Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5: Nowa nadzieja

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, czułem się jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Nagle w mojej głowie narodziło się tyle pytań, ale nigdzie nie mogłem uzyskać odpowiedzi, a jedynie spekulacje.

Ale skoro ten mężczyzna miał nieśmiertelnik Hoseoka, to znaczy, że to był on? A może ten osobnik ukradł go mojemu ukochanemu? Lecz po co ktoś kradłby czyjeś dane skoro w tym świecie nie są nic warte?

 Nawet nie mając pojęcia czy to w ogóle możliwe, by Hobi przeżył, moje istnienie nabrało sensu. W końcu kto nie chciałby uwierzyć, że jego miłość jednak żyje i ma się dobrze... Lecz zostaje kwestia czemu w takim razie mnie zaatakował? Przecież powiedział, że mnie kocha. Nie chciało mi się wierzyć, że po tylu miesiącach mu przeszło i z zimną krwią potrafiłby mnie zabić...  Choć może przez maseczkę mnie nie poznał? Ale do cholery przecież mi ją przeciął raniąc mój policzek.

 Chciałem już zacząć bieg szukając napastnika, nie mogłem pozwolić umrzeć iskierce nadziei, która rozpaliła się w moim sercu.  Lecz uniemożliwiła mi to dłoń, która spoczęła na moim barku odwracają mnie w stronę jej właściciela. Chłopak spojrzał na mnie przerażony i widać było, że kompletnie wybiło go to z tropu.

- Co się stało? - szepnął niemal bezdźwięcznie, nie chcąc narobić żadnego hałasu. A ja nie mogąc wydusić ani jednego słowa podałem mu nieśmiertelnik, który z całej siły trzymałem w swej dłoni. Skupił wzrok, by po chwili z szeroko otwartymi oczami spojrzeć z powrotem na mnie. Ruchem ręki nakazał wszystkim wracać bez jakiejkolwiek dyskusji, natomiast on sam przerzucił moją rękę przez swoje barki i zaczął mnie prowadzić odciążając moje zbolałe mięśnie. 

Przeze mnie droga do pojazdów zajęła nam więcej czasu niż powinna, ale nic na to nie mogłem poradzić. Mogłem swoją osobę porównać do tych nie myślących istot, gdyż tępo patrzyłem się przed siebie próbując opanować kłębiące się uczucia. To wszystko dla mnie było jak przyjemny sen, który spełniał się na moich oczach dodatkowo niosąc nieprzyjemny ból. 

Nikt w samochodzie nie poruszał tego tematu, najpierw musieliśmy przetrawić te dziwne informacje, by na spokojnie dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Ja zaś byłem na 100% pewny, że z pomocą czy też bez wyruszę nawet na koniec świata by go znaleźć i nie interesowała mnie cena jaką za to poniosę.

~~

Będąc już w bazie przemyto dokładnie moje rany, by zaraz potem zakryć je pod kilkoma warstwami bandaży. 

- Dziękuję - szepnąłem gdy tylko Jimin zawiązywał pęki na materiale. 

- Co się stało?... Znowu was zaatakowali? - zapytał zmartwiony, ja zaś westchnąłem robiąc chwilową pauzę 

- Przyjdź na zebranie, a się dowiesz... - powiedziałem beznamiętnie patrząc się w ścianę. Nie chciało mi się opowiadać tego kilka razy, bo jednak to było dość bolesne. 

- Dobrze... Zaprowadzę Cię tam - odrzekł po czym tak jak mówił pomógł mi się dostać na spotkanie z resztą żołnierzy, który pod moją nieobecność tworzyli raport z uzyskanych zapasów. 

- Dobrze, że jesteś - wtrącił Sehun gdy tylko przekroczyliśmy próg jego pokoju - usiądź - wskazał na krzesło przy swoim biurku, które po chwili zostało odsunięte przez Kai'a dzięki czemu było mi znacznie łatwiej zająć miejsce - teraz do rzeczy... skąd masz nieśmiertelnik Hoseoka? Przecież on nam go nie oddawał...

- Gdy stałem na warcie zostałem zaatakowany przez zamaskowanego mężczyznę... i ten nieśmiertelnik... był na jego szyi, ale podczas ataku na niego przeciąłem mu łańcuszek... Nie wiem jak to wytłumaczyć... Bo po co komuś byłby potrzebny nieśmiertelnik Hoseoka? - czułem jak w oczach zbierają mi się łzy - A co jeśli to faktycznie on?

- Ale Hoseok został ugryziony... Doskonale o tym wiesz... A lekarstwo na to cholerstwo nie istnieje...

- Skąd wiesz czy nie istnieje?! - podniosłem głos wkurzony, a na moich policzkach zaczęły się tworzyć mokre ścieżki - Co jeśli istnieje i... i Hoseok żyje?!

- Yoongi... - powiedział oschle próbując przywołać mnie do porządku - Jaką mamy pewność, że to prawda? Jeśli istniałby lek to czy dalej tkwilibyśmy w tym horrorze?... Rozumiem, że to daje Ci nadzieję... Hoseok był dla nas jak brat... Ale... Nie możemy ryzykować życiem innych by sprawdzić czy on żyje...

- Wiesz doskonale, że...

- Yoongi... błagam - powiedział już sam powstrzymując się od łez - nie mogę pozwolić na kolejną śmierć... Już nawet nie z pobudek czysto strategicznych... Ale każdy z was jest dla mnie jak rodzina... Dużo wycierpieliśmy tracąc tylu z naszych... Nie chce tracić kolejnych... - Sehun miał racje, ale jak mogłem się na to zgodzić? 

- Przepraszam... W takim razie wyruszę sam... - powiedziałem wiedząc w co się pakuję. Po chwili usłyszałem tylko uderzenie pięści w stół przez co podniosłem szybko wzrok na dowódce.

- Nie pozwalam - już całkowicie się rozkleił - jak mógłbym Ci pozwolić iść na misje samobójczą... Yoongi... Proszę Cię... Ochłoń z nadmiaru wrażeń i pomyśl logicznie... - patrzyłem na niego pustym spojrzeniem. Wiedziałem, że i jego to wszystko boli, a nawet przerasta w pewnych momentach. Śmierć mimo, że jest na początku dziennym i tak rani nasze serca odbierając nam kolejnych członków załogi. Lecz moja miłość, która z każdym dniem nie malała była o wiele silniejsza niż świadomość, że idę prosto w objęcia kostuchy. Wyzbyłem się myśli samobójczych i kurczowo trzymałem się przy życiu, chłonąc z niego jak najwięcej się da. Lecz co ja mogłem poradzić, że moje obolałe serce dostało tą małą szansę na uratowanie się? Miałem nadzieję na to by ponownie zobaczyć miłość swojego życia i dowiedzenie się czy on naprawdę żyje. A to było dla mnie największym marzeniem, które mogłem spełnić, nawet za cenę swojego życia. 

Wstałem powoli patrząc prosto w oczy Sehunowi, moje spojrzenie musiało przeszyć go na wylot, bo stał jakby nie wiedział co ma dalej zrobić.

- Hoseok to moja nadzieja, a skoro jego nie ma to mnie też... - powiedziałem z pełną powagą - chcąc czy nie zaryzykuje własne życie by go odnaleźć... Choćbym miał tutaj nigdy nie wrócić, nie mogę postąpić inaczej...

- A Jimin? Taehyung? Pomyślałeś o nich? - Tu mnie miał, bo jak mogłem przyrzucić tych dwóch boga winnych towarzyszy? Miałem się o nich troszczyć, ale jednocześnie nie potrafiłem zrezygnować ze swojej miłości. I co teraz miałem zrobić?

Opadłem znowu na krzesło zrezygnowany, czując się jak dziecko we mgle. 

- Rozejść się... - rzucił do reszty zespołu i zaraz po tym mogłem już słyszeć jak wychodzą. Jimin zaś stał cały czas za moimi plecami nic się nie odzywając - Jimin proszę zostaw nas samych na chwilę - Gdy chłopak wyszedł, Sehun oparł się o biurko zrezygnowany - chciałbym naprawdę się dowiedzieć czy to prawda... Bo jeśli faktycznie to by się potwierdziło to by oznaczało nie tylko, że Hoseok żyje, ale także istnieje antidotum. Ale nie mogę narażać na to ludzi... Widzisz jak samego Ciebie urządził... 

- Może mnie po prostu nie rozpoznał...

- Nawet jeśli to czemu nie wrócił do nas? Skoro nic mu nie jest to nie powinien tutaj się pokazać? Dodatkowo skoro ktoś mu pomógł to oznaczałoby raczej, że te osoby są dobrze do ludzi nastawione... - siedzieliśmy przez jakiś czas w ciszy dopóki głos Sehuna ponownie nie rozbrzmiał po pokoju - Wiem jaki to ból... - popatrzył prosto w stronę okna na przeciwko niego - Jak zaczęła się ta cała akcja z wirusem... moja narzeczona, która była w 7 miesiącu ciąży została zarażona... - widziałem jak zaciskał swoje palce na przedramionach - mimo, że widziałem iż zamienia się w potwora nie potrafiłem jej zabić - jego głos zadrżał przez co zamilkł na chwilę - I gdyby nie Wonho, nie byłoby mnie tutaj... Każdy z nas stracił kogoś kogo kochał, więc wiemy jak się czujesz Yoongi, ale proszę nie ryzykuj życia dla szukania wiatru w polu...

- Mam porzucić wszelką nadzieję, że jednak on żyje?... Sehun nikt w tym świecie nie potrzebuje kraść nieśmiertelników, więc to musiał być on...

- Dobra nawet idąc twoim tropem... Powiedz, że Hoseok faktycznie żyje i pójdziemy go szukać... To myślisz, że przeżyjemy? Ktoś musiał go uratować, więc na pewno nie działa w pojedynkę... A pamiętaj, że on był najzdolniejszym żołnierzem i potrafił pokonać każdego z nas, zna nasze techniki, nasze odruchy...

- Myślisz, że byłby do tego zdolny by nas zaatakować?

- No Ciebie jakoś nie oszczędził...

- Miałem w końcu maseczkę, więc nic dziwnego...

- A mundur? Tylko nasza jednostka takie nosi... Więc na pewno doskonale wiedział kim jesteś - zacisnąłem dłonie w pięści, lecz niestety taka była prawda. 

- To dlaczego mnie zaatakował? - przymknąłem oczy wzdychając - to nie ma sensu

- Tak czy siak jak widać nie chce być po naszej stronie - powiedział z wyrzutem, ale czułem jak jego własne słowa go ranią.

- To nie może być prawda... Jak został ugryziony to widziałem w jego oczach jak cierpi... więc nie mógł tak po prostu nas opuścić i być w innej grupie... A na pewno już by mnie nie zaatakował

- Już sam nie wiem co mam myśleć... ale musimy być teraz wyjątkowo czujni... Bo skoro Hoseok Cię zaatakował i wie gdzie jest nasza baza to....

- Nie kończ... - zabolało mnie to. Nie mogłem nawet przyjąć do wiadomości, że mój ukochany mógłby posunąć się do tak haniebnych czynów i sprowadzić na nas kolejną grupę zbirów po czym uderzyć w naszą bazę. To robiło się dla mnie coraz bardziej dziwne i nie mogłem pojąć co się wokół mnie dzieje. 

Wzrok tego mężczyzny na pewno nie przypominał tego Hobiego, był taki zimny pozbawiony tych iskierek pozytywizmu. Lecz jednak nie był też na pewno umarłym, gdyż jego oczy nie spowiła charakterystyczna biała poświata. 

Nawet jakbym chciał to i tak nie dałbym rady teraz nic zrobić, przez te rany musiałem skupić się chwilowo na swoim zdrowiu, ale dzięki temu mogłem na spokojnie wszystko przeanalizować.

Wróciłem, więc do swojego pokoju wyciągając jakieś kartki z biurka i przybory do pisania. Zapisałem na ich stronach każdy możliwy szczegół jak zapamiętałem oraz każdą możliwą teorie, które dostarczyły mi filmy, które kiedyś z fascynacją oglądałem.

1. Wynaleziono antidotum

2. Wirus przenoszony jest tylko przed odpowiednie osobniki

3. Krew posiadająca antyciała odporne na wirusa

- Za dużo horrorów się oglądałeś Yoongi - Siedziałem tam i dosłownie śmiałem się sobie w twarz. Lecz kto wie co było prawdą? Skoro nagle na świecie pojawił się wirus zamieniający ludzi w chodzące trupy, to może i jakaś z tych teorii była prawdziwa? 

Nie miałem pojęcia, poza tym nie byłem lekarzem, by znać się na tematach związanych z ludzkim organizmem czy też samą krwią. Lecz jednak coś musiało się stać skoro mój ukochany żyje... A raczej to była tylko moja nadzieja...

///

No i kolejny rozdział za nami... ojej rozkręciłam się troszku... Takie trochę zapychacze, ale nie chce za szybko pchać akcji do przodu x___x

I tak no miałam zakończyć na 5 rozdziałach, a nawet i 3 jak to miałam w pierwszych planach zakodowane w głowie... Ale coś się obawiam, że będzie tego więcej niż w 1 części... No nic będziemy brnąć dalej i mam nadzieję, że was tym nie zanudzę ;w; 

 Jak już skończę pisać "Lek mego serca" to może wyjdę z postem z tematami kolejnych moich pomysłów, które chciałabym zrealizować ;w; 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro