle pojawił się Sehun.
- Jak sytuacja? - stanęliśmy tyłem do siebie by chronić w razie czego plecy kompana.
- Nie jest źle, ale mają sporą przewagę~ a nasza frakcja zmniejszyła się o 2 członków
- Cholera... Musimy się szybko z nimi rozprawić - dodałem, by po chwili odskoczyć od ostrza, które i tak drasnęło moje ramie. Rzuciłem kątem oka na swoją ranę, a potem zawiesiłem wzrok na swoim oprawcy. - Sehun postaraj się wymyślić jak załatać szybko tą dziurę- rzuciłem szybko ściskając mocniej nóż, aż poczułem nieprzyjemne mrowienie w palcach.
- Czyżby pan żołnierzyk się wkurzył? ojojoj~ - mówił teatralnie wykonując gesty rękami jak do małego dziecka
- Czego od nas chcecie? - Zignorowałem jako jakże dziecinne zachowanie. Jedynie o co im mogło chodzić to o nasze zapasy, przynajmniej taka była moja pierwsza myśl. Lecz po chwili ją odrzuciłem w końcu w mieście, w którym mieliśmy z nimi do czynienia sklepy były wypełnione.
- A musi zawsze o coś chodzić? - spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem - Ale skoro chcesz jakiś konkretny powód to proszę... Chcemy tylko waszej śmierci - Po co mieliśmy ze sobą walczyć skoro mogliśmy zjednoczyć siły całej pozostałości po rasie ludzkiej i walczyć z tym wszystkim? Naprawdę nie mogłem zrozumieć pobudek niektórych ludzi.
- Naszej śmierci? - prychnąłem. Chyba naprawdę nie wie, że zadarł z prawdziwym wojskiem, a nie z małolatami przebranymi w mundury. Choćbym miał sam walczyć wyrżnę ich wszystkich nie pozwalając moim ludziom umrzeć. Ich bezpieczeństwo było moim sensem życia, choć i tak największym był Yoongi. Nie mogłem oczywiście tego okazać, bo gdybym odsłonił swoje karty to z łatwością mogliby zapędzić w kozi róg. - Niedoczekanie - przyjąłem pozycje obronną, gdy już widziałem, że tamten aż się wyrywa by zaatakować. I wcale się nie myliłem, bo po chwili już blokowałem swoim nożem ten jego.
- Jak nie my was wybijemy to zrobią to zombie~ - bezczelnie śmiał mi się w twarz przez co od razu zarobił z lewego sierpowego w ten głupi ryj. Potem akcja potoczyła się bardzo szybko, ale przez całe swoje doświadczenie wykonywałem niektóre ruchy już automatycznie.
Ciężkie oddechy, szybkie szczęki metalu i agresywne ruchy pokazywały jaką oboje mamy wole walki o swoje własne racje. To wszystko dało mi do zrozumienia, że nie mierzyłem się z byle jakim chłystkiem. Walczyłem prawdopodobnie z moim poprzednim celem, czyli ich głównodowodzącym. A jak powszechnie wiadomo wystarczy zabić królową by mrowisko wyginęło. Dlatego musiałem obmyślić plan jak tylko skręcić kark tej podłej mendzie, która zakłóciła nasze spokojne istnienie. Więc tym razem ja zaatakowałem czego najwyraźniej nie za bardzo się spodziewał, ale to dało mi możliwość muśnięcia ostrzem jego skóry przy samej szyi. Skorzystałem też z racji, że chwycił się za to miejsce. Złapałem, więc go za głowę kładąc dłonie na jego uszach i z całej siły uderzyłem nią o swoje kolano. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk łamanej kości nosa.
- Ah muzyka dla moich uszu - powiedziałem pewnie przez co chyba wywołałem u swojego wroga dreszcz kiedy łapał się za krwawiący nos. Nie przeciągając całej szopki jednym ruchem podciąłem mu nogi przez co runął od razu na ziemię. Jaki to był żałosny widok widząc jego przerażenie w oczach. Tym razem ja posłałem mu ten sam chytry uśmieszek, a patrząc jak próbuje wręcz pełznąć po betonie oddalając się ode mnie dawał mi tą zaspakajającą satysfakcje - A gdzie się podział pan "chcemy waszej śmierci"? - rzuciłem wbijając mu nóż tuż nad kostką przez co zaczął jęczeć z dodatkowego bólu.
Mimo ogromnej chęci rozejrzenia się by ogarnąć jak reszta sobie radzi, wiedziałem, że to byłby bardzo kiepski pomysł. Pewnie wykorzystałby ten fakt przeciwko mnie, więc zostaje mi szybkie rozprawienie się z nim i pomoc reszcie. Schyliłem się i złapałem go za włosy - A teraz~ będzie piękny pocałunek - po tych słowach uderzyłem jego twarzą o ziemie. Chłopak od razu wypluł kilka zębów, które bezdźwięcznie rozsypały się na podłożu. Po czym ponownie powtórzyłem uderzenie, krew z jego nosa zaczęła płynąć w większej ilości, ale to wcale mnie nie powstrzymało. Uderzałem coraz mocniej brudząc sobie mundur tą parszywą szkarłatną cieczą.
Przestałem dopiero, gdy mężczyzna wydał z siebie ostatnie tchnienie. Wtedy bez większych emocji wypuściłem spod palców jego ciemne kosmyki, a gdy osunął się na ziemie kopnąłem go delikatnie by spojrzeć na własne dzieło. Po jego dawnej buźce nawet nie pozostał żaden ślad, a jedynie krwisto czerwona miazga.
Podniosłem wzrok na otaczający mnie krajobraz, ale nie wykryłem żadnych niepokojących sygnałów. Sytuacja w miarę została opanowana, dlatego reszta ludzi wyszła na zewnątrz czając się przy ścianach. Jakby nie do końca wiedzieli, że wszyscy zostali wybici.
- Hoseok - Obróciłem się by zaraz zostać przywitany ramionami mojego skarbu. Od razu odwzajemniłem uścisk, ale po chwili oderwał się ode mnie co nie za bardzo mi się podobało. Jednak on zilustrował mnie od góry do dołu
- Nic Ci nie jest? Tak bardzo się martwiłem... - przyznał, a ja wyczułem w jego głosie lekki niepokój
- Nic mi nie jest - zapewniłem go z uśmiechem - mam tylko parę nieszkodliwych ran
- To i tak o parę za dużo...
- Ale już po wszystkim~ teraz będzie dobrze
Nikt nie mógł tego przewidzieć, nawet ja mimo, że powinienem być przygotowany na każdą ewentualność. Jednak zaślepiony chwilą wytchnienia i zwycięstwa, nie myślałem. Dopiero w ostatnich chwili zauważyłem biegnącego w naszą stronę tą karykaturę człowieka. Dlatego widząc jak nieubłaganie od tragedii dzieli dosłownie kilka sekund chwyciłem Yoongiego za ramie zamieniając nas miejscami. Lecz niestety nie miałem się czymś zasłonić, by od raz nie podskoczył mi do gardła. Zasłaniając się ręką poczułem przeszywający ból. Mogłem tylko bezwiednie patrzeć jak umarły wręcz wgryza się w moje ciało by zaraz wyszarpać kawałek skóry.
To były dosłownie sekundy, których w tej chwili nie chciałem analizować, dla mnie w tym momencie liczyło się tylko to by Yoongiemu nic się nie stało, bez względu jaką cenę właśnie ponosiłem. Nigdy nie czułem tak okropnego bólu, który zaczął promieniować przez całe moje ciało.
Jungkook szybko zareagował celując prosto w głowę przeciwnika, po czym do naszych uszu doszedł charakterystyczny dźwięk oddania strzału. A zombie osunął się na ziemie niczym worek ziemniaków. Po czym spojrzał na mnie, a ja wiedziałem co mam zrobić. Bez chwili zawahania włączyłem od razu stoper, który miałem w zegarku. Musiałem wiedzieć jak wiele czasu mi zostało. Natomiast Kook podał mi pistolet z jednym pociskiem, który był przeznaczony tylko i wyłącznie dla mnie. Miałem już ułożony plan, a mianowicie zamierzałem odciągnąć od bazy całą hordę umarłych skoro i tak jestem na straconej pozycji. A mogłem przynajmniej tak im zapewnić choć trochę bezpieczeństwa.
W końcu po jakiejś chwili odwróciłem się do Mina, który wręcz trząsł się. Zachowałem powagę, choć moje serce właśnie zostało zniszczone wraz z ugryzieniem.
- H-Hobi... - powiedział drżącym głosem, ja zaś dalej utrzymując swoją twarz bez jakiegokolwiek wyrazu podszedłem do niego.
- Dobrze, że tobie nic nie jest - Objąłem go ramieniem. W tamtej chwili nie chciałem go nigdy puszczać. Ale cierpiąc katusze i walcząc ze sobą wiedziałem, że nie zostało mi dużo czasu, a zwlekanie przynosi nie tylko Yoongiemu większe ryzyko. Pogłaskałem go po głowie czując te szorstkie włosy pod swoimi palcami, napawałem się tym dotykiem, bo to był mój ostatni raz.
Czując jak z mojej rany sączy się coraz więcej krwi nie mogłem długo zwlekać. Niechętnie odsunąłem się, a na jego uroczych policzkach pojawiły się gorzkie łzy. Ten widok zakuł mnie prosto w serce, nie potrafiłem na to patrzeć dlatego otarłem delikatnie jego oczy, które patrzyły prosto na mnie. - Już dobrze
- Nie jest dobrze! - krzyknął - Jak ma być dobrze?!
- Yoongi... - chciałbym być zawsze przy tobie, chronić Cię, budzić się wiedząc, że jesteś w moich ramionach i całować w każdej możliwej chwili. Lecz okrutny los postanowił nas rozdzielić, ale dziękowałem mu za to, że wybrał mnie bym to ja umarł. A tobie dał szanse na dalszy żywot nawet w tym plugawym świecie. Chciałbym Ci to wszystko powiedzieć, ale nie miałem na to czasu, jedyne na co się odważyłem to jeden gest, który i tak w pełni nie mógł zostać dokonany.
Położyłem mu dłoń na ustach po czym pocałowałem ją. Nie chciałem by się zaraził, więc tylko tyle mogłem zrobić, żałowałem tego tak bardzo. Chciałbym poznać smak jego ust, choćbym miał oddać za to ostatnie godziny swojego istnienia. Lecz jego bezpieczeństwo było dla mnie najważniejsze.
- Kocham Cię - powiedziałem odrywając się wargami od swojej dłoni - Proszę uważaj na siebie skarbie - dodałem szeptem, bo czułem jak mój głos już się kruszy, a w oczach pojawiły się pierwsze łzy. W tej chwili od razu obróciłem się i pobiegłem w przeciwną stronę. Słyszałem tylko jak krzyczy, a te słowa zostaną ze mną do samego końca.
- Nie zostawiaj mnie! Hobi!!
////
Więc tak już dotarliśmy do końca tej historii :<
Lubicie bad endy?
Koniecznie dajcie mi znać czy wam się podobało, będę bardzo wdzięczna za wszystkie wasze opinie >w<
A może by tak napisać część 2? Hmm? Ktoś byłby chętny na kontynuacje?
Trzymajcie się ciepło kochani <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro