Rozdział 10
Z góry przepraszam, ale ten rozdziałek jest najnudniejszy, jaki chyba kiedykolwiek napisałam :/ Postaram się jutro dodać nexta, a w nim zacznie się dziać :o
POV Legolas
Pogrążeni w niezobowiązujących rozmowach ruszyliśmy w stronę ogrodu. Śmialiśmy się, co chwilę, bowiem hobbici potrafili rozśmieszyć każdego, nawet w tym niezbyt wesołym czasie.
-Żartowniś- szepnęła radośnie Miriel, czochrając jednocześnie brązowe loki Froda.
-Odezwała się, najpoważniejsza pani Śródziemia- odparł niziołek, uśmiechając się szeroko.
-Jestem poważniejsza!-powiedziała lady Galadriela, udając poważną. Wybuchnęliśmy śmiechem.
-Cśś!- nagle przerwała nam moja ukochana. Spojrzeliśmy na nią zdziwieni, lecz tylko machnęła ręką i z uśmiechem ruszyła między drzewa. Udaliśmy się za nią i już po chwili na nasze twarze wpłynął szczery uśmiech. Przed nami, z zawrotną prędkością latały strzały. Jedna za drugą, a każda odnajdywała swój cel, w przygotowanej tarczy. Spojrzeliśmy na córkę z dumą, jednak ta nas nie spostrzegła.
-Ostatnia nie trafiła idealnie w środek- powiedział Eldarion.
-Więc pokaż mi, jak to powinno wyglądać- odparła Daenerys, pokazując mu język.
-Owszem, pokazałbym, ale nie chciałbym cię zawstydzić moimi umiejętnościami- rzekł poważnie, jednak w jego oczach czaiły się wesołe ogniki. Roześmiali się, a my szczerze rozbawieni, do nich dołączyliśmy. Dzieci spojrzały na nas zdziwione.
-Jak, wy tu...?- otworzyła szeroko oczy- babcia!
-Daenerys, kochana- szepnęła lady Galadriela, ściskając ją mocno- tak dawno cię nie widziałam!
-Tęskniłam za tobą- odszepnęła mała elfka, całując ją w policzek. Następnie podbiegła i złapała dłoń Miriel i moją, po czym pociągnęła moją ukochaną do dołu i powiedziała jej na ucho- to Gandalf Biały i Frodo?
-Tak- odparła cicho moja piękna żona, uśmiechając się lekko.
-Jestem Gandalf- rzekł wesoło czarodziej- a o to Frodo, znany również, jako powiernik pierścienia.
-Miło mi was poznać- odpowiedziała moja córka, uśmiechając się szeroko- jestem Daenerys, choć to już chyba wiecie.
-A ty jesteś pewnie Eldarion- ciągnął mag.
-Tak, proszę pana- powiedział cicho książę Gondoru.
-Jaki tam pan. Jestem Gandalf!- speszony wcześniej chłopiec uśmiechnął się lekko. Poczochrałem go po długiej czuprynie, na co już całkiem się rozpromienił.
-Legolas!- zwinnie uciekł spod moich rąk- nie jestem już dzieckiem!
-Właśnie, Legolasie- usłyszeliśmy pochodzący z niedaleka głos Arweny. Uśmiechnięta para królewska podeszła na nas, a królowa kucnęła przed synem- jesteś moim małym mężczyzną!- powiedziawszy to, pocałowała go w policzek.
-Mamo!- zawołał książę- robisz to specjalnie!
-Właśnie, Arweno- rzekł Aragorn karcąco. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni- Eldarion i Daenerys, nie są dziećmi, więc nie należy ich tak traktować- maluchy patrzyły na niego, z szeroko otwartymi oczami. Król Gondoru kontynuował- byłem przed chwilą w kuchni i Maeglin mówiła, abym was zawołał, bo upiekła jakieś nowe ciastka i chciała, żebyście spróbowali, lecz przecież, to zadanie dla dzieci, a wy nimi nie jesteście!
Zaczęliśmy się szeroko uśmiechać, ponieważ zrozumieliśmy, o co mu chodziło.
-Eli?- zaczęła Daenerys- może pójdziemy na spacer i pouczę cię strzelać z łuku?
-Dobry pomysł- odparł książę Gondoru.
-Może pójdziemy z wami?- powiedziałem, udając poważnego- razem postrzelamy.
-Nie, tatusiu!- rzekła szybko mała elfka- będziecie nas rozpraszać!- powiedziawszy to, pobiegli. Dziwnym trafem, akurat w stronę, gdy znajdowała się kuchnia. Wszyscy pozostali zaczęliśmy się głośno śmiać. Moja ukochana miała aż łzy w oczach.
-Są niesamowici- powiedziała, gdy już się uspokoiła- zachowują się kompletnie, jak... Zaraz! Gdzie są hobbici?- rozejrzeliśmy się wokół, jednak niziołków nigdzie nie było.
Chyba kuchnię odwiedziło jeszcze więcej osób, niż sądziliśmy. Zdawszy sobie z tego sprawę, wybuchnęliśmy jeszcze weselszym śmiechem, niż wcześniej. Miriel wtuliła się w moja ramie. Czułem, jak jej ciało drga z radości.
-Co wam tak wesoło?- rozległ się męski głos za nami. Odwróciliśmy się i uśmiechnęliśmy, widząc dwójkę nowo przybyłych.
-Elladan! Elrohir!- zawołała radośnie Arwena, podbiegając i ściskając ich mocno.
-Nasza kochana siostrzyczka- rzekł ze śmiechem Elladan.
-Małżeństwo ci służy- dodał drugi z bliźniaków, po czym we trójkę podeszli do nas.
-Lady Galadriela- rzekli bracia z ukłonem, jednak moja teściowa uściskała ich mocno. Zwrócili się do czarodzieja- dawno się nie widzieliśmy, Gandalfie.
-Zastanawiam się, czym mam się z tego powodu cieszyć, czy martwić- odparł wesoło czarodziej.
-Nie rozumiem, o co ci chodzi- powiedział Elrohir. Razem z bratem, mieli na twarzach tajemnicze uśmiechy. Widząc to, roześmialiśmy się szczerze.
-Co ja tu widzę, Aragornie- rzekł radośnie Elladan- masz siwego włoska!
-Pewnie Arwena przyprawia cię o nie- dodał jego brat, na co Król Gondoru obdarował go lekkim kuksańcem.
-Zazdrosny?- zapytał, szczerząc się szeroko.
-Po prostu podziwiamy cię, że potrafisz z nią wytrzymać- poparł elfa, jego bliźniak- my na przykład, wstąpiliśmy do Strażników Północy, aby nie musieć się z nią męczyć.
-Zapamiętam- warknęła królowa Gondoru, jednak w jej oczach szalały takie same wesołe ogniki, jak u Eldariona.
-Lecz jesteśmy niegrzeczni bowiem, nie przywitaliśmy się jeszcze ze wszystkimi- powiedział Elrohir- witaj, Legolasie!
-Witaj, mellon (przyjacielu)- dodał Elladan, podszedłem i z uśmiechem uścisnąłem ich.
-Przynajmniej w końcu umiem was odróżnić- powiedziałem, wskazując na małą bliznę, po boku szyi Elrohira.
-To draństwo zepsuło nam zabawę- rzekł smutno, jej właściciel- wcześniej na okrągło wymienialiśmy się rolami!
-Dobrze o tym wiem!- zaśmiałem się, przypominając sobie, jak jako dzieci okłamywali mnie, który jest który.
-Najlepsze na koniec!- powiedział Elladan, podchodząc do mojej ukochanej- piękna i niesamowita, jak zawsze.
-Pamiętaj, że jest moją żoną- wtrąciłem, patrząc na niego spod przymrużonych oczu. Wszyscy obecni zaśmiali się.
-Miły, jak zawsze- rzekła Miriel.
-On nie ma racji!- zawołał drugi z braci- jesteś jeszcze piękniejsza, niż ostatnio, gdy się widzieliśmy- pocałował moją ukochaną w dłoń- cioteczko!
-Dziękuję- odparła moja piękna elfka, podchodząc do mnie. Złapałem ją za rękę, uśmiechnęła się- to pójdziemy do kuchni?- spojrzeliśmy na nią zdziwieni, na co wzruszyła ramionami- może zostały jeszcze jakieś ciastka.
Roześmialiśmy się wszyscy, oprócz bliźniaków, którzy patrzyli się na nas, jak na wariatów. Ruszyliśmy z powrotem, w stronę domostwa Rivendell, kierując się prosto do kuchni. Przecież nawet dorośli, stają się czasami dużymi dziećmi, które potrzebują ciastek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro