Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter Four The village/Rozdział Czwarty Wioska

     Szliśmy gęsiego dobre kilka godzin. Powoli słońce opadało na horyzoncie. Szłam na przodzie z maczetą i przecinałam zieleninę. Za mną szła Lara z kompasem. Chłopcy tłoczyli się z tyłu. W końcu zatrzymaliśmy się, ponieważ usłyszeliśmy szelest w krzakach. Lara schowała kompas i wyjęła strzelbę. Chłopcy powyjmowali pistolety. Zostałam przy maczecie. Zaczęliśmy się rozglądać. Szelest było słychać ponownie. Wtedy na Sully'ego wyskoczył jaguar. Zaczął go gryźć, a chłopcy strzelali. Po kliku minutach jaguar wrócił w zarośla. Nate podbiegł do Sully'ego, a ja wyjęłam apteczkę i rzuciłam mu ją. Wtedy znów usłyszeliśmy charakterystyczny szelest. Tym razem zwierzę zaskoczyło mnie od tyłu, a maczeta mi wypadła z rąk. Skoczyło na mnie, przez co upadłam na brzuch. Odwróciłam się na plecy i unikałam jego ataków paszczą. Gdy miałam okazję wysunęłam rękę po broń i kiedy ją miałam, zaczęłam ciąć paszczę zwierzęcia. Trochę działało, ale niezupełnie. Krew z ran zwierzęcia kapała na mnie wielkimi ilościami. Zwierzę miało całkowicie pociętą paszczę. W końcu uratowała mnie Lara strzelając do jaguara ze strzelby. Wyczołgałam się spod martwej zwierzyny i schowałam maczetę. Wstałam i otrzepałam się z brudu.
— Dłużej się do cholery nie dało?! — krzyknęłam na brunetkę.
— Okazało się, że była pusta i musiałam znaleźć amunicję w torbie — odparła.
— Też mi wymówka! Broń zawsze zabiera się załadowaną! — ochrzaniłam ją.
Mogłybyśmy się kłócić w nieskończoność gdyby nie Sam, który wtrącił się do rozmowy.
— Nie chcę przeszkadzać w waszych kłótniach, ale trzeba pomóc Sully'emu — powiedział.
— Pomóc?! A ty jak niby masz pomóc?! Jesteś zwykłym tchórzem! — wypaliłam niepotrzebnie.
— Przecież strzelałem! — zarzucił Sam.
— Ta, chyba do much, które latały w okolicy! — wrzasnęłam.
— Ja niby tchórzem! Ty miałaś tylko maczetę! — krzyknął.
— Nie poradzę, że była pod ręką! — krzyknęłam.
— Uspokójcie się! Trzeba pomóc Sully'emu i rozpalić ogień! Słońce zaszło — wrzasnął Nate, który się najwyraźniej wkurzył przez naszą sprzeczkę.
— Idę po drewno — powiedziałam, po czym oddaliłam się od przyjaciół.
  Patyków i dużych liści było sporo. Nazbierałam niezłą stertę. Usłyszałam szelest i się obejrzałam. To tylko jakiś ptak. Uff. Wróciłam do nowego obozowiska i położyłam drewno z liśćmi w małym okręgu z kamieni. Lara wróciła z dodatkowym drewnem. Sam wyjął zapalniczkę i zapalił... ale nie ognisko, a papierocha. Jego uzależnienie zaczynało mnie denerwować. Gdy tylko ją wyłączył, zabrałam mu ją.
— Ej! — powiedział niezadowolony z mojego czynu.
— Ognisko trzeba zapalić — powiedziałam stanowczo.
Lara zaśmiała się pod nosem. Mrugnęłam do niej. Zdjęłam plecak i odłożyłam na bok. Uruchomiłam zapalniczkę i podłożyłam pod drewno, po czym natychmiastowo zabrałam rękę, wyłączając zapalniczkę. Rzuciłam ją Samowi.
— Pomóżcie mi z Sully'm — poprosił Nate.
Podbiegłyśmy z Larą i złapałyśmy Sully'ego za ramiona, zaś Nate złapał go za nogi. Przenieśliśmy go na miejsce przy ognisku. Wyjęłam z plecaka mapę i usiedliśmy wokół ogniska.
— Musi tu być jakaś wioska, miasteczko czy coś. Na pewno by oznaczyli — powiedziałam przyglądając się mapie.
— Skoro nie jest widoczna, to mogli użyć niewidzialnego tuszu — zasugerował Sully, który powoli się budził.
— Mogli też użyć soku z cytryny — powiedziała Lara.
— Soku z cytryny? — zapytał Sam, niedowierzając w to co usłyszał.
— To bardzo stara metoda ukrywania wiadomości. Sok z cytryny jest jak tusz. Zapisywano na różnych papierach ukryte informacje. Kiedy podgrzewamy taki sok, wiadomość staje się czytelna — odparła brunetka.
— Czyli nie pozostaje nic innego jak sprawdzić — stwierdził młodszy Drake, po czym wstał i wziął mapę. Przytrzymał ją delikatnie nad ogniskiem. Następnie wrócił na swoje miejsce.
— Na szczęście użyli soku z cytryny. Na południowy wschód jest miejsce oznaczone jako "wioska" — powiedział Nate.
— Moglibyśmy tam pójść i znaleźć lepszą pomoc dla Sully'ego — zasugerowałam.
— Najwyżej to jutro. Jestem cholernie zmęczony — powiedział Sully.
Sam wyjął wodę ze swojej torby i zalał ognisko. Wyjęłam z apteczki szmatkę i przetarłam twarz. Wrzuciłam ją do resztki ogniska. Wszyscy położyliśmy się spać. Jutro o świcie mieliśmy wyruszać.
   Noc przebiegła spokojnie. Nie byliśmy jakoś mega wyspani, ale i tak dobrze, że nic nas nie zaatakowało w nocy. Założyłam plecak i pomogłam wstać Sully'emu. Sam spał jak niedźwiedź. Lara wyjęła z jego torby wodę i wylała ją na niego.
— Pobudka Śpiąca Królewno — powiedziała Lara.
— Co? Która godzina? — zapytał starszy Drake.
— Nie udawaj głupa. Wstawaj i pomóż Nate'owi. Będziecie trzymali Sully'ego — zarządziła brunetka.
— A Ellie nie może? — zapytał niechętnie Sam.
— Ona przecina zielsko — oznajmiła moja przyjaciółka.
— Okej, okej — odparł Samuel.
Bracia Drake'owie zarzucili ramiona staruszka na na swoje.
— Nie jestem aż tak poszkodowany — zarzekł się Sully.
— Ale zadrapania są zbyt mocne. Lepiej nie ryzykować — odpowiedział Nate.
Zaczęliśmy iść. Znowu szłam na przodzie i przecinałam maczetą zieleninę. Lara szła za mną z kompasem i mapą. Chłopcy z tyłu szli wolniej ze względu na Sully'ego. Szliśmy może półtorej godziny. W pewnym momencie, usłyszeliśmy ludzkie głosy.
— Szlag — westchnęła Lara.
Chłopcy schowali się w krzakach, a my podkradłyśmy się bliżej. Schowałam maczetę. Wyjęłam łuk i strzały. Podeszłam do wyższej trawy i ukryłam się. Lara weszła na drzewo i wyjęła swój nóż. Rozejrzałam się po okolicy. Było pięciu żołnierzy Trójcy. Jeden podszedł do mojej kryjówki. Bez zastanowienia udusiłam go łukiem. Przeszukałam go. "Dodatkowa amunicja do karabinu. Super" pomyślałam. Zostało czterech. Inny podszedł pod drzewo, na którym była moja sojuszniczka. Co za kretyn. Lara zeskoczyła na niego i zadźgała go. Podeszła do najbliższej ścianki z bluszczem. Stała tam kilka sekund, aż podszedł do niej żołnierz. Kątem oka sprawdziła czy nie jest obserwowany przez kumpli. Gdy była pewna bezpieczeństwa przyciągnęła mężczyznę do siebie i zaczęła go dusić. Po minutce skończyła zajęcie i położyła zwłoki na ziemi. Zostało ich dwóch. Stali przy jakimś stoliku. Schowałam broń i zaczęłam przemykać między wyższą trawą. Kiedy znalazłam się w małej odległości od mężczyzn, zdjęłam plecak i zaczęłam szukać nożyka. Gdy go znalazłam zapięłam plecak i go założyłam. Spojrzałam w kierunku Lary. Miała w dłoni swój stary dobry nóż z Peru. Podkradłyśmy się do mężczyzn i wbiłyśmy noże w ich szyje. Martwi padli na ziemię. Podeszłyśmy do stolika i oglądałyśmy rzeczy na nim.
— Walkie-Talkie — powiedziałam, podając Larze krótkofalówkę.
— Zachowajmy ją. Może uda nam się przechwycić ich rozmowy — powiedziała brunetka, oglądając przedmiot.
— O ile mają ogólne porozumienie między sobą — odparłam.
— Co to znaczy? — spytała.
— Czyli, że mają radio między wszystkimi żołnierzami. Słyszą nawet raporty z jakiejś głównej siedziby czy coś. Lub słyszą, że jeden idzie na przerwę — oznajmiłam.
— Jasne. A to co? — zapytała, wskazując na jakiś mały przedmiot.
— To kluczyki do auta. Muszą w pobliżu mieć pojazd — zasugerowałam, trzymając je w ręku.
Przeszukałyśmy stolik w poszukiwaniu innych przydatnych rzeczy, ale nic nie znalazłyśmy poza zupą w puszce. Pobiegłyśmy z powrotem do chłopców. Podeszłyśmy do krzaków gdzie chłopcy się ukryli. Usłyszałyśmy stękanie i syczenie, co mogło oznaczać, że musieli zmieniać opatrunek Sully'emu.
— Tylko go nie zabijcie — powiedziała żartobliwie Lara.
— Nic nie poradzimy, on się ciągle wierci! — powiedział Nate.
— Dobrze, że nie schowałaś apteczki do plecaka Ellie. Przynajmniej mogliśmy jej użyć — powiedział Sam.
— Cholera, musiałam zapomnieć jej spakować, gdy się obudziłam. Dzięki, że ją wzięliście — odpowiedziałam.
— Nie ma sprawy. Coś znalazłyście? — spytał starszy Drake.
-  Pięciu dupków, zupy w puszce i walkie-talkie. I kluczyki do auta — powiedziałam pokazując przedmiot, który trzymałam w ręku.
— Super! Wiecie gdzie mają zaparkowany wóz? — odparł Nathan.
— Nie wiemy, ponieważ przyszłyśmy po was — odpowiedziała Lara.
— Okej, dzięki za informacje. Wstawaj staruszku — powiedział Nate, podnosząc się z ziemi, po czym rzucił mi apteczkę.
Schowałam przedmiot do plecaka. Sully z pomocą Sama wstał z ziemi. Przeszliśmy do miejsca gdzie znalazłyśmy kluczyki. Nacisnęłam guzik na kluczykach, by sprawdzić gdzie stoi auto Trójcy. Piknięcie doszło do nas z prawej strony. Podeszłam z Larą do zarośli i je odgarnęłyśmy. Naszym oczom ukazał się niewielki Jeep Wrangler YJ 4x4, koloru piaskowego. Niedaleko było widać drogę.
— To... kto prowadzi? — zapytałam unosząc kluczyki do góry. — Na pewno nie ja, ani Sully.
— Ja odpadam — powiedział Sam, nawet nie zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Natomiast ja wolałabym nawigować. Nate, proszę powiedz, że nie masz nic przeciwko — powiedziała brunetka.
— Niech wam będzie. Pamiętam jak na Madagaskarze jeździłem podobnym autem. Mam tylko nadzieję, że ten ma wyciągarkę. — odpowiedział.
Podeszłam do pojazdu i sprawdziłam jego przód. Pożądanego przez bruneta przyrządu nie było.
— Niestety, wyciągarki nie ma. Mam jednak nadzieję, że nie zmienisz zdania — powiedziałam, po czym rzuciłam mu kluczyki.
— No cóż... i tak nie ma chętnych — stwierdził, a następnie podszedł do pojazdu i usiadł na miejscu kierowcy.
Zaczęliśmy ładować się do samochodu. Lara usiadła obok Nate'a z kompasem i mapą. Razem z Samem pomogliśmy Sully'emu wsiąść na tył. Uczyniliśmy to samo. Sully siedział na środku, Sam po jego prawej, a ja po jego lewej.
— Wszyscy wsiedli? — zapytał Nate.
— Jest nas pięcioro, więc tak — odpowiedział nasz kochany palacz.
— Okej, zatem w drogę!
Młodszy Drake przekręcił kluczyki w stacyjce i samochód zapalił. Po chwili można było usłyszeć charakterystyczne kliknięcia podczas zapinania pasów. Zabezpieczeni ruszyliśmy. Podziwiałam piękne amazońskie widoki. Kiedy wyjechaliśmy na bardziej otwarty teren, można było podziwiać stado ar zielonych.
— Wow — westchnęłam.
— Widoki są magiczne — stwierdził staruszek.
— Skręć w lewo — powiedziała Lara, która była zapatrzona w mapę i w kompas.
— Piękne widoki do skręcania w lewo, co nie? — zapytał roześmiany Sam.
— Haha, bardzo śmieszne braciszku — odparł Nate.
— To i tak lepsze niż żart o kobiecie z żabą na głowie u lekarza — powiedziałam.
— Ellie bo nigdy nie pytałem... czemu masz ten tatuaż? — spytał śmieszek.
— Zakrywa on moją starą bliznę. Nabyłam ją gdy miałam czternaście lat podczas podróży przez różne stany. Tę— pokazałam na swój tatuaż — zyskałam w jedną zimę. Po tym jak Joel miał wypadek, szukałam leków. Poszłam wtedy do lasu zapolować na jelenie. Wtedy poznałam Davida. Facet próbował mnie jakoś wkręcić do swojej ekipy "Łowców". Nie zaufałam mu i uciekłam. Jednak udało mu się mnie złapać. Gdy się obudziłam w "pułapce", zauważyłam jak jeden z jego ludzi kroi ludzkie ciało. Wtedy przyszedł David z jedzeniem. Pamiętam, jak z lekką ironią zapytałam go "Doprawione świeżym ludzkim mięsem?". Zapewnił mnie, że to był jeleń. Nazwałam go bydłem i zaczęłam jeść. W tym samym momencie jego człowiek wyszedł. Powiedział, że chce przekonać swoich ludzi, bym do nich dołączyła i zapytał o moje imię. Wstałam i do niego podeszłam. Złapałam go za ręce, po czym złamałam palec. Kiedy próbował opanować ból, chciałam mu zabrać klucze, od mojego „więzienia". Nie udało mi się i mnie odepchnął. Zapytał "Co mam im teraz powiedzieć?!". Odpowiedziałam "Ellie". A on na to "Co?". I wtedy powiedziałam "Powiedz im, że Ellie to mała dziewczynka, która rozwaliła ci palec!". Wkurzył się i wspomniał coś o cięciu na "drobne kawałeczki". Po około godzinie przyszedł ze swoim kumplem by mnie pokroić. Wtedy właśnie mi naciął tę rękę — opowiedziałam, wskazując na rękę z tatuażem.
— Wow. I co było dalej? — zapytał z ciekawością Samuel.
— Po błądzeniu w śnieżycy dotarłam do starej restauracji. Nad drzwiami coś się lekko paliło, ale mi to nie przeszkadzało. Kiedy złapałam za klamkę, on wszedł. Mieliśmy zabawę w kotka i szczurka — odparłam, a wtedy Sam mi przerwał.
— Kotka i szczurka? A nie kotka i myszkę? — spytał lekko zdziwiony.
— Myszy nie są tak agresywne jak szczury. Mówię o sobie. Wracając. Zabrałam tę jego maczetę i zaczęłam go dziabać. Rozwaliłam tego wariata. I wtedy przyszedł Joel. Ruszyliśmy dalej w podróż, ale jednak do wiosny trauma się utrzymała — odparłam.
Sam nic nie odparł. Spojrzał w inną stronę.
— Skręć w prawo. Teraz w lewo. Jedź na prawo — powiedziała brunetka, raz spoglądając na mapę i kompas, raz na okolicę.
   Resztę drogi przemilczeliśmy. Zajęłam się podziwianiem matki natury. Po około godzinie byliśmy na miejscu. Była to niewielka wioska, z domami pokrytymi deskami i blachami. Nie wyglądała na jakoś super bogatą.
— Jesteśmy — powiedział Nate, po czym zaparkował przy jednym z domów.
— Nie zapomnij kluczyków — przypomniała mu brunetka. — Ellie, mogłabyś schować mapę i kompas do swojego plecaka? — dopytała.
— Jasne, nie ma problemu — odpowiedziałam, po czym schowałam przekazane mi rzeczy. — Daj kluczyki, też je schowam — powiedziałam do Nate'a.
Chłopak bez słowa podał mi kluczyki, a ja je schowałam. Założyłam plecak i wyszliśmy z auta. Razem z Samuelem pomogliśmy Sully'emu wysiąść. Położyliśmy jego ręce na naszych ramionach i zaczęliśmy iść za Larą. Dziewczyna podeszła do jakiegoś faceta.
— Umm... przepraszam? — powiedziała.
— No te entiendo (Nie rozumiem cię) — odpowiedział.
— Och... zna ktoś hiszpański lub portugalski? — zapytała spoglądając na nas.
Po chwili przekazałam podtrzymywanie Sully'ego Nate'owi, a następnie podeszłam do mężczyzny.
— ¿Sabe usted dónde está el médico (Czy wie pan gdzie się znajduje lekarz)? — zapytałam, a on odpowiedział:
— Siga recto hasta llegar a la casa blanca marcada "Ayuda médica" (Trzeba iść prosto, aż do białego domu oznaczonego napisem "Pomoc medyczna") — odpowiedział.
— Gracias por tu ayuda y que tengas un buen día (Dziękuję panu za pomoc i życzę miłego dnia).
— Una joven dama el uno al otro (Nawzajem młoda damo).
Podeszłam do swoich znajomych, którzy byli w konkretnym szoku.
— Musimy iść prosto, aż do białego budynku, oznaczonego "Pomoc medyczna". Coś się stało? — zapytałam przyjaciół.
— Nie, nic... — odparł Sam.
Zgodnie ze wskazówkami, poszliśmy prosto. Mijaliśmy rozmaite stragany, domy, a nawet kilka barów. Po może dziesięciu minutach, doszliśmy.
— Mam nadzieję, że wzięliście pieniądze — powiedziałam do towarzyszy, pokazując na biały dom z napisem "Ayuda médica".
Podeszłam do drzwi i zapukałam. Drzwi otworzyła mi kobieta. Miała czarne włosy upięte w kok, biały T-shirt z czerwonym napisem "médico" (lekarz), czarne spodnie i białe trampki. Wydawała mi się znajoma.
— ¿Izabelle? — zapytałam.
— ¿Ellie? — zapytała Izabelle.
Nie odpowiedziałam.
— ¡Por años (Kopę lat)! ¿Que haces aqui (Co tu robisz)? - odparła.
— Vine con amigos, y tu (Przyjechałam ze znajomymi, a ty)? - spytałam.
— Después de graduarme encontré este pueblo y comencé a ayudar como médico (Po studiach znalazłam tę wioskę i zaczęłam pomagać jako lekarz) — odpowiedziała.
— ¿Aún puedes hablar inglés (Umiesz jeszcze angielski)? — dopytałam.
Pokiwała głową na tak.
— Moglibyśmy wejść? — zadałam kolejne pytanie, tym razem po angielsku.
— Jasne — odpowiedziała Iza z uśmiechem.
Weszliśmy do środka. Na lewo znajdował się pokój oznaczony "Pacientes" (Pacjenci). Obok znajdowała się swego rodzaju recepcja. Na wprost znajdowała się sala operacyjna. Przynajmniej tak zrozumiałam napis. Na prawo znajdował się napis "Propiedad privada" (Własność prywatna), a pod nim były zamknięte drzwi. Izabelle podeszła do drzwi i je otworzyła. Gestem ręki pokazała, żebyśmy weszli. Po wejściu znaleźliśmy się w pokoju łączącym salon i kuchnię. Kuchnia była skromnie urządzona. Znajdowała się tam jedynie mikrofalówka, zlew, kilka szafek i blat. W salonie była lekko ubrudzona czerwona kanapa, dwa zielone fotele i mały drewniany stoliczek. Za kanapą stała lampa, a na przeciwko znajdowała się niewielka szafka, na której stał mały telewizor. Na lewo były drzwi prawdopodobnie do sypialni, gdyż obok zauważyłam otwarte drzwi do łazienki. Posadziliśmy Sully'ego na sofie, a sami staliśmy.
— Nie sądzę, żebyście tu przyjechali tylko w celach turystycznych. ¿Que pasa, Ellie (O co chodzi, Ellie)? — zapytała.
— Powiem ci, ale nie możesz nikomu powiedzieć. ¿Promesa (Obietnica)? — zapytałam, wyciągając rękę na złożenie obietnicy.
— Promesa (Obietnica) — odpowiedziała, po czym uścisnęłyśmy sobie dłonie.
Zaczęliśmy opowiadać Izabelli, o ukrytej, śmiercionośnej figurze tajemniczego zwierza, o podróży samolotem i wypadku, o ataku jaguara, przy czym zapytaliśmy czy zajęłaby się nogą Sully'ego i na szczęście się zgodziła. Opowiedzieliśmy jej też o zagrożeniu, ze strony Trójcy i innych ważnych rzeczach. Po zakończonej opowieści, Iza zrobiła nam posiłek. Pożądny posiłek. Kiedy skończyliśmy jeść, powiedziała:
— Wyleczę waszego amigo (przyjaciela), ale najpierw muszę obejrzeć jego nogę. Was też wypadałoby obejrzeć — zasugerowała czarnowłosa.
— Dobrze. Jednak noga Sullivana to grubsza sprawa. Zadrapał ją przecież jaguar, a krew sączyła się tak, jak nigdy nie widziałem. Leczenie mogłoby potrwać kilka dni, prawda? — zapytał zmartwiony Sam.
— Możliwe, jednak bez obejrzenia jej niczego nie ustalę. Zabiorę się za nią w tępie natychmiastowym, a wy czujcie się jak w domu - powiedziała Iza.
Po tych słowach wstała i pomogła też wstać Victorowi. Zaprowadziła go do sali.
— Coś cię gryzie, Ellie? Masz nietęgą twarz — stwierdził zaniepokojony Nate.
— Zastanawia mnie czemu tak łatwo tu dotarliśmy. Przecież równie dobrze mogli użyć niewidzialnego długopisu. Po co nam ułatwili misję? — zapytałam z nutką stresu w głosie.
— W sumie... masz rację. Byliśmy tak zajęci znalezieniem tej wioski, że nie pomyśleliśmy o tym. Rzeczywiście to może być swego rodzaju zasadzka — powiedziała Lara.
— Musimy mieć się na baczności. Jest możliwość, że mają kretów w mieście — powiedział Sam.
W tym momencie do pokoju weszła Iza. Nie była w dobrym humorze.
— Mam złe wieści. Noga Sully'ego wymaga kilkudniowego leczenia. Okazało się, że jaguar dość poważnie ją estropeado (uszkodził).
— Ellie co oznacza "estropeado"? — zapytała brunetka.
— Estropeado, czyli uszkodził. Jak bardzo źle to wygląda? — zapytałam.
— Wolę się nie zagłębiać w detalles (szczegóły) — powiedziała Iza dosiadając się do nas.
— Wpadłem na pewien pomysł — powiedział znienacka młodszy Drake. — W torbie Sama są krótkofalówki. Możemy zostawić jedną dla Sully'ego. Widziałem antenę na dachu domu. Jest tu jakieś radio? — dopytał.
— Tan (tak), mam je w sypialni — odpowiedziała czarnowłosa.
— I to jest dobra wiadomość. Wiesz może czy jakieś anteny z komunikatorami są gdzieś w dżungli? —spytał Nate.
— Powinny być — odparła Izabelle.
— Zdaje mi się, że widziałam jedną taką jak szukałam samolotu — powiedziała Lara.
— To też dobra wiadomość. Powinno ich być więcej. Potrzebujemy tylko zapasów żywności i ruszamy — dopowiedział młodszy Drake.
— Comido (Jedzenie) mogę wam przygotować, ale też zapewnić tienda (namiot).
— Namiot? Iza to za dużo... — odparłam.
— Czego się nie robi dla viejo amigo (starej znajomej) — powiedziała. — Ven, te mostraté (Chodź, pokażę Ci).
Wstałam od stołu i podsunęłam krzesło. Czarnowłosa zaprowadziła mnie do swojej sypialni. Nie było to duże pomieszczenie. Pokój był pomalowany na turkusowy kolor, który zdawał się być wyblaknięty. Na środku stało duże, niepościelone łóżko. Na lewo stał mały stoliczek z lampką nocną i butelką wody, zaś na prawo stał słomkowy fotel, a na nim leżała piżama. Na przeciwko łóżka stała ogromna drewniana szafa, a po jej prawej stronie wisiało średniej wielkości lustro, a pod nim stał ciemnozielony stołek. Iza podeszła do szafy i ją otworzyła. Było w niej dużo ubrań na wieszakach, a na górze znajdowała się półka. Dojrzałam na niej kilka złożonych koców i namiot z kamuflażem wojskowym.
— Poddasz mi ten taburete (stołek)? — zapytała.
Wzięłam stołek i postawiłam go obok Izy. Ona na niego weszła i wzięła namiot.
— Cuidado (Uważaj)! — powiedziała nieco głośniej, po czym rzuciła mi przedmiot.
Złapałam namiot i wzięłam go pod pachę. Iza wzięła koce i zeszła ze stołka.
— Tienda y mantas (Namiot i koce). ¿Algo mas (Coś jeszcze)? — spytała.
— Todavía tienes que preparar la comida y dijiste que querias vernos (Trzeba jeszcze naszykować jedzenie i mówiłaś, że chcesz nas obejrzeć). No podemos olvidar poner la cerebra (Nie możemy też zapomnieć o ustawieniu cerebra) — powiedziałam.
— Derecho (Racja). Volamos al resto (Wróćmy do reszty) — odpowiedziała Iza.
Jak powiedziała tak zrobiłyśmy. Wyszłyśmy z pokoju i podeszłyśmy do stołu, przy którym siedzieli Drake'owie z Larą.
— Tienda (Namiot) powinien mieć miejsca na cuatro personas (cztery osoby) — powiedziała moja czarnowłosa przyjaciółka.
— Cuatro personas, czyli cztery osoby — odpowiedziałam przyjaciołom zanim zdążyli zapytać.
— Dobra wiadomość. Co z jedzeniem? — zapytał Sam.
— Kiedy Iza będzie was oglądać, przygotuję je — zasugerowałam.
— Rozumiem. Kto idzie pierwszy? — spytał Izę, Nate.
— Doktor Croft — odpowiedziała czarnowłosa.
Iza podała mi koce i pokazała Larze, by poszła za nią. Brunetka odsunęła się od stołu, wstała i wsunęła krzesło na swoje miejsce. We dwie poszły na salę dla pacjentów. Położyłam koce i namiot na sofie, po czym podeszłam do blatu kuchennego. Położyłam na nim deskę i nóż, a następnie zaczęłam szukać chleba.
— Będziesz tak latać z tym plecakiem w kuchni? — zapytał żartobliwie Samuel.
— Nie. Będę chodzić — skwitowałam kąśliwie, zdejmując plecak i kładąc go na podłodze.
Znalazłam chleb tostowy i położyłam go na blacie. Podeszłam do lodówki i ją otworzyłam. Wzrokiem odnalazłam masło. Zaczęłam szukać wędliny i żółtego sera. Najklasyczniejsze przysmaki są najlepsze. Wyjęłam talerz z wędliną i opakowanie z serem. Zamknęłam drzwi od lodówki i zabrałam jedzenie na blat. Odpakowałam chleb i wyjęłam kilka kromek. Nie wiedziałam jak długo będziemy podróżować, więc postanowiłam zrobić na wszelki wypadek dwanaście kanapek. Położyłam pierwszą kromkę i otworzyłam masło. Nabrałam trochę masła na nóż i zaczęłam smarować kromkę.
— Jak długo znasz się z Izabelle? — zapytał mnie młodszy Drake.
— Myślę, że jakoś z pięć lub sześć lat. Pierwsze dwa lata studiów byłam na kierunku medycznym. Poznałam Izę na pierwszych zajęciach. Siedziałyśmy obok siebie. Często pomagałyśmy sobie z nauką. Właśnie od niej nauczyłam się trochę mówić po hiszpańsku — odpowiedziałam.
— Okej. Czemu zrezygnowałaś ze studiów medycznych? — dopytał Nate.
— Poczułam, że nie jest to temat dla mnie. Później studiowałam ekonomię. W międzyczasie i przerwach w nauce, wychodziłyśmy gdzieś razem — powiedziałam.
— Aha. A skąd tak dobrze umiesz hiszpański? — spytał Sam.
— Jak miałam czas, to się uczyłam — odparłam.
— Rozumiem — powiedział.
I tak minęło około czterdzieści pięć minut na rozmowach i robieniu kanapek. Kiedy miałam nalewać wody do bidonów, Iza mnie przestraszyła podchodząc od tyłu.
— BOO! — krzyknęła, a ja podskoczyłam.
— Nie strasz! — krzyknęłam na nią.
— Zostałaś solo tu (tylko ty) — powiedziała.
— Está bien (Dobrze). Lara, nalejesz tej wody? — zapytałam brunetki.
— Jasne — odpowiedziała, po czym podeszła i odebrała ode mnie butelkę.
— Daj to Sully'emu — powiedział Nate i dał mi krótkofalówkę.
Poszłam za Izą na salę dla pacjentów. Wyszłyśmy z części mieszkalnej, przeszłyśmy przez hol i weszłyśmy na salę. Mijając łóżka, zauważyłam, że na przedostatnim leżał Sully.
— Jak się czujesz? — spytałam.
— Nigdy nie było lepiej — odpowiedział.
— Czyli cholernie boli? — dopytałam.
— Nawet nie mów. Jest koszmarnie — odparł.
— Iza cię wyleczy — powiedziałam. — Nate wpadł na pomysł by wykorzystać cerebro na dachu do komunikacji, byśmy wiedzieli jak sytuacja tutaj wygląda. Poprosił mnie, bym ci dała krótkofalówkę — dodałam i podałam Sully'emu przedmiot.
— No nieźle — powiedział. — Przynajmniej nie będę się nudził.
— Siéntate, Ellie (Usiądź Ellie) — szturchnęła mnie Iza, pokazując na łóżko obok.
Wykonałam jej prośbę i usiadłam na łóżku. Czarnowłosa zaczęła odwijać bandaż z mojej lewej ręki. Zobaczyłam dość czerwony i wielki strup, który mnie obrzydził, podczas gdy Iza patrzyła na ranę ze spokojem. Pewnie widziała gorsze rzeczy, w końcu jest lekarzem.
— Odkażałaś to? - spytała, odkładając bandaż na stolik.
— Nie. Przyłożyłam tylko podgrzany nożyk — odpowiedziałam.
— No es bueno, no es bueno (Niedobrze, niedobrze) — mamrotała pod nosem.
Wstała i zaczęła grzebać w pobliskiej szafce. Wyjęła jakieś dziwne przedmioty i płyn. Podeszła do mnie z tymi "narzędziami zbrodni".
— Mejor no mires (Lepiej nie patrz) — ostrzegła.
Zgodnie z prośbą odwróciłam wzrok. Przez kilkanaście minut siedziałam w ciszy. Mogłoby się zdawać, że zasnęłam na siedząco. Po chwili poczułam jak Iza zawiązuje mi nowy bandaż.
— Estoy bien (W porządku). Ya he terminado (Skończyłam) — poinformowała.
— Gracias (Dziękuję) — podziękowałam i wstałam.
— Młoda — zwrócił mi uwagę Sully. — Uważajcie na siebie. Trójca może zrobić wam wiele złego.
— Będziemy. Obiecuję — powiedziałam, po czym przytuliłam staruszka.
Wyszłyśmy z pokoju i wróciłyśmy do części mieszkalnej. Zauważyłyśmy Larę, która była zajęta pakowaniem jedzenia do torby, którą wcześniej wyjęłam.
— Gdzie Nate i Sam? — spytałam.
— Poszli ustawić cerebro — odpowiedziała. — Zaraz wrócą.
— Dobrze. Nalałaś tej wody? — dopytałam.
— Tak. Przy okazji spakowałam kanapki i przyniosłam radio do salonu — powiedziała.
— Dzięki — odparłam.
W tym samym momencie wrócili bracia Drake'owie. Wzięli swoje torby i założyli na ramiona. Założyłam swój plecak i wzięłam namiot, a Lara wzięła torbę z jedzeniem, do której włożyła koce.
— En coche llegará a ciertas colinas y luego tendrá que ir a pie (Autem dojedziecie do pewnych wzgórz, a później będziecie musieli iść na pieszo) — poinformowała moja przyjaciółka.
— Gracias Iza (Dzięki Iza). Cuídate a ti mismo y a Sully (Proszę uważaj na siebie i Sully'ego). Si un extraño preguntara por nosotros, no responda (Gdyby ktoś obcy o nas pytał nie odpowiadaj). Especialmente cuando te preguntan en inglés (Zwłaszcza gdy będą cię pytać po angielsku) — powiedziałam do niej.
— Lo prometo (Obiecuję) — odpowiedziała, po czym się przytuliłyśmy.
Moi przyjaciele również pożegnali się z Izą, a potem wyszliśmy z domu i idąc do samochodu pomachaliśmy jej na pożegnanie.
—————————————————————————————————————————
Czwarty rozdział za nami. Jak myślicie, czy mapa okaże się pułapką na bohaterów?
Wszystkie hiszpańskie kwestie były brane z Google Tłumacz, jako iż nie posiadam słownika polsko-hiszpańskiego. Jeśli ktoś z Was zna hiszpański, lub się go uczy, może napisać w komentarzu, jeśli coś było źle. Oczywiście zachęcam do pisania o błędach. Do zobaczenia😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro