Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7: Odpowiedź

Już nad samym ranem byłem na obrzeżach sąsiedniego miasta. Oczywiście tak jak samochody ukryłem crossa w bezpiecznym i tylko sobie znanym miejscu. W końcu musiałem mieć jakąś szanse na powrót, o ile to w ogóle było możliwe. 

Założyłem maseczkę i ruszyłem przed siebie zaciskając swe palce na trzonach noży. Byłem sam, więc tym bardziej musiałem zwracać uwagę na dosłownie wszystko co mnie otaczało. 

Ciemne chmury, które leniwie sunęły po niebie dodawały opustoszałym uliczką dodatkowej aury grozy. Musiałem przyznać, że gdyby nie ten bagaż doświadczeń pomyślałbym, że to idealny plan filmowy, na którym za chwilę rozpocznie się decydująca akcja. Lecz to nie był film, a przerażająca rzeczywistość śmiejąca się nam prosto w twarz.

Wiecznie stąpając przy murach rozglądałem się na boki próbując dostrzec dosłownie cokolwiek. Lecz wszędzie królowała jedynie cisza, która niepokoiła mnie bardziej niż jakiekolwiek krzyki czy nawet charczenie tych kreatur. 

To było dziwne, że przechadzając się każdej możliwej uliczce nikogo nie napotkałem. Mogłem dosłownie iść środkiem ulicy i nic by mi się nie stało. Jakby tego miasta nie dotknęła zaraza, a ludzie po prostu pochowani byli w domach przed deszczem, który miał niedługo nadejść. 

- Gdzie jesteś... Hoseok... - powiedziałem do siebie

- Skąd znasz moje imię? - usłyszałem zachrypnięty głos, a gdy gwałtownie się obróciłem o mały włos moja szyja nie spotkała się ostrym sztyletem. Zdałem sobie sprawę, że ledwo udało mi się uniknąć śmierci, przez co moje serce zabiło jeszcze szybciej. Choć... może to tak naprawdę dlatego, że usłyszałem głos mojego ukochanego?

- Hoseok to ty? - powiedziałem niepewnie gdyż jego twarz nie była odsłonięta Postawiłem teraz wszystko na jedną kartę ściągając z twarzy maseczkę. Wtedy mnie rozpozna prawda? - To ja Yoongi...

- Nie znam żadnego Yoongiego - patrzyłem na niego, poczułem się jakbym właśnie dostał nożem prosto w serce. Jak to mnie nie znał? Byliśmy przyjaciółmi tyle lat... Ale potem nie dano nam być kochankami... Lecz znałeś mnie i to bardzo dobrze.

- Nie wygłupiaj się... Hoseok... - powtarzałem jego imię jakby to miało mu pokazać, że nie mógł mnie nie pamiętać

- Skąd znasz moje imię - powtórzył oschle, przystawiając nóż bliżej swojej twarzy. Był w pozycji gotowej do ataku, dlatego musiałem być ostrożny. 

Przełknąłem głośno ślinę, błagając w myślach by po moich policzkach nie spływały żadne łzy. On żył, lecz niczego nie pamiętał... Jak to jest w ogóle możliwe? Może to kolejny sen, który tak bardzo mylę z rzeczywistością? Choć teraz nie wiem czy chciałbym się obudzić.

- Byliśmy przyjaciółmi... od dzieciństwa - byliśmy... tak to dobre słowo, bo oboje pragnęliśmy przekroczyć tą granice.

- Dlaczego miałbym Ci wierzyć? 

- A dlaczego miałbyś mi nie wierzyć? - powiedziałem pewny siebie, choć bałem się, że mogę zaraz tego pożałować. 

Patrzył na mnie swoim przenikliwym spojrzeniem, a już po chwili dostałem to czego właśnie się obawiałem. Ruszył w moją stronę i zamachnął się z całej siły. Uniknąłem ataku schylając się przez co do moich uszu doszedł nieprzyjemny dźwięk uderzanego ostrza o cegły. 

To ukucie w sercu, które poczułem było równie silne jak w dzień kiedy mnie opuścił. Jak mogłem walczyć z miłością swojego życia? Zwłaszcza, że tu nie było taryfy ulgowej, a jedyna zasada jaka obowiązywała to "zabij albo sam zostaniesz zabity". 

Teraz sprawy potoczyły się szybciej niż przypuszczałem. Musiałem się odsunąć by mieć go cały czas przed sobą, inaczej już mógłbym się pożegnać z życiem. Choć czy moje życie ma jakikolwiek sens? Poczułem się jakbym drugi raz stracił najważniejszą osobę w życiu. Dlatego może śmierć byłaby moim wybawieniem?

"Yoongi ogarnij się! Dasz radę! Sprowadzisz Hoseoka z powrotem na właściwe tory! Tylko... Nie daj się zabić" te słowa szumiały mi w głowie, które były jak zapętlona mantra rozbrzmiewając coraz głośniej. 

 "Przepraszam kochanie, ale tak łatwo się nie poddam" 

Zacisnąłem mocniej palce na ostrzach. Próbowałem ułożyć jakikolwiek sensowny plan działania. Wiedziałem przecież doskonale, że siłowo go nie przewyższę, w końcu już raz mnie pokonał, więc nie będzie miał problemu zrobić to znowu. Dlatego musiałem wykazać się sprytem, choć oszukać wyszkolonego żołnierza to zadanie wręcz do niewykonania. 

Lecz nie chciałem się poddać i broniłem się najwaleczniej jak tylko umiałem. Słyszałem ten sam dźwięk ostrzy, który odbijał się echem w mojej głowie od naszej ostatniej walki. A układany co chwile na nowo plan działania okazywał się być nic niewart. 

W pewnym momencie blokując jego nóż staliśmy tak, że nasze twarze dzieliły centymetry. 

- Hobi... przypomnij sobie... - odepchnął mnie przez co momentalnie się zachwiałem - Musisz sobie przypomnieć... - dodałem, a już po chwili musiałem blokować kolejny atak. Mimo, że nie zrobił mi żadnej rany czułem się jak moje ciało płonęło tym samym nieznośnym ogniem, którego doświadczyłem już od niego - Ja wiem, że tam jesteś Hoseok...

Blokując go dalej w końcu przemogłem się i chciałem znienacka go uderzyć, co niestety spotkało się z odwrotnym zamiarem do zamierzonego. On jakby od razu wyczuł to co chce zrobić i nie pozwolił mi wykonać żadnego ruchu uderzając mnie w brzuch ze swojego glana. Ja jedynie złapałem się za brzuch oszołomiony takim mocnym kopnieciem. A on jedynie to wykorzystał.

Złapał mnie za szyje i z całej siły jaką posiadał uderzył mną o mur budynku. Od tych wszystkich ciosów czułem w ustach ten charakterystyczny metaliczny posmak, który razem ze śliną spływał po mojej brodzie. Próbowałem gwałtownie nabrać powietrza, lecz nic to nie dawało. A on jakbym był szmacianą lalką podniósł mnie kilka centymetrów nad ziemię przez co zacząłem gwałtownie wierzgać nogami. 

Dlatego mi to robisz kochany?... 

 Jedynie co mogłem teraz zrobić to ostatkami sił, które mi zostały dotknąć jego policzka

- I tak będę Cię kochać... - wydukałem choć z trudem. Dopiero po tym obraz zaczął mi się zamazywać, aż w końcu nastała ciemność. 

~~

Gdy otworzyłem oczy poczułem jak moje ciało ogarnia chłód. Wzdrygnąłem się, a po moim ciele rozszedł się dreszcz, który spowodował gęsią skórkę. 

Czy tak wygląda życie po śmierci? Białe ściany, ogarniające zimno i... kraty? 

Podniosłem się do siadu rozglądając na boki. Bardziej to życie przypomina więzienie niż cokolwiek innego. 

- W końcu się księżniczka obudziła - prychnął jakiś mężczyzna. Od razu zwróciłem ku niemu swoją twarz. Był ubrany w biały kitel, a gdy tylko wyłonił się z ciemności by stanąć tuż obok niewielkiej lampki zawieszonej pod sufitem zobaczyłem jedną pociągłą bliznę rozciągającą się od skroni aż po brodę. 

- Co ja tu robię? - spytałem, choć mimo wszystko sądziłem, że nie uzyskam odpowiedzi.

-  Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie~ Hoseok pomóż mi - po tych słowach do celi wszedł mój ukochany z tym samym zimnym wzrokiem co wcześniej. Tym razem nie miał na sobie żadnej maski, więc mogłem spokojnie przyjrzeć się jego twarzy. Nic się nie zmienił, wyglądał jakby w ogóle nie został zarażony wirusem. Może faktycznie wynaleźli antidotum na to świństwo? 

Hobi podszedł do "mojego" łóżka i postawił mnie na równe nogi. Po czym od razu łapiąc moje ręce za plecami zaczął powoli ciągnąć w nieznaną mi stronę. Rozglądałem się uważnie, nie zauważyłem żadnych okien po drodze, dlatego wnioskowałem, że znajdujemy się w jakimś bunkrze. 

Po chwili poczułem szarpnięcie by w końcu zorientować się, że zostałem wprowadzony do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Mężczyzna w kitlu po chwili zapalił światło, a moim oczom, które dopiero po chwili przyzwyczaiły się do tak ostrego światła, ukazało się całkiem wyposażone laboratorium. 

Na biurku leżało mnóstwo równo ustawionych fiolek, a nad nimi na ścianie wisiały różne zapiski i rysunki dotyczące anatomii człowieka. Na środku tego wszystkiego znajdowało się ogromne metalowe łóżko, który wyglądało niczym z horroru z prosektorium na czele. Przy nim stały różne maszyny z milionami przyssawek czy też kabli.

- Hoseok przywiąż go do łóżka - gdy to powiedział wiedziałem, że to bardzo źle się skończy dlatego zacząłem się szarpać jak opętany. Lecz co mogłem wskórać skoro był silniejszy? 

Nie wiem ile minęło, ale mimo dalszemu wyrywaniu się zostałem przypięty do tego narzędzia tortur. 

- Spokojnie - powiedział bezimienny tuż przy moim uchu, a ja poczułem momentalnie obrzydzenie - Skoro tu już jesteś to czemu nie wykorzystać okazji czyż nie?

- Okazji do czego? - warknąłem dalej próbując oswobodzić ręce.

- Będziesz brał udział w cudzie medycyny! - powiedział to wręcz z psychodelicznym zachwytem - Znasz na pewno Hoseoka, w końcu jesteście z jednego obozu~ A co za tym idzie wiedziałeś, że został ugryziony, a teraz? On żyje i ma się dobrze

- Z tym drugim to bym polemizował - nie siliłem się nawet na miły ton, gdyż ta szuja powinna zdechnąć. On zaś cmoknął teatralnie.

- Nie chcesz wiedzieć jak tego dokonałem? - Nie odpowiedziałem co uznał za zgodę do kontynuowania swojego wywodu - Albo powiem co tobie zrobię, bo to w sumie działa na takiej samej zasadzie, bo będziesz moim kolejnym królikiem doświadczalnym - podszedł do jednej z swoich szafeczek - Wszczepię Ci wirusa, który będzie powoli zamieniał Cię w zombie. A potem tak samo jak Hoseokowi spuszczę całą krew, w którą masz w sobie. W końcu będzie zainfekowana, więc już Ci się nie przyda - zaśmiał się jakby właśnie opowiedział dobry żart. A ja już nie wiedziałem jakie mną emocje szastają. Złość? Czy może jednak strach? - Ale spokojnie - podszedł do mnie na chwilę i pogładził po policzku, przez co gwałtownie odwróciłem głowę w bok dając do zrozumienia by mnie nie dotykał - twoją krew zastąpię swoim lekiem~ można to nazwać takim substytutem krwi. Jak widzisz na Hoseoka podziałało - podszedł do niego kładąc mu rękę na ramieniu - tylko niestety albo i stety jego mózg nie przyjął tego tak dobrze co spowodowało zanik pamięci.

Teraz wszystko układało się w jedną logiczną całość. Dlatego mnie zaatakował... po prostu nic nie pamiętał przez tego dupka. Z jednej strony się cieszyłem, bo mimo wszystko Hobi żył i był cały, co napawało moje serce niewyobrażalnie wielkimi pokładami radości. Lecz z drugiej, on mnie zaatakował, prawie zabił, a na jego policzkach już nie pokazują się te cudne dołeczki spowodowane jego promiennym uśmiechem. 

A zaraz ja miałem stać się taką samą maszyną jak mój ukochany. 

- Więc przedstawienie czas zacząć - powiedział z przebiegłym uśmieszkiem, wyciągając strzykawkę ze swojej gablotki. 

- Błagam nie! - zacząłem krzyczeć i jeszcze bardziej się wyrywać. Nie tak miało się to skończyć, miałem wrócić szczęśliwy z ukochanym przy moim boku - HOBI!! Błagam!! - to nic nie dawało, nadgarstki krwawiły od przecierania ich pasami - Kochanie obudź się!!! - z załzawionymi oczami mogłem tylko patrzeć jak ten psychopata podchodzi coraz bliżej...



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro