Rozdział XIII
"To w porządku kochać kogoś bez wzajemności, dopóki ten ktoś jest wart miłości. Dopóki na nią zasługuje." ~Diabelskie Maszyny,C. Clare
Ciemność. To słowo idealnie określające to co się ze mną dzieje. Mam wrażenie, że jeszcze sekundę temu słyszałam śmiech syna Posejdona po "wybudzeniu", a teraz... nic. Nie ma niczego poza wszechobecną czernią pochłaniającą mnie w każdy możliwy sposób. Nagle w oddali zobaczyłam kule światła poruszające się w różnych kierunkach.Niczym świetliki w pogodną noc. Po chwili zaczęły przybierać kształty ludzkich sylwetek. Jedne biegały, drugie dostojnie stąpały po czarnej powierzchni, rozmawiały ze sobą... Tylko jedna postać stała samotnie, rozglądała się, jakby kogoś szukała, miałam wrażenie, że czeka właśnie na mnie. To wydawało się tak nie realne, że aż prawdziwe. Po chwili poczułam swoje ciało a raczej coś co je przypominało. Byłam jak z mgły, mgły okalanej magicznym światłem. Unosiłam się nad ciemną powierzchnią, bojąc się wykonać choćby najmniejszy ruch. Po krótkiej chwili wahania, zdecydowałam się ruszyć w kierunku samotnej postaci. Kilka sekund później znajdowałam się przed chłopakiem "ze światła". Jego twarz szpeciła brzydka blizna, biegnaca od prawgo łuku brwiowego do policzka. Dokładnie skanowałam jego twarz próbując doszukać się jakiejś innej nie doskonałości.
Po chwili, dość niegrzecznego, wpatrywania się w niego zrobiłam "krok" w tył. Tamten uśmiechnął się i powiedział, wskazując na bliznę.
- Okropna, prawda?
- Ja, nie... ten, wygląda całkiem fajnie... Pasuje do ciebie. - wydukałam cicho.
- Luke, NIE ŻYWY syn Hermesa. - rzucił z uśmiechem.
- Leila, córka... - zamilkłam na chwilę. - Sama nie wiem kogo.
- Nieuznana?
- Można powiedzieć. Nieuznana z błogosławieństwem pięciu bogów, to brzmi tak żałośnie. - westchnęłam.
- W końcu się wszystko wyjaśni, w końcu jesteś herosem. - uśmiechnął się.
- Czasami mam wrażenie, że to wszystko to jeden wielki sen,a ja za chwilę zostanę perfidnie obudzona, przez moją mamę do szkoły. - powiedziałam. - Prawdopodobnie właśnie umieram i znajduję się między światami.
- Nie dokońca... To podróż astralna.
- Coś mi się obiło o uszy. - mruknęłam. - To wtedy gdy dusza opuszcza cialo, ale może do niego wrócić... Coś w ten deseń. Prawda?
Skinął z uśmiechem głową. Staliśmy chwilę w ciszy uśmiechając się do siebie.
- Mogę zobaczyć co się dzieje w obozie?
- Raczej tak. - odpowiedział i "tupnął" nogą w podłoże. Czerń rozeszła się i odsłoniła widok na całą zatokę Long Island. Poleciałam na plażę, a za mną Luke. Ku mojemu zdziwieniu na piasku siedział Nico z opuchniętymi i czerwonymi oczyma. Płakał, mocząc łzami czarną koszulkę. Podeszłam do niego i ukucnęłam przed jego kolanami. Z jego ust wydobywały się ciche łkania przeplatające się z przekleństwami. Złapałam jego dłoń w swoją i lekko ścisnęłam. Ku mojemu zdziwieniu syn Hadesa odwzajemnił gest i spojrzał na swoje ręce.
- Zaczynam wariować. - szepnął. - Ciebie tu nie ma, leżysz tam nieprzytomna.
- Wcale nie wariujesz, jestem tu. - powiedziałam nieświadomie.
On tylko zrobił wielkie oczy i spojrzał przed siebie.
-Bądź dzielny. - powiedział do tej pory ignorowany przezemnie Luke. - Chodź Leila, pora wracać. Bez słowa ruszyłam za synem Hermesa zostawiając Nico samego. W pewnym momencie Luke zatrzymał się i stanął tak blisko mnie, że nasze klatki piersiowe prawie się stykały. Oddychał, jeśli to w ogóle było możliwe, płytko, patrząc się w moje oczy.
- Jeśli będziesz podążać za tą linią wrócisz do przyjaciół. Jednak za nim znów otworzysz oczy, obiecaj mi coś.
- Tak?
- Przeproś ode mnie Nico. - powiedział a ja skinęłam głową. - I jeszcze jedno, odwiedź mnie przy następnej podróży.
- Obiecuje. - wyszeptałam i złożyłam krótki pocałunek na jego policzku zanim zniknął.
Obejrzałam się za siebie, dostrzegłam cieniutką linię, prowadziła oba do obozowego "szpitala". Po chwili namysłu ruszyłam jej szlakiem, zmieszana podążałam za nicią, próbując uporzatkować chaos w mojej głowie.
****
Słyszałam głosy, podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozglądając się, zauważyłam, że wszyscy tu obecni byli zajęci sobą, więc postanowiłam to wykorzystać. Szybko przerzuciłam nogi na brzeg łóżka i już miałam wstać, gdyby nie skrzypiący materac pode mną . W tej chwili wszyscy spojrzeli się w moją stronę. Uśmiechnęłam się do nich jak gdyby nigdy nic i ruszyłam w kierunku plaży. Szłam spokojnie dopuki nie usłyszałam krzyków mojego przyjaciela. Zawachałam się na chwilę, postanowiłam jednak dalej iść, tylko trochę szybciej. Im głośniejsze stawały się nawoływania Mikie'go tym bardziej przyspieszałam kroku. Po kilku minutach byłam już na plaży, rozejrzałam się dokładnie i po chwlili zauważyłam Nico. Rzuciłam się biegiem w jego kierunku, zanim do niego dotarłam zdarzyłam się kilka rady przewrócić i potknąć. Kiedy do niego dotarłam do syna Hadesa, zarzuciłam mu ręce na szyję i mocno przytuliłam.
- Już, jestem... - wymruczałam mu do ucha. - Nie płacz.
Chłopak podniósł wzrok i spojrzał się na mnie,nadal, czerwonymi od płaczu oczyma.
Kciukiem starłam pojedyńcze łzy z jego policzka. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Pomimimo tego, że zanm Nico zaledwie kilka dni, kocham go, kocham go jak młodszego brata, którym muszę się zająć, którego muszę obronić. Czułam, że muszę się o niego troszczyć, dbać o to, by nic mu się nie stało. Tę magiczną chwilę przerwał Mikie wbiegajac z krzykiem na plażę.
- Lelia! Oszalałaś?! Masz natychmiast wracać. Musisz przyjąć odpowiednie leki i... - nie zdążył dokonczyć, bo zirytowana przerwałam mu.
- Do jasnej cholery Michael, czuję się dobrze. Nie potrzbuje jakiś głupich leków czy innych, a teraz z łaski swojej zostaw mnie z Nico samych.
- Niby czemu?! Od kiedy on jest ważniejszy ode mnie?! Znasz go zaledwie kilka dni a mnie prawie całe życie! Więc czemu to on ma być ważniejszy?! - krzyczał.
W jego oczach dostrzegłam łzy.
-
Mikie to nie tak myślisz. On poprostu, on ...
- No co? Proszę powiedz to! Powiedz, że to jego wolisz. O mnie się nie martw, w końcu jestem tylko twoim najlepszym przyjacielem.
- Michael, proszę... - wyjąknęłam.
- Nie nawet nie próbuj się tłumaczyć. Dobrze widzę co tu się dzieje.
- Ty nic nie rozumiesz. Jest zupełnie inaczej niż Ci się wydaje. Nico, on mnie potrzebuje. Jest taki delikatny, ktoś musi go wspierać. Niedość, że taki wrażliwy to jeszcze nieszczęśliwie zakochany! - powiedziałam.
- Tak? Wyobraź sobie, że ja też się nieszczęśliwie zakochałem! Tylko najgorsze jest to, że kocham ciebie. Kocham cię odkąd pamiętam. Ty jednak zawsze utwierdzałaś mnie w przekonaniu, że jestem dla ciebie jedynie przyjacielem. Nawet nie wiesz jak trudno patrzyło mi się jak umawiasz się z innymi, a potem wypłakujesz sobie, przez nich oczy. Jednak zawsze byłem pry tobie, to ja układałem z tobą piosenki o skończonych idiotach. NIE ON!!
Nie wiedziałam co powiedzieć, w mojej głowie był chaos. Michael mnie kocha, niby powinnam to już wiedzieć, jednak wyparłam to że swojej świadomości. Zapomniałam już praktycznie o pocałunku w lesie, czy to możliwe, żebym tak bardzo tego nie chciała. Przecież Mikie zawsze był mi bliski, kochałam go, ale tak jak się kocha przyjaciela.
- I co? - fuknął. - Nadal masz zamiar zostać z nim?
Nie wiedziałam, co mam zrobić. Nie mogłam zostawić tu Nico, jednak musiałam wszystko wyjaśnić Michaelowi.
- Tak myślałem... - powiedział i poszedł w stronę obozu.
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, słone krople spadały wprost do moich ust. Pociągnęłam cicho nosem.
- Nie płacz, on musi ochłonąć. - wyszeptał do tej pory milczący syn Hadesa.
- Ja go nie rozumiem, przecież nie myślał chyba, że rzuce mu się w ramiona. Kocham go, naprawdę do kocham, ale jak przyjaciela. Nigdy nie myślałam o nim w inny sposób, zawsze był tylko Michael i Leila, przyjaciele na zawsze.
- On zrozumie, jest poprostu zazdrosny. Zawsse miał cię na wyłączność, nie musiał cię dzielić z nikim innym. To dla niego trudne.
- Wiem, ale ja niechce go stracić Nico. Ciebie też nie. Bardzo was kocham, każdego inaczej ale kocham. - wyszeptałam.
- Też cię kocham, dzięki tobie czuję się jakbym znów miał siostrę. Jakby Bianca nie odeszła. - odpowiedział a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Nico nie płacz, chciaż jedno z nas musi pozostać przytomne.
Zachichotał i uśmiechnął się fo mnie.
Po chwili oboje wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę obozu. Zbliżał się zmierzch, weszliśmy do domu nr 13 i zasneliśmy jak małe dzieci, z nadzieją, że jutro będzie lepiej.
__________
Hejo, wracam po dość krótkiej przerwie. Szybko się "naprawiłam". A co do rozdziału przyszła pora na ulubioną rzecz wszystkich w ff. Drama time. Yay, wszyscy kochamy dramy prawda?? Dobra yo chyba najdłuższy rozdział jaki tu wystawiłam. Jeżeli chcecie takie dłuższe to będą rzadziej, pewnie ok. Raz w tygodniu. To piszcie opinię w komentarzach. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro