Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Mówię od razu, że pisząc to miałam kompletną głupawkę :-P za teksty niżej, nie odpowiadam (i tak starałam się ograniczać) :-D


POV Miriel


W chwili, gdy w zasięgu mojego wzroku pojawiło się Rivendell, spięłam konia do szybszej jazdy. Byłam niesamowicie szczęśliwa, że w końcu zobaczę się z córką. Po chwili byłam już na miejscu. Szybko zsiadłam z wierzchowca. Jeden ze stojących obok strażników wziął w dłonie moje lejce i udał się w stronę stajni. Na dziedziniec właśnie dojechali moi przyjaciele.

-Jakaś ty szybka!- zaśmiał się Legolas, całując mnie w policzek. Nie zważałam na to jednak, bowiem w naszą stronę biegła mała, blond włosa elfka.

-Mamo! Tato!- krzyknęła, wpadając w nasze wyciągnięte ramiona.

-Daenerys, skarbie- szepnęłam, przytulając ją mocno.

-Mi się wydaję, czy moja mała córeczka urosła?- powiedział mój ukochany, okręcając ją w powietrzu.

-Troszeczkę, tatusiu- jej dźwięczny śmiech wypełnił okolicę. Czułam, że wszyscy wokół patrzą na nas z uśmiechem, jednak nie obchodziło mnie to. Czułam, że w końcu jestem we właściwym miejscu. U boku tych, których kocham najbardziej.

-Miriel- rzekł Elrond, podchodząc i ściskając mnie lekko. Spojrzał na mnie uważnie- co się stało?

-Wszystko w porządku- odparłam z uśmiechem.

-Jestem uzdrowicielem, czuję, że jesteś ranna.

-Byłam- rzekłam krótko i zaczęłam witać się z kolejnymi osobami. Po około piętnastu minutach razem z cała moją małą rodziną udaliśmy się do naszych komnat. Po wykąpaniu i przebraniu się, u boku męża poszłam do sali jadalnej. Daenerys w tym czasie bawiła się z Eldarionem Z każdą chwilą było w niej coraz więcej przyjaciół. Myślałam, że jesteśmy już wszyscy, jednak jak się później okazało, tak nie było.

-Opowiedzcie, co się wydarzyło w Mrocznej Puszczy i Isengardzie- rzekł Faramir. Król Gondoru już miał zacząć mówić, gdy przerwał mu Elrond.

-Jeszcze nie jesteśmy wszyscy- spojrzeliśmy na niego zdziwieni, lecz on nie miał zamiaru nam niczego zdradzić. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w otoczenie. Po chwili otworzyłam je z uśmiechem.

-Co się dzieje?- zapytał Legolas, patrząc na mnie łagodnie.

-Zobaczysz!- szepnęłam, całując go lekko.

-Ehmmm- rozległo się obok nas. Spojrzeliśmy groźnie na krasnoluda, na co zaśmiał się głośno- no, co? Uwielbiam wam przerywać!

-Może jesteś zazdrosny?- powiedziałam z wrednym uśmiechem.

-Oczywiście- odparł, nadal się śmiejąc.

-Miałam na myśli, że jesteś zazdrosny o Legolasa- dodałam, po czym wybuchnęłam śmiechem. Nie wiedziałam, że naszej rozmowie przysłuchują się wszyscy zgromadzeni wokół. Po moich słowach również zaśmiali się głośno. Jedyną poważną osobą został krasnolud.

-Zapamiętam to sobie!- warknął.

-Na to liczę- odpowiedziałam, uderzając go lekko w ramie. Mój ukochany stanął za mną i objął mnie ramionami.

-Uważasz, że jestem w jego typie?- szepnął ze śmiechem.

-Uważam, że jesteś w typie każdego- odparłam, wtulając się w niego- jesteś zbyt przystojny!

-A ty zbyt piękna- zaczęliśmy się całować, lecz znowu nam przerwano. Tym razem nie był to Gimli, a otwierające się drzwi. Wszyscy zgromadzeni otworzyli szeroko oczy ze zdziwienia. Tylka ja i Elrond uśmiechaliśmy się. Podbiegłam do nowo przybyłych i mocno uścisnęłam najwyższą z postaci.

-Tęskniłam za tobą przyjacielu- powiedziałam.

-Nawzajem, droga Miriel- rzekł uśmiechnięty Gandalf- nawzajem.

-Frodo!- krzyknęli na raz Merry, Sam i Pippin i dosłownie rzucili się na hobbita. Zaczęłam się śmiać, widząc, jak we czwórkę z radością turlają się po podłodze.

-Mamo- szepnęłam, przytulając wysoką elfkę.

-Miriel, córeczko- odparła, kładąc mi rękę na policzku. Przywitania rozpoczęły się na nowo. Moi zdziwieni wcześniej przyjaciele wyszli z transu i z uśmiechem ściskali przybyłych. Gdy zasiedliśmy przy stole, odezwał się Aragorn.

-Skąd wiedziałeś ojcze, iż lady Galadriela, Gandalf i Frodem zmierzają tutaj?- zwrócił się do Elronda. Ten uśmiechnął się i odparł:

-Przywileje starego elfa!

-Za przeproszeniem, ale ja nie czuję się staro- wtrąciłam, wywołując powszechną radość.

-Myślałem, że gdy popłynie się do Nieśmiertelnych Krain, to nie można z nich wrócić- rzekł mój ukochany. Nastała cisza, bowiem każdy chciał poznać odpowiedź na to pytanie.

-Gdy dowiedzieliśmy się, że zło powróciło do Śródziemia, nie mogliśmy zaznać spokoju- odparł biały czarodziej- przyjazne i radosne ziemie, stały się dla nas, już nie tak wspaniałe, jak wcześniej. Valarowie dali nam jeszcze jedną szansę i o to jesteśmy.

-I koniec tematu!- powiedział Gimli, po czym spojrzał na Legolasa- nie ważne jak, ale ważne, że tu są i nam pomogą! Jest Gandalf, jest zwycięstwo.

-Znaczy, że jestem symbolem zwycięstwa?- zapytał czarodziej w przerwie pomiędzy jednym wybuchem śmiechu a drugim.

-Nie!- odparł krasnolud- jesteś kimś, kogo jak wszyscy wiemy ciężko zabić, więc przy tobie staniemy się lepsi.

-Gimli?- zwróciłam się do niego.

-Tak?- zapytał, patrząc na mnie uważnie.

-Odwiedziłeś bibliotekę?- powiedziałam z uśmiechem.

-To widać?

-Tak!- odparłam, powodując po raz kolejny śmiech na sali- jednak nie spodziewałam się, przyjacielu, że umiesz czytać!

-Oj Miriel- rzekł krasnolud, wstając z krzesła i podchodząc do mnie- co ja tu widzę?- zbliżył się do mojej twarzy, mrużąc oczy- zmarszczka?- teraz wszyscy śmiali się ze mnie. Westchnęłam.

-Jak widzisz przyjacielu, starzeje się- powiedziałam, udając smutną- jestem mamą, więc chyba muszę wyglądać, choć troszeczkę starzej od córki- mrugnęłam do niego, przez co zaśmiał się serdecznie.

-Remis?

-Remis!

-Oni tak już długo?- szepnął wesoło Frodo do ucha mojego ukochanego.

-Przynajmniej nie jest nudno- odparł mu cicho Legolas. Zaśmiali się oboje.

-Teraz na poważnie, moi drodzy- rzekła moja mama- zjedzmy, a następnie naradźmy się, co dalej uczynić- jakby w odpowiedzi na jej słowa do komnaty, weszło kilkunastu elfów, niosą bogato zastawione półmiski.

-Znowu zielenina- powiedział Gimli, jednak nadal się uśmiechał.

-Wolałbyś krew jakiegoś orka?- odparł mu radośnie Aragorn, po czym we trójkę z moim ukochanym roześmiali się. Spojrzałam na księcia Mrocznej Puszczy zdziwiona.

-Później ci opowiem- szepnął radośnie, po czym pocałował mnie w policzek. Po skończonej uczcie rozpoczęliśmy opowieści. O wydarzeniach w leśnym królestwie mówił Aragorn, a o tych w Isengardzie, ja bowiem znałam wszystkie fakty z tej wyprawy. Gdy skończyłam mówić, nastała cisza.

-Nigdy bym nie powiedział, że Saruman ma córkę- powiedział Frodo.

-Prawda?- wtrącił syn Gloina- aż dziw bierze, że ktoś go chciał!- sprawa była poważna, jednak każdemu z obecnych poruszyły się lekko wargi.

-Według waszych opowieści, ta cała Silmarien jest jeszcze gorsza od ojca- rzekł Gandalf.

-Tak- odparłam- jej magia jest potężna.

-Według ciebie, jaki będzie jej następny krok?- zapytał się mnie czarodziej. Zasmuciłam się.

-Zaatakuje Rivendell- odpowiedziałam cicho- wie, że tutaj jest Daenerys. Jej celem, jest zranienie mnie. Najmocniej, jak się da.

-Nie pozwolimy jej, choć się zbliżyć do niej- rzekł z mocą Legolas, łapiąc mnie za rękę. Spojrzałam na niego z wdzięcznością.

-Co więc robimy?- zapytał Faramir.

-Przygotowujemy wszystkie armie- odparł Król Gondoru. Musimy się złączyć, wtedy wygramy. Gondor będzie walczyć

-Lothlorien stanie do walki- rzekła moja mama.

-Rivendell również- dodał Elrond.

-Rohan stanie u waszego boku- powiedział Eomer.

-Normalnie powiedziałbym, że Mroczna Puszcza nas wesprze, jednak jak wszyscy wiecie, już nie mam armii- odparł ze smutkiem król leśnego królestwa.

-Spokojnie, przyjacielu- zwróciła się do niego władczyni Lothlorien- gdy pokonamy zło, twoje ziemie wrócą do życia.

-Mam nadzieję- szepnął Thranduil- mam nadzieję.

Po zdecydowaniu wszystkiego zgromadzeni zaczęli się powoli rozchodzić. Do mnie i Legolasa podszedł Gandalf z mamą.

-Gdzie jest moja mała Daenerys?- zapytała z uśmiechem.

-Pewnie w ogrodzie z Eldarionem- odparłam.

-Więc chodźmy do nich- rzekł Gandalf- muszę poznać tę niezwykłą istotę!

-Niezwykłą?- powiedziałam, patrząc na niego zdziwiona.

-Tak- odpowiedział czarodziej- po niezwykłych rodzicach, których łączy największe uczucie, jakie można sobie wyobrazić- razem z ukochanym spojrzeliśmy na siebie. Największe? Z całą pewnością. Nie wyobrażałam sobie, że można kochać kogoś bardziej, niż kochałam moją małą rodzinę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro