Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❝009: вędzíє lєpíєj❞

Niektórzy z nas posiadają demony, z którymi już nie mają siły walczyć. Jednakże najgorsze jest to, że zapominają, że w każdej chwili mogą liczyć na nasze wsparcie.

༺♡༻༺♡༻

Kler powoli schodziła na dół. Jej wzrok był przygaszony, a głowa spuszczona.

Martwiła się o Logana.

Sam fakt, że jego rany nie chciały się goić, sugerował, że nie było z nim najlepiej. Przez to całe zamieszanie z Laurą, zatracił się w swoim gniewie. Skupiony na zemście, podupadł na zdrowiu równie mocno, co śpiąca blondynka. Zacisnęła dłonie na drewnianej poręczy, czując zabierającą w niej lekką irytację na jego zachowanie.

Dureń nikogo nie słuchał.

- Widziałaś go, prawda?

Smith zastygła w bezruchu, słysząc słaby głos. Uniosła zdziwiona głowę, napotykając obojętny wzrok brunetki, w którym dostrzegła cień smutku.

- Z nim jest coraz gorszej.

Ciemnowłosa westchnęła ciężko na jej słowa, krzywiąc się i robiąc krok do przodu, na co Cat się cofnęła, pozwalając jej tym samym przejść. I chociaż Kler chciała jakoś skomentować to, co powiedziała. Obronić w jakiś sposób Logana. To wiedziała, że to po prostu nie było sensu.

Cat miała rację.

Z wilkołakiem działo się coś bardzo złego i tylko nadzieja mogła go uratować. Mężczyzna nasiąknął nią niemożliwe mocno, lecz ona w końcu odparowała, a on usychał każdego dnia z niespełnienia.

Firmans patrzyła wyczekująco na starszą od siebie kobietę, która unikała kontaktu wzrokowego. Cat nie była głupia i od razu wyczuła, że coś było na rzeczy. Obawiała się, że nie miała dobrych wieści.

- Powiesz coś w końcu? - spytała, łapiąc ją delikatnie za ramiona i przekrzywiając głowę w bok.

Kler na moment na nią zerknęła, lecz nie potrafiła znieść jej zatroskanego spojrzenia. Cofnęła się, wypuszczając głośno powietrze. Usiadła na schodach, wkładając dłonie w swoje włosy. Czuła się bezradna wobec tego wszystkiego.

Mutantka cicho westchnęła, widząc jej załamanie. Na jej twarzy pojawiło się współczucie, kiedy zajęła miejsce obok niej. Przyglądała się jej przez chwilę, milcząc i doszła do wniosku, że ją również to wszystko zaczynało przerastać.

Najpierw śpiączka Laury, potem konflikty Logana z agencją, która odpowiedziała im równie mocno. Próby ratowania młodych mutantów i rosnące problemy finansowe oraz brak rąk do pomocy, a do tego jeszcze doszło niańczenie likantropa.

To było zdecydowanie za dużo.

Profesor nabrała gwałtownie powietrza, oblizując usta. Jej oczy zaszły mgłą, kiedy się zamyśliła, próbując się uspokoić.

Bezradność i dręczące ją wyrzuty sumienia nie pozwalały jej zapomnieć o tych tragicznych wydarzeniach. Nie umiała trzeźwo myśleć, gdy w głowie miała istny Armagedon. Przetarła twarz dłonią, opierając na niej czoło, wydusiła z siebie złowionym głosem:

- Jego rany się nie goją, Cat.

Brunetka wstrzymała na chwilę oddech, czując jak jej serce zaczyna bić mocniej. Złość i żal do likantropa ustąpiły miejsca strachowi. Jako mutantka doskonale zadawała sobię sprawcę, z czym wiąże się stopniowa utrata mocy.

Mógł umrzeć.

- Mówię do niego. Proszę, a on nadal mnie nie słucha - żaliła się lekarka, przymykając powieki. - Ja już nie wiem, jak mam mu pomóc.

Firmans wypuściła ciężko powietrze, słysząc w jej głosie ogromną gorycz. Zmarszczyła brwi w geście smutku, zagryzając wagę. Myślała nad tym, co mogłaby jej powiedzieć, aby choć odrobinę ją pocieszyć, lecz aktualnie nic nie przychodziło jej do głowy.

Poza tym nie było słów, które potrafiły złagodzić tak silny ból.

Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, gdy nagle rozległo się głośne piszczenie. Spojrzała zaskoczona na Kler, która w mgnieniu oka poderwała się do góry.

- Kler, co się dzieje? - spytała przestraszona brunetka, również się podnosząc.

Wspomniana bohaterka tylko wymieniła z nią swoje rozbiegane spojrzenie. Jej piwne oczy wyrażały nie tylko szok, ale i przerażenie, kiedy ruszyła niemalże biegiem na górę, a w jej umyśle pojawiła się tylko jedna sugestia.

Laura.

༺♡༻༺♡༻

Logan przełknął ślinę i z mocno bijącym sercem na nią spojrzał. W pierwszym momencie pomyślał, że to sen, ponieważ jej oczy nadal pozostawały zamknięte. Był przekonany, że zwariował; że miał omamy, spowodowane częściową utratą krwi, jak i zawartością wypitego trunku.

Westchnął, przecierając twarz dłonią i ponownie usiadł na krześle, łapiąc ją za rękę. Przymknął powieki, tłumacząc swoje wcześniejsze zachowanie, kiedy nagle znów to poczuł.

Delikatnie ścisnęła jego palce.

Uniósł głowę, patrząc na nią z nadzieją, ale i również przestrachem. Bał się, czy blond włosa zdoła się obudzić po tylu miesiącach bycia w głębokim stanie zanurzenia świadomości oraz przytomności. Może i posiadała te swoje nadprzyrodzone zdolności, ale nadal była tylko kruchą, ludzką istotą podatną na takie rzeczy, jak ograniczenie ruchliwości stawów.

- Przepraszam - wyszeptał, przyciskając jej chłodną dłoń do swoich ust i składając na niej krótki pocałunek. - wiem, że jestem zjebany, ale nie zostawiaj mnie.

Przymknął powieki, zaciągając się jej wyblakłym już zapachem.

- Nie potrafię wyobrazić sobie świata bez ciebie - wyznał skruszony. - Proszę, obudź się, inaczej nie ma miejsca, do którego bym należał - zaciągnął nosem.

Pod powiekami zebrały się łzy, kiedy w głowie pojawiła się posępna myśl, że ona jednak się nie wybudzi. Wizja zostania samego przerażała go do tego stopnia, że zaczynał coraz częściej rozważać sens swej egzystencji.

Czy był, kiedy jej nie było obok?

Nikim.

Wrakiem.

Człowiekiem pozbawionym uczuć i skrupułów na ślepo szukający ratunku.

Jednak, czy nie było na niego już za późno?

༺♡༻༺♡༻

Dookoła Laury panował mrok, który zamknął ją w swych objęciach i za nic nie chciał wypuścić.

Słyszała głosy, lecz były zbyt przytłumione, zniekształcone i oddalone, aby je w pełni zrozumieć.

Czuła delikatny dotyk i przyjemne ciepło na swej skórze, które momentami magicznie znikało, a okropny chłód powracał.

I choć słyszała i czuła, to nie widziała.

Nie mogła zobaczyć, choć się starała. Każdego dnia walczyła z tym paskudnym mrokiem, lecz była zbyt słaba. Przegrywała z nim. Ponownie upadała na dno, lecz się nie poddawała, ponieważ wiedziała, że kiedy wszystko spowija ciemność, to Bóg zapala światło, aby bezpiecznie poprowadzić nas przez noc.

Do domu.

Maszyny znów zaczęły niemiłosiernie piszczeć, na co West gwałtownie się odsunął. W tym samym momencie do środka wbiegła wystraszona Kler, która zastygła w bezruchu, gorączkowo rozglądając się po pomieszczeniu.

Otworzyła usta, szybko oddychając, widząc strach na twarzy mężczyzny oraz jej parametry, które rosły zdecydowanie za szybko.

Było źle.

- Co zrobiłeś? - spytała oskarżycielsko, szybko podchodząc do łóżka.

West zacisnął szczękę wraz z pięściami, czując oburzenie na jej komentarz. Nie miał nic wspólnego z tym, co działo się aktualnie z blondynką. Jednak zgrzeszył by, gdyby powiedział, że się nie zawahał, co do słuszności jej tezy.

- Logan - przywołała go zestresowana.

- Ja-a... - zaciągał się, nie wiedząc co powiedzieć.

- Skup się - rzekła twardo Smith.

Zerknął to na Laurę, to na zdenerwowaną kobietę, marszcząc brwi i oblizując pospiesznie usta. Przełknął ślinę, ciężko oddychając.

- Trzymałem ją za rękę - ścisnął nasadę nosa palcami w geście zamyślenia. - i nagle ona ścisnęła moją dłoń i wtedy to ustrojstwo zaczęło piszczeć, a potem ty... - miotał się w swoich zeznaniach, przez co tracił wiarygodność w jej oczach.

Profesor zacisnęła usta w wąską linię, czując wzbierającą w niej frustrację i rosnącą gulę w gardle. Serce waliło jej, jak oszalałe, kiedy zaczęła w pośpiechu sprawdzać wszelkie parametry. Już miała ponownie zarzucić coś brunetowi, gdyby nie wtargnięcie kolejnej osoby.

- Boże! - krzyknęła spanikowana Cat. - Czy ona umiera?! - zasłoniła ręką usta, przerażona.

Smith na moment na nią spojrzała, lecz szybko tego pożałowała, dostrzegając ogromny lęk na jej buzi oraz zaszklone oczy. Przetarła ręką swe ciemne włosy, łapiąc oddech. Hałas jaki wydawały z siebie maszyny, dekoncentrowały ją, a to z kolei mogło skończyć się pomyłką.

A tego nie chciała.

- Kler, zrób coś! - warknął spaniwowany West, na co oblizała usta.

- Normalnie podałabym jej leki, ale z jej zdolnością autoregeneracji to niemożliwe - oznajmiała pospiesznie, na co on przeklnął siarczyście.

- Dlaczego niemożliwe? - spytała zaciekawiona Cat.

- Bo po prostu nie zadziałają. Jej ciało może i jest słabe, ale leki także nie są jakieś specjalnie silne, dlatego jej moc zniweluje ich działanie w kilka minut.

Firmans przytaknęła głową, skupiając się na twarzy swojej koleżanki, zagryzając w panice swą wargę.

- To pozwolisz jej umrzeć?! - zarzucił wytrącony z równowagi likantrop, patrząc na nią z nienawiścią, na co przewróciła oczami zirytowana.

- Nie, głupi! - odgryzła się, na co Logan zawarczał groźnie. - Muszę pomyśleć.

Smith przymknęła powieki, biorąc głębszy wdech. Musiała się opanować i działać szybko, a przy okazji jakoś uspokoić tę dwójkę, żeby nie doszło do kolejnej tragedii. Po kilku sekundach była wreszcie gotowa, aby to zrobić, kiedy niespodziewanie nastała cisza.

Cała trójka zastygła w bezruchu, patrząc z niepokojem na śpiącą kobietę, której klatka unosiła się i opadała nieco szybciej, niż normalnie.

Może i jej puls odrobinę spadł, ale oni i tak trwali dalej w tym paskudnym napięciu, jakby oczekiwali Bóg wie, czego.

- Ja-a.

I wtedy rozległ się urwany szept.

Szept tak słaby i równie zachrypnięty, że gdyby nie panująca w pokoju cisza, nie usłyszeli by go.

Zachłysneli się powietrzem zaszokowani, obserwując jej drgające powieki. To był znak, że próbowała otworzyć oczy, lecz było to bardzo trudne, wręcz niewykonalne.

- Budzi się - wyszeptała z niedowierzaniem brunetka, łapiąc ją za drugą dłoń.

Stojąca do tej pory Cat w progu, teraz również czuwała przy łóżku swojej przyjaciółki. Przełykając ślinę, zerknęła nich z obawą, ale i radością na wieść, że Voliet wkrótce się obudzi. Tak bardzo za nią tęskniła, że każdy kolejny dzień był dla niej istną katorgą, wiedząc że jej najbliższa osoba leży nieprzytomna z niemal zerową szansą na powrót do zdrowia.

Jasnowłosa dryfowała w nicości, nieświadoma otaczającego ją świata. Ciemność w jakiej się do tej pory znajdowała, zaczynała jakby blednąć.

Zmarszczyła brwi, wyciągając rękę, kiedy nagle połacie mroku przebiła smuga jasnego światła. Laura przysłoniła na moment swoje oczy, które już zdecydowanie zbyt długo były przyzwyczajone do ciemnego koloru.

Przełknęła ślinę, niepewnie dotykając cienkiego promienia. Przyjemne ciepło opatuliło jej skórę, na co przymknęła zrelaksowana swe powieki.

Niestety, ogień, który płonął, zgasł. A uśmiech zmienił się w strach, gdy niezbadana siła wypchnęła ją z komnaty mroku. Nie miała czasu na jakimkolwiek protest, kiedy ciało przeszył ogromny chłód. Zacisnęła dłonie w pięści, krzywiąc się na rozrywający ból.

Słyszała czyjeś wołanie i mocny uścisk na swych dłoniach, kiedy lekko uchyliła swe powieki, lecz szybko je zacisnęła na rażące światło jarzeniówek.

- Nareszcie! - dobiegł ją uradowany głos, pod wpływem którego się spięła.

West pokręcił głową, biorąc głębszy oddech. Pod powiekami zapiekło, kiedy patrzył na nią z czułością, pocierając jej skórę. Miał ochotę skakać ze szczęścia, lecz musiał zachować zimną krew, ponieważ zdawał sobie sprawę, że ich wszystkich czekała długa rozmowa.

- Laura, kochanie - szepnęła wzruszona Kler, zacieniając uścisk. - Spróbuj otworzyć oczy.

Blondynka zmrużyła oczy, krzywiąc się i wydając z siebie zduszony jęk, po czym zamrugała kilkukrotnie. Na początku widziała jedynie rozmyte plamy, które po pewnym czasie przybrały rzeczywiste kształty. Wciągnęła gwałtownie powietrze, czując wyraźnie wszelkie bodźce, które wcześniej pozostawały uśpione.

Ujrzała nad sobą twarz mężczyzny, którego w pierwszej kolejności nie poznała. Wzdrygnęła się na jego dotyk i chciała odsunąć, lecz on jej na to nie pozwolił.

- Już dobrze - wyszeptał, kiedy zaczęła się rozglądać dookoła w geście paniki. - To ja, Logan.

Blond włosa przełknęła ślinę, czując narastający w niej niepokój. Serce waliło jej, jak szalone. Usiłowała za wszelką cenę sobie coś przypomnieć, dlaczego tkwiła w łóżku, a dookoła stały różnorakie maszyny. Jednak w głowie panował nie tylko istny chaos, ale i pustka.

- Laura, spokojnie - obróciła się w lewo, napotykając współczujący wzrok Kler. - Już dobrze. Jesteś bezpieczna.

Kobieta chciała dotknąć jej policzka, lecz ona się odsunęła. Przez twarz brunetki przeszedł grymas. Poczuła smutek, ale nie miała jej tego za złe. Miała prawo zachować nieufność, nawet w obecności swoich bliskich. Po tylu miesiącach bycia w śpiączce była zbyt oszołomiona, aby dokładnie zrozumieć, co działo się wokół niej.

Laura zmarszczyła brwi, spoglądając tym razem przed siebie, gdzie natrafiła na swoją przyjaciółką, której oczy były zaszklone, a na ustach widniał uśmiech. W pewnej chwili Cat wydała z siebie parschnięcie, które szybko stłumiła w sobie, gryząc wargę.

Voliet patrzyła tępo przed siebie, czując na sobie palące spojrzenie. Nie musiała się obracać, aby wiedzieć, kto za nie odpowiadał. I chociaż pragnęła zobaczyć jego oblicze, to strach i wyrzuty sumienia jej nie pozwalały. Nie wiedziała, jak powinna się zachować; co powiedzieć.

Bała się.

Okropnie się bała ujrzeć w jego ciemnych tęczówkach współczucie i litość, których tak bardzo nienawidziła. To ostatnie kojarzyło jej się z pogardą. Była przekonana, że ludzie mają ją ciągle za tę słabą dziewczynkę, jaką była kilka lat temu. Może i nadal, gdzieś w głębi ostał się jej odłamek, ale na zewnątrz była zimna.

A przynajmniej się starała na takową wyglądać.

Tak bardzo bała się, że ludzie ją zranią, że nieświadomie sama ich raniła swoją obojętnością i niezdecydowaniem.

Przez chwilę milczała, układając sobie w głowie słowa, aby po kilku sekundach zdobyć się na odwagę.

- Dlac-czego?

Skrzywiła się, słysząc swój zachrypnięty głos, który wydawał się nie należeć do niej.

Był taki obcy.

Kaszlnęła, chcąc pozbyć się tej paskudnej chrypy, po czym oblizała usta i biorąc głębszy oddech, powtórzyła:

- Dlaczego tu-utaj jestem?

I chociaż głos nadal nie brzmiał dobrze, bo załamał się w połowie, to było już znacznie lepiej.

Ogarnął ją niepokój, kiedy zbyt długo nie otrzymywała odpowiedzi. Zaczynała przeczuwać, że sytuacja była naprawdę kiepska.

Z ust Kler uleciało głośne westchnienie, kiedy jej głowa opadała w dół. Zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później padło by to pytanie, lecz nie przypuszczała, jak bardzo będzie trudna odpowiedź na nie.

- Pamiętasz coś w ogóle? - zapytała w celu wybadaniu gruntu na jakim stała blondynka, aby czasem nie powiedzieć o kilka słów za dużo.

Laura spuściła wzrok na swoje dłonie, marszcząc brwi. Pomimo zagubienia, czuła i również presję, jaką na niej wywierali jej bliscy, kiedy zdecydowanie długo milczała. Niestety, w głowie jej pulsowało, co utrudniało jakiekolwiek myślenie. Przymknęła powieki, biorąc głębszy oddech, aby się chociaż odrobinę skupić.

Jej źrenice rozszerzyły się, a oddech uwiązł w gardle, kiedy przed zaszklonymi oczami przeminęły wydarzenia z kilku miesięcy, jednak wszystko było zbyt rozmazane, aby lepiej im się przyjrzeć. Jednakże jeden moment dosadnie wrył się w jej pamięci, odciskając trwały ślad.

- Ja-a - zacięła się na chwilę i przełykała ślinę. - Umar-rłam - wypowiedziała drżącym głosem.

Miała ochotę się rozpłakać, lecz tylko zacisnęła mocniej swoje pięści na pościeli i spojrzała z bólem na Kler, która głośno odetchnęła.

- Dlaczego więc, żyję? - niepewnie spytała, czując narastający w niej strach.

Bała się odpowiedzi, ale jednocześnie chciała ją poznać.

- Cóż.. - profesor westchnęła, oblatując wzrokiem pozostałą dwójkę, która również czekała na wyjaśnienia. - Twój stan był bardzo ciężki. W pocisku była trucizna, która uszkodziła ci układ nerwowy i spowodowała, że twoje serce stanęło.

Voliet otworzyła usta i wstrzymała oddech, będąc w poważnym szoku, jak i przerażeniu. Spojrzała tępo przed siebie, nie potrafiąc w to wszystko uwierzyć.

Jak to możliwe?

Na twarzy Smith pojawiło się współczucie. Nie wyobrażała sobie, co mogła czuć osoba, która wybudziła się z długiej śpiączki i niespodziewanie dowiaduje się, że w jej czasie prawie odeszła. Nieświadomość była czymś dobrym i jednocześnie najgorszym. Nigdy nie byłeś pewny, kiedy los odsłoni swe kary i zakręci twoim życiem niczym rosyjską ruletką.

- Laura?

Ostrożnie dotknęła jej dłoni, tym samym zwracając jej uwagę. Blondwłosa obróciła się do niej błyskawicznie, a jej mimika wyrażała głębokie zagubienie. Oczekiwała wyjaśnień, a lekarka musiała jej je dać.

- To zasługa regeneracji? - spytała cicho, na co brunetka zmarszczyła czoło.

- Wybacz, ale nie rozumiem.

Laura wzięła wdech, przełykając ślinę, wyjaśniła:

- Czy to zasługa regeneracji, że żyję?

- Tak - przyznała, na co tęczówki Skywols lekko zabłysnęły. - ale nie do końca.

I iskierki zgasły.

- To znaczy?

- Byłaś w śpiączce, Laura.

Blondynkę, aż zamurowało. Oblizała usta, czując jak jej puls znacznie przyśpiesza.

- Co? Ale jak to możliwe?

- Widzisz - westchnęła brunetka. - Ta cała trucizna - skrzywiła się na wspomnienie o tym paskuctwie. - spowodowała ogromne spustoszenie w twoim ciele i nawet twoja autoregeneracja była bezsilna. Twoje serce stanęło. Myślałam, że cię straciłam - spuściła wzrok, czując ogarniający ją smutek i lód w środku na samo to wspomnienie. - Gdy nagle twoje serce znów zaczęło bić. Jednak weszłaś w stan śpiączki, ponieważ obrażenia wewnętrzne były zbyt rozległe. Przykro mi.

Laura jęknęła bezsilnie, nie mogąc przyswoić tych informacji. Po plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz, kiedy pomyślała, że mogła umrzeć, gdyby jej zdolność uleczania okazała się zawodna. Widziała kątem oka, jak ciemnowłosa bierze wdech, który świadczył o tym, że chciała jeszcze coś dodać, ale kobieta postanowiła ją uprzedzić.

- Ile spałam?

Usłyszała ciężkie westchnienie, lecz nie obróciła się. Dalej wpatrywała się pusto w przestrzeń.

- Pół roku.

Zerknęła na nią z niedowierzeniem, krzywiąc się z wyrazie frustracji.

- Pół roku - powtórzyła. - Spałam pół roku. - pokręciła głową, ponownie przełykając ślinę.

- Spokojnie.

Logan złapał jasnowłosą za rękę i mocniej ją ścisnął, chcąc dodać jej otuchy, lecz doskonale wiedział, że w zaistniałej sytuacji nie było leku i słów, które ukoiły by jej ból. Gwałtownie nabrał powietrza, gdy Laura na niego spojrzała. Zacisnął szczękę, zauważając jej szkliste oczy, przepełnione goryczą.

- Najważniejsze, że się obudziłaś - wyznał, posługując jej lekki uśmiech.

Dziewczyna wzdrygnęła się dostrzegając krew i sińce na jego twarzy. Skrzywiła się, ale nie spuściła wzroku. Nadal patrzyła w jego ciemne oczy, które były zimne i puste, ale ona nauczyła się odkrywać w nich drugie dno. Teraz widziała w nich tylko radość, ale i takie emocje jak: ból, żal i zmęczenie.

Oblizała spierzchnięte usta, biorąc głębszy oddech, zjechała spojrzeniem niżej. Zimny pot oblał jej plecy, dostrzegając większą ilość szkarłatnej cieszy, brudu i bandaże.

Zakryła wargę, czując ucisk w sercu na ten przykry obraz, jaki reprezentował sobą w tamtej chwili West.

Strasznie zmizerniał.

Brunet emanował słabością. Jego ciało, aż prosiło się o odpoczynek. Ponadto wizualnie był znacznie chudszy i bledszy niż go zapamiętała. Zastanawiała się, co mogło go doprowadzić do takiego stanu.

To przez nią?

Na tę koncepcję oczy ją zapiekły. Zagryzła wargę, czując lęk i wyrzuty sumienia, nie mogąc mu pomóc.

Nikomu nie mogła, nawet sobie.

- Laura?

Wzięła głęboki wdech, przenosząc wzrok na swoją przyjaciółkę, na której widok miała ochotę skakać ze szczęścia. Jednak musiała się pohamować.

- Tak się czeszę, że do nas wróciłaś - powiedziała podekscytowana Cat, co wywołało delikatny uśmiech u Laury.

- Ja-a - zająjała się blondynka, wracając spojrzeniem do Logana.

Likantrop wpatrywał się w nią intensywnie, czułe głaskając jej skórę u dłoni. Przyjemne ciepło rozlało się w jej środku, a cień uśmiechu zawitał na twarzy na myśl, że ktoś się o nią martwił.

- Chyba też się cieszę - odparła niepewnie, zerkając na profesor, która posłała jej ciepłe spojrzenie się uśmiechając.

Voliet zmarszczyła swoje brwi, widząc gasnący uśmiech Smith. Teraz jej oblicze wyraziło melancholię i skruchę.

- Coś się stało, Kler? - zapytała, dotykając delikatnie jej ramienia, na co się wzdrygła.

Kler poczuła się źle, mając przed sobą szczęśliwy obraz Laury. Zdawała sobie sprawę, że mutantka wycierpiała już wystarczająco i zasłużyła wreszcie na szczęście, ale nie mogła ukrywać przed nią reszty informacji.

To byłoby dużo gorsze.

Lepiej zranić kogoś mówiąc prawdę niż pocieszając go, kłamiąc.

- To nie wszystko, Laura - rzekła zmęczona Kler, obserwując jej reakcję.

Laura przekrzywia głowę, patrząc na nią niezrozumiałe. Brunetka wypuściła ciężko powietrze.

- Twoje ciało jest jeszcze bardzo słabe, dlatego do czasu całkowitego wyleczenia nie możesz używać swoich mocy.

Pochmurne oczy Voliet stały się przygaszone, a jej postawa zdecydowanie wskazywała na wycofanie.

Profesor przeklnęła w myślach, za to, że akurat w takim momencie musiała jej o tym powiedzieć.

- Przykro mi - szepnęła ze współczuciem, spuszczając głowę na ciemne panele.

Jednak żadne słowa w tamtym czasie nie były w stanie jej pocieszyć, czy też jakość podnieść na duchu. Z jednej strony cieszyła się, że jednak przeżyła, ale z drugiej - perspektywa niemocy ją przerażała.

Może i nie akceptowała swoich zdolności, będąc nastolatką, ale wraz z wiekiem dojrzała. Zrozumiała, że nie może się ich pozbyć, dlatego zaczęła ich używać do obrony. Swoje wady przekuła w zalety, ciężko pracując.

Parę lat temu by, wręcz dziękowała, że nareszcie pozbywała się problemu, lecz teraz. Teraz odnosiła wrażenie, jakbyś nagle straciła jakaś część siebie.

- Laura, wszystko w porządku?

Dobiegł ją zatroskany głos Cat. Zacisnęła usta w wąską linię i nawet na nią nie patrząc, odparła sucho:

- Chcę zostać sama.

Słyszała, jak osoba po jej lewej wciąga głośno powietrze, a ucisk na dłoni przybrał na sile, ale w tamtym momencie nie miała ochoty na rozmowy.

- Dobrze - przyznała Kler, patrząc na nią ze zrozumieniem i skierowała się do wyjścia. - Chodźmy, Cat - chwyciła brunetkę, która z oporem wykonała jej prośbę.

Został tylko on.

Laura nabrała powietrza, które powoli wypuściła. Miała ogromny mętlik w głowie, który chciała sobie poukładać, ale żeby tego dokonać potrzebowała spokoju.

- Laura, może ja, zostanę i... - zaczął delikatnie West.

- Logan, proszę - przerwała mu.

Logan przed dłuższą chwilę wpatrywał się w jej szkliste oczy, w których znów dojrzał ten sam ból, co kilka lat temu.

Znów cierpiała i zamykała się w sobie.

Puścił jej dłoń, zaciskając pięści i przymykają oczy. Bił się z myślami, nie mając pojęcia, jak postąpić.

Zostać czy nie zostać?

Nie chciał na nią naciskać, ale i bał się, że jeśli opuści to pomieszczenie, to ponownie ją straci.

A tego by chyba nie przeżył.

- Proszę. Zrób to dla mnie.

Warknął, słysząc jej słaby głos, pod wpływem którego poczuł złość. Był wściekły na siebie, że nie umiał jej pomóc, ale i zdawał sobie sprawę, że tak będzie lepiej.

Wziął głęboki oddech, aby się uspokoić, po czym spojrzał jej głęboko w oczy.

- Dobrze. Wyjdę - powiedział, na co odetchnęła. - Ale pamiętaj - upomniał ją. - Obiecałem być przy tobie na dobre i na złe.

Jej puls przyspieszył, a fala gorąca oblała ciało. Doskonale wiedziała, że Logan chciał dla niej, jak najlepiej, ale po prostu w tej sekundzie musiała mu odmówić. Zdawała sobie sprawę, że go tym zrani, ale inaczej postąpić nie mogła.

- Będę pamięć - wyszeptała, lekko się uśmiechając, na co on przytaknął.

Obserwowała go, jak kieruje się do wyjścia, usilnie próbując się nie rozpłakać. Zagryzła wargę, wstrzymując oddech, gdy ciemnowłosy położył dłoń na klamce i spuścił głowę, by następnie posłać jej ostatnie spojrzenie pełne rezygnacji i smutku.

I wyszedł.

Kiedy drewniana powłoka się zamknęła, jeszcze chwilę ze sobą walczyła, lecz duszone emocje znalazły swe ujście, a jej usta opuścił zduszony jęk.

Pękła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro