1. River
Zapraszam na nowy tekst mojego autorstwa!
Rozdziały będą pojawiały się codziennie, około 16. Jest ich łącznie 53 + epilog a na publikację mam nieco ponad miesiąc i zaraz po zakończeniu będę wycofywać całość do wydania więc... tempo będzie szybkie. To jak, nadążycie? ;)
Indżojcie!
____________________________
Dlaczego w sieci znajduje się mnóstwo artykułów na temat tego, w jaki sposób introwertycy mogą stać się bardziej towarzyscy, ale ani jednego o tym, jak ekstrawertycy mogliby czasem po prostu się zamknąć?
W ciągu ostatniego roku słyszałam to bardzo często. „Musisz częściej wychodzić do ludzi, River". „Powinnaś znaleźć sobie jakichś znajomych, kochanie". „Może zapisz się na jakieś dodatkowe zajęcia? Tam na pewno poznasz kogoś miłego". Problem w tym, że jest mi dobrze tak, jak jest. A moi rodzice zdają się zupełnie tego nie rozumieć. Ciągle patrzą na mnie przez pryzmat wydarzeń, które miały miejsce trzy lata temu, i nie ogarniają, że mój aktualny brak życia towarzyskiego nie jest anomalią, a jedynie efektem tego, jaki mam charakter.
Dlaczego nigdy nie mówi się ludziom, którzy codziennie chodzą na imprezy i mają mnóstwo znajomych, żeby przystopowali, spędzili czasem wieczór w swoim pokoju i może trochę się pouczyli albo poczytali książkę? Nie rozumiem, dlaczego ekstrawertyk miałby być tym, do kogo należy aspirować, a introwertyk tym, którego należy naprawić. Nie potrzebuję, żeby ktokolwiek mnie naprawiał. Sama posklejałam się dawno temu.
Zatrzymuję moją rozklekotaną hondę na miejscu parkingowym pod odpowiednim adresem i spoglądam na dom, w którym ma się odbyć konkurs na współlokatorkę. Poważnie. Gdyby nie fakt, że w mieście pokoje rozchodzą się w tempie natychmiastowym, nawet nie zwróciłabym uwagi na ten wpis na Twitterze, brzmiący jak ostatnia rzecz pod słońcem, na jaką miałabym ochotę. Czego jednak nie zrobi zdesperowany człowiek, żeby zdobyć dach nad głową?
Z westchnieniem wysiadam z samochodu i trzaskam drzwiczkami hondy trochę mocniej, niż powinnam, bo inaczej w ogóle by się nie zamknęły. Zarzucam sobie na ramię plecak i ruszam podjazdem ku głównemu wejściu do domu.
Nie wygląda źle — elewacja jest zadbana i czysta, co już jest sporym plusem. Poza tym budynek znajduje się poza kampusem, ale jest stąd blisko zarówno na uczelnię, jak i do mojej pracy. Na zdjęciach pokój wyglądał w porządku — zresztą wszystko byłoby lepsze od akademika.
To tyle z plusów. A minusy?
Sądząc po sposobie, w jaki ogłoszenie zostało napisane, wydaje mi się, że mieszkają tu dwie najbardziej ekstrawertyczne osobowości na całej uczelni.
Nie mam nic do ekstrawertyków, serio. Dopóki nie próbują wpychać mnie w swoją strefę komfortu, która totalnie nie pokrywa się z moją.
Staję w końcu pod wejściem i używam dzwonka. Już po chwili słyszę odgłosy przybliżających się kroków, a w tle głośną rozmowę. Czekam cierpliwie, aż w końcu drzwi otwiera mi smukła szatynka o pięknych niebieskich oczach. Jest ubrana w krótką, plisowaną spódniczkę i sweter bez rękawów w serek. Poważnie.
No dobra, nie będę oceniać. W końcu sama mam na sobie powycierane boyfriendy z dziurami i byle jaki T-shirt z logo Marvela. Jakoś nie miałam czasu głębiej zastanowić się nad wyborem garderoby, zanim tu przyjechałam. Nie rozpuściłam nawet miedzianych włosów — będących zazwyczaj moim największym atutem — które obecnie skryte są za pomocą niechlujnego koka.
— River, tak? — Dziewczyna błyska idealnym uśmiechem i wyciąga do mnie rękę. — Cześć, jestem Arizona. Wchodź do środka!
Wkraczam do mieszkania i rozglądam się dookoła. Trafiam do wąskiego korytarza, skąd osobne drzwi prowadzą do kuchni i salonu, a schody na górę, gdzie zapewne znajdują się sypialnie. Całkiem tu przytulnie. Stary parkiet trzeszczy, gdy przechodzimy dalej; meble w nim nie należą do najnowszych, a w kanapie całkowicie się zapadam, jednak to nawet przyjemne. Naprzeciwko mnie w fotelu siedzi jeszcze jedna dziewczyna; majta nogą przewieszoną przez boczne oparcie, żuje gumę i scrolluje coś na telefonie, nie zwracając na mnie uwagi. Arizona wchodzi za mną do salonu, uderza dziewczynę w nogę i siada obok mnie na sofie.
— Beck, zachowuj się — fuka. — Mamy gościa.
Tamta przewraca oczami, siada normalnie i chowa telefon. Obie są bardzo ładne — Arizona ma sięgające brody, proste, brązowe włosy, natomiast jej koleżanka szopę poskręcanych w łagodne fale jasnych kosmyków. Obie przyglądają mi się tak uważnie, że momentalnie się peszę.
— To jest River — przedstawia mnie Arizona. — A to Becca, moja współlokatorka i przyjaciółka. Żeby ten casting wyglądał jak casting, to ty powinnaś siedzieć naprzeciwko nas w fotelu, no wiesz, wyobrażam sobie to jak rozmowę kwalifikacyjną albo coś takiego...
— Ale fotel jest mój i nie zamierzam go oddawać — wtrąca Becca, krzywiąc się. — A Arizona ma czasami głupie pomysły, na które nie należy zwracać uwagi.
— Tak, tobie idzie to świetnie — dogryza jej przyjaciółka.
Przygryzam wargę, maskując uśmiech. Dziewczyny wydają się ze sobą dość zżyte i jeszcze nie wiem, czy to dla mnie dobrze.
— No dobra, River, to przechodząc do konkretów... — podejmuje Arizona, klaszcząc w dłonie. — Opowiedz nam coś o sobie. Na którym jesteś roku? Jaki jest twój główny przedmiot?
To tylko podstawowe pytania, na które bez problemu powinnam odpowiedzieć, a jednak krzyczę wewnętrznie. Nie znoszę mówić o sobie.
— Zaczynam właśnie drugi rok — odpowiadam jednak. — Literatura angielska.
Milknę, a dziewczyny patrzą po sobie. Chyba są rozbawione. No dobra, nie jestem duszą towarzystwa. I co z tego?
— A co robisz w wolnym czasie? — dopytuje Arizona. — Dlaczego chcesz z nami zamieszkać?
— Nie chcę zamieszkać z wami — wyrywa mi się, a one wymieniają rozbawione spojrzenia, więc pospiesznie się poprawiam. — Mam na myśli, że was nie znam, więc nie zależy mi konkretnie na was. Chcę mieszkać poza kampusem. Spędziłam pierwszy rok w akademiku i przekonałam się, że to nie dla mnie. Nie potrafię się skupić, mieszkając z tyloma ludźmi w jednym budynku, i wyniki na uczelni mnie nie satysfakcjonowały.
W dodatku moja współlokatorka była straszna. Spraszała chłopaków do naszego pokoju i często prosiła, żebym nie wracała do niego do którejś godziny, więc próbowałam uczyć się w kawiarniach. To średnio działało. Potrzebuję stypendium, żeby utrzymać się na uczelni, a nie dostanę go, jeśli nie poprawię średniej.
Nie stać mnie też na mieszkanie samej. Pokój to jedyne, na co mogę sobie pozwolić, a oferta tych dwóch dziewczyn jest dosyć atrakcyjna. Jeśli nie wprowadzę się tutaj, będę pewnie musiała wrócić do rodziców i dojeżdżać na uczelnię, a to będzie prawdziwy koszmar. Nie chcę nawet tego rozważać.
— Więc czemu nie zamieszkasz sama? — Becca zerka na mnie znad ekranu komórki.
— Bo mnie nie stać. — Wzruszam ramionami. — Dorabiam jako kelnerka w kawiarni na terenie kampusu, dzięki czemu mogę sobie pozwolić jedynie na pokój. A jeśli chodzi o to, co robię w wolnym czasie, to będę bezproblemową współlokatorką. Głównie czytam książki, piszę fanfiki, buszuję po internecie. Jestem cicha i spokojna. Nie urządzam imprez i nie mam głośnych znajomych.
Prawie w ogóle nie mam znajomych, ale o tym akurat nie muszą wiedzieć.
— Fanfiki? — podchwytuje Becca z zaciekawieniem. — Jakie?
Mój wewnętrzny krzyk robi się jeszcze głośniejszy. Jeśli nie znoszę czegoś bardziej od mówienia o sobie, to chyba tylko opowiadania o mojej twórczości. Chcę wywrzeć dobre wrażenie na tych dziewczynach i sama nie wiem, czy lepiej mi zrobi mówienie o tym, czy raczej milczenie. Rodzice zawsze podchodzili do mojego hobby bardzo sceptycznie.
— Różne, zależnie od tego, co mnie akurat fascynuje — wykręcam się, chociaż to nieprawda. Od jakiegoś czasu bawię się w fanfiki Marvela, siedzę nawet na AO3 i coś tam publikuję, ale mam wrażenie, że to za wcześnie, żeby mówić o tym dziewczynom. Nikt na uczelni nie ma o tym pojęcia. — Kiedyś na przykład miałam fazę na Harry'ego Pottera. Ale to było dawno temu.
W salonie na chwilę zapada cisza. Zerkam na powieszony nad kominkiem telewizor — całkiem spory — który jest obecnie wyłączony, a pod nim znajduje się stolik z PlayStation. Ciekawe, czy dziewczyny grają.
— To mojego chłopaka, Seana — wyjaśnia Arizona, która najwyraźniej dostrzega moje spojrzenie. — No dobra, a może teraz ty chcesz nas o coś zapytać, River?
Najchętniej o to, czy są normalne, ale to raczej nie byłoby w dobrym guście.
— Skąd się znacie?
— Na pierwszym roku trafiłyśmy do jednego pokoju w akademiku. — Arizona i Becca wymieniają uśmiechy. — Teraz uznałyśmy, że wolałybyśmy coś swojego. Znalazłyśmy to mieszkanie i od razu się w nim zakochałyśmy, ale ma trzy pokoje, więc aż się prosiło o trzecią współlokatorkę. Nie wiem jednak, czy pasujesz do nas charakterem, River.
Ona nie jest tego pewna? Ja już na etapie czytania ogłoszenia wiedziałam, że nie pasuję.
— Widzisz, ty może i jesteś cicha, ale my niekoniecznie — podejmuje Becca. — Lubimy imprezy. Lubimy spraszać znajomych. Mamy ich sporo i dobrze nam z tym. Będziesz uciekać, jeśli w salonie spotkasz drużynę koszykarską?
— Drużynę koszykarską? — powtarzam bezmyślnie.
— Chłopak Ari jest koszykarzem. — Becca wskazuje głową na przyjaciółkę. — Ja tylko z nimi sypiam. Nie jesteś jedną z tych religijnych zwariowanych dziewczyn, którym to przeszkadza, co?
— Beck — syczy Arizona.
— To nic takiego. — Macham lekceważąco ręką, po czym odpowiadam: — Nie jestem religijna, ale mam trochę...
— ...fobię społeczną? — dokańcza za mnie Becca. Zaciskam wargi, bo moje serce przyspiesza swój bieg na sam dźwięk tych słów. Przypuszczam, że można się było tego domyślić po moich wypowiedziach i Becca nie jest żadną jasnowidzką, ale z jakiegoś powodu i tak wyprowadza mnie to z równowagi. — I co, nie będzie ci to przeszkadzało, jeśli z nami zamieszkasz?
— Beck! — ucisza ją po raz kolejny Arizona. Potem spogląda na mnie. — Wybacz mojej przyjaciółce, ona po prostu nie ma filtra i gada, co jej ślina na język przyniesie. Twoje problemy nie są naszą sprawą. Jeśli nie będzie ci przeszkadzał nasz styl życia, to nam na pewno nie będzie twój.
Arizona piorunuje przyjaciółkę wzrokiem, a ta tylko wzrusza ramionami i nie dodaje ani słowa. Cóż. Chociaż może nie zachowała się zbyt taktownie, niestety w pewnym sensie miała rację. Raczej nie nazwałabym tego aż fobią, ale rzeczywiście zdarza mi się unikać ludzi.
Odrobinę. Naprawdę tylko troszeczkę.
— Dasz nam chwilkę? — Arizona wstaje z kanapy, po czym chwyta Beccę za ramię i ciągnie ją do góry. — Chciałam o czymś pogadać z Beck. Za minutkę do ciebie wrócimy.
Kiwam głową, a one wychodzą z salonu. Z trudem wstaję z kanapy i podchodzę do szerokich drzwi balkonowych, które prowadzą na duży taras wychodzący na tył budynku.
Znajduje się na nim komplet mebli ogrodowych i niewielka pergola. Dom póki co naprawdę mi się podoba. I miałabym stąd blisko praktycznie wszędzie. Jeśli mój potencjalny pokój też wygląda dobrze, byłabym skłonna przymknąć oko nawet na imprezy moich współlokatorek. Ostatecznie miałabym swój azyl, w którym mogłabym się schronić.
— Dobra. — Arizona wraca do salonu, a za nią podąża Becca. Wzrok znowu ma utkwiony w swoim telefonie. — Chcesz zobaczyć pokój?
Kiwam głową. Jasne, w końcu po to tu przyszłam, nie?
Ruszamy schodami na piętro i korytarzem ku drzwiom prowadzącym do kolejnych pokoi. Arizona wyjaśnia mi, gdzie znajduje się łazienka, który pokój należy do niej, a który do jej przyjaciółki. Ten Bekki ma dodatkowo oddzielną łazienkę.
— Beck zajmuje najlepszy pokój, bo jej rodzice płacą większość czynszu — wyjaśnia Arizona, po czym pokazuje przyjaciółce język. Ta tylko prycha. — To dlatego my możemy płacić tak mało.
To wiele wyjaśnia. Przede wszystkim zaś to, jakim cudem ta oferta jest taka atrakcyjna. Ciekawi mnie, ile poza mną mają chętnych na ten pokój.
Wchodzimy w końcu do odpowiedniego pomieszczenia. Sypialnia jest trochę bezosobowa, ale bardzo przyjemna. Szerokie dwuosobowe łóżko, toaletka z lustrem, komoda, szafa, fotel stojący w kącie. Wszystko utrzymane w beżach i brązach. Wchodzę głębiej i wyglądam za okno. Wychodzi na ulicę.
— Jak ci się podoba? — pyta Arizona za moimi plecami.
Odwracam się i do nich uśmiecham.
— Bardzo. — Nie kłamię, pokój jest większy od tej klitki w akademiku, którą musiałam dzielić z moją wiecznie napaloną współlokatorką. — Pewnie macie dużo chętnych, ale...
— Już zdecydowałyśmy, że cię chcemy — przerywa mi opierająca się nonszalancko o framugę Becca. — Dlatego Ari tak dyskretnie poprosiła mnie o wyjście z salonu. Możesz się wprowadzać, kiedy chcesz.
Wow. Serio?!
— Poważnie? — wymyka mi się. Kiedy one tylko kiwają głowami, dodaję: — Myślałam, że pewnie macie jeszcze jakichś chętnych, których będziecie chciały sprawdzić. Albo że...
— Chcesz tu mieszkać czy nie? — przerywa mi bezceremonialnie Becca. Gdy przytakuję, kontynuuje: — No więc załatwione. Możesz się wprowadzać.
— Uważamy, że masz dobry vibe i się wpasujesz — dodaje Arizona z uśmiechem. — Mam co do ciebie dobre przeczucie, River. Zobaczysz, jeszcze zostaniemy przyjaciółkami.
Sceptycznie podnoszę brwi, ale nie odpowiadam. Krucho u mnie z przyjaciółmi i nie wiem, czy taka deklaracja z ust Arizony cokolwiek zmieni. Może ona zaprzyjaźnia się z każdym, kogo napotyka na swojej drodze. Ja nie.
Ponieważ jednak dziewczyna na znak zgody wyciąga do mnie rękę, po krótkim wahaniu ściskam ją mocno, pieczętując naszą umowę. Dopiero po chwili dociera do mnie, że mam gdzie mieszkać. Nie muszę wracać do rodziców. Nie muszę szukać drugiej pracy, żeby opłacić coś droższego w mieście. Mam gdzie spać i nagle zyskałam też dwie nowe znajome.
Zapowiada się dobry rok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro