Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4: Dźwięk ostrza

Od tamtego czasu minęło już kilka miesięcy. Mimo dalszego bólu, który nosiłem w sercu, musiałem wziąć się w garść. 

Ćwiczyłem codziennie, nabierając sporych umiejętności walki wręcz oraz zyskując dodatkowe mięśnie. Nie wyglądałem jak jakiś paker, którego można by było spotkać na siłowniach, lecz zarys muskułów znacznie się uwydatnił. 

- Tym razem musimy wybrać się na wschód - Sehun przejechał palcem po zżółkniętej mapie - w tamte rejony udajemy się najmniej... Lecz co za tym idzie jest większe ryzyko.

- Ale nie mamy wyjścia - mruknąłem opierając się o ścianę, a reszta niechętnie mi przytaknęła.

- Dlatego tym razem nie będziemy się rozdzielać na mniejsze podgrupy. To zbyt niebezpieczne~~ Standardowo zostaną 2 osoby przy samochodach. Wonho ty będziesz prowadził tym razem, a to znaczy, że Yoongi idziesz z resztą. 

- Tak jest - odpowiedzieliśmy obaj. A taka sytuacja wynikła z tego, że nasz przyjaciel ostatnio nabawił się kontuzji. Dlatego biedaczek niestety nie może na chwilą obecną biegać. 

- Znajdziecie tyle ile możecie w przeciągu 2 godzin i wracacie, chyba że wystąpią komplikacje wtedy niezwłocznie rzucacie wszystko i biegniecie prosto do samochodów. Wyruszymy jutro z samego rana~ dlatego dzisiaj przygotujemy wszystko. Każdy ma za zadanie przygotować cały swój sprzęt, a przede wszystkim broń. Ja jeszcze sprawdzę poziom paliwa w samochodach. I pamiętajcie o kamizelkach... Nie możemy sobie pozwolić na stratę kolejnych żołnierzy - skinęliśmy głowami przyjmując wszystko do wiadomości - w takim razie to wszystko

Po skończonym zebraniu skierowałem się do swojego pokoju i zacząłem szykować swoje całe wyposażenie. Nie nosiłem zbyt dużo w plecaku zostawiając tam miejsce na wszelkiego rodzaju zapasy, dlatego też spodnie wojskowe z dużą ilością kieszeni ułatwiały mi sprawę. Wyciągnąłem, więc mundur z szafki i ułożyłem na biurku, po czym zabrałem się za przyjemniejszą dla mnie część. Wyciągnąłem z niewielkiej szuflady kilka ostrzy do walki. Były one moje ulubione, bo wcześniej należały do Hoseoka, dlatego miały dla mnie ogromną wartość. Wtedy czułem jakby jakaś jego namiastka zawsze była przy mnie i w jakiś sposób broniła mnie przed atakami. Może to wydawać się dziwne, ale mimo upływu czasu moja miłość jak i rozdarcie codziennie towarzyszyły mi z taką samą siłą. 

Przejechałem kciukiem po ostrzu, który nie bacząc na ilość zadawanych nim ciosów dalej był ostry i z łatwością potrafił przeciąć nawet stalowe mięśnie. Za każdym razem starannie o nie dbałem, czyszcząc je po każdej wyprawie. Gdyż w końcu były dla mnie niczym najwyższej wagi relikwie, których utrata łączyłaby się ze śmiercią kolejnego kawałka mojej duszy. 

Wiedziałem, że tej nocy będę musiał położyć się wcześniej by następnego dnia zachować trzeźwość umysłu. W końcu nie zawsze wybieramy się na nieznane tereny, plus tym razem dano mi szansę wykazać się w terenie. A co za tym szło dopadł mnie większy stres niż zazwyczaj. Wcześniej kierowanie pojazdem nie było niczym nadzwyczajnym, a na domiar tego siedzenie i czekanie na resztę sprawiało, że siedziałem w krzakach obserwując dokładnie okolicę. Tym razem miałem być w centrum tego chaosu, ale wiedziałem, że prędzej czy później nastąpiłaby ta chwila. 

Na szczęście byłem dobrze przygotowany, codzienne treningi z Jungkookiem czy też z Kai'em sprawiły, że mogłem z czystym sumieniem przyznać iż moje umiejętności podskoczyły znacznie wysoko. Nie przemęczając organizmu ćwiczyłem tyle ile tylko mi na to pozwalał. Chciałem w najszybszym okresie stać się bardziej przydatny niż tylko zwykły kierowca, który jedynie co potrafi to przekręcić kluczyk w samochodzie. Choć musiałem przyznać, że nie chciałem też często wykorzystywać tych umiejętności, bo przecież oznaczałoby to walkę z krwiożerczymi bestiami. 

Ostatnio każdy zauważył, że wśród tej chmary umarlaków zdarzają się wyjątkowo niebezpieczne przypadki. Przeważnie te maszkary tylko idą spokojnie w twoim kierunku pragnąć wyrwać z Ciebie organy wewnętrzne. Lecz teraz zaobserwowaliśmy więcej przypadków, gdzie potrafią biegać. Dlatego codziennie musieliśmy odbywać treningi wzmacniające kondycję jak i szybkość. 

Można by rzec, że życie nam rzucało coraz więcej kłód po nogi jakbyśmy nie mieli już wystarczająco dużo problemów. 

- Oby jutro się udało... - przetarłem zmęczony twarz opadając na łóżko - chyba nigdy się nie przyzwyczaję, że Ciebie nie ma obok - wyszeptałem ponownie skupiając swoje myśli na moim niedoszłym chłopaku. Nic nie mogłem poradzić na to, że strata tak cholernie bolała nawet po takim czasie. Zawsze przed wyprawą o nim myślałem obiecując, że wrócę cały i zdrowy by był ze mnie dumny, tak jak ja byłem z niego.

~~

Następnego dnia ubierając mundur sprawdziłem czy na pewno wszystko ze sobą zabrałem. Nie mogłem pozwolić by moje pierwsze wyjście poza obręb samochodu było nieudane przez własną głupotę. Choć najważniejsza była kamizelka, broń i maseczka. To były 3 stałe elementy, o których nie wolno było nigdy zapomnieć. 

W pełnej gotowości mogliśmy udać się do wyznaczonego celu. Podróż trochę nam zajęła gdyż środków ostrożności nigdy za wiele, zwłaszcza, że to Hoseok wpajał wszystkim te zasady bezpieczeństwa, które zawsze się sprawdzały. 

Po niespełna godzinie zaparkowaliśmy w pewnej odległości od miasta. Czekał nas jeszcze kilku minutowy spacerek, przynajmniej tak wynikało z mapy jaką posiadaliśmy. Każdy z nas wyciągnął broń by w razie niespodziewanego ataku być przygotowanym. Trzeba było zapamiętać jedną najistotniejszą zasadę "zło nigdy nie śpi".

Szliśmy spokojnie rozglądając się we wszystkich możliwych kierunkach. Z racji tego, że było nas 6 przyjęliśmy szyk bojowy, chroniąc osobę w środku, która zgodnie z mapą prowadziła do naszego celu. 

Później działaliśmy zgodnie z planem szukając poszczególnych miejsc, w których mogliśmy coś pozyskać. Chodziliśmy zawsze blisko ścian by się ochronić, a przy okazji nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Przez tą akcje, w której zginął Namjoon teraz każdy był podwójnie ostrożny. Wiedzieliśmy też, że musimy się chronić przed 2 stronami zaciętego boju o przetrwanie. 

Zawsze sądziłem, że w takich sytuacjach kryzysowych ludzie zamiast wzajemnie się wspierać, będą się zabijać dla zabawy. Lecz skoro teraz prawo nie istnieje to co szkodzi wylać swoje wcześniej hamowane zapędy? 

Kierowaliśmy się w coraz to nowsze zaułki wypatrując wszystkiego co może być podejrzane. Ja idąc z tyłu musiałem dodatkowo pilnować gdzie idę obserwując cały czas czy ktoś za nami nie podąża. Można powiedzieć, że stałem się tak przewrażliwiony, że każdy najmniejszy szmer czy podmuch wiatru wywoływał u mnie całkowite skupienie się i pełną gotować w jednej sekundzie. Lecz były to tylko fałszywe alarmy.

Ale dalej pozostawałem nieufny nawet wobec siebie mimo zapewnień moich zmysłów. Nie wiem czy to po prostu strach wywołał u mnie takie odczucia czy też co innego. Lecz byłem pewny, że nie mogę ignorować złych przeczuć. 

Gdy chłopaki mieli wejść do kolejnego budynku stwierdziłem, że zostanę na straży. Dlatego też ściągnąłem z siebie plecak podając go od razu swoim towarzyszom. A sam oparłem się po chwili o ścianę obserwując okolicę. Przyglądałem się budynkom, po czym skupiałem wzrok na dwóch stronach ulicy, doszukując się oznak nieprzyjaciela.

Dlatego nie wiem jakim cudem w dosłownie sekundzie stanął przede mną dobrze zbudowany mężczyzna. Musiałem przyznać, że doznałem ogromnego szoku, był jak cień, który pojawił się dosłownie znikąd. 

Zacisnąłem mocniej palce na trzonkach ostrzy i czekałem na jego ruch. I wcale tu nikogo nie zdziwię mówiąc, że po chwili w powietrzu roznosił się dźwięk uderzanych o siebie ostrzy. Jedynie co mi przyszło na myśl to, że wkroczyliśmy na czyiś teren i sądząc po tak miłym przywitaniu nie będzie miała miejsca wyjaśniająca rozmowa między nami. 

Blokowałem zacięcie każdy cios nie pozwalając przeciwnikowi się do siebie zbliżyć. Na początku wyglądało to tak jak na treningach z rówieśnikami, ale widać było, że znudził się tą taktyką. Domyśliłem się, że chciał przetestować moje umiejętności albo zwyczajnie chciał się chwilę ze mną pobawić. Lecz nie mogłem pozwolić mu wygrać, mimo, że tempo, które narzucił potem zaczęło przerastać moje umiejętności. Dlatego tylko czułem jak jego ostrze tnie moją skórę. 

Chwyciłem się za ramię, które w jednej chwili zaczęło niemiłosiernie boleć, a krew sączyła się brudząc kurtkę od munduru. Lecz nie mogłem wypaść z rytmu, musiałem się skupić nie bacząc na to, że okropne szczypanie powoli odbierał mi kontrolę nad własną ręką. 

Kolejny atak i rozcięty policzek, a potem uderzenie z pięści w twarz, przez co poczułem ten charakterystyczny metaliczny smak w ustach. To działo się tak szybko, że nawet nie wiedziałem co kiedy nastąpiło. Lecz mój duch walki wcale nie zmalał iż wiedziałem, że próbuję równać się z kimś o wiele bardziej wyszkolonych, a wręcz maszyną do zabijania. 

Nie atakowałem pierwszy, gdyż wiedziałem, że każda ta próba będzie przepełnione gniewem, a co za tym idzie będzie wyjątkowo bezmyślna i na własne życzenie skróciłbym swoje życie. Jedynie co słyszałem to  buzująca we mnie krew przyprawiająca mnie o szybkie bicie serca oraz własny oddech, który kurczowo trzymał mnie przy mojej egzystencji. 

Pomiędzy tym wszystkim nie zdołałem pomyśleć czemu jest tutaj sam? Bez żadnej pomocy, bez żadnych przydupasów przy sobie. To było dziwne, ale wtedy naprawdę nie myślałem o tym czemu tak jest tylko jak go pokonać. 

Kolejne ataki nadeszły bardzo szybko pozbawiając mnie równowagi przez co runąłem na ziemie jak długi. W mojej głowie dudnił odgłos jego butów, które napotkały asfalt. Wiedziałem, że to już mój koniec, nie dam rady dalej z nim walczyć, a co dopiero pokonać. A nie mogę zawołać o pomoc, bo byłaby to najgorsza rzecz jaką mógłbym zrobić.

Jakby na zawołanie przypomniałem sobie obietnice, którą zawsze składałem Hoseokowi przed wyprawą. 

"Wrócę... Wrócę cały i zdrowy kochanie"

Nie mogłem, więc odpuścić. Podziałało to na mnie jak płachta na byka. Poczekałem, więc aż napastnik się do mnie zbliży. Gdy tylko nachylił się nade mną, poczułem przypływ adrenaliny i z pewnym zamachnięciem się zaatakowałem go ostrzem raniąc przy okazji tuż pod obojczykiem. Wraz ze zranieniem przeciąłem mu łańcuszek od śmiertelnika, który upadł tuż obok mojej głowy. Mężczyzna odsunął się ode mnie dotykając swojej rany najwidoczniej zaskoczony tym nagłym zwrotem akcji. 

Podniosłem się ledwo z ziemi z uśmiechem. Dalej widziałem nadzieję, że może uda mi się coś ugrać w tej nierównej walce. Lecz gdy podniosłem wzrok agresora już nie było. Przez co zacząłem się gwałtownie rozglądać by upewnić się, że mój wzrok mnie nie myli. Oczywiście moja bezmyślność doprowadziła do tego, że syknąłem z bólu łapiąc się za krwawiące miejsce. 

- Zobaczymy gnoju kim jesteś - po chwili opanowania rwącego bólu, sięgnąłem po nieśmiertelnik, który leżał na ziemi. Co prawda imię i nazwisko nie wiele by mi dało. Jednak ciekawość zawsze mną prowadziła. 

Spojrzałem na kawałek blaszki i aż musiałem przeczytać zawarte na niej informacje kilka razy. Nigdy nie sądziłem, że zobaczę na nim imię ukochanego.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro