Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piętnasty

Kopuła katedry odbijała dźwięk jej kroków. Echo dochodziło z każdej strony, a ona uśmiechnęła się na widok swojego brata ukrytego w konfesjonale i czytającego brewiarz.

- A dla mnie znajdzie się moment, ojcze? – zapytała cicho.

- Jestem księdzem, nie zakonnikiem... – Podniósł głowę i parsknął śmiechem na widok swojej siostry – Cześć, Noelle. – Wyszedł z konfesjonału, zdjął stułę, wcześniej całując ją i odwiesił ją na haczyk w środku, a potem wsunął brewiarz pod pachę i uśmiechnął się do niej.

- Pomyślałam, że może chcesz zjeść coś z siostrą na mieście – powiedziała, gdy szli razem przez boczną nawę do ołtarza, w stronę przejścia na zakrystię.

- Hm, czemu nie. Znaczy, siostra Felicia gotuje świetnie, nie mam jej nic do zarzucenia.

- Jak ci się tu mieszka?

- Mieszkam tu jakieś trzy dni, więc wiesz... Za dużo nie mogę powiedzieć, ale to miejsce ma coś w sobie. Człowiek czuje się taki mały, prawda?

Oderwała wzrok od anioła na obrazie, który wisiał nad ołtarzem.

- Ano.

- Mocno cię coś fascynuje ten obraz – zauważył Andrew, klękając przed tabernakulum, a Noelle poszła w jego ślady odruchowo, co nie umknęło jego uwadze.

- Twarz tego anioła jest taka.. znajoma.

- Sugerujesz, że widziałaś go już?

- Niekoniecznie. – Przeniosła wzrok na brata, który otworzył przed nią drzwi do zakrystii, a ona poczuła na twarzy podmuch ciepłego powietrza.

- Sądzę, że możemy pójść do tej restauracji na Paddington, w której byliśmy w zeszłym roku na moich i Niny urodzinach – zaproponowała Noelle, a brat połknął haczyk i nieświadomie pozwolił na subtelną zmianę tematu.

- Tą z niedźwiadkiem w logo? Czemu nie. Jest tam mało ludzi, a ty nie lubisz ludzi. – Odwrócił się do niej, mrugając, a ona prychnęła.

- Lubię ludzi. Inaczej nie zostałabym psychiatrą.

- Okej. Nie lubisz tłumów.

- To co innego. – Szła za bratem do część, która należała do plebanii. Przeszli wąskim, kamiennym korytarzem do hallu, który był cały biały.

- Chodź. Poczekasz z siostrą Felicią w kuchni, a ja się przebiorę z sutanny. – Wskazał jej drzwi z pomarańczowymi szybkami. Wewnątrz paliło się światło, które rzucało na podłogę przed ich stopami ciepłe refleksy światła.

Otworzył drzwi, a przy drewnianym stole w kuchni siedziała zakonnica i lepiła... pierożki. Podniosła wzrok nad zaczepionymi na końcu haczykowatego nosa okularów i uśmiechnęła się do Noelle oraz jej brata.

- Siostro, mogę zostawić tu swoją siostrę? Muszę się przebrać.

- Weź jakieś dresy ze sobą, wcześniej idziemy na ściankę wspinaczkową.

- Znalazłaś jakiś w miarę ośrodek?

- Pośpiesz się, bo zanim tam dojedziemy to trochę minie, a pracują tylko do dziewiątej wieczorem.

- Pędzę! Jej! W końcu ścianka wspinaczkowa! – Zanim wbiegł na schody, zrobił najbardziej niedorzeczną rzecz, o jaką mogła go podejrzewać. Podskoczył i stuknął piętą o piętę, a ona parsknęła śmiechem.

- Wprowadził tutaj tak wiele życia. Naprawdę, rozjaśnia nam dni. Proszę, usiądź. – Siostra wskazała jej krzesło naprzeciwko i wróciła do lepienia pierożków, a gdy Noelle zajęła wskazane miejsce, uśmiechnęła się – Noelle, prawda?

- Czyżby Andy opowiadał już o rodzinie?

- Sama go wypytałam już pierwszego wieczora – oparła – Podobno się rozwiodłaś.

Noelle wzruszyła ramionami, składając ręce na podołku.

- Nie chciałam tego. Poza tym, mieliśmy tylko ślub cywilny. – Obserwowała, jak zakonnica zręcznymi palcami wypełnia mały placuszek mięsem i po chwili skleja to w pierożek nie większy niż połączone opuszki palców wskazującego i środkowego.

- Nie martw się, Pan Bóg na pewno przewidział dla ciebie jakąś drogę.

Doktor Harris spojrzała na siostrę błyszczącymi oczami i oparła łokieć na brzegu blatu, a na dłoni oparła głowę.

- Tak siostra sądzi?

Kiwnęła głową i poprawiła okulary.

- Nawet jeśli nie wierzę w Boga?

- A co wiara ma do tego? Bóg zawsze ma dla nas wszystkich plan, dziecinko. Bez różnicy, czy wierzysz, nie wierzysz, czy jesteś chrześcijanką, muzułmanką, buddystką, czy co tam sobie jeszcze wymyślisz. Wszyscy jesteśmy jego dziećmi i kocha nas tak samo, każdego z osobna i wszystkich razem. To, że jedni należą do Kościoła, a drudzy nie, nie robi mu, aż takiej różnicy. Po prostu, przy jednych musi się mniej natrudzić, by sprowadzić ich na swoje ścieżki.

- Nigdy nie patrzyłam na to z takiej strony.

Siostra westchnęła i położyła gotowego pierożka na tackę obok rządku innych już gotowych pierożków.

- Masz brata księdza i nigdy z nim nie rozmawiałaś na te tematy?

- Nie było okazji. W naszym rodzinnym domie raczej się nie rozmawia o Bogu i tych sprawach... Wszyscy akceptują stan rzeczy, jaki jest...

- Aż się dziwię, że Andrew poczuł powołanie – westchnęła siostra Felicia i zalepiła kolejnego pierożka.

Miała bardzo matczyny wyraz twarzy, a jej naznaczona zmarszczkami twarz miała kształt serca. Jasne oczy wydawały się ciepłe niczym letnie niebo, a gdy podnosiła je na Noelle, dziewczyna łapała się na tym, że są bardzo podobne w wyrazie do oczu jej matki.

- Dla mnie zawsze to było zagadką, skąd on wziął to powołanie – przyznała, rozkładając bezradnie ręce.

- Od Boga, siostrzyczko, od Boga.

W drzwiach stał Andrew przebrany w dresowe spodnie, a pod szarą zapinaną bluzą miał koszulkę ze Star Wars, która pamiętała jeszcze czasy, gdy nastoletnia Noelle kupiła mu ją na któreś tam urodziny.

- Obgadujesz mnie? Nieładnie, Noelle.

Spojrzała na niego z politowaniem i wstała.

- Dziękuję za rozmowę, siostro – zwróciła się do swojej rozmówczyni i odwróciła się do brata – Pakuj te śmieszne gacie do wspinaczki, idziemy. – Poklepała go po ramieniu.

- Są równie śmieszne, co...

Walnęła go z całej siły pięścią w to samo ramię, a Andy odskoczył zaszokowany.

- No wiesz ty co!

Uśmiechnęła się złośliwie i wzruszając ramionami, zwróciła się do zakonnicy.

- Dobrej nocy, odstawię go przed ciszą nocną.

- Dobrej zabawy – odpowiedziała kobieta i wróciła do robienia pierożków, a Noelle pociągnęła brata za kaptur bluzy do wyjścia.

***

Facet zapiął jej uprzęż i upewnił się, że dobrze się trzyma liny i nie puści.

- Wspinałaś się kiedyś? – zapytał, poprawiając pasek wokół jej bioder.

- Tia – mruknęła, a on podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się do niej. Niepewnie odwzajemniła uśmiech.

- To znaczy, że nie muszę wam wyjaśniać zasad?

Zanim zdążyła chociażby buzię otworzyć, Andrew wtrącił swoje trzy głosy swoim tenorkiem, który w połączeniu z chmurną miną i założonymi rękami, dawał komiczny efekt.

Brakowało mu tylko elfickich uszu i mógłby się nadawać do ekranizacji jakiejś powieści Tolkiena.

- Nie. Poradzimy sobie.

Instruktor rozłożył ręce.

- W takim razie powodzenia. Jakby co, jestem gotów pomóc. – Odwróciwszy się na pięcie, odmaszerował do swojego krzesełka, a Noelle westchnęła, zgarniając kucyk na plecy i posłała w stronę brata pytające spojrzenie.

- Co to było?

- Jestem twoim bratem. Pilnuję, żeby żaden palant cię nie próbował poderwać.

- Skąd wiesz, że to palant? – Uniosła brew i machnęła ręką – Nieważne. – Podeszła do ścianki wspinaczkowej i jeszcze raz sama pociągnęła za blokadę, sprawdzając czy dobrze działa – Ksiądz mi będzie udzielał rad w sprawach sercowych. – Prychnęła.

Podniosła głowę i otrzepała dłonie.

Na nadgarstkach miała przyczepione plastry usztywniające, które miały nie pozwolić, by niećwiczone nadgarstki nabawiły się jakiejś kontuzji.

Pokręciła nimi i chwyciła najbliższy kamień nad jej głową jedną dłonią. Potem znalazła stopą najniższy punkt i tak po chwili wisiała już przyczepiona do ściany. Z każdym ruchem, szukała bezpiecznego i stabilnego fragmentu ścianki.

- Uch, tylko jak dostanę ataku paniki, to mnie ratuj, okej?- powiedziała, odwracając się do brata. Nogi miała już mniej więcej na wysokości metra.

- Okej. Nie wiem, jak to możliwe, że tak lubisz wspinaczkę, a masz lęk wysokości – odpowiedział Andrew i potarł rudą brodę dłonią – No to zaczynamy. – W odległości metra od siostry sam zaczął włazić na ściankę.

Przez chwilę wspinali się w milczeniu, bo obojgu było ciężko. Ich ciała zapomniały, jak opierać swój ciężar i rozkładać środek ciężkości podczas wspinaczki, a oboje już wyznaczyli sobie cel, że dotrą na sam szczyt, który majaczył pod samym sufitem hali sportowej w Gleeds.

- Co słychać w pracy? – zapytał Andy ni z tego ni z owego. Zatrzymali się na chwilę, by odetchnąć i napić się wody, którą miała przymocowaną do paska Noelle.

- Okej.

- A jak ta dziewczyna?

- Lyanne? Jest w porządku póki co. Wczoraj zadecydowałam razem z nią i jej rodzicami, by przeniosła się do naszej zaprzyjaźnionej kliniki w Szkocji, by odpocząć od tego wszystkiego. Przejmie ją mój kolega ze studiów.

- Taaa? Jaki?

- Warren Lloyd, pewnie go nie pamiętasz, bo tak naprawdę był rok starszy i był w konkurencyjnym kolegium. – Przypięła butelkę do paska i odgarnęła sobie mokre kosmyki za ucho – A u ciebie? Jak tam nowa parafia?

Uśmiechnął się i zaczął znowu się wspinać.

- Ujdzie. Mój proboszcz jest dziwny, ale da się z nim dogadać.

Pokiwała głową i ruszyła do góry.

Przez chwilę biła się z myślami, aż wreszcie westchnęła.

- Andrew?

- Mmm? – Obserwowała przez ramię, jak ustawia wyżej stopy.

- Jesteś egzorcystą...

- Szybka jesteś – parsknął śmiechem i podniósł głowę, a widząc jej drżące w świetle halowych świateł oczy, spoważniał – Coś się stało?

Westchnęła ponownie i ponownie zaczęła się wspinać.

- Chodzi o mojego szefa... Rozmawiałam z nim wczoraj na temat Trevora Ricemana, tego dzieciaka z problemem ze snem.

- I?

- I rzucił teorią, że chłopak może być opętany. – Wytarła spoconą dłoń o koszulkę zanim położyła ją na kolejnym występie – Oczywiście najpierw go wyśmiałam, no bo jak to tak. Lekarz rzuca czymś takim... Ale potem zaczęłam się nad tym zastanawiać.... Znaczy... Ugh... Ibrahim jest muzułmaninem, nie wiem, czy w ten sam sposób rozumiemy opętanie, ale chyba chodziło mu po prostu, że no... że mój pacjent może mieć problemy ze złymi duchami, czy coś tam...

Zapadła względna cisza, pomijając szurające buty do wspinaczki, gdy poruszali stopą opartą o kamienie z tworzywa sztucznego, klimatyzację i ich zmęczone oddechy.

- Ty, żeby postawić diagnozę, potrzebujesz zebrać informacje. Ja też nie powiem ci tak z ręki, czy na pewno jest opętany. To bardzo skomplikowany proces. Ale skoro jesteś jego psychiatrą, powinnaś widzieć pewne objawy, bo w końcu opętanie jest też uznawane za chorobę psychiczną...

Przez chwilę milczenie, a Noelle zastanawiała się nad słowami brata. Czy aby na pewno Trevor miał odmienne stany świadomości, jak to nazwała medycyna opętanie? Nie wydawało jej się. Ten chłopak był po prostu przestraszonym i zmęczonym chłopakiem, którego gnębiły demony przeszłości.

- Nie wydaje mi się... – powiedziała w końcu – Nie pasuje mi to. To raczej jakby coś chciało na niego wpłynąć. Jakoś doprowadzić go do szaleństwa... Do samobójstwa.

- Do tego dążą wszystkie złe duchy. By człowiek popełnił największy grzech i zrzekł się największego daru, jaki dał mu Bóg: życia. Pytanie jak silny jest ten zły duch. I z jakim złem jest związany.

- Co?

- Nawiedzenia demonów albo miejsca, gdzie można je spotkać nie są przypadkowe. Zawsze przyczepiają się do miejsca, gdzie miało miejsce jakieś zło, jakaś zbrodnia. Mówiłaś, że ten chłopak znalazł swoje nieżywego ojca...

- I do tego mieszka w tym pokoju. Co jest najśmieszniejsze, twierdzi, że to jedyne miejsce, gdzie pamięta jak wyglądała jego twarz...

- Cóż, to psychologiczna część, zostawiam ją tobie. Z mojej strony, jako egzorcysty, mogę stwierdzić, że w tym domu, zapewne w tym pokoju zagnieździł się jakiś duch, który teraz gnębi syna, jak zapewne gnębił ojca.

- Możliwe, by go prześladował?

- Teoretycznie, nie powinien. Może zaznaczać swoją obecność, ale nie może na przykład wejść do umysłu i narzucać jakiś myśli, czy zmusić do jakiegoś działania – odpowiedział Andrew.

Noelle była tak pochłonięta swoimi myślami, nie zwracała uwagi na to, z jaką szybkością i jak zwinnie się wspinała. Pamięć jej ciała została poruszona i mogła teraz piąć się do góry po ściance bez większego skupienia się na tej czynności.

- Więc z jakiego piekła to przybyło, że sprawia, że Trevor albo nie śpi po nocach albo ma koszmary, gdzie się topi?

Usłyszała poniżej jak jej brat złapał gwałtownie haust powietrza.

- Ma koszmary?

- No tak. – Starała się nie patrzeć w dół na brata, bo byli tak wysoko, że każde oderwanie wzroku od szczytu ścianki, mogło przyprawić ją o zawał, wstrząs i atak paniki w jednym, a skończyło by się ściąganiem przez strażaków.

- A więc jednak szeptacze.

- Co takiego?

- Szeptacze. To... bardzo trudne do wyjaśnienia. Do tej pory wiemy tylko tyle, że to nie jest zwykły demon, a zagubiona dusza, która pozwoliła się wchłonąć ciemności. Jak sama nazwa wskazuje: szepczą. Uczepiają się jednej osoby i tak długo ją prześladują, podszeptując jej propozycje łatwej i szybkiej śmierci. Mają za zadanie osłabić duszę, tak by albo sama dała przyzwolenie na opętanie albo zabiła się...

- Depresja – powiedziała Noelle – W psychologii są nazywane głęboką depresją...

- Może być i tak. – Andrew westchnął – Pozbycie się ich jest trudniejsze. Nie są właściwie demonami, a by wypędzić demona potrzebne jest imię. One teoretycznie swoje imię posiadają, które dostali na ziemi, ale jak mają je wyznać, gdy prawdopodobnie nie pamiętają nic sprzed czasu ciemności?

- Więc jak można się ich pozbyć?

- A co w średniowieczu poradziłabyś na najazdy rabusiów na twój gród?

- Postawiłabym mocne mury.

- Bingo, siostra. Twój pacjent nie ma żadnych murów. Musicie je wspólnie zbudować. A każde mury, by były mocne i nie do ruszenia muszą mieć solidne fundamenty.

- Musimy dotrzeć do sedna jego problemów. Musimy zrobić miejsce na solidne mury, wyrzucić wszystkie śmieci...

- Tak.

Zadarła głowę, zamykając oczy.

Czy o to cały czas chodziło Azariahowi? By uratowała tę jedną duszę? Czy to dlatego się do niej przyczepił jak rzep do psiego ogona?

Uśmiechnęła się.

Tak, o to cały czas chodziło. To była jej misja, cel, powód. Ale by tego dokonać, potrzebowała jego pomocy.

Mówisz, masz.

Niemal się nie roześmiała, gdy usłyszała jego głos w głowie, ale zamiast tego zaburczało jej głośno w brzuchu.

- Hej. – Odwróciła się w stronę brata – Idziemy coś zjeść?

Andrew spojrzał na nią zdziwiony, widząc jak na jej ustach majaczy uśmiech.

- A wesoło ci tak, bo...?

- Bo rozwiązałam problem, który gnębi mnie od 6 miesięcy. Wiem, jak wyleczyć mojego pacjenta. Wiem, co jest powodem jego problemów. Pomyśl! Gdyby tylko, któryś z jego wcześniejszych lekarzy miał brata-egzorcystę, chłopak nie musiałby się tak długo męczyć! Oczywiście, że mi wesoło! – Rozłożyła ręce, opierając się na samych nogach i posłała bratu szeroki uśmiech – I mam ochotę na zapiekankę – dodała po chwili.

- Ty masz ochotę na zapiekankę? O la Boga! Musimy to świętować! – stwierdził.

Parsknęła nieco nerwowym, ale naturalnym śmiechem.

Poczuła się nagle taka lekka, wreszcie wiedziała w jakim zmierza kierunku i nie musiała po omacku wyszukiwać czegokolwiek, czego mogła się chwycić. Teraz wiedziała dokładnie, do czego zmierza, a sposób zawsze się znajdzie na dotarcie do celu...

Pociągnęła za pasek od uprzęży i poczuła jak jej ciało poddaje się grawitacji i po chwili spada w dół...

***

- Nie wierzę – mruknął Andrew, patrząc jak jego siostra zdejmuje ze swojej zapiekanki pokrojone pieczarki i przekłada je na jego – Ty naprawdę masz zamiar to zjeść.

- Ty też, nie ociągaj się – odpowiedziała mu i naciągnęła na głowę mocniej kaptur miękkiego płaszcza.

Siedzieli na schodach, które prowadziły do kolumny na Trafalgar Square. Była 21:38, środek tygodnia, a ona, Noelle i jej brat-egzorcysta, Andrew siedzieli w delikatnej mżawce i zabierali się za kupione ulicę dalej zapiekanki na grubym cieście z mnóstwem sosu pomidorowego (który raczej był po prostu rozcieńczonym przecierem pomidorowym), żółtego sera, szynki i pieczarek, których swoją porcję, Noelle właśnie oddawała bratu.

- Zwariowałaś – mruknął i westchnął, biorąc pierwszy kęs zaraz po siostrze – Ej, to nie jest takie złe.

- I tak najlepsze zapiekanki są w New Harbour na placu Curie'ch – odpowiedziała i przez chwilę w milczeniu żuła swoją zapiekankę, śledząc wzrokiem przesuwający się przez plac tłum.

Andy wiele by dał, by dowiedzieć się, co takiego chodzi jego starszej siostrze po głowie w tym momencie.

- Czego chciał od ciebie ten instruktor, jak oddawałaś mu uprzęże?- zapytał Andrew.

- Ach, próbował wcisnąć mi swój numer. – Machnęła dłonią.

- A ty?

- Powiedziałam mu, że już kogoś mam.

Zakrztusił się i spojrzał na nią zdumiony. Przez chwilę po prostu wpatrywał się w doktor Harris pewny, że się roześmieje i powie, że to żart. Dla niego, gdy była w tak dziwacznym stanie, nie zdziwiło by go to.

- Co?

Uśmiechnęła się półgębkiem i wgryzła w zapiekankę.

- Ale nie miałaś na myśli Jima?

Spojrzała na niego, jak na idiotę.

- No chyba gorzej z tobą. Jasne, że nie. Jim jest daleko za mną. To przeszłość – dodała nieco ciszej, a jej kocie oczy przygasły.

- Więc masz jednak kogoś?

Nie mógł w to uwierzyć. Z jednej strony bardzo się cieszył, że siostra wreszcie przestała się kurczowo trzymać trudnego związku z przeszłości, ale z drugiej strony martwił się, że kolejny sukinsyn wykorzysta jego niewinną siostrzyczkę.

- Można tak powiedzieć...- Potarła kark – Nie byliśmy jeszcze na żadnej randce, ale mu to obiecałam, że się zgodzę poświęcić mu swój czas, więc... – Spojrzała niepewnie na brata.

- Nie masz zielonego pojęcia, jak się cieszę!- Przytulił ją mocno – Ale za trzymanie tego w tajemnicy przed rodziną, obrzucę cię klątwą kościelną! – zażartował.

Zaśmiała się, oddając bratu uścisk.

- Dzięki, brat. To miłe, że mnie wspierasz.

- Od tego są bracia, siostra – odparł, odsuwając się i wziął porządnego kęsa.

Teraz już naprawdę nic go nie zdziwi.     

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro