Rozdział XI
Ciemno. Głucho. Gęsta mgła roztacza się po całym lesie. Nagle gdzieś w oddali słychać krzyki, wrzaski. Dźwięk rozsadza głowę, umysł nie jest w stanie zarejestrować niczego innego. Jest tylko krzyk. Po chwili wszystko ucicha, nawet wiatr przestał szeleścić liśćmi. Cisza jest tak bolesna, że obejmuje całe ciało, wykracza poza mentalne granice. Odbiera głos i wzrok, czucie, i węch, jedyne co oszczędza to słuch, którego nie chce się mieć w tej chwili. Chciałoby się odciąć od ciszy, która bezgłośnie krzyczy prosto do ucha, głośniej niż nie jeden człowiek.
Nagle obezwładniającą ciszę przyrywają szepty, dziecięce głosy, przepełnione strachem i bezradnością. Niezrozumiałe dźwięki, wpływające z maleńkich,przerażonych ust. Zwiększający się ucisk w żołądku nie pozwala na choćby jeden krok, maleńki ruch w stronę wyjścia.
Głosy stają się coraz bardziej wyraźne, jednak nie są to już, głosy dzieci.
- Stójcie, gdzieś jest jakaś dusza. Nie mamy wiele czasu...
- Tatusiu, tatusiu... - krzyczała mała dziewczynka. - Już czas.
Mgła zaczęła się oddalać ukazując mężczyznę i niewysoką, kilkuletnią brunetkę.
- Mia bambina, masz rację. Przyszedł już czas. - powiedział kładąc rękę na jej ramieniu.
- Gotowa?
- Jak nigdy, papa*... - odpowiedziała twardo.
- Od tego momentu wszystko będzie inaczej. Zapomnimy o sobie... - szepnął meżczyzna, a po jego policzku spłynęła łza.
- Kocham cię papa.
- Ja ciebie też Li...
Kiedy dłoń mężczyzny, dotknęła głowy dzieczynki, długie ciemne włosy zmieniły kolor na blond, zasłaniając twarz małej. Po chwili zarówno dziewczynka jak i jej ojciec zniknęli, a dookoła znów zapanowała cisza.
__________________
*Papa - tata
Hejo, dziś mam coś nowego, nietypowego jednak powiązanego z fabułą. To do następnego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro