Rozdział 2: Samotność
Co takiego musiało się stać, że Jimin wpadł do pokoju taki zapłakany? Nie chciał mi też od razu tego mówić tylko ciągnął mnie w sobie znaną stronę. Pobiegłem za nim prosto do gabinetu dobrze znanego nam lekarza. Gdy tylko przekroczyliśmy próg naszym oczom ukazał się kolejny obraz niczym z serialu kryminalnego. Ciało Jina bezwiednie wisiało na sznurze zrobionym jak się domyśliłem z jego paska od spodni. Nigdy nie sądziłem, że tyle przykrości spotka mnie w tak krótkim czasie, mimo, że nie powinno mnie to dziwić w końcu śmierć była czymś na początku dziennym. Lecz jak można się oswajać ze świadomością, że opuszczają Cię osoby które lubisz, szanujesz czy kochasz? Nigdy nie da się na to przygotować czy nawet pogodzić się z tą myślą.
Namjoon nie byłby szczęśliwy wiedząc, że jego ukochana kruszynka poszła w jego ślady nie mogąc znieść uczucia samotności. Choć dopiero teraz rozumiałem jego okropne cierpienie w pełnej okazałości. Ten ból, który rozrywa powoli każdy mięsień byś czuł jak umierasz w męczarniach. Byś patrzył prosto w oczy rozpaczy, która owinęła Cię swoimi ramionami i nie chciała wypuścić. Też to czułem i gdybym nie był takim tchórzem również poszedłbym w ślady Jina.
Słyszałem odgłosy kilku par butów uderzających o podłogę, które dochodziły z korytarza. By po chwili ujrzeć Sehuna wraz z Tae, którzy wpadli jak burza do pokoju. Tak samo jak ja na chwilę stanęli w bezruchu, analizując w głowie całą sytuacje.
Wszystko sypało się nam przed oczami, a my nic nie mogliśmy zrobić. Lecz co teraz zrobimy bez jedynego lekarza, którego mieliśmy? Nikt nie znał się na lekach tak jak Jin, a teraz sam rzucił nas na głęboką wodę odcinając od jakiejkolwiek ratunku w razie zagrożenia.
Kolejne hałasy, kolejni ludzie w pokoju. Wszystkie pary oczu skierowane na sine lica nieżyjącego mężczyzny. Niepokój z każdą sekundą zdawał się rosnąć, przytłaczając ciężką atmosferą.
- Jungkook, Wonho znajdzie wszystkie zapiski Jina~- nie sądziłem, że Sehunowi uda się zachować zimną krew i jasność umysłu, by pokierować swoim zespołem dla dobra innych. Ja byłem w rozsypce. Niedawno straciłem znajomego, ukochanego, a teraz przyjaciela, którzy byli dla niego niemalże braćmi. I nawet nie miałem pojęcia czy kiedykolwiek podniosę się z ziemi po tym ciosie- Zapewne musiał zostawić jakieś notatki dotyczące leków czy innych rzeczy - Kontynuował swoją wypowiedź, a mężczyźni po krótkim "tak jest" zaczęli przeszukiwać cały gabinet. On sam z kolejnym żołnierzem podeszli do ciała, powoli zdejmując je z prowizorycznej szubienicy. Ja tylko stałem patrząc jak wynoszą mojego przyjaciela, ogarnął mnie niewyobrażalny strach, który wił się w moich wnętrznościach niczym wąż zatruwając cały organizm.
Czemu to wszystko nie może być snem? Cholernym snem, z którego można się obudzić i z przekonaniem stwierdzić, że właśnie to wszystko nie miało miejsca. Marzyłem o tym, że budzę się właśnie w swoim wygodnym łóżku, patrząc w sufit w kolorze, którego nie znosiłem. Wtedy może nie miałbym co prawda kontaktu z Hoseokiem, ale żyłby... Tak samo jak cała reszta, których istnienie oznaczyło się na kartach mojego życia.
~~
Ciało Jina pochowano w grobie Namjoona, to nie był miły widok gdy niedawno wykonany grób został odkopany. Lecz ich miłość była tego warta by pochować ich w jednym miejscu, przytulonych do siebie. Tylko tak mogliśmy im oddać jakąś namiastkę ich ziemskiego życia. Gdyż byli parą idealną, niczym stare małżeństwo, które dalej było zakochane w sobie po uszy jak nastolatki.
Staliśmy nad ich spólnym grobowcem patrząc jak po chwili Jungkook wraz z innymi żołnierzami zakopują ciała. Po tym wszystkim oddali im jeszcze cześć salutując.
- Spoczywajcie w pokoju - powiedzieli wszyscy chórem, a nad naszymi głowami zaczęły gromadzić się ciemne chmury. Lecz nikt nie potrafił ruszyć się ze swojego miejsca, gdyż Jin był jak typowa matka dla wszystkich. Mimo naszego wieku, traktował nas jak swoje małe dzieci, które trzeba obdarzyć opieką. A teraz kolejna namiastka miłości została nam odebrana.
Z nieba w końcu zaczął padać rzęsisty deszcz. Zdawało się, że sama natura płacze nad utratą następnej iskierki życia na tym świecie. Łzy mieszały się z kroplami wody, ubrania były przemoczone do suchej nitki, a i tak każdy stał nieruchomo dalej wpatrzeni w jeden grób, którego historia miłosna będzie przekazywana dalej. Bo mimo martwych ciał, ona dalej żyje.
- Wracajmy - odezwał się w końcu Sehun i jak jeden mąż każdy na niego spojrzał - nie możemy pozwolić by ktoś się rozchorował... - powiedział mimo, że w jego głosie czuć było ból. Widać, że sam nie chciał odejść, lecz musieliśmy myśleć o sobie. Dlatego wszyscy cicho przytaknęli i zaczęliśmy powoli kierować się w stronę bazy. W środku każdy już bez słowa skierował się do swoich pokoi by od razu przebrać się z mokrych ubrań i oddać ciału jego naturalną temperaturę ciała.
~~
Aktualny stan:
- 7 żołnierzy
- brak lekarza
- 6 cywilów
W planach szykowała się kolejna wyprawa po zapasy. A w mojej głowie narodził się pewien pomysł, a mianowicie chciałem poprosić kogoś z wojska by nauczył mnie wszystkiego czego sami umieją. Nie wiem czy to miało na celu ochronę innych czy też oddanie się w ręce pasji Hobiego, za którym tak bardzo tęskniłem. Mimo upływających dni, pragnąłem być przy nim jeszcze bliżej, zamiast zapominać stopniowo o bólu jaki nosiłem w sercu.
Rozmawiałem nawet o tym z Sehunem, że chciałbym stać się takim samym żołnierzem jak oni. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że nie jestem nad wyraz umięśniony jak reszta. Dlatego polecił mi najpierw ćwiczenia, zanim poważniej wezmę się za jakiekolwiek działania. Nie kłóciłem się z nim, bo znał się na tym lepiej, w końcu ma za sobą kilku letni staż, a ja jedynie podstawy, które przekazał mi ich były dowódce.
- Jesteś pewny, że dasz radę?... Nie chce być nieuprzejmy, ale niedawno zginął Hoseok... a jak wiemy...
- Nie bój się Sehun... - przerwałem mu - Mimo wszystko prowadzić dalej mogę... A powiedzmy szczerze, kierowca jest niezastąpiony w wyprawach.
- Tu nie zaprzeczę... zwłaszcza, że teraz jest nas tak mało... Dzięki tobie będzie 2 kierowców, a resztę mogę podzielić na 2 zespoły po 3 osoby.
- Więc widzisz, że to jedyne rozwiązanie...
- Tak wiem... Ale też nie chciałbym Cię nadwyrężać
- Nic mi nie jest - powiedziałem by bardziej przekonać samego siebie niż jego. Usłyszałem jak ten tylko wzdycha.
- Jesteś uparty i wiem, że dyskusja z tobą nic nie da... Ale proszę jak coś to mów... Nie jesteśmy wrogami, a jedną wielką rodziną i musimy o siebie nawzajem dbać.
- Tak wiem - posłałem mu mały uśmiech - w takim razie czas na mnie
- Ta... Dobranoc Yoongi
- Dobranoc - rzuciłem wychodząc z pokoju.
Od razu skierowałem się do pokoju Hobiego, który był już moim osobistym sanktuarium. Tam mogłem się wyciszyć, mimo, że tam też ożywały wszystkie wspomnienia, które doprowadzały mnie do płaczu. Lecz nie potrafiłem uciec od odgłosu jego śmiechu, który przesiąknął już ściany i tylko ja zdawałem się je usłyszeć. Może popadałem w szaleństwo, ale nic na to nie mogłem poradzić. A nawet nie chciałem, dopóki czułem się z tym dobrze.
Ułożyłem się wygodnie na materacu w chłonąc jego zapach, który pozostawił na swoim łóżku. Jedynym źródłem światła jakie teraz miałem to świeczka, która rozświetlała swoim płomieniem przestrzeń obok łóżka. Nie bałem się ciemności, ale dzisiaj czułem się niespokojny bez tego małego płomyczka. Okryłem się szczelnie kocem próbując zasnąć, oczywiście z początku to nie było takie łatwe, bo znowu zbierało mi się na płacz. Kolejny dzień i kolejne problemy i ta ogromna tęsknota, która dalej karmi moją samotność.
- Chce być dla Ciebie silny - szepnąłem jakby do niego. By mnie słyszał, by wiedział, że się staram. Zamknąłem swe powieki i liczyłem na odrobinę snu, którego nie zaznałem już od jakiegoś czasu. Leżąc tak przypomniałem sobie jak pierwszy raz nocowałem go Hobiego. Graliśmy wtedy na konsoli popijając sprite'a oraz pakując do buzi niezliczone ilości chipsów gdzie na ich wyborze spędziliśmy niemalże godzinę. Tylko to mi zostało... Cudowne wspomnienia, które nigdy nie powrócą, ale zostaną ze mną aż do śmierci. Wspominając każde nasze wspólne nocowanie, nie zauważyłem nawet kiedy usnąłem.
Z mojego snu wyrwało mnie ciche skrzypnięcie drzwi, przez co otworzyłem delikatnie oczy. Ktoś właśnie wchodził do środka. Musiałem przyznać, że wtedy po moim kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Kto o tej godzinie wchodzi tak do czyjegoś pokoju... i to na dodatek tego pokoju?
Udając, że śpię czekałem na rozwój wydarzeń i szybko analizowałem kto może być tym osobnikiem. Odrzuciłem Jimina i Tae, bo jakby któryś się z nich bał spać samemu przytuliłby się do drugiego, bo w końcu mieli razem pokój, a nie przychodziliby do mnie.
Lecz mój zawał przyszedł gdy poczułem jak materac się pode mną ugina. Nieproszony gość dosłownie wszedł mi pod kołdrę, no gwałtu podczas snu się nie spodziewałem. Gdy poczułem jak jego ręce znajdują się już po obu stronach moich bioder, nie wytrzymałem i zrzuciłem z siebie kołdrę.
I momentalnie zamarłem... Te włosy... Poznałbym je wszędzie i nie ważne, że w pokoju panował półmrok.
- Hobi... - poczułem łzy szczęścia, które momentalnie spłynęły mi po policzkach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro