Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter Seven Finally/Rozdział Siódmy Nareszcie

   Po dwóch godzinach chodzenia przez zieleninę dotarliśmy na nieco otwarty teren. Na podłożu znajdował się okrągły dysk z różnymi symbolami. Przypięłam maczetę do plecaka, a Lara mi podała mapę z kompasem. Schowałam przedmioty do plecaka. Brunetka zaczęła analizować koło, szepcząc od czasu do czasu różne rzeczy pod nosem, typu:
— Nie, to nie powinno być tu. Ten symbol zmienia sens zdania. Tu musi być ukryta funkcja zmiany umiejscowienia tych symboli.
Obserwowałam wraz z Drake'ami to, co Lara robiła z tym kołem. Okazało się, że poszczególne części koła można obracać. Dziewczyna zamieniła kilka symboli miejscami, po czym usłyszeliśmy zgrzyt. Odskoczyła od płyty, która się schowała. Ujrzeliśmy wielką, ciemną i głęboką dziurę. Niczego nie można było dojrzeć. Żeby tam zejść, postanowiliśmy połączyć wszystkie liny, po czym je przywiązać do drzewa. Kiedy już to zrobiliśmy, Nate zapytał:
— Wchodzimy wszyscy, czy ktoś zostaje na straży?
— Wszyscy — odpowiedzieliśmy we trójkę.
— Okej — powiedział młodszy Drake, po czym zaczął się zsuwać po linie.
Później zaczął się zsuwać Sam, po nim Lara, a na samym końcu zsuwałam się ja.
  Kiedy się tak zsuwałam, zaczęłam się rozglądać po dziurze. Wszędzie skały, skały i skały. Zaczęłam też rozmyślać... "czy wybuch zabił Marlene? Nie podłożyłam ładunków obok jej namiotu, gdyż zajęło by to trochę zanim bym tam doszła, podłożyła i nastawiła ładunek, po czym wróciła do przyjaciół. Mam głęboką nadzieję, że nie żyje". Jednak jeśli przeżyła, to wrócę wtedy do obozu i ją zastrzelę. Niech się smaży w piekle, gdzie diablic miejsce. Może się mną opiekowała, kiedy moja prawdziwa mama zmarła, ale tak naprawdę nigdy mnie nie kochała. Później zżyłam się z Joel'em, dowiedziałam się o niej prawdy, a następnie o niej zapomniałam. A teraz... wróciła, a fakt, że zabiła Joel'a i to swoimi brudnymi łapskami napędza mój gniew i nienawiść do niej. Z przemyślań wyrwało mnie dotknięcie podłoża. Puściłam linę i próbowałam znaleźć swoich przyjaciół po omacku, gdyż było bardzo ciemno. Ciemno jak w grobie.
— Ma ktoś latarkę? — zapytałam.
— Chwila! Chyba ją przypiąłem do kabury na pistolet — odpowiedział Nate. — Mam ją! — włączył ją, po czym natychmiast przestała działać.
— Znowu nie wymieniłeś baterii bracie? — zapytał z zażenowaniem Sam.
— Szlag by to — westchnął Nathan.
— Właśnie dlatego — zaczął Sam — mam zapalniczkę — powiedział, po czym wyjął ją z kieszeni i włączył.
W pomieszczeniu zrobiło się nieco jaśniej. Pokój okazał się być na planie sześciokąta. Wszystko było oparte na kilku kamiennych słupach, zaś na nich wisiały pochodnie.
— Zapaliłbyś te pochodnie? — spytała Lara.
— Oczywiście — odpowiedział Samuel.
Podchodził po kolei do każdej z pochodni i je zapalał. Lara podeszła do jednej z nich i ją wzięła. Podobnie zrobiliśmy z Nate'm. Podeszłam do jednego słupa i zabrałam pochodnię. Sam wyłączył zapalniczkę i wziął jeden egzemplarz dla siebie. Lara podeszła do jednej ściany, na której były malowidła przedstawiające ludzi i inne symbole.
— Na tym malowidle jest ukazana cześć dla Boga Śmierci i Chorób czyli Mictlantecuhtliego. Na następnym jest ukazana budowa poszukiwanej przez nas figury. Wygląda na to, że jest ona w kształcie wielkiego węża. Dziwne. Zwykle za symbol śmierci jest uważana sowa. Chociaż jakby nie patrzeć, wąż jest symbolem grzechu i zła, a mordercze epidemie są złe, więc ma to sens. Wygląda na dużą. Na trzecim malowidle zapisano w języku azteków kilka zdań. Rozejrzyjcie się za przejściem dalej, a ja je przetłumaczę — powiedziała brunetka.
Zgodnie z jej prośbą zaczęliśmy badać inne ściany, stukając od czasu do czasu, by znaleźć przejście. Przechadzając się po pomieszczeniu, znalazłam zasypaną szczelinę. Spróbowałam coś dojrzeć w miejscach, w który były prześwity. Niczego nie dojrzałam. Ciemno jak w grobie, ale to oznacza, że naprawdę od dawien dawna nikogo tu nie było.
— Ej! — powiedziałam do reszty. — Znalazłam zasypaną szczelinę i są w niej prześwity. Można by było rozwalić to czekanem — stwierdziłam.
— Zaraz to zrobimy, udało mi się rozszyfrować symbole. Jest tu napisane, że figurę zaczęto budować po tym jak pewnej nocy ludziom objawił się Mictlantecuhtli. Rozkazał im zbudować figurę, która przyciągałaby do siebie swoim pięknem i zabijała każdego, kto jej dotknie. Po zakończonej budowie Bóg Śmierci rzucił na nią klątwę tej epidemii. Według tych zapisków dużo ludzi zginęło, przenosząc tę figurę tutaj. Możliwe, że zobaczymy jakieś szkielety — opowiedziała Lara.
Są jeszcze jakieś informacje? — zapytałam.
— Niestety nie — odpowiedziała mi brunetka.
Po tych słowach podeszła do szczeliny, powiesiła pochodnię na pobliskim słupie i odpięła jeden z czekanów od pasa. Zaczęła walić tym czekanem w ścianę. Stuk. Stuk. Stuk. Po jeszcze kilku uderzeniach kopnęła w kamienie, a szczelina stała się pusta. Lara przypięła czekan z powrotem do pasa i zajrzała do szczeliny. Po tym jak wyjęła głowę z dziury, można było wywnioskować, że nie dojrzała więcej niż ja, kiedy szczelina była jeszcze zasypana.
— Wejdę pierwsza — oznajmiła Lara, po czym zabrała pochodnię, którą odwieszała.
Powoli przeszła przez szczelinę. Po chwili usłyszeliśmy jak upada, po czym zaczyna się ślizgać. Troszkę przy tym krzyczała. Gdy przestaliśmy słyszeć jak się ślizga, zaniepokojony Nate wsadził głowę do szczeliny i zapytał:
— Czy wszystko gra?!
— Tak! Możecie spokojnie zjechać! — odpowiedziała mu brunetka.
Jak powiedziała, tak zrobiliśmy. Pierwszy ześlizgnął się Samuel, krzycząc przy tym "Łuuuuhuuuuu!". Póżniej ześlizgnął Nathan, który nie podszedł do tego tak entuzjastycznie jak jego brat. Przyszła kolej na mnie. Na początku wepchnęłam tam torbę z ładunkami, pilot ciągle był w kieszeni moich spodni. Kiedy już nie było słychać jak torba zjeżdża, zaczęłam wciskać się do dziury. Zaczęłam od prawej ręki, czyli tej, w której trzymałam pochodnię, po czym powoli weszłam bokiem. Odwróciłam się przed siebie, a następnie usiadłam i odepchnęłam się lewą ręką, by zjechać. Czy było to przyjemne uczucie? Nie za bardzo. Na pewno nie porównałabym tego do zjeżdżalni w aquaparku. Było jeszcze bardziej ślisko, a fakt, że było to błoto, obrzydzał sprawę. Kiedy w końcu skończyłam zjeżdżać, podniosłam się i wzięłam torbę. Podeszłam do swoich przyjaciół, po czym zaczęliśmy iść dalej. Dotarliśmy do pomieszczenia bardzo podobnego do poprzedniego, również znajdował się na planie sześciokąta i był oparty na sześciu filarach, po jednym na kąt. Nie wiadomo czemu, ale jeden był drewniany. Mogło to oznaczać, że albo zabrakło kamienia do budowy, albo był wymieniany, chociaż bardziej obstawiam pierwszą opcję. Wsadziliśmy pochodnie do specjalnych miejsc na słupach, a w pomieszczeniu zrobiło się o wiele jaśniej. Po środku stała złota figura węża, który był w zwiniętej pozycji, a przy tym wychylał głowę i miał wyciągnięty język. Najwyraźniej była to kobra. Wokół niej było kilka czaszek, ale nic poza tym. Możliwe, że inne kości zostały sprzątnięte.
— Wow... — powiedział Sam z rozwartą buzią.
— Jest... przepiękna — stwierdziła Lara.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ładunki trzeba by było rozłożyć po kątach i wokół figury. Najrozsądniej byłoby dobrze obłożyć figurę. Okej... zużyliśmy jedenaście na wysadzenie obozu... zostało dziewiętnaście. Sześć zejdzie na kąty.... kolejne sześć na słupy... i siedem zostanie na obłożenie figury. "Rozkładamy ładunki, nastawiamy je, wychodzimy z krypty i oddalamy się do auta, po czym wysadzamy to miejsce. I przy okazji zabiję Marlene. Plan prosty, łatwy do wykonania" pomyślałam. Zdjęłam torbę, położyłam ją na ziemi i zaczęłam wyjmować ładunki.
— Figura ładna, ale nie zapominajmy, że trzeba to miejsce wysadzić — zasugerował Nate, a następnie do mnie podszedł i wziął dwa ładunki. To samo zrobili Sam i Lara. Również wzięłam dwa ładunki i położyłam, oraz nastawiłam je. Minęło kilka minut, a pokój był już gotowy do wysadzania.
— Co robimy z torbą? Zostawimy ją? Ma logo Trójcy. Ludzie mogliby nas o coś podejrzewać — powiedziałam.
— Zostawmy ją. Raczej się nie przyda — zasugerowała brunetka.
— Nie tak prędko — powiedziała (no zgadnijcie kto) Marlene.
Podeszła do mnie z wyciągniętym pistoletem. Pewnie chciała mnie zabić. Wpadłam na szalony pomysł. Odpięłam maczetę od plecaka. Oby to wypaliło.
— Powinnam była cię zabić wtedy w szpitalu. Wyrosło z ciebie niezłe ziółko — powiedziała do mnie.
— Szkoda, że to ci się nigdy nie uda — odpowiedziałam.
Marlene popatrzyła na mnie z miną typu "Co masz na myśli?". Uderzyłam ją w twarz i korzystając z chwili słabości zabrałam jej pistolet i odrzuciłam na bok. Gdy znów podniosła na mnie wzrok, zauważyłam, że krew jej leci z nosa. Chciała się poddać, ale ja jeszcze nie skończyłam. Popchnęłam ją na drewniany słup i wbiłam maczetę w brzuch. Wbijałam ją jeszcze mocniej, by miała problem z wyjęciem jej. Szepnęłam jej na ucho:
— Miłego pobytu w piekle.
Ona tylko się roześmiała. Nie zwracając na tę wariatkę więcej uwagi, podeszłam do znajomych. Nie byli zdziwieni. Wiedzieli, że chciałam zemsty i w końcu jej dokonałam. Po niezręcznej ciszy zapytałam:
— To jak się stąd wydostaniemy? W sensie, że wrócimy do poprzedniego pomieszczenia.
Lara spojrzała na ślizgawkę i podeszła do niej.
— Na lewo jest drabinka. Możemy po niej wrócić — powiedziała i zaczęła po niej wchodzić.
Później wszedł na nią Sam, po nim Nate, a na końcu wchodziłam ja. Obejrzałam się jeszcze na Marlene. Jej głowa opadła na piersi. Nie żyje. W końcu się poczułam spełniona. Niech mnie Bóg pokarze, ale zrobiłam to dla Joela. Dla taty.
   Wyszliśmy już z tej przeklętej krypty. Rozplątaliśmy liny i przydzieliliśmy sobie po jednej. Lara zapytała:
— Sam, która godzina?
— Czterdzieści pięć po pierwszej — odpowiedział.
— To co? Wróćmy do namiotu, prześpijmy noc, a kryptę wysadzimy jak wrócimy do wioski. Dobry pomysł? —spytał Nathan.
— Idealny. Idziemy! — powiedziałam radośnie, a potem bez wahania ruszyliśmy w drogę.
Z tyłu było jeszcze słychać jak krypta się zamyka. Jednak nie oglądaliśmy się za siebie. Ruszyliśmy w stronę "naszego" Jeep'a.
—————————————————————————————————————————
I tak się kończy siódmy rozdział. Czy scena jak Ellie dobiła Marlene była dla Was zbyt brutalna? A może Marlene na taką śmierć zasłużyła? Dajcie znać w komentarzach. Możecie mnie również poinformować o błędach, które się pojawiły w tekście, a je przeoczyłam. Nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział, gdyż nauczyciele kochają robić nam sprawdziany i kartkówki. Jak tylko będę mogła, to będę pisała ósmy (i zarazem ostatni) rozdział. Miłego dnia (lub wieczoru) i do następnego!😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro