Rozdział 5: Emocje
Przez to ciągłe myślenie o tamtym wyobrażeniu chodziłem rozkojarzony co mi się nigdy nie zdarzało. Nawet moi podwładni to zauważyli zastanawiając się co się mogło stać. Nawet będąc chorym byłem skupiony i nawet wysoka gorączka mi w tym nie przeszkadzała. Czułem się jak nastolatka, która znalazła swojego crusha, ale nie umie przyznać przed samą sobą, że może coś do niego czuć.
Wiedziałem, że powinienem z kimś o tym porozmawiać, a najlepiej z Namjoonem, bo na pewno by mnie zrozumiał. Ale co miałem powiedzieć "No hej chyba się zakochałem, możesz mi udzielić jakiejś rady?", to brzmiało tak absurdalnie, że sam z siebie się śmiałem. Przez miesiąc na pewno bym się nie zakochał w kimś kogo znałem tyle lat. Musiałem być już wcześniej zauroczony, ale nawet tego nie zauważyłem. Wtedy dużo też czasu poświęcałem treningom, które miały mnie przygotować do wstąpienia do wojska. Ah życie potrafi zaskakiwać... tego byłem pewny na 100%. Może to dlatego tak bardzo mnie bolała wieść, że Yoongi się wyprowadza, choć wmawiałem sobie, że to pewnie wina tego jak bardzo był mi blisko jako brat. Właśnie jako brat, a nie potencjalny kochanek. Jednak mój mózg źle odczytywał sygnały mojego serca, teraz to zrozumiałem.
- Hoseok sam siebie zaskakujesz - powiedziałem do siebie patrząc przez okno na leniwie obłoki płynące po błękitnej tafli nieba. Gdyby nie cała otoczka zewnętrznego świata mógłbym się pokusić o myśl, że zaraz będę musiał wstać do swojej pracy.
Westchnąłem ciężko co ostatnio mam często w zwyczaju i pokusiłem się o własny trening, by choć na chwilę zapomnieć o tej całej sytuacji. Posiadaliśmy własną sale do ćwiczeń, która znajdowała się pod ziemią. Taka kwestia bezpieczeństwa, bo wszelkie hałasy czy okrzyki zostawały uciszone przed grubą warstwę gleby. Dlatego dzięki temu każdy mógł trenować według swoich upodobań. Nie mogliśmy przecież tracić formy, nie w obliczu tak jawnego zagrożenia. Udając się tam nie zwracałem na nic uwagi, tylko prosto kierowałem się do obranego punktu docelowego.
Uderzając w worek treningowy mogłem wyładować swoje emocje, które już powoli wylewały się ze mnie niczym strumień niespokojnej rzeki. Oczywiście moje myśli mnie nie opuściły, a wręcz dręczyły jeszcze bardziej przez co uderzałem jeszcze mocniej, aż w końcu worek spotkał się z ziemią przy akompaniamencie głośnego huku. Wtedy ocknąłem się zdając sobie sprawę co zrobiłem.
- Co ty wyprawiasz... - usłyszałem za sobą krytykujący głos Jungkooka. Odwróciłem się w jego stronę ścierając kropelki potu z czoła
- Trenuje nie widać? - powiedziałem jakby nic się nie stało
- Chyba maltretujesz worek, a nie trenujesz... - podszedł bliżej patrząc na sprawcę całego hałasu - Jak tak będziesz robić to się z nim pożegnamy... a teraz pomóż mi to podnieść i zawiesić z powrotem - mogłem to jedynie nazwać szczęściem, że worek jedynie spadł z haku, a nie całkowicie się rozerwał. Podszedłem, więc do chłopaka i razem podnieśliśmy ciężki przedmiot próbując przy tym go zawiesić.
- Dzięki - powiedziałem gdy już było po sprawie
- Jasne... ale następnym razem uważaj~ to że mamy ćwiczyć nie oznacza, że mamy podnosić worki bokserskie - zaśmiał się przez co atmosfera nieco się rozluźniła.
- Spoko~ tym razem będę uważać - choć bardziej śmieszyło mnie to, że mój podwładny karcił mnie jak zwykłego kadeta, który ma za dużo zapału i nic poza tym.
Jungkook postanowił zostać ze mną, by nie tylko przypilnować bym nic nie zniszczył, ale także byśmy mogli potrenować swoje umiejętności walki wręcz. Musiałem przyznać, że to bardziej odciągnęło moje myśli od tego wszystkiego, lecz gdzieś w środku poczułem lekkie ukucie, że do końca dnia nie było mi dane zobaczyć twarzy chłopaka, który nie chciał wyjść z mojej głowy.
Wycieńczeni udaliśmy się coś zjeść, od rana nie za wiele spożyłem, więc po treningu byłem głodny bardziej niż wilk po miesięcznej głodówce. Na stołówce spotkaliśmy naszą nierozłączną trójce w postaci Jimina, Taehyunga i oczywiście Yoongiego, którzy kończyli swoją kolacje. Gdy tylko Tae zobaczył nas pomachał do nas pytając czy się przysiądziemy, skinąłem więc głową w odpowiedzi kierując się wpierw po jedzenie. Cieszyło mnie, że mimo wszystko zaaklimatyzowali się, a nawet zaprzyjaźnili się z każdym w naszym małym azylu. No może oprócz Mina, bo on nie lubił większego towarzystwa. Biorąc talerz z parującym jedzeniem, aż mi ślinka pociekła i już tylko liczyłem sekundy kiedy będę mógł bezkarnie napełnić swój błagający żołądek. Usiadłem oczywiście obok Yoongiego, który siedział na przeciwko dwóch młodszych kolegów.
- Wy też słyszeliście ten dziwny dźwięk? - powiedział niemal na przywitanie Jimin
- Tak~ Hoseok maltretował worek treningowy, że aż go zrzucił z haku - powiedział Jungkook siadając obok niego, wtedy chłopaki spojrzeli na mnie.
- Nie moja wina, że mam tyle siły - mruknąłem zabierając się za jedzenie
- Teraz mogę zrozumieć czemu jesteś dowódcą - zaśmiał się cicho mój obiekt westchnień przez co lekko uderzyłem go kolanem w jego nogę. Ale mimo tego jego uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wyglądał tak uroczo gdy się uśmiechał, miał taki specyficzny uśmiech, ale dla mnie był najpiękniejszy na świecie.
Ajć znowu się przyłapałem na tym jak na niego patrze... Czyli muszę pogodzić się z faktem, że serce nie sługa i ten drobny chłopak wziął je sobie bez pozwolenia nawet o tym nie wiedząc. Namjoon miał racje, miłość przychodzi niespodziewanie i nawet nie będę wiedział kiedy jakaś osoba stanie się dla mnie ważniejsza niż ja sam. A ja głupi się z niego śmiałem gdy to mówił, teraz będę musiał go za to przeprosić.
Gdy skończyłem swój posiłek czułem się jakbym zmartwychwstał. Może to trochę czarny humor jak na nasze okoliczności, ale kto się by tam przejmował. Skoro mój błogi stan był o wiele dla mnie ważniejszy w tej chwili. A jeszcze możliwość przypadkowego dotknięcia Yoongiego ramieniem potęgował to uczucie radości. Jak szybko człowiek pod wpływem jednego uczucia, którego nigdy nie chciał czuć potrafi zmienić swoje zdanie i potrzebować bliskości drugiego człowieka. Chciałem być zawsze przy nim i dbać o to by nie stała mu się jakakolwiek krzywda.
Przypominając sobie ile mam jeszcze do zrobienia zmierzwiłem swoje włosy przez co przyciągnąłem uwagę czarnowłosego.
- Coś nie tak? - zapytał z troską, co mnie ucieszyło
- Mam po prostu dużo raportów do napisania
- Mogę Ci jakoś pomóc? - zapytał, a ja wyczułem w jego głosie nutkę, która mówiła, że nie przyjmuje sprzeciwu. Mimo, że wcale nie miałem w zamiaru dawać mu odpowiedzi przeczącej.
- Byłoby mi miło - uśmiechnąłem się do niego promiennie na co on także odpowiedział mi tym samym. Mogłem to wykorzystać by pobyć z nim trochę dłużej. Poza tym pisanie raportów nie jest jakoś szczególnie trudne tylko monotonne i nudne. A z taką pomocą nie dość, że spędzę miło czas to na pewno jeszcze szybciej zakończę stos papierkowej roboty.
I miałem racje szybko uwinęliśmy się z całą robotą rozmawiając przy tym jak za dawnych lat. Bardzo mi tego brakowało, właśnie tej ciepłej rozmowy z Yoongim, przed którym nigdy nie miałem tajemnic. To nie tak, że z nikim się nie przyjaźniłem, ale Min był kimś kto rozumiał mnie w całości pomimo moich dziwnych zachowań.
- Jak miło jest powrócić do starych czasów - zaśmiałem się po kolejnej anegdotce z naszego dzieciństwa. Przeciągnąłem się po chwili rozmasowując obolały kark.
- Daj~ - wstał ze swojego krzesła idąc w moją stronę, a ja nie za bardzo wiedziałem o co chodzi gdy stanął tuż za mną. Po chwili poczułem jego drobne dłonie na swoich barkach, by po chwili odczuć delikatne ugniatanie moich spiętych mięśni. Rozluźniłem się pod naciskiem jego palców, aż po chwili wydawałem z siebie pomruki przyjemności.
Już do końca nie wiedziałem czy to było spowodowane tym, że moje biedne ramiona, które już dawno prosiły się o coś takiego dostały porządną dawkę uwagi, czy to przez to, że robił to właśnie Yoongi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro