Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"stay awhile"

- Co to w ogóle jest za kolor?

- Modraczkowy.

- Co?

- Niebieski taki. Trochę mniej niebieski, niż niebieski, ale nadal niebieski.

Ashton postanowił uprzejmie nie skomentować jakże prostego w przekazie wyjaśnienia pochodzenia koloru modraczkowego, tylko od razu zabrał się do pracy; Candice tymczasem przyglądała się białej ścianie, co doprowadzało Irwina do lekkiej irytacji.

- Candice?

-Hm?

- … wałek.

- Och. No tak.

Gdyby szczęki mogły faktycznie opadać do kostek, to Ashton swoją mógłby zbierać z paneli, ponieważ Candice nadal ani drgnęła, a farba zaczęła nędznie kapać z umoczonego wałka; swoją drogą, pomyślał Ashton, co za gówniany wałek, skoro kapie.

- Ashton?

- Hm?

- A jakbyśmy mieli dziecko, to na jaki kolor byśmy malowali ten pokój?

- Słodki panie!

Candice z wręcz niezdrową rozkoszą przyglądała się nagle zmieniającemu się wyrazowi twarzy Ashtona, który najpierw poczerwieniał, później zzieleniał, by w końcu zblednąć całkowicie.

- Ja… my… ty… jak…

- Spokojnie, zadałam pytanie retoryczne, nic się nie kotłuje w mojej macicy.

- Słodki panie…

- Nie jęcz, tylko maluj.

Candice poczuła się nieco  urażona dość… jednoznaczną reakcją Ashtona; nie spodziewała się fajerwerków, ale nie spodziewała się też stanu niemal przedzawałowego, połączonego z ewidentnym atakiem paniki.

- …

- Co masz taką minę? Candice?

- Domyśl się.

- Matko z córką, przepraszam! Po prostu mnie…. zastrzeliłaś. Trochę.

Ashton wiedział, że jego reakcja była nijak na miejscu, ale cóż mógł poradzić? Przecież to nie jest tak, że takie pytania mogą pozostać bez reakcji, odpowiedzi, czegokolwiek, bo wtedy Candice byłaby gotowa pomyśleć, że Ashton w ogóle o tym nie myśli. A to byłaby nieprawda.

- Candice?

- Hm.

- Obraziłaś się?

- No coś ty.

Irwin za wszelką cenę nie chciał usłyszeć tej wręcz ociekającej ironią wypowiedzi Candice, w której dziewczyna – zapewne dzięki swoim tajemnym, kobiecym mocom – zdołała zawrzeć wszystko, od pogardy przez sarkazm, aż po małą dawkę zdegustowania.

- … Ash?

- Hm?

- Ale ty tak… na serio? Znaczy, nie chcesz?

- Czego nie chcę?

Candice nie zamierzała ułatwiać Ashtonowi sprawy; już i tak wystarczy, że poszła z nim na koncert, który się nie odbył, bo Gena (albo inna trębaczka, czy co oni tam mieli) zapomniała załatwić dla swojej jedynaczki opiekunkę; ów koncert odbywał się – powiedzmy – w czasie, gdy ukochane studyjne kino Candice grało The Holiday i tej zniewagi dziewczyna nie umiała wybaczyć.

- Ty mnie się pytasz czego nie chcesz?

- Candice…

- Okej, nie było tematu. Zapomnijmy. Maluj tą cholerną ścianę.

- Candice…

Candice miała jojczenie Ashtona dosłownie w nosie, gdy wściekle zaczęła jeździć w tę i z powrotem po ścianie, nie zważając na to, jak maluje, gdzie, ani jakim kolorem, co było dość ryzykowne, zważywszy na ryzykowną kompozycję, ułożoną przez dekoratorkę wnętrz (znaną też jako starsza siostra Candice).

- Chcę, okej?

- Czego znów chcesz!

- Chcę. Chcę wiedzieć, jaki chciałabyś kolor.

- Mówiłam już przecież, m o d r a c z k o w y.

Ashton chwilami miał ochotę potrząsnąć tym i owym; wcale nie miał na myśli potrząsanie głową, czy też wytrząsanie piasku z butów, a już na pewno nie trzęsienie ziemi. Miał ochotę potrząsnąć fortepianem i czekać, aż wyskoczy fortepianowa wróżka i zwyczajnie zdzieli go w głowę.

- Candice, doskonale wiesz, że nie o tym mówię.

- O, nagle ci się zebrało na zwierzenia.

- Candice, mam na myśli to, że chciałbym kiedyś pomalować jeszcze jeden pokój.

- Słodki panie!

Ashton był niemal w stu procentach pewien, że Candice nie idąc do szkoły aktorskiej, minęła się z powołaniem, ponieważ to, jak sparodiowała Irwina zasługiwało na małego Złotego Globa. Platynowego globka.

- Candice…

- Nie baw się ze mną w słowne gierki, Ash, mamy robotę do…

- Chciałbym kiedyś wybierać kolor do pokoju dla młodzieży noszącej moje nazwisko. Okej?

- Och.

Candice zabrakło słów.

Ashton był zadowolony, że Candice w końcu zabrakło słów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro