Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział pierwszy

Noelle Harris była młodą doktor psychologii i psychiatrii, dopiero co po studiach, świeża i pełna nadziei w swoich pacjentów.

Stojąc przed lustrem w swoim gabinecie wpatrywała się w swoją smutną twarz usianą piegami. Blada cera kontrastowała z kasztanowymi włosami, które nigdy dobrze się nie układały. Poruszyła nosem, według niej zbyt długim i zbyt zadartym.

Poprawiła jeszcze makijaż i wdychając, spojrzała na zabytkowy zegar stojący w rogu gabinetu.

Widząc godzinę, wróciła za masywne biurko z ciemnego drewna i zaczęła porządkować papiery, które i tak były już pedantycznie posortowane.

Noelle zawsze gdy się denerwowała, zaczynała zachowywać się jak Perfekcyjna Pani Domu. Wszystko musiało być idealne i czyste na błysk.

Czekała ją teraz sesja z najtrudniejszym przypadkiem. Nigdy w żadnej książce, czy na praktykach nie spotkała się z czymś takim.

Nie raz miała wrażenie, że to ją przerastało, że nie potrafiła pomóc swojemu podopiecznemu, ale zaraz odzywał się w niej nieugięty hart ducha. Mówił jej, że prędzej da się zabić, niż podda się w jakimkolwiek wypadku. Nawet tym.

Rozległo się ciche pukanie do drzwi gabinetu, a Noelle przerwała swoje rozmyślania na temat przypadku, by stanąć oko w oko ze swoim „ulubieńcem", który spędzał sen z jej powiek.

Odchrząknęła, by jej głos zabrzmiał spokojnie i silnie.

- Proszę.

Drzwi się otworzyły i ukazała się w nich recepcjonistka.

Muria Philips była wysoką, kościstą brunetką, z włosami ściętymi w połowie szyi. Miała ciemne oczy i opaloną na brąz skórę. Kompletne przeciwieństwo doktor Harris. Miła i zorganizowana, a do tego sympatyczna względem klientów przychodni psychiatrycznej.

- Pani doktor, Trevor Riceman przyjechał.

- Proszę, wprowadź go.- Noelle wyprostowała się na fotelu.

Recepcjonistka zniknęła za przymkniętymi drzwiami, co strasznie zirytowało Noelle, że nie były dobrze zamknięte. Po chwili drzwi ponownie się otworzyły i stanął w nich wysoki, chudy siedemnastolatek. Przewyższał Murię o głowę, ale przez to, że się garbił, nie było to tak widoczne.

Płowe, rozczochrane włosy opadały mu na blade czoło. Miał wielkie, brązowe oczy, podbite od niewyspania. Wydawałoby się, że ktoś go pobił. Oczy błyszczały mu ze zmęczenia i strachu. Spierzchnięte wargi były lekko rozchylone. Rozciągnięta bluzka z logiem zespołu wisiała na nim.

Mógłby uchodzić za zwyczajnego nastolatka, ale wystarczył spojrzenie w tą otchłań, którą chował za źrenicami, by domyślić się, że ta teoria był daleka od prawdy.

- Witaj, Trevorze. – Noelle wstała, podchodząc do chłopaka.

- Dzień dobry – odpowiedział chłopak chrypliwym głosem.

- Proszę, usiądź.- Wskazała mu leżankę, a sama umiejscowiła się na obitym burgundowi skórą, fotelu z notatnikiem na kolanach.

Chłopak przysiadł na leżance, gładząc drżącą dłonią czerwony zamsz.

- Jak się dzisiaj czujesz?- zapytała, biorąc z zabytkowego, drewnianego stolika wieczne pióra i otworzyła je, jednocześnie przekartkowując zeszyt obity czarną skórą. Gdy doszła do wolnego miejsca wpisała na samej górze dzisiejszą datę i imię chłopca.

- Zmęczony – westchnął chłopak – I słaby.

Zapisała jego słowa w linijkach swoim pochyłym, niedbałym pismem. Jedynie jej pismu można było zarzucić jakąkolwiek niestaranność i nieidealność.

- A jak dzisiaj ci się spało?

Spiął się.

- Źle.

Zanotowała to.

- Czy dzisiaj w nocy też się budziłeś?

- Tak... trochę....

- Co to znaczy „tak trochę"?

- Obudziłem się, nie śniłem, ale jednocześnie... Nie mogłem się ruszyć...- Jego broda zaczęła się trząść - A to coś...- Schował twarz w dłoniach - To było straszne... To niszczyło moją głowę... Chciałem umrzeć, ale nie mogłem...

- Co niszczyło cię? Co dokładnie się działo?

- To było straszne, to było okropne. To bolało.

- Jeśli mamy to pokonać, musisz przywołać tego obraz. Powiedz: jaki to miało kolor?

Podniósł na nią zapłakane oczy.

- To miało kolor...- Przełknął ślinę- Kolor strachu.

Noelle wpatrywała się w pacjenta.

- Jaki miało kształt?- Nie patrzyła na rękę, gdy zapisywała odpowiedzi chłopaka. Równie dobrze mogła tego potem nie odczytać. Teraz całą swoją uwagę skupiała na nim.

- Poplątane...j... włóczki... wełny...

- Było ciężkie?

- Bardzo. – Trevor zaczął kręcić się na miejscu- Dusiło mnie. Zaciskało się na mojej głowie, niszczyło mnie. Chciałem płakać, ale nie mogłem. Nie mogłem krzyczeć, czy błagać o pomoc. Nic nie mogłem zrobić. Nie mogłem kiwnąć nawet palcem, a to mnie po prostu nienawidzi.

Zapisała szybko jego słowa.

- Mów dalej. Mów wszystko, co pamiętasz.

- To przyszło znikąd. Śniło mi się... - Zarumienił się mocno i odchrząknął – Coś przyjemnego... A potem to zniknęło. Rozprysło się jak bańka mydlana. I potem pojawiło się to. Wypełzło skądś i zaczęło pochłaniać wszystkie moje myśli. Czułem się taki samotny, taki przerażony, taki słaby. Bolało mnie tak bardzo, że chciałem umrzeć. Chciałem, żeby to się skończyło, żeby wreszcie mnie zabiło, ale to nadal drążyło i drążyło sprawiając, że traciłem już nadzieję...- powiedział na jednym wydechu.

- Spokojnie. Oddychaj.- Podała mu chusteczkę higieniczną z pudełka stojącego na szafce.

Chłopak wydmuchał głośno nos i wziął głęboki, drżący oddech.

- A potem... Potem jednak przyszedł świt. I to zniknęło. A ja byłem znowu w stanie zasnąć... To były jakieś dwie, trzy godziny, ale to zawsze coś... Potem przyszła mama, żeby mnie obudzić. I oto jestem.- Wzruszył ramionami i spojrzał niepewnie na Noelle.

- Mhm...- Kiwnęła głową, dając znać, że słyszała jego słowa i wpatrywała się w obraz wiszący za jej fotelem przy biurku- Trevorze?- Przeniosła na niego kocie oczy.

Spojrzał na nią.

- Tak?

- Powiedziałeś, że gdy przyszedł świt mogłeś znowu spać.- Zastukała piórem w oparcie fotela- Czy kiedy w trakcie dnia odsypiasz noce, zdarzają się... te rzeczy?

- Nigdy.- Pokręcił głową- Jedynie wciągu dnia czuje się bezpieczny.

- Oczywiście.- Zanotowała to- Spróbujmy dzisiaj coś innego. O której kładziesz się spać.

- Koło 23:00.

- Dobrze... Przy zapalonym świetle?

Oczywiście, że nie. Wiedziała to, ale chłopak był czasem tak rozkojarzony, że nie pamiętał takich szczegółów, a pytanie o nie sprowadzały go na ziemię.

Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć.

- N-nie - odpowiedział.

- Zrobimy dzisiaj tak.- Spojrzała na swoje notatki- Zaśniesz dzisiaj przy zapalonym świetle, a gdybyś znowu się obudził w nocy i nie mógł się ruszyć, zrób coś takiego. To ćwiczenie robią także osoby sparaliżowane, gdy próbują odzyskać władzę w członkach.- Podciągnęła sukienkę za kolano- Skup się na wskazującym palcu. Skupiaj się na nim tak długo aż nie drgnie. Jeśli nie drgnie, światło zawsze będzie ci przypominać o świcie i wtedy będziesz miał nadzieję.- Chłopak zamrugał kilkakrotnie- Trevorze?- zapytała, sprawdzając czy ją słucha- Zrozumiałeś mnie?

- Tak mi się zdaje.

Kiwnęła głową.

- Powiedz mi, jak tam twoje myśli samobójcze, nadal cię nachodzą?

- Głównie podczas nocy - odpowiedział i odwrócił głowę w przeciwną do jej strony, wpatrując się w idealnie ułożone książki na półkach, zasłaniających ściany.

- Kiedy nie możesz się ruszyć?

Kiwnął głową, wpatrując się w książki i prześlizgując po ich grzbietach wzrokiem.

- Dlaczego pani to robi?

- Słucham?

- Dlaczego pani mi pomaga?

- To moja praca, Trevorze. Tym się zajmuje. Pomaganiem ludziom, którzy tego potrzebują. Na tym polega zawód lekarza.- Przekrzywiła głowę, obserwując go bacznie.

- Dobrze pani wie, że jest pani dziesiątym psychiatrą, do którego chodzę.- Spojrzał na nią, marszcząc brwi- Chodziłem do najlepszych lekarzy w całym kraju i każdy po prostu stwierdzał, że mam bezpodstawne urojenia i chorobę psychiczną, której jeszcze nikt nie nazwał. Byłem nawet u doktora Jonsona, a on oddał mnie pani. Jedynie pani pracuje ze mną tak długo – dodał, wpatrując się w nią.

Noelle westchnęła, poprawiając się na fotelu.

- Trevor... Posłuchaj...- Przez chwilę bawiła się piórem - Uznaję zasadę, że wszystko ma swój powód, do którego można dojść.- Spojrzała na niego - Który można nazwać po imieniu. Mój profesor na studiach nauczył mnie, że nie wolno poddawać pacjenta tylko dlatego, że nie rozumiemy go. Nigdy nie zrozumiemy osób chorych psychicznych. Kobiety nigdy nie zrozumieją mężczyzn, a mężczyźni kobiet. Ale czy to oznacza, że wszystkie kobiety, czy wszyscy mężczyźni są chorzy psychiczni? Nie. To znaczy, że druga strona nie ma możliwości stanąć w sytuacji tej pierwszej, by dowiedzieć się, co czuje. Ja nie rozumiem, co czujesz, próbuję sobie to tylko wyobrazić, co możesz przeżywać każdej nocy. Ale nie poddaję się. Dlatego tu jestem. Bo chcę ci pomóc. Nie poddam twojego przypadku, póki ci nie pomogę. Taka już jestem, Trevorze.- Przechyliła głowę- Nawet jeśli nigdy nie zrozumiem, dlaczego tak się czułeś i zachowywałeś, ale ty będziesz już funkcjonować normalnie i twoje stany zanikną kompletnie, wtedy dopiero, ale tylko wtedy skończymy naszą wspólną przygodę.- Uśmiechnęła się delikatnie.

Chłopak wpatrywał się w nią.

- Och - wydukał.

- Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?- zapytała.

- W pełni.- Uśmiechnął się i przez chwilę wydawał się zwykłym chłopakiem, który naprawdę jest normalny i nie wyróżnia się niczym, co mogło by sprawić, by ktokolwiek posądził go o chorobę psychiczną.

- Dobrze.- Spojrzała na swoje notatki- No więc, może mi powiesz, czy w ciągu dnia też myślisz o śmierci?

Podrapał się po głowie.

- Czasem - przyznał- Czasem, gdy myślę o nadchodzącej nocy, mam ochotę skończyć to wszystko, byle nie przeżywać tego na nowo. Czasem jestem bardzo blisko, a potem przypominam sobie o mamie. Nie zniosłaby, gdybym i ja ją opuścił.

Noelle kiwnęła głową, skrobiąc po papierze.

- Czuję się wtedy jak tchórz, jak najgorszy tchórz. Nie mogę tego znieść i wtedy czuję, że naprawdę lepiej by było beze mnie na tym świecie - westchnął.

- Nie mów tak - przerwała mu - Śmierć nigdy nie jest tym, co jest „najlepsze". Pamiętaj o tym, Trevorze. - Pochyliła się w jego stronę - Obiecaj mi, że dzisiaj w nocy będziesz pamiętać, że zawsze jest lepsze wyjście poza śmiercią. - Wpatrywała się w niego usilnie, aż jej wzrok nie wymusił na nim kiwnięcia głową.

- Będę pamiętał - powiedział.

- Dobrze. - Wróciła do poprzedniej pozycji i przekartkowała swój zeszyt- Jak twoje rybki?

- Moje rybki?- Zamrugał zdumiony.

- Mówiłeś, że kupiliście z mamą nowe rybki do akwarium.

- Och, tak!- Ucieszył się jak dziecko- To gupiki. Większość to samce, mają zielone i niebieskie ubarwienie. Samice są trochę mniejsze i szarawe. Trudno je zobaczyć na tle dna, dlatego zmieniłem kolor kamieni na czerwone.

- Nie za agresywny kolor?

- Nieee.... To kolor jak tej leżanki.- Pogłaskał materiał - Naprawdę ładnie wygląda w połączeniu z ubarwieniem gupików.

- Ale mówiłeś, że masz też jakieś czerwone rybki - zauważyła.

- Barwieńce czerwone, ale je łatwo zauważyć, bo chowają się między miedzianymi kamieniami, które przy świetle akwarium są bardziej żółte niż czerwone. – Uśmiechnął się.

- Nie przekarm ich tylko - powiedziała.

Zaśmiał się.

- Nie, nie. Tego na pewno nie zrobię - odpowiedział.

- Akwarium stoi w twoim pokoju?

- Tak.

- Ale na noc wyłączasz światło.

- Jest za mocne, nie mógłbym zasnąć - odpowiedział.

- A możesz je jakoś regulować?

Zastanowił się.

- Mógłbym kupić przełącznik...- Zawahał się- Ale co to ma do...?

- Spróbuj kupić ten przełącznik i zamontować go jeszcze dzisiaj, dobrze?

Kiwnął głową.

- I zostaw swoim rybkom światło na noc. A co jeśli one też mają koszmary?- Uniosła delikatnie kąciki, a Trevor uśmiechnął się szeroko.

- Dobrze.

Wstała. Chłopak poszedł jej śladem.

- Do zobaczenia jutro, Trevorze. Sądzę, że godzina 13:00 będzie dla ciebie idealna. Postaraj się wyspać tym razem. I pamiętaj o palcu - powiedziała już powagą- Śmierć nigdy nie jest najlepszym wyjściem - dodała.

- Jasne.- Przeczesał włosy palcami - Do widzenia.

- Do zobaczenia.- Otworzyła przed nim drzwi i pozwoliła, by wyszedł na korytarz, na którym czekała zdenerwowana matka.

Pani Amanda Riceman była kościstą i wysoką jak syn kobietą. Miała farbowane na rudy blond włosy do ramion i ciemne oczy, które podkreślała mocnym makijażem. Ubrana w elegancką garsonkę, stukając obcasami, podeszła do syna.

- Pani doktor, i jak?- zwróciła się do Noelle.

- Próbujemy dalej. Nie poddajemy się, prawda, Trevor?- odpowiedziała, spoglądając na pacjenta.

Kiwnął głową, znów się garbiąc.

- No i z tego, do czego doszliśmy, muszą państwo kupić przełącznik do światła z akwarium.

- Przełącznik?- Uniosła brew.

- Rybki też mogą mieć koszmary i powinny nie spać przy zgaszonym świetle - odpowiedziała spokojnie Noelle.

Pani Riceman zamrugała zaskoczona.

- Rybki?

- Mamo.- Trevor wywrócił oczami - Nie gaś mi dzisiaj światła, to wszystko.

- Nigdy nie gaszę, bo zasypiasz przy zgaszonym - odpowiedziała zdziwiona jeszcze bardziej.

- Trevor wie co robić.- Noelle kiwnęła głową - A i proszę go jutro wcześnie nie budzić. Murio!- zwróciła się do recepcjonistki- Zapisz Trevora na jutro na 13:00.

Brunetka kiwnęła głową.

- Do zobaczenia jutro - stwierdziła Noelle i zniknęła w swoim gabinecie.

Opadła na fotel za biurkiem i zaczęła przeglądać notatki ze spotkania z Trevorem.

Czuła, że się gubi. Nie wiedziała jak pomóc chłopakowi, ale nie zamierzała się poddać. Gorzej, gdy nie znajdzie wyjścia z sytuacji i nie będzie wiedziała jak rozwiązać sprawę.

Miała jakieś dziwne wrażenie, że jeśli się nie podda i doprowadzi chłopaka do równowagi psychicznej, wtedy stanie się coś wielkiego. Czuła, że może to być jakiś przełom nawet dla niej samej.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro