Rozdział XIX
Obudziłam się z wielkim bólem głowy, moją twarz łaskotały czyjeś włosy. Powoli podniosłam powieki i oniemiałam, osobą, która pochylała się nade mną był Luke. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, chłopak podniósł moje ciało do pozycji pół siedzącej i przycisnął do swojej klatki piersiowej. Jego silne ramiona trzymały mnie, tak jakbym miała zaraz zniknąć. W mojej głowie panował istny chaos, dopiero po chwili coś sobie uświadomiłam. Luke jest martwy, są więc tylko dwie opcje. Albo śnię, albo umarłam. Moim ciałem wstrząsnęły kolejne fale płaczu. Blondyn próbował mnie uspokoić gładząc moje włosy i szepcząc mi coś do ucha, jednak bez skutku. Pogrążona w swojej rozpaczy nie zauważyłam jak w pokoju pojawił się Nico. Powoli podniosłam głowę i spojrzałam w kierunku bruneta.
- Jak...ty...tu? Przecież ja...on...
- Leila spokojnie, nic się nie stało. Żyjesz, możesz mi zaufać. - powiedział z uśmiechem syn Hadesa - I wyprzedzając twoje pytanie, nie, to nie jest sen.
- Ale...Luke...on przecież...
Nico spojrzał się na mnie i westchnął. W mojej głowie zaczęło się rodzić bardzo dziwne wyjaśnienie, jednak jedyne logiczne. Musiałam...wskrzesić, ożywić Luke'a. Moja dłoń powędrowała do jego twarzy i docisnęła się do policzka, gładząc go kciukiem.
- Jesteś prawdziwy. - wyszeptałam.
- Tak. - odpowiedział równie cicho, patrząc mi w oczy.
Nie wiem ile spędziliśmy na wpatrywaniu się w siebie, jednak musiało to już chwilę trwać, ponieważ Nico zdążył już się ulotnić.
- Myślę, że powinniśmy pokazać się innym. - powiedział chłopak.
Kiwnęłam głową i podniosłam się do pionu. Spojrzałam w lustro i szybko tego pożałowałam, wyglądałam gorzej niż siedem nieszczęść. Z prędkością dźwięku, na światła mnie nie stać, znalazłam się w łazience. Szybko umyłam twarzy i uczesałam włosy, w duchu dziękowałam, że nie noszę makijażu i nie muszę niczego poprawiać. Usłyszałam ciche pukanie, po otwarciu drzwi tak jak się spodziewałam, przed łazienką stał Luke.
- Widzę, że księżniczka już skończyła i możemy iść.
- Księżniczka postanowiła poczekać na swojego księcia, ale on nadal się nie zjawił. - powiedziałam z uśmiechem.
- W takim razie musisz się zadowolić zbuntowanym zombie. - odpowiedział i wziął mnie ma ręce niosąc na zewnątrz.
- Puść mnie, jestem ciężka. - marudziłam.
- Nie takie ciężary już dźwigałem, zresztą jesteś lekka jak piórko.
Zrobiłam naburmuszoną minę i pozwoliłam się mu dalej nieść, wszyscy patrzyli się na nas jakbyśmy byli z innego świata. Co w połowie było prawdą, w końcu świat zmarłych jest inny. Nagle usłyszałam moje imię, odwróciłam głowę i zobaczyłam Micheala.
_______
Hejo, chciałam z góry przeprosić za opoźnienia ale tak jakoś wyszło. Rozdział jest ucięty wiem, ale bardzo chciałam wam coś wstawić jeszcze dziś. Dlatego pocieszę was czymś co mi zawsze poprawia humor(czyli moją aktualną tapetę)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro