Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❝ 005: níє zσstαwíαj mníє ❞

Niebo o tej porze było, wręcz przepiękne. Tysiące gwiazd rozsianych po czarnym niebie, a pośród nich księżyc, który oświetlał tańczącą parę swym blaskiem. Pełnia. Jedno słowo opisujące to niezwykłe wydarzenie.

Laura rozejrzała się dookoła. Uśmiechnęła się nieznacznie, widząc swoich radosnych przyjaciół. Nawet poważna na co dzień Kler żartowała i świetnie się bawiła, rozmawiając z Rozalią. Musiała przyznać, że ogromnie się za nimi stęskniła. W końcu minęło ponad osiem lat, odkąd ostatnio się widziały, a były jeszcze wtedy nastolatkami, które wiodły beztroskie życie.

Westchnęła smutno, zdając sobie sprawę, że niedługo znów się rozstaną, ale w tym momencie chciała po prostu cieszyć się tą, cudowną chwilą. Uniosła głowę i zastygła w miejscu, kiedy spotkała się jego ciemnymi źrenicami. Oddech przyspieszył.

Zdarzenia z minionych dni odeszły w zapomnienie, kiedy uczucie bezpieczeństwa ogarnęło jej ciało. Ciemnowłosy pochylił się ku niej, na co się spięła.

- Spokojnie, nikt cię nie połknie. - mruknął z rozbawieniem do jej ucha, przez co dostała gęsiej skórki.

Spuściła wzrok, lekko speszona, burcząc pod nosem:

- Tego nie wiesz.

West prychnął.

- Oj, cicho już marudo!

Oburzona kobieta uderzyła go w bark i chciała się wyrwać z jego objęć, ale on tylko ją bardziej docisnął, szepcząc spokojnie:

- No, już, już. Spokojnie.

Sfrustrowana blondynka westchnęła, zaprzestając szarpaniny. Mogła przecież w każdej chwili wysunąć swoje szpony i wbić mu je ramię, ale tego zrobiła. Nie chciała go krzywdzić, więc jedynie wkurzona warknęła:

- Nienawidzę cię.

Likantrop zaśmiał się na jej komentarz i pogładził jasne włosy. Delikatnie ją odsunął od siebie i popatrzył w pochmurne oczy, po czym odparł wesoło:

- A jeszcze kilka dni temu mówiłaś, że mnie kochasz.

Laura zamierzała mu jakoś odpysknąć, ale czując na sobie wzrok Clarie, zrezygnowała z tego pomysłu. Postanowiła tylko wywrócić oczami i prychnąć.

W tym samym czasie wysłana przez tajemniczego mężczyznę agentka zajmowała swoją pozycję. Musiała przyznać, że to zlecenie było dla niej wyznaniem. Zabiła wielu ludzi i inne stworzenia, ale nigdy jeszcze nie mutanta o tak unikatowych cechach. Zranienie osoby, która ciągle się uzdrawiała, było ryzykowne.

Westchnęła, obracając w palcach fiolkę. Zielonkawa ciecz się przelała, by następnie wrócić na swoje miejsce. Przyjrzała się jej z bliska. Uniosła brwi ze zdziwieniem, zauważając pływające w niej maleńkie drobinki jakiegoś metalu.

Ciekawiło ją, co takiego pływało w środku, że było w stanie pokonać, tak silnego mutanta. Niestety, jej myśli zakłóciła muzyka, dobiegająca gdzieś z oddali. Oblizała usta, uśmiechając się po nosem.

Tam się chowasz" - pomyślała, chowając nabój do kieszeni i ruszając w dalej.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

West skupił całą swoją uwagę na kobiecie, która przed nim stała. Zmarszczył brwi w geście głębokiego zamyślenia. Układał już, któryś raz tę piekielną formułkę w swojej głowie, ale za nic nie potrafił jej z siebie wydusić. Obawiał się rozczarowania i odmowy z jej strony, dlatego milczał, zaciskając szczękę. Serce zaczęło mu bić szybciej. Przymknął powieki, biorąc głębszy oddech, zaczął niepewnie:

- Laura - blondynka spojrzała na niego. - Znamy się już bardzo długo i... - urwał, nabierając znów powietrza. - wiele razem przeszliśmy.

Voliet uchyliła usta, skupiając się na tym, co mówił. Słyszała w jego głosie zawahanie się, ale i szczerość. Przełknęła głośno ślinę, kiedy kontynuował:

- Wiem, że wiele jeszcze przed nami, ale... - zawahał się, spuszczając na moment wzrok. Słowa nie chciały przejść mu przez gardło.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Zabójczyni udało się przedostać przez większe zarośla, by następnie ujrzeć mały, drewniany domek. Prychnęła pod nosem na klasykę miejsca zamieszkania.

Widziała palące się światło oraz słyszała słabe głosy rozmów, co utwierdzało ją w przekonaniu, że w mieszkaniu był ktoś jeszcze. Musiała pozostać ostrożna, jeśli chciała wyjść z tego cało.

Zacisnęła pięści, intensywnie myśląc nad tym, jak znaleźć odpowiednie miejsce, z którego mogła, by dokonać strzału. Dostrzegła w ciemnościach zarys drzewa, tuż naprzeciwko okna.

Z diabelskim uśmiechem na twarzy podeszła do niego i zerkając w górę, zaczęła się wspinać. Jedna z gałęzi boleśnie otarła się o jej kostkę, na co warknęła zła:

- A nich cię szlag, Jackson!

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Laura czuła, jak zaczyna szybciej oddychać, kiedy w napięciu czekała na ciąg dalszy, który nie nadchodził. Zdobywając w sobie odwagę, mocniej ścisnęła jego dłoń w geście otuchy, powtarzając:

- Ale?

Wilkokrwisty zacisnął szczękę i przymknął powieki, by następnie niemal bezgłośnie wyszeptać:

- ale chciałbym się z tobą zestarzeć.

Oczy jasnowłosej się zaszkliły, a w krtani ścisnęło. Zadrżała, nabierają gwałtownie powietrza, gdy Logan odsunął się od niej. Klęknął na jedno kolano, sięgając do kieszeni i wyciągając z niej błyszczący przedmiot.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Agentka, przeklinając pod nosem, wspinała się coraz wyżej, aż nie zajęła dogodnego dla siebie miejsca, z którego mogła trafić cel. Odetchnęła głęboko, wycierając pod z czoła i biorąc do ręki karabin. Wyjęła z kieszeni fiolkę, którą ulokowała w magazynku, by następnie go przeładować. Zamknęła jedno oko, przykładając obiektyw do drugiego.

- Miejmy to za sobą - sapnęła, wyostrzając obraz i czekając na odpowiedni moment, aby strzelić.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Laura zasłoniła twarz dłońmi, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się działo. Pokręciła głową całkowicie oszołomiona, a kilka łez spłynęło jej po policzkach, gdy usłyszała jego zduszone słowa:

- Lauro Voliet - uniósł głowę, patrząc w jej przerażone oczy. - czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - wyciągnął w jej kierunku srebrny pierścionek z małym diamentem.

Mutantka nie wiedziała, co miała powiedzieć. Rozejrzała się dookoła, szukając jakiejkolwiek pomocy, ale na próżno. Jej przyjaciele, podobnie jak ona zaprzestali swoich dotychczasowych czynności, skupiając się na ich dwójce.

Przymknęła powieki i nabierając powietrza, spojrzała na Logana, który wyglądał na zaniepokojonego. Dostrzegła w jego tęczówkach niebieski błysk, który oznaczał strach.

Bał się, tego co usłyszy.

Laura dusiła się we własnych emocjach. Była w pułapce, z której nie było ucieczki. Kochała Logana, ale świadomość zostania jego partnerką ją przerażała. Nie była jeszcze do końca gotowa na tak poważną zmianę w jej życiu. W głębi duszy odczuwała lęk, że go nie zadowoli; ich uczucie się wypali i rozstaną się tak, jak jej rodzice kilkanaście lat temu.

Ręce się trzęsły, a po plecach przeszedł zimy dreszcz. Czas płynął nieubłaganie, a nacisk ze strony innych przybierał na sile.

Czy chciała, czy nie, musiała podjąć decyzję.

Przełknęła gulę, po raz kolejny robiąc głębszy wdech.

- J-ja - zająknęła się pod wpływem intensywności jego spojrzenia, przesyconego miłością oraz troską.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Siedząca na drzewie kobieta, nakierowała lufę na blondynkę i korzystając z tego, że była zwrócona do niej tyłem, pociągnęła za spust. Brunetka syknęła, uderzając w twardą korę, zerkając przed siebie. Chciała mieć pewność, że pocisk trafił ofiarę.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

- Coś za długo to trwa - rzekła zmartwiona Trisha, która obawiała się, że Laura odmówi.

- Stresuje się dziołcha i tyle! - burknął Isaac, śmiejąc się, co było spowodowane wypitymi przez niego procentami.

Clarie westchnęła, odwracając głowę w bok. Podobnie, jak reszta w napięciu czekała na odpowiedź blondynki, która stała na środku salonu i trzęsła się z nadmiaru emocji. Miała prawo się wahać. Była jeszcze młoda, a ślub to decyzja na całe życie. Nie można było jej w tym pospieszać.

Rudowłosa wpatrywała się w spowity w mroku las, gdy nagle ujrzała jakiś błysk. Zmrużyła oczy, chcąc zobaczyć więcej. Z przerażeniem cofnęła się od szyby i spojrzała na postać w salonie. Szkło pękło, a głośny wrzask opuścił jej usta.

Pozostali upadli na ziemię, unikając odłamków. Alkohol z ich ciał wyparował, zastępując go trwogą, kiedy unieśli głowy, spoglądając w przód.

Blond włosa obróciła się, a jej źrenice się rozszerzyły. Niestety, było za późno na jakąkolwiek reakcję, gdyż strach doszczętnie ją sparaliżował, odbierając zdolność mowy. Zachłysnęła się powietrzem, czując, jak ból rozchodzi się po jej ciele. Spojrzała w dół, gdzie trzymała się za brzuch. Przełknęła ślinę, odsuwając drżącą dłoń. Oddech przyspieszył, a w głowie jej zaszumiało, kiedy dostrzegła czerwoną ciecz, oblepiającą jej palce.

- Laura?

Powoli obróciła się w tył, napotykając przerażony wzrok Logana, który skierował go na jej zakrwawione dłonie. Laura otworzyła usta, ale szybko je zamknęła, sycząc z bólu, który przeszył jej ciało. Rana okropnie zapiekła, przyprawiając o mroczki. Obarz się rozmył, a nogi pod nią ugięły. Straciła kontrolę, lecąc bezwładnie w tył.

- Laura!

Przestraszony jej stanem West błyskawicznie doskoczył do niej, chroniąc ją przed upadkiem. Zabrakło mu słów, kiedy spojrzał na jej wykrzywioną w grymasie twarz. Zjechał niżej, gdzie trzymała rękę na brzuchu, uciskając ranę, z której obficie sączyła się krew. Oddychał chaotycznie, zerkając to na ranę, to w jej zamglone oczy. Powoli opadł z nią na podłogę, kładąc jej głową, na swych kolanach.

- Laura, proszę, nie - wyszeptał skruszony, a w oczach zebrały mu się łzy. - nie, nie, nie! - powtarzał, przykładając swoją dłoń do miejsca krwawienia, chcąc je jakoś zatamować, lecz na próżno.

- Spokojnie - powiedziała słabym głosem, dotykając jego policzka. - będzie dobrze.... - obróciła głowę w bok, przymykając oczy. - muszę tylko odpocząć... - wyszeptała słabo.

- Nie! - zaprzeczył, czując zimny pot na plecach. - Nie, nie zamykaj oczu! - poprosił, lecz ona go nie słuchała. - Laura, mów do mnie - pogładził czule jej policzek oraz włosy. - proszę...

Voliet miała zamiar mu odpowiedzieć, ale jej gardło boleśnie się zacisnęło, gdy targnął nią silny dreszcz. Pod powiekami zapiekło, a pięści się zacisnęły, kiedy jej usta opuścił zduszony krzyk.

- Laura, błagam! - krzyknął zrozpaczony Logan, mocniej ją do siebie przyciskając.

Tęczówki zabarwiły się na ciemny fiolet, co było jednoznaczne z rozpoczęciem autoregeneracji. Kropelki potu pojawiły się na jej czole, a w uszach dudniło. Metaliczny zapach drażnił nos, którym zaciągnęła, jakby miała katar. Miała wrażenie, że zaraz wybuchnie. Nie mogła dłużej znieść tego żaru, który palił jej żyły, niczym kwas.

Z każdą sekundą słabła, czuła to.

I właśnie wtedy zdała sobie sprawę, że coś było nie tak.

Jej rana się nie goiła, a powinna. Tyle razy przyjmowała kule lecące w jej stronę, ale jeszcze nigdy nie znała takiej, której nie mogłaby z siebie wypluć. Przełknęła z trudem ślinę i przeniosła swój wzrok na spanikowanego Westa, który podobnie jak ona, dyszał.

Wilkołak wziął jej twarz w swoje dłonie i gładził mokre policzki, krzywiąc się. Czuł, jak gorycz zalewa go od środka. Adrenalina krążyła w żyłach, a tęczówki zmieniały barwę na iście niebieską. Tracił kontrolę nad swoją wewnętrzną bestią.

- Nie rób mi tego! - błagał, widząc jej bladą twarz.

Jego łamiący głos przedarł się do jej umysłu i odbił echem.

- Nie zostawiaj mnie... - załkał cicho, kręcąc głową. Nie potrafił znieść myśli, że ona może umrzeć.

Kobieta wdziała, jak przez mgłę jego oblicze. Dostrzegła łzy, pod których wpływem jej samej zachciało się płakać. Zagryzła z bólu wargę, walcząc o każdy oddech, który stawał się coraz cięższy i bardziej urwany. Ostatkiem sił uniosła dłoń i przyłożyła ją do jego rozgrzanego policzka.

- Tak - wyszeptała niemal bezgłośnie, na co Logan nabrał powietrza, marszcząc brwi. Nie rozumiał jej słów.

- Co tak? - zapytał, a pierwsza łza spłynęła na ziemię.

Zasyczała głośno, czując, jak żółć podchodzi jej do gardła. Kaszlnęła, wypluwając szkarłatną ciecz. Powoli odpływała, tracąc kontakt z rzeczywistością.

- Chcę być twoją żoną. - wyszeptała, zamykając oczy. - Kocham cię. - samotna łza spłynęła po jej policzku, kąpiąc na podłogę, kiedy wydała z siebie ostatnie tchnienie. - Żegnaj, Logan.

- Nie! - warknął z frustracji, delikatnie nią potrząsając, lecz jej ciało było bezwładne. - Nie zostawiaj mnie, słyszysz?! - słona ciecz wydostała się spod jego powiek. - Otwórz te pieprzone oczy, Laura! - krzyknął ze złością, chwytając jej buzię w swoje duże dłonie. - Proszę, nie zostawiaj mnie! - zaczął gładzić jej skórę kciukiem, pociągając nosem. - Wróć do mnie! Proszę! Bez ciebie jestem nikim... - szepnął cicho.

Odpowiedziała mu cisza. Przytulił jej wiotkie ciało i nie hamował już swoich uczuć. Zaczął łkać, czując palący ból, który rozrywał jego, i tak poszarpane, serce na milion kawałków. Zacisnął pięści, dysząc z rozpaczy, a z jego oczy zabłysnęły na niebiesko, gdy z ust wyrwał się potężny ryk, a raczej krzyk przesycony agonią.

Jego świat runął, jak domek z kart, kiedy brutalnie odebrano mu ostatni promyk słońca, dla którego chciał cokolwiek zmienić.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Agentka przełknęła ślinę, biorąc głębszy oddech i zaczęła schodzić z drzewa, by następnie zeskoczyć na ziemię. Syknęła, zaciskając zęby na twarde lądowanie i zerknęła jeszcze na salon, w którym panowało ogromne zamieszanie.

Wzięła pokaźny chust powietrza, zaczynając biec. Musiała uciec, jak najdalej, aby przeżyć. Zatrzymała się w zaroślach i łapiąc oddech, spojrzała ostatni raz w tył. Zagryzła wargę, a serce zabiło mocniej.

Wykonała zlecenie, więc powinna się cieszyć, a zamiast tego miała mieszane uczucia. W głowie pojawiła się myśl, że może jednak nie powinna brać tego na siebie; że, postąpiła źle.

Ale przecież przez tyle lat zabijała ludzi, więc dlaczego akurat teraz naszły ją wyrzuty sumienia?

Oczy się zaszkliły na wspomnienie, umierając kobiety. Wciągnęła gwałtownie powietrze i zaśmiała się pod nosem.

To tylko zlecenie" - pomyślała, usprawiedliwiając siebie.

Otarła policzki, które zrobiły się wilgotne i ruszyła w ciemny las, a za nią ciągnął się stos nieuporządkowanych myśli.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

- Boże! - szepnęła przerażona Clarie, zakrywając dłonią usta. - Ona... - po policzkach spłynęły łzy. - nie, nie!

Rozalia objęła swoją przyjaciółkę, która zaniosła się gorzkim płaczem. Blondynka zaciągnęła nosem i przecierając policzki, uniosła zbolały wzrok na innych.

Zauważyła Trishę, która cicho łkała w ramię Isaaca, którego szczęka mocno się zacisnęła, a tęczówki stały się żółte. Brunet był zarówno przerażony, jak i zły. Każdy był przybity i z nadzieją obserwował klęczącego przy jej ciele Westa, który jak w amoku głaskał jej włosy i powtarzał, aby się obudziła.

- Logan, ona odeszła... - rzekła smętnym tonem Kler, która wpatrywała się pusto w przestrzeń.

Likantrop zacisnął pięści, kręcąc przecząco głową.

Nie zgadzał się z jej teorią.

Nie dopuszczał do siebie tych myśli, to by go jeszcze bardziej zniszczyło.

- Nie, nie, nie - szeptał, hamując w sobie płacz.

Wielka rozpacz i żal zawładnęły duszą Logana, odbierając zdrowe myślenie. Łkał, jak w transie powtarzając jedne i te same słowa, głaszcząc jej mokre włosy i zimną skórę.

Zbolałym wzrokiem spojrzał na swoich przyjaciół, którzy obserwowali go z niepokojem, jak i bólem. Oni również przeżywali jej utratę. Logan zatrzymał się na Smith, warcząc:

- Kler, zrób coś do cholery!

Brunetka wzdrygnęła się, zakrywając dłonią usta. W jej głowie panował istny chaos, ale musiała wziąć się w garść i działać. Ostrożnie zbliżyła się do mutanta i położyła dwa palce na szyi blondynki. Jej źrenice się rozszerzyły, a niedowierzanie pojawiło na twarzy.

- Ona... - rzekła, będąc w szoku. - ona...

- Mów, że! - ryknął rozdrażniony brunet.

- Ona żyje - wyszeptała, na co on zamarł. Zamrugał, nie wierząc w to, co słyszy. - ale jej puls jest bardzo słaby. Musi trafić do szpitala. - widziała w jego spojrzeniu obawę, dlatego dodała. - Natychmiast, inaczej umrze naprawdę.

West przełknął ślinę, zaciskając szczękę. Skrzywił się, hamując kolejne łzy. To nie moment na mazgajenie się. Przymknął powieki, aby się uspokoić. Musiał podjąć decyzję. Po kilku sekundach walki z samym sobą nabrał powietrza, wyduszając z siebie:

- Dobra.

Zerknął na ledwo żywą blondynkę, biorąc jej ciało ostrożnie na ręce i powoli z nią wstał. Oblizał usta, dysząc. Nie potrafił znieść tego uczucia, że coś traci i nie może temu zapobiec. Oczy zapiekły, kiedy mocniej przycisnął ją do siebie.

- Uratuję cię - obiecał, czule całując jej czoło. - tym razem, cię nie stracę. Nie pozwolę ci odejść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro