Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Fox

Łapcie bonus! <3

___________________________

Wchodzę na imprezę w towarzystwie Santiago i Haze'a. Żaden z nich nie ma stałej dziewczyny, więc w zasadzie przyszli tu głównie po to, żeby jakąś wyrwać. Haze nie powinien mieć z tym problemów, ale Santiago to takie ciepłe kluchy, że pewnie skończy, podwożąc jakąś laskę do domu.

Może mu przynajmniej zrobi wtedy loda w samochodzie.

Sam nie szukam tu dziś nikogo. Odkąd zobaczyłem w kawiarni tamtą rudą dziewczynę, z jakiegoś powodu nie mogę przestać o niej myśleć. Pewnie inna laska pomogłaby mi na tę przypadłość, ale zupełnie nie mam na to ochoty. Zastanawiam się raczej, jak znaleźć rudą i w jaki sposób do niej zagadać. Nie wygląda na dziewczynę, która łaziłaby po podobnych imprezach, więc dzisiejszy wieczór będzie pewnie stratą czasu.

— Idę do kuchni po jakieś alko, chcecie coś? — woła Santiago.

Każdy z nas prosi go o piwo, a nasz kumpel znika w tłumie ludzi. Chryste, chyba zleciała się tu połowa uczelni. Mam dość, jeszcze zanim na dobre wszedłem do środka.

— A ty co, Abe? — Haze opiera się ciężko o moje ramię. — Zmieniasz się już w całkowitą pierdołę? Zamierzasz tak tu stać i smędzić?

— Idź do diabła — mamroczę. — Znajdź sobie jakąś laskę, zamiast się wyżywać na mnie.

— W sumie racja. — Wzrusza ramionami, a potem rusza w stronę parkietu.

Patrzę za nim, podchodząc równocześnie do najbliższej ściany, żeby nikomu nie stać na drodze. Właśnie wtedy ją zauważam.

Zatrzymuję się na moment, tak bardzo niedowierzam w to, co widzę. Ruda tańczy na parkiecie i kręci tyłkiem w taki sposób, że wszyscy faceci wokół się w nią wgapiają. Wygląda zupełnie inaczej niż wtedy w kawiarni. Zrobiła coś z włosami, poza tym ma na sobie obcisłe spodnie i koszulkę, która pozostawia niewiele pola wyobraźni. Wyraźnie widzę pod nią zarys piersi dziewczyny i, Chryste, naprawdę chciałbym je zobaczyć bez tej bluzki.

Przede wszystkim jednak wkurwia mnie to, jak inni się na nią gapią. Ona zdaje się tego zupełnie nieświadoma, ale faceci pożerają ją tu wzrokiem. Mam ochotę im krzyknąć, że to ja pierwszy ją zobaczyłem i zwróciłem na nią uwagę, kiedy nie miała na sobie tak skandalicznie opinających jej tyłek spodni, ale to byłoby szczeniackie.

Ale, kurde, z drugiej strony się nie dziwię, że się gapią. Laska wygląda zarąbiście. Pamiętając, co miała na sobie wtedy w kawiarni, w życiu nie powiedziałbym, że może się pojawić na imprezie w takim stroju.

Nagle zatrzymuje się w tańcu i patrzy prosto na mnie.

Ma zrobiony taki makijaż oczu, że te wydają się jeszcze bardziej bursztynowe. Jej spojrzenie zatrzymuje dech w piersiach. Naprawdę.

Chcę tę dziewczynę. Żadna inna na tej imprezie już mnie nie interesuje. Chcę moją rudą kelnereczkę.

Zanim zdążę wykonać jakikolwiek ruch, ona odwraca się i wychodzi z salonu. Idę za nią, mając cichą nadzieję, że to zaproszenie i że gdzieś mnie prowadzi. Gdy udaje mi się przepchnąć do wyjścia, ona właśnie znika na schodach prowadzących na piętro. Jest tam sporo pokoi, z których można korzystać, więc automatycznie w mojej głowie pojawiają się różne niegrzeczne myśli.

Szybko się jednak mityguję. Może i ta dziewczyna jest dziś odstrzelona, ale nadal nie wygląda na taką, która da się przelecieć na imprezie i grzecznie wróci do domu. Wciąż uważam, że będę się musiał przy niej napracować. W przeszłości zazwyczaj mnie to zniechęcało, ale tym razem jest inaczej. Chcę się o niej czegoś dowiedzieć.

Na początek wystarczy jej imię.

Idę za nią na górę; tu jest luźniej i zdecydowanie spokojniej. Na korytarzu znajduje się tylko kilka osób, a dobiegająca z dołu muzyka jest przytłumiona i słychać głównie basy. Widzę przed sobą jej rudą czuprynę. Zagląda do różnych pomieszczeń, jakby czegoś szukała. W końcu wchodzi do jednego z nich, ale zostawia uchylone drzwi.

Zaglądam do środka; dziewczyna myje ręce nad umywalką. Nasze spojrzenia spotykają się w lustrze nad nią.

— Cześć — mówię, zanim zdąży mnie zbesztać, że wlazłem jej do łazienki. — Pamiętasz mnie?

Zaskoczona rozchyla usta.

— Szedłeś za mną? — pyta z niedowierzaniem.

Odwraca się przodem, a ja potrzebuję całej siły woli, żeby nie spuścić wzroku na jej cycki. Udaje mi się jednak nie oderwać go od jej oszałamiających bursztynowych oczu.

— Chciałem się upewnić, że jesteś bezpieczna. — Uśmiecham się krzywo. — Mam wrażenie, że chodzenie na imprezy to nie jest twoje ulubione zajęcie?

Otwiera usta, a potem je zamyka, jakby nie wiedziała, co powiedzieć. Przyglądam się jej leniwie, bo naprawdę podoba mi się to, co widzę. Chwyta butelkę wody z umywalki i zaciska na niej mocno palce, jakby była gotowa w razie czego rąbnąć mnie nią w głowę.

W zasadzie nie mogę mieć do niej pretensji. Ona w ogóle mnie nie zna.

— Słuchaj, koleś...

— Fox — wchodzę jej w słowo. — Mam na imię Fox, pamiętasz? Przy czym ty nadal nie podałaś mi swojego. Niegrzecznie.

Mam wrażenie, że przez jej twarz przebiega jakby cień uśmiechu. Jestem coraz bardziej zaintrygowany.

Kim jest ta dziewczyna? Z kim tu przyszła? Lepiej, żeby nie miała chłopaka. Bardzo bym się wkurzył, gdyby go miała.

Ruda wzdycha.

— Słuchaj, Fox, nie znam cię i nie chcę...

Robię autentycznie zdziwioną minę.

— Nie znasz mnie? Poważnie? Jestem Fox Abraham. — Robię krótką pauzę, spodziewając się, że po tych słowach wreszcie zaskoczy, ale ona nadal wpatruje się we mnie tak, jakby nie miała pojęcia, o czym mówię. To nieprawdopodobne. Byłem przekonany, że znają mnie absolutnie wszyscy w Yarrow, jeśli nie osobiście, to choćby z nazwiska. Czy ta dziewczyna nie czytuje TAY? Pojawiałem się w jego tweetach kilkukrotnie. — Kapitan drużyny futbolowej? Najpopularniejszy facet na tej uczelni?

— I najskromniejszy — dodaje z przekąsem.

Podoba mi się, że potrafi się odgryźć.

— Hej, to nie moja opinia, tylko moich fanów. — Wzruszam ramionami. — Co ja na to poradzę, że mnie kochają?

Uśmiecham się do niej zawadiacko. Co zdaje się nie robić na niej żadnego wrażenia... Może to lesbijka?

Byłbym niepocieszony, ale to przynajmniej by co nieco tłumaczyło.

— To może idź do tych fanów, którzy cię kochają? — proponuje. — Bo jakby przyszłam tu właśnie po to, żeby być sama i nie musieć uczestniczyć w tego typu rozmowach.

„Tego typu"? A co ona ma na myśli? Że niby źle się ze mną rozmawia?!

Otwieram już usta, żeby ją o to zapytać, ale w tej samej chwili z korytarza dobiega mnie znajomy kobiecy głos.

— Fox, to ty? — pyta dziewczyna, wyraźnie się zbliżając. — Jesteś tutaj? Chciałam z tobą porozmawiać!

Kurwa. Meghan.

Właściwie nie odbyłem z nią żadnej rozmowy na temat zakończenia naszej relacji. Sądziłem, że to oczywiste, skoro nie dzwoniłem przez ostatnie dwa tygodnie i ignorowałem jej wiadomości. Absolutnie nie mam ochoty z nią teraz rozmawiać, więc nie widzę innego wyjścia, jak tylko wtargnąć w strefę prywatności rudej.

Właśnie dlatego robię krok do przodu, zamykam za sobą drzwi łazienki i przekręcam zamek.

W oczach rudej pojawia się ogień.

— Co ty...

— Cicho. — Robię kolejny krok do przodu, chwytam ją za kark i przystawiam jej dłoń do ust. Dziewczyna wyraźnie sztywnieje. — Sekundę, okej? Po prostu daj mi chwilę.

Zamieram i nasłuchuję głosów dobiegających z korytarza. Meghan nie odpuszcza i nadal mnie woła, a z każdym krzykiem wydaje się być coraz bliżej. Słyszę, jak dobija się do różnych sypialni, a potem nagle klamka w drzwiach łazienki zaczyna się poruszać.

— Fox? — pyta Meghan po drugiej stronie drzwi. — Jesteś tam?

Zdejmuję dłoń z ust rudej, spojrzeniem przekazując jej, żeby odpowiedziała. Ta znowu piorunuje mnie wzrokiem, na co posyłam jej rozbrajający uśmiech. Nie robi na niej wrażenia. No po prostu w to nie wierzę.

Ona musi woleć dziewczyny, nie widzę innego wyjścia.

— Zajęte — krzyczy.

Składam dłonie jak do modlitwy i dziękuję jej bezgłośnie. W odpowiedzi przesuwa palcem po szyi. Ups, chyba mam przerąbane u rudej.

Dlaczego to mnie tak podnieca?

— Widziałaś Foxa? — pyta Meghan z nadzieją w głosie.

Serio, laska mogłaby już odpuścić. Czy ona nie ma ani odrobiny szacunku do samej siebie? Podoba jej się takie latanie za facetem, który ewidentnie ma ją gdzieś?

W oczach rudzielca widzę jakiś dziwny, złośliwy błysk, przez co sięgam do niej, żeby znowu zasłonić jej usta, ale ona robi szybki unik i cofa się o krok.

— Mówił, że musi wyjść z imprezy, bo ma pilną wizytę u dermatologa — odpowiada niewinnie. — Jakaś paskudna wysypka w miejscach intymnych czy coś takiego.

Kurwa. Zabiję tę dziewczynę! I wszystko to tylko dlatego, że wbiłem jej do łazienki?!

— Co? — Głos Meghan traci resztki entuzjazmu. — Poważnie?

— Nie wiem, on był całkiem poważny, gdy o tym mówił — odpowiada bezczelnie ta mała kłamczucha. — Wyglądał na przejętego.

Robię taki ruch, jakbym zamierzał ją złapać, a ta robi się czujna. Meghan więcej się nie odzywa i słyszę odgłos oddalających się kroków, ale sekundę później ona już wietrzeje mi z głowy. Nawet nie myślę o tym, żeby otworzyć drzwi i wypuścić rudą. Teraz chcę się tylko zemścić.

— Dlaczego to powiedziałaś? — syczę.

Wzrusza ramionami. Meghan za chwilę rozgłosi po całym kampusie, że mam chorobę weneryczną, a ta kłamczucha kwituje całą tę sprawę wzruszeniem ramion! Co za bezczelna intrygantka!

— Bo wydało mi się zabawne, a chciałam się zabawić — odpowiada.

Mrużę oczy.

— Znam inne sposoby, żeby się zabawić, gdybyś była zainteresowana.

— Nie jestem — zapewnia pospiesznie. — Ale serio, jakim trzeba być tępym, żeby w to uwierzyć? Konsultacja u dermatologa w środku nocy? Ona poważnie to kupiła?

Znam Meghan na tyle, by wiedzieć, że tak, poważnie to kupiła. Cóż, nigdy nie twierdziłem, że moja była grzeszy inteligencją.

— Nie zagaduj mnie — polecam stanowczo. Ruda natychmiast zamyka usta. — Jesteś mi coś winna za to, że tak nieładnie zabawiłaś się moim kosztem.

Przekrzywia głowę.

— Niby co jestem winna?

— Na początek twoje imię. — Uśmiecham się zawadiacko. — Chyba że chcesz, żebym wymyślał dla ciebie przydomki. Rudą już znasz, następna będzie kelnereczka, kłamczucha...

— River — wchodzi mi desperacko w słowo. — Mam na imię River.

Wow. Naprawdę pięknie!

Powoli wyciągam do niej dłoń.

— Fox Abraham — przedstawiam się ponownie oficjalnie. — Miło mi cię poznać, River...

Zawieszam głos, a ona natychmiast rozumie, o co mi chodzi. Przez chwilę patrzy na moją rękę, jakby miała ja ugryźć, ale w końcu niechętnie ją ujmuje.

— Hansen — dokańcza za mnie. — River Hansen.

Chwytam jej dłoń i ściskam, opuszkami palców przesuwając po wewnętrznej stronie jej nadgarstka. Źrenice lekko jej się rozszerzają, a policzki minimalnie czerwienią. Och, ta dziewczyna z pewnością nie jest lesbijką.

Przyciągam ją jeszcze bliżej, aż jej ciepły, urywany oddech owiewa mi policzek. Próbuje cofnąć dłoń, ale jeszcze jej nie puszczam.

— A po drugie, jesteś mi winna randkę — oznajmiam. — Teraz większość kobiet na kampusie będzie mnie omijać szerokim łukiem w obawie przed tajemniczą wysypką. Ty nie. Więc ty i ja, The Break, przyszły piątek...

— Nie, dziękuję. — Wyszarpuje rękę, a ja jej na to pozwalam. Odpycha mnie, więc posłusznie cofam się o krok. — Jestem pewna, że znajdziesz jakiś sposób, żeby poradzić sobie z tym problemem. Cześć!

Rzuca się do drzwi, odblokowuje je i niemalże wybiega na korytarz.

Patrzę za nią z rozbawieniem, ale nie próbuję jej ścigać. Niech ucieka. Znajdę ją na uczelni, co aktualnie, gdy znam jej nazwisko, będzie dużo prostsze.

Już teraz wiem, że pogoń za tym króliczkiem bardzo mi się spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro