"this girl's in love with you"
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? Musisz żartować.
- Nie.
- Dlaczego siedzisz na podłodze? I co to za muzyka…?
- Bo chcę. A muzyka to ścieżka dźwiękowa ze Strażników Galaktyki.
Candice otworzyła szeroko oczy i z niedowierzaniem patrzyła na zadowolonego z życia Ashtona, pałaszującego z pasją całe garście płatków śniadaniowych, siedząc na podłodze pośród kilku poduszek.
- Dlaczego na podłodze?
- Czuję od niej dobre wibracje.
- Ashton…
- Nie idź!
Candice z rezygnacją usiadła obok zadowolonego Ashtona, który niemal natychmiastowo wyciągnął ze stojącej obok szafki drugie opakowanie płatków i z miną zwycięzcy, wręczył je Candice.
- Trzymaj. Posil się.
- Jest druga w nocy.
- Nad ranem!
- W nocy. Jest ciemno.
Ashton wzruszył ramionami, puszczając nieco sarkastyczne uwagi Candice mimo uszu i nadal jedząc płatki, które chrupały między zębami i rozsypywały się po płytkach.
- Przecież mamy stół.
- Prawda, mamy.
- Dlaczego nie przy stole?
- Przy stole nie usiądziesz na podłodze.
Ashton stwierdził, że jego wyjaśnienie jest aż nadto wystarczające, dlatego nie bawił się w dalsze dywagacje na temat wyższości podłogi nad krzesłami; postanowił oprzeć głowę na ramieniu Candice i po prostu odetchnąć.
- Wczorajszy koncert był… niesamowity. Szkoda, że nie mogło cię być.
- Ktoś pracować musi, by inny mógł grać.
- Fakt. Ty grasz. Ja pracuję.
- Ja gram?!
Candice spojrzała na Ashtona z wyrazem świętego oburzenia w oczach – zasłużenie – i wyszarpnęła Irwinowi pudełko z płatkami, by w końcu zacząć z ogromną wściekłością przeżuwać kolorowe, kukurydziane kółka.
- Żartowałem.
- O c z y w i ś c i e.
- Nie mruż tak oczu.
- Jak będę chciała.
Candice przybrała swoją wystudiowaną przed lustrem twarz pt. „Przegrzebałeś sobie, Irwin” i bez słowa miażdżyła kółka, rozsypując kilka wokół siebie.
- Wracając do koncertu…
- …typowe.
- Co takiego?
- Ty już dobrze wiesz co.
Ashton podniósł głowę i z niemal stoickim spokojem ściągnął z blatu kolejne opakowanie płatków; jak gdyby nigdy nic otworzył je i wziął do ust pełną garść czekoladowych kulek, czując jak błogi uśmiech wpełza na jego usta.
- Chyba nie zamierzasz tego zostawić.
- Ale czego, przepraszam?
- Rozmowy!
- Ach. No tak. Więc, koncert był niesamowity, grałem na fortepianie, który stał kiedyś w salonie…
Ashton doskonale wiedział, że jego durna gadka działa Candice na nerwy bardziej, niż tysiąc paznokci jeżdżących po szkolnej tablicy, jednak czy zamierzał przestać? Oczywiście, że nie.
- Okej, masz rację, zapomnijmy o tym. Oboje gramy i pracujemy. Ty grasz na fortepianie, ja na Facebooku w SongPop. Prawie to samo.
- Jasne, że tak.
- Teraz… Wyjaśnisz mi dokładniej, czemu siedzimy na podłodze, skoro na stole mamy, no wiesz, zastawę? I mleko w lodówce?
- Candice, to jest sztuka. Poczuj się hippisem. Bitnikiem. Hipsterem. Żyj trochę.
Candice nijak miała pojęcie w jaki sposób siedzenie na podłodze odnosi się do „życia”, ale stwierdziła, że nie będzie protestować.
Ashton uwielbiał siedzieć na podłodze, bo w ten sposób bardziej utożsamiał się z niższymi formami; co przez to miał na myśli, wiedział tylko on sam.
Jeśli życie oznacza siedzenie na podłodze, Candice była gotowa, by ową podłogę przyjąć jako swojego zbawcę i bożka.
Jeśli Candice spodoba się siedzenie na podłodze w niedzielną noc, Ashton był gotów zmienić się na jedną noc w wynalazcę i zrobić podłogę z poduszek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro