Rozdział I
5:30 budzik dzwoni, moja ręka wędruje w jego kierunku by wyłączyć irytującą melodyjkę dobiegająca z mojego telefonu. Jest wcześnie, zdecydowanie za wcześnie, biorąc pod uwagę, że do szkoły mam dosłownie chwilę a poranne czynności nie zajmują mi więcej niż 20 minut.
7.30 pora iść do szkoły. W ciągu całej mojej edukacji zmieniałam szkołę niezliczoną ilość razy. Nie dlatego, że sprawiałam problemy, wręcz przeciwnie. Na początku byłam w szkole integracyjnej z powodu mojego ADHD i dysleksji. Jednak po niecałym miesiącu stwierdzili, że za dobrze się uczę i odesłali mnie do innej o niby wyższym poziomie. I tak za każdym razem aż znalazłam się w prestiżowej szkole w której miesiąc nauki kosztuje więcej niż dwu miesięczna pensja mojej mamy. Chodzę tu dzięki stypendium, dlatego nie mogę pozwolić sobie na spóźnienia.
Docieram na miejsce wyjątkowo szybko, co jest mi na rękę, ponieważ mogę na spokojnie zmień strój na sportowy, przed lekcją. Powolnym krokiem zmierzam w kierunku przebieralni, mając nadzieję, że nie spotkam żadnego nauczyciela. Pomimo braku pośpiechu, już po pięciu minutach byłam gotowa, zaledwie chwile później w szatni zaczęło się pojawiać więcej dziewczyn a ja nie lubiąc tłumów wyszłam z niej czekając na rozpoczęcie lekcji. Pięć minut przed dzwonkiem pod sale gimnastyczną przyszedł Trener Collins a tuż za nim mój zdyszany, najlepszy przyjaciel Micheal Wake.
– Dzień dobry państwu. Dziś idziemy na strzelnicę, weźcie łuki i strzały. A ty... – powiedział patrząc się na Michela. – Masz trzy minuty Wake aby się ubrać i stawić się z nami pod strzelnicą.
Na szczęście Mike przebrał się bardzo szybko, dzięki czemu już chwilę później staliśmy pod strzelnicą.
Kiedy przemowa na temat odpowiedniej postawy i poprawnego trzymania łuku się skończyła zaczęliśmy strzelać. Ustawiłam się obok Michaela i wraz z nim rozpoczęłam trening. Wypuszczałam strzały jedna za drugą, każda trafiała w sam środek tarczy, no może poza tymi, które zniknęły gdzieś w trawie obok. Została mi ostatnia w kołczanie kiedy coś dużego poruszyło się w krzakach. Przestałam strzelać i przyjrzałam się gąszczom. Musiałam kilka razy mrugać by się upewnić czy nie mam przywidzeń. Tuż za naszymi tarczami znajdowało się zwierze podobne byka, jednak coś mi mówiło, że nim nie jest.
– Trenerze coś jest w krzakach.
Nauczyciel spojrzał się w moją stronę a potem za tarcze.
– Wszyscy wychodzimy !!! Już, już!! – krzyczał.
Zamiast posłuchać się instrukcji, jakaś dziwna siła mówiła mi abym wyciągnęłam strzały z kołczanu trenera. Pod wpływem impulsu sięgnęłam po kilka z nich, były cięższe a grot był wykonany z innego metalu, zaczęłam strzelać w kierunku bestii. Groty osadzały się w jego cielsku. Przy siódmym strzale potwór zamienił się w pył, dosłownie, rozpłynął się w powietrzu. Trener z Michealem patrzyli się na mnie wzrokiem, który jednocześnie przestawiał zdziwienie, niedowierzanie, podziw i przerażenie. Poczułam się dziwnie, miałam wrażenie, że nogi się pode mną uginają.
Słyszałam tylko jak Mike mruczał coś pod nosem a ja stałam jak wryta i nie miałam zielonego pojęcia co właśnie zrobiłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro