Rozdział 1: Brak słońca
~~YOONGI POV~~
- Nie zostawiaj mnie! Hobi!! - krzyczałem mimo, że wiedziałem, że to nie ma sensu. Gdy biegł przed siebie, moje serce pękło na miliony kawałków. Upadłem na kolana nie mogąc opanować potoku łez, który zasłaniał mi widok jego biegnącej sylwetki. Słyszałem tylko jak krzyczy by odciągnąć od nas resztę umarłych. Dla mnie w tym momencie kończyło się życie, bo przecież bez słońca nie da się żyć. Mojego osobistego słońca, które nadało sens mojemu istnieniu w tak okrutnej rzeczywistości.
Dlaczego los mi Cię odebrał? Wtedy gdy już chciałem Ci powiedzieć co do Ciebie czuje? Opuściłeś mnie pozostawiając po sobie tylko te przepiękne słowa, które od jakiegoś czasu pragnąłem usłyszeć od Ciebie. A teraz świadomość, że już nigdy ich ponownie nie otrzymam napawa mnie lękiem jak i ogromnym bólem, które wręcz rozrywa moje ciało na kawałki.
Gdyby nie Jimin, który zgarnął mnie z ziemi dalej bym tak klęczał. Zacząłem się wyrywać chcąc biec bezradny do ukochanego, choć doskonale wiedziałem, że nawet jeśli to i tak go nie dogonię.
- Yoongi! To nic nie da... On...
- Jest już martwy - dokończył Jungkook, a ja zmierzyłem go morderczym wzrokiem. Miałem ochotę zabić go gołymi rękami za te obrzydliwe słowa - Jimin zabierz go stąd i nie wychodźcie dopóki nie powiemy, że jest bezpiecznie - Chłopak tylko skinął głową i błagalnym wzrokiem prosił bym poszedł bez żadnej szarpaniny. Dopiero po chwili dałem za wygraną, bo i tak już nic nie zmieni tego co nastąpiło.
Zabrał nas do naszego pokoju, po czym zamknął dobrze drzwi. Usiadł obok mnie przytulając do swojej klatki piersiowej doskonale wiedząc, że dalej płacze.
- Gdybym tylko nie wyszedł... To wszystko moja wina - oskarżałem samego siebie. Jakbym tylko do niego nie poszedł żyłby teraz, a ja powiedziałbym mu jak bardzo go kocham. A nawet nie było mi to dane. Mój egoizm nie zna granic przez nią moje słońce właśnie zgasło, bo chciałem wiedzieć czy wszystko jest okey... Mogłem poczekać, ale oczywiście po co? - To ja teraz powinienem umrzeć, a nie on - łkałem dalej
- Nie mów tak Yoongi - zaczął głaskać mnie po głowie - Nie wiedziałeś, że tak się stanie... To nie twoja...
- Właśnie, że moja wina! - wyrwałem się z uścisku i spojrzałem mu prosto w oczy - Gdybym nie był egoistyczny Hobi teraz byłby tutaj... Żyłby - do moich oczu napłynęło jeszcze więcej łez. Paliły one moje policzki żywym ogniem, ale to i tak było niczym w porównaniu do dziury, którą właśnie miałem w sercu. Czułem się jakby stracił część siebie.
- Yoongi... - chwycił mnie za dłonie - wiem, że strasznie cierpisz... Ale Hoseok na pewno by nie chciał byś płakał... Na pewno chciałby byś był szczęśliwy
- Jak mam być niby szczęśliwy?! Właśnie moje serce dosłownie rozpadło się z mojej własnej głupoty i mam być szczęśliwy? - wstałem kipiąc wręcz złością. Nie winiłem za to Jimina mimo, że wyglądało to całkowicie inaczej. Starał się mi pomóc jak tylko może. Lecz teraz już nikt mi nie jest w stanie pomóc. Mogłem rzec, że jestem hipokrytą... Pocieszałem w dokładnie ten sam sposób Jina, a sam nie potrafiłem znieść tych słów pocieszenia. - Jimin... ja... przepraszam - szepnąłem cicho - chce pobyć chwile sam - skierowałem się w stronę drzwi.
- Ale Jungkook kazał nam zostać w pokojach...
- Tylko na chwilę... - ledwo te słowa przeszły mi przez gardło, a moja drżąca dłoń sięgała do klamki.
- Proszę... Pójdziesz gdzie chcesz jak już będzie bezpiecznie... Nie rób nam tego... - sam w końcu nie wytrzymał i zaczął płakać - Jak jeszcze Ciebie zabraknie to kto zaopiekuje się mną i Tae? - Spojrzałem na niego. Miał racje, byłem dla nich jak starszy brat i mimo, że straciłem miłość swojego życia to nadal miałem dla kogo walczyć w tym świecie.
Podszedłem do niego i zgarnąłem go w swoje ramiona, a on zaraz odwzajemnił uścisk.
- Nie płacz~ Nie zostawię was, rodziny się nie opuszcza - szeptałem czując jak się uspokaja.
- Wszystko będzie dobrze - czułem jak zaciska swoje drobne palce na mojej letniej kurtce. Oboje nawzajem się uspokajaliśmy, choć mimo wszystko nie mogę się pogodzić ze stratą jaką zaszczycił mnie los.
~~
Gdy już załatano wyrwę spowodowaną wybuchem bomby, każdy już mógł spokojnie odetchnąć z ulgą. Wtedy zajęto się też innymi sprawami, które tak naprawdę nie interesowały mnie jakoś bardzo. Dowództwo po Hoseoku zaproponowano Jungkookowi, ale on pomimo swojej inteligencji oraz siły odmówił twierdząc, że nie da rady objąć stanowiska swojego najlepszego przyjaciela. Dlatego tą rolę objął Sehun i wbrew wszystkiemu spełniał się w tej roli idealnie. Mimo, że wcześniej najczęściej obejmował stanowisko prowadzącego pojazd to okazał się być świetnym strategiem, który z precyzją szwajcarskiego zegarka opracowywał kolejny plan wyprawy.
Ja podczas tego wszystkiego siedziałem na dworze tępo patrząc na otaczający nas mur, bardzo ciężko było złapać ze mną kontakt. Dlatego też odwróciłem się do mężczyzny, który wcześniej kilka razy mnie nawoływał, dopiero gdy zaczął delikatnie szarpać mnie za ramie. Wcześniej nawet nie reagowałem.
- Yoongi - spojrzałem w końcu na przybysza, który zaraz się uśmiechnął.
- Cześć Sehun - odpowiedziałem beznamiętnie spoglądając ponownie na mur. Usiadł koło mnie i kątem oka dostrzegłem, że podąża za moim wzrokiem.
- Pomyślałem, że pewnie to będzie dla Ciebie ważne - złapał mnie za rękę, po czym na mojej dłoni położył niewielki kluczyk. Ja zaś spojrzałem na niego pytająco - to od pokoju Hoseoka
- Ale tam też miał swój gabinet... Teraz ty powinieneś go przejąć...
- Wszystkie potrzebne mi akta czy też plany zabrałem do siebie. A tobie jego pokój będzie bardziej potrzebny niż mnie - powiedział, a ja ponownie poczułem uścisk w sercu. Do moich oczu znów napłynęły łzy, po czym przycisnąłem kluczyk do swojej klatki piersiowej.
- Dziękuję - ledwo wychlipałem. Wszyscy wiedzieli ile to dla mnie znaczy, choć nie przypuszczałem, że po prostu pozwolą mi wziąć jego kwaterę. Miałem po prostu nadzieję, że dostanę chociaż coś co typowo do niego należało, albo chociaż pozwolą mi przebywać w tym pokoju od czasu do czasu. A tu proszę oddają mi całe jego 2 letnie życie bez jakiegokolwiek sprzeciwu. Byłem im za to bardzo wdzięczy.
- Nie masz za co~ - powiedział po czym wstał otrzepując swoje spodnie - należy już tylko do Ciebie, dbaj o niego - powiedział i nie czekając na moją reakcje odszedł. Odwróciłem się w jego stronę i wbrew temu, że był odwrócony do mnie tyłem widziałem jak rękawem przeciera swoje oczy. Każdemu było ciężko. Tak samo jak po śmierci Namjoona, każdy chodził wręcz martwy w środku.
Gdy w końcu zaczęło się ściemniać spojrzałem w górę przyglądając się pojawiającym się pierwszym gwiazdom, które zaczęły się pojawiać na bezkresnym płótnie zwanym niebem.
- Ty mimo wszystko świecisz najmocniej kochanie - szepnąłem prawie bezgłośnie.
Wsłuchiwałem się w delikatny wiatr, który porywał do tańca liście okolicznych drzew i mimo, że było coraz zimniej nie miałem zamiaru wracać do środka.
Zastanawiałem się przez ten cały dzień jak musiał czuć się Hoseok z brzemieniem śmierci na swoich barkach. I zamiast współczuć samemu sobie powinienem to okazać jemu. Niby twardemu żołnierzowi mającego swoje zasady, który już dawno nastawił się, że w każdej chwili może zginąć. Lecz tak naprawdę był kochającym i szczerym człowiekiem o złotym serduszku, który tak jak każdy chciał żyć. Naprawdę chciałbym cofnąć czas bym to ja umarł za niego. Ja w przeciwieństwie do niego byłem słabym ogniwem w tym świecie. To on wszystkich prowadził, ratował czy dawał nadzieję na lepsze jutro. No właśnie nadzieje... Teraz została nam odebrana, a szczególnie mnie.
Dalej wpatrywałem się w dal bez większego celu, aż w końcu poczułem ciepły koc otulający moje zmarznięte ramiona. Nawet wtedy się nie poruszyłem, a dwie postacie zasiadły po moich obu stronach łapiąc w swoje łapki moje dłonie. Wiedziałem doskonale kto to i nie potrzebowaliśmy słów by siedzieć i wszystko rozumieć. Gdy nasze palce się splotły poczułem jak oboje przybliżają się w moją stronę kładąc swoje głowy na moich ramionach. Dałem na to nieme przyzwolenie, bo teraz jak nigdy potrzebowałem tego. Choć i tak wiedziałem, że to nie poskleja mojego rozbitego serca to i tak chciałem czuć ich bliskość. Bo teraz dla kogo mam żyć jak nie dla Jimina i Taehyunga? Dla dwóch wiecznych dzieci, których kocham jak młodszych braci. Bo ja już dla samego siebie nawet nie chce żyć. Odebrałem sobie tą możliwość i teraz w tej pustej powłoce zwaną ciałem tylko troska o tych dwóch kretynów daje jakąkolwiek siłę.
- Chodźmy do środka, bo zmarzniecie - powiedziałem cicho wstając, a oni jak 2 papugi wstali zaraz za mną.
Gdy znaleźliśmy się już w środku mogłem dopiero odczuć jak zimno jest na dworze. Przez swoje zamarznięte stawy nawet nie odczuwałem tej niskiej temperatury.
Wewnątrz zaś panowało przyjemne ciepło, które wita już po przekroczeniu drzwi. Dlatego też zdjąłem koc ze swoich ramion i zacząłem kierować się do naszego pokoju. Nie byłem jeszcze w 100% gotowy by iść do pokoju Hoseoka, to było dla mnie za wiele jak na jeden dzień.
Nagle poczułem na swoim przedramieniu dłoń wtedy też skierowałem swój pusty wzrok na tego kto mnie dotknął. Taehyung oczywiście zaszczycił mnie swoim kwadratowym uśmiechem.
- Chodźmy coś zjeść, bo jestem okropnie głodny - próbował mnie rozweselić mówiąc teatralnie, lecz ja tylko skinąłem głową. Sam nie miałem ochoty tknąć czegokolwiek, ale mogłem iść z nimi jeśli to im by poprawiło humor.
Na stołówce chłopaki wzięli po swojej tacce z jedzeniem, a ja czekałem na nich już przy stoliku patrząc się w tylko mi znanym kierunku. Po chwili słyszałem jak siadają obok mnie i proszą bym też coś zjadł. Niestety nic nie przeszło by mi przez gardło choćbym nawet chciał. Dlatego posłałem im smutny uśmiech dając do zrozumienia by nie nalegali, bo i tak nic to nie da. Choć domyślałem się, że wyjście na stołówkę było i wyłącznie w celu bym to ja coś zjadł, bo od rana nie miałem niczego w ustach.
~~
Następnego dnia odważyłem się i stanąłem przed pokojem Hobiego. Włożyłem kluczyk do drzwi, a po charakterystycznym dźwięku przekręcanego zamka zamarłem w bezruchu. Teraz pewność siebie uszła z mojego ciała, a wszystkie wspomnienia wypełzły na zewnątrz. Zamknąłem oczy i złapałem za klamkę, którą po chwili z głośnym wdechem pociągnąłem. Miałem cholerną nadzieję, że jak wejdę do środka i w końcu otworze zmęczone powieki ujrzę tam mojego ukochanego z tym uśmiechem od ucha do ucha.Lecz niestety nadzieja matką głupich.
Rozejrzałem się po pokoju, który niedawno pełen śmiechu i koloru wydawał się nadzwyczaj szary i ponury. Wszystkie meble oraz rzeczy osobiste pozostawały na swoich miejscach, a jedynie co zniknęło z pola widzenia to mapy oraz wszelkiego rodzaju notatki, które jeszcze niedawno ozdabiały całą ścianę.
Podszedłem, więc do biurka i opuszkami palców przejechałem po drewnianej powłoce, przy której jeszcze niedawno mój Hobi popijał swoją kawę, którą czasami sam mu przynosiłem. Zostały na niej jeszcze nie zmyte plamy.
Jeszcze na dobre nie rozejrzałem się po pokoju, a po chwili z głośnym hukiem drzwi otworzyły się i wtedy zobaczyłem zdyszanego Jimina, który miał łzy w oczach.
- Szybko!
////
No to jedziemy z 2 częścią *^*
Osobiście planowałam około 5 rozdziałów, ale niestety jak to w życiu bywa różnie... Dlatego zobaczymy co los i moja wena przyniesie xD
Lecz mimo wszystko nie planuje z tego zrobić tasiemca <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro