3. River
#unbreakmeLS
W poniedziałek prawie spóźniam się na zajęcia z literatury współczesnej. Jestem niewyspana i rozczochrana, kiedy zajmuję swoje miejsce obok Amy, koleżanki z roku. Na tym kursie jest jedyną równie samotną studentką co ja, chyba dlatego odrobinę się do siebie zbliżyłyśmy.
Na mój widok robi dziwną minę. Sama wygląda, jak zwykle, bardzo porządnie — włożyła sweter i markowe dżinsy, jej blond włosy są spięte w staranny kok, a usta pociągnięte bezbarwnym błyszczykiem. Nawet o ósmej rano prezentuje się świetnie.
Ale ona z pewnością nie musiała wczoraj pracować do nocy jako kelnerka.
— Wszystko w porządku? — pyta z troską. — Wyglądasz, jakbyś nie spała tydzień.
Nie jest aż tak źle. Chyba.
— Kończyłam w nocy esej. — Wzruszam ramionami. — Deadline był na dzisiaj. Zdążyłaś?
— Skończyłam już w sobotę. — Uśmiecha się z dumą.
No jasne. Amy to prymuska, podczas gdy ja, cóż... powiedzmy, że bardzo chciałabym poprawić moje oceny. Prawda jest jednak taka, że różnice w naszym pochodzeniu determinują pewne kwestie, przez co jest mi trudniej. Amy nie musiała wczoraj pracować do późna, bo jej dobrze sytuowani rodzice płacą za uczelnię. Nie musiała też pilnie szukać nowego lokum i przeprowadzać się w weekend, bo rodzice od początku studiów wynajmują jej mieszkanie w mieście.
Nie zamierzam narzekać na swój los. Nigdy tego nie robiłam. Staram się po prostu pracować z tym, co mam, i nie porównywać się do innych. Czasami jednak nie mogę się powstrzymać.
— Zazdroszczę — wzdycham, zajmując miejsce obok niej. — Przeprowadzałam się w weekend. Mam wrażenie, że zajęło mi to kupę czasu, a i tak połowa rzeczy wciąż jeździ w bagażniku mojego samochodu.
Amy natychmiast interesuje się moimi słowami.
— O, gdzie mieszkasz?
— Dwie dziewczyny, wynajmujące dom poza kampusem, szukały współlokatorki, zajęłam u nich trzeci pokój — wyjaśniam, po czym zamyślam się na chwilę, próbując przypomnieć sobie nazwiska moich nowych znajomych. — Arizona Lake i Becca Belfort.
Moja znajoma robi wielkie oczy.
— Serio, będziesz mieszkać z Ari i Beccą? — powtarza takim tonem, jakbym miała zamieszkać co najmniej z Kapitanem Ameryką i Iron Manem. — Kurczę, wybacz, że to powiem, River, ale zupełnie cię nie widzę w tym towarzystwie. Wiesz, że to megapopularne dziewczyny? Ari chodzi z Seanem O'Harą, kapitanem drużyny koszykówki, a Becca zaliczyła już chyba z połowę wszystkich sportowców na uczelni...
Posyłam jej sceptyczne spojrzenie.
— I tylko dlatego są takie popularne? Bo zadają się z fajnymi chłopakami?
Na słowo fajnymi kładę szczególny nacisk. Nikt nie jest dla mnie fajny tylko dlatego, że zajmuje się sportem, który gromadzi przed telewizorami miliony ludzi. Faceci, którzy ostatnio zaczepiali mnie w Wendy's, na pewno nie byli fajni.
Wzdrygam się na samo wspomnienie. Zwłaszcza ten, który mnie dotknął, sprawił, że poczułam się niekomfortowo. Pewnie nawet nie miał złych zamiarów, podobnie jak reszta. Po prostu się wygłupiali. Nic jednak nie poradzę na moje reakcje.
— Nie, po prostu mają mnóstwo znajomych i potrafią rozruszać każdego — odpowiada Amy z rozbawieniem. — I są bardzo sympatyczne. Jeśli wytrzymasz tych wszystkich ludzi, którzy pojawiają się w ich domu, to powinno ci się z nimi dobrze mieszkać.
Nie brzmi to szczególnie zachęcająco, ale mam nadzieję, że dam radę.
Na tym kończy się nasza rozmowa, bo w następnej chwili nasz wykładowca wchodzi do auli i zaczynają się zajęcia — jedne z moich ulubionych, bo pan Rogers zawsze ma w sobie mnóstwo entuzjazmu i widać, jak bardzo interesuje się tą tematyką. A to sprawia, że lubię go nie tylko dlatego, że nosi nazwisko jednego z moich ulubionych superbohaterów (chociaż Kapitan Ameryka i tak nie ma szans z Iron Manem). Przez bitą godzinę nie zwracam uwagi na nic dookoła mnie, skupiając się wyłącznie na zajęciach.
Kiedy wreszcie kończymy, wszyscy studenci się zbierają, oddając panu Rogersowi wydrukowane eseje w drodze do wyjścia. Również ja ruszam z moim do jego biurka. Wykładowca zatrzymuje mnie jednak, zanim wyjdę.
— River, prawda? — pyta, na co kiwam głową. — Wiesz, że co tydzień organizujemy spotkania klubu książki?
Coś słyszałam, ale nie interesowałam się tym dokładnie. Na wszelki wypadek zaprzeczam.
— Mam wrażenie, że by ci się tam spodobało — kontynuuje, uśmiechając się do mnie zachęcająco. — Widać, że literatura naprawdę cię interesuje. Powinnaś wpaść w któryś dzień. Rozpiskę spotkań znajdziesz na stronie internetowej uczelni.
Jasne. No chyba nie.
— Jak to dokładnie działa? — pytam.
— Co tydzień jeden ze studentów w porozumieniu ze mną proponuje książkę, którą omawiamy na kolejnym spotkaniu — wyjaśnia — więc zazwyczaj macie tydzień, żeby ją przeczytać. Oczywiście nic się nie dzieje, jeśli tego nie zrobicie. To nieobowiązkowy klub, nie da ci żadnych punktów na koniec roku, chodzi tylko o przyjemność z czytania i dzielenia się z innym wrażeniami po lekturze.
Może to i nie byłby taki głupi pomysł... gdybym tylko tak bardzo nie próbowała się nie wychylać.
— Pomyślę nad tym — obiecuję. To kłamstwo. Wcale o tym nie pomyślę. — Dam znać.
— Pewnie. Zostawimy ci wolne miejsce — zapewnia pan Rogers, po czym do mnie mruga.
Żegnam się i wychodzę z sali, machając po drodze na do widzenia Amy. Wykładowca odprowadza mnie wzrokiem. Jest młody, chyba gdzieś po trzydziestce, i wiele dziewczyn z uczelni do niego wzdycha. Mimo że ewidentnie należy do otwartych osób i potrafi rozmawiać z ludźmi, czasami mam wrażenie, że dostrzega, jak bardzo staram się pozostać w cieniu, i dlatego proponuje mi takie aktywności.
A może jednak tylko mi się tak wydaje, bo lubię jego zajęcia i tę fascynację literaturą. W końcu sama ją podzielam.
Na korytarzu roi się od ludzi. Wymijam kolejne grupki, beztrosko rozmawiające o jakichś imprezach i zbliżających się meczach, po czym wybiegam z budynku i kieruję się w stronę biblioteki. Do kolejnych zajęć mam godzinę, którą zamierzam wykorzystać w czytelni. Często to właśnie tutaj przychodzę, gdy mam trochę wolnego. Po prostu lubię przebywać wśród książek.
Torba z laptopem ciąży mi na ramieniu, kiedy mrużąc oczy od słońca, idę alejką prowadzącą do budynku. W połowie drogi słyszę sygnał mojej komórki. Gdy ją wyciągam, orientuję się, że dzwoni mama.
— Cześć, kochanie! — wita się ze mną jak zawsze radośnie. — Jak ci mijają pierwsze dni na uczelni?
Mimo że Yarrow nie jest moim ulubionym miejscem na ziemi, i tak wolę przebywać tutaj niż w domu. Mama doskonale o tym wie, ale nigdy wprost o tym nie rozmawiamy.
— Dobrze — odpowiadam lakonicznie, wznawiając wędrówkę. — A co u was?
— Nic nowego — mówi, jednak wyczuwam w jej głosie wahanie. — Gdzie w końcu mieszkasz, w akademiku? Dużo biegasz między zajęciami a pracą?
Nie wiem, o co jej chodzi.
— Znalazłam pokój poza kampusem — wyjaśniam. Trochę czuję wyrzuty sumienia, że nie wspomniałam o tym wcześniej. Powinnam była zadzwonić do rodziców, kiedy tylko moja sytuacja się unormowała, ale miałam za dużo na głowie i po prostu o tym zapomniałam. — Mieszkam w domu z dwoma innymi dziewczynami w moim wieku. Czemu pytasz?
— Och, to nic takiego — zapewnia szybko mama, ale jej nie wierzę. — Czyli pewnie jesteś zalatana? Z zajęciami i pracą w kawiarni?
— Daję radę. — To prawie nie jest kłamstwo. Prawda? — Mamo, co się dzieje? Chcesz o czymś pogadać?
W słuchawce przez chwilę panuje cisza. Dochodzę do budynku biblioteki i przysiadam na schodach pod nim, ostrożnie kładąc na ziemi torbę z laptopem. Nie zwracam uwagi na mijających mnie studentów, właściwie na nic nie zwracam uwagi — poza mamą, bo wyczuwam, że coś jest nie tak.
— Nie chcę cię tym obarczać, kochanie — odzywa się w końcu. — Powinnaś zająć się studiami i nauką...
— Mamo — przerywam jej stanowczo — jestem dorosła i pomogę, jeśli tylko będę mogła. Co się dzieje?
— Przyszły kolejne rachunki za szpital — wyznaje w końcu. — Żeby je opłacić, musimy sprzedać samochód, a wtedy tata nie będzie miał czym jeździć do pracy. Pomyślałam, że jeśli nie korzystasz na co dzień ze swojego auta, mógłby je chwilowo od ciebie pożyczyć. Tylko dopóki nie uzbieralibyśmy na coś innego. Ale jeśli mieszkasz poza kampusem, to nie wchodzi w grę, będziesz miała za daleko...
— Mogę oddać wam samochód — zapewniam ją szybko. — To naprawdę żaden problem. Mieszkam blisko kampusu, więc nie będę musiała daleko chodzić.
Mama waha się przez chwilę.
— Nie chcę, żebyś wracała po ciemku pieszo...
— Nie będę — kłamię. — Moje zmiany w kawiarni nie kończą się tak późno, zajęcia też nie. Gdyby jednak coś takiego się zdarzyło, mam fajne współlokatorki, które na pewno mi pomogą.
Nawet nie mam pojęcia, czy Arizona albo Becca mają samochód. Nie o to jednak w tej chwili chodzi. Jeśli mogę pomóc rodzicom, zamierzam to zrobić, choćbym miała po nocy wracać na piechotę przez całe miasto. To przeze mnie mama podupadła na zdrowiu i przeze mnie wylądowała w szpitalu, za co rodzice do tej pory płacą rachunki. Nie zamierzam zostawić ich na lodzie tylko dlatego, że wyjechałam z rodzinnego miasta.
Wiem jednak, że gdybym powiedziała jej prawdę, w życiu nie zgodziłaby się, żeby tata zabrał mój samochód. Pewnych rzeczy po prostu nie muszę im mówić. Na przykład tego, jak późno kończę zmiany w kawiarni albo ile idzie się z uczelni do mojego nowego lokum. Owszem, jest tam blisko, ale samochodem, pieszo to nadal ponad półgodzinny spacer.
Ale to nic. Dam radę.
— Jesteś pewna? — Po głosie mamy słyszę, jak niechętnie rozważa tę opcję. — Poradzimy sobie i bez tego...
Ciekawe jak. Tata codziennie dojeżdża do pracy czterdzieści minut w jedną stronę.
— To naprawdę żaden problem — przekonuję ją. — Serio, mamo. Możecie wziąć samochód. Nie będzie mi aż tak potrzebny. Poczekajcie tylko, aż wypakuję z niego resztę rzeczy. Może tata mógłby podjechać po niego w weekend?
— Pewnie. — Mama milknie na chwilę, a ja oddycham z ulgą. Kupiła to. — Czyli mówisz, że zaprzyjaźniłaś się ze współlokatorkami?
Prawdę mówiąc, prawie z nimi nie rozmawiałam, odkąd się do nich wprowadziłam. Mama jednak nie musi o tym wiedzieć. Przez cały mój pierwszy rok zadręczała się tym, że nie mam w Yarrow przyjaciół.
— Tak, są bardzo fajne — odpowiadam, próbując wykrzesać z siebie choć odrobinę entuzjazmu. — Spędzamy razem dużo czasu i w ogóle.
Jestem beznadziejna. Nie umiem nawet porządnie skłamać na temat tego, co razem robimy, bo nie wyobrażam sobie, co mogłabym robić z takimi dziewczynami jak Arizona i Becca.
— To świetnie. — Mama jednak zdaje się mi wierzyć, bo jest wyraźnie zadowolona. — Zastanawiasz się też nad tym, o czym mówiłam ci w wakacje? Mogłabyś dołączyć do jakiegoś klubu, zacząć robić coś poza zajęciami. W ten sposób możesz poznać nowych ludzi. Takich, którzy podzielają twoje pasje. Otworzyć się chociaż trochę na nowe znajomości.
Mówi to z takim entuzjazmem, że nie mam serca jej tłumaczyć, jak bardzo nie chcę tego robić. To byłoby nie w porządku.
— Pewnie. — Myślę nad tym intensywnie, aż w końcu przypominam sobie, co mogę jej dać. — Właściwie to dołączyłam do klubu książki. W przyszłym tygodniu mamy pierwsze spotkanie, więc... pewnie faktycznie poznam tam ludzi, którzy podzielają moje pasje.
Krzywię się. Naprawdę nie lubię okłamywać moich rodziców. Zawsze byłam dobrą córką. Przekonałam się już jednak, jak może się skończyć mówienie całej prawdy, i nie chcę tego powtarzać. Ostatnio mama skończyła w szpitalu. Nie zamierzam znowu do tego doprowadzić, wolę już ją okłamywać, że moje życie zmierza w dokładnie takim kierunku, jaki sobie wymyśliła.
— Córeczko, to świetnie! — Sądząc po tym, jaka się ucieszyła, dobrze, że to powiedziałam. — Będę trzymać za ciebie kciuki. Musisz mi koniecznie opowiedzieć w przyszłym tygodniu, jak poszło!
Cudownie. Więcej kłamstw. Ale tak to jest, jak się zaczyna w nie brnąć.
— Jasne. — Coś wymyślę. Rozważam właściwie wszystkie opcje poza pójściem na to spotkanie. — Wiesz co, za chwilę zaczynam zajęcia, więc nie mogę długo rozmawiać...
— Och, no tak, oczywiście — mityguje się. — Przepraszam, nie pomyślałam, że ci przeszkadzam. Zadzwonię za parę dni, żeby umówić cię na weekend z tatą, dobrze? Udanego tygodnia.
— Dzięki. Tobie też — odpowiadam, po czym lekko się uśmiecham. — Kocham cię, mamo.
— Ja ciebie też, córeczko.
Kiedy w końcu się rozłączam, z ciężkim sercem chowam telefon do torby i jeszcze przez chwilę się nie ruszam. Głupio mi. Naprawdę źle się czuję z tym, że okłamuję mamę i wciskam jej głodne kawałki o tym, jak to świetnie sobie radzę na uczelni i zawieram nowe znajomości. Nie widzę jednak innej opcji. Nie chcę, żeby wiedziała, jak trudno będzie mi wrócić bez samochodu do domu po pracy w kawiarni i jak bardzo czuję się tutaj samotna. Wtedy zaczęłaby się martwić, a to nie byłoby dla niej dobre. Już raz przeżyła zawał właśnie przez to, że się o mnie martwiła.
Ale wszystko będzie dobrze. Jakoś sobie poradzę.
Jak zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro