Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Napaść na funkcjonariusza.


Mogłam śmiało przyznać, że rozwiązanie jednego problemu powodowało pojawienie się na horyzoncie dwóch kolejnych, nakręcając tę spiralę coraz bardziej. Czy mogłam mieć do kogoś o to pretensje? Tak, do samej siebie. Podjęłam w swoim życiu tyle złych decyzji, że odkręcenie tego nie wchodziło już w grę. Musiałam brnąć w to, co dawało mi życie licząc, że na końcu nawet na mnie czekało światełko w tunelu.

– Cieszę się, że Melania zgodziła się z tobą zamienić – rozentuzjazmowany ton głosu rudowłosej dotarł do mnie ciepłym tchnieniem przyjemnie łaskocząc skórę szyi. W sumie nie podejrzewałam, że blondynka bez słowa sprzeciwu zdecyduje się na tę zamianę. Chociaż dobrze wiedziałam, czym się kierowała. Praca z Aleksandrem wiązała się z większym zarobkiem przy rozprowadzaniu substancji psychoaktywnych. – Zaczynała mnie wkurwiać ostatnio – odetchnęła Blanka, opierając się łokciami o blat baru. Zmrużyłam oczy, zarzucając ścierkę na ramię.

– Czemu? – spytałam nie kryjąc zaskoczenia. Przez cały czas wydawało mi się, że dziewczyny są naprawdę dobrymi koleżankami, może nawet przyjaciółkami. Zdziwiłam się stwierdzeniem rudowłosej.

– Zaczęła kręcić z moim bratem – wyszeptała tak cicho, jakby zdradzała mi co najmniej tajemnicę wagi państwowej.

– Co?! – wypadło z moich ust, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

– No to! – warknęła, wyrzucając nerwowo ręce w powietrze – Najgorsze, że jemu to nie przeszkadza.

– To chyba dobrze – mruknęłam niepewnie.

– Dobrze? To fatalnie! To jest... – próbowała znaleźć odpowiednie słowa, błądząc wzrokiem po sali. Wypuściła powietrze z ust, układając je w grymasie – już nie chodzi nawet o różnice wieku, miłość rządzi się swoimi prawami. Ale kurwa to jest mój brat! A ja ją traktuję jak siostrę, wiesz jakie to jest niesmaczne? To jak kazirodztwo! – jęknęła zrozpaczona, układając dłonie na moich ramionach i wpatrując się rozżalona prosto w oczy. No cóż, stawiając sprawę w ten sposób mogłam stwierdzić, że po prostu czuła się nieswojo w takiej sytuacji. – W dodatku wiesz, on jest detektywem, ona sprzedaje narkotyki, on współpracuje z policją, ona raczej rozmija się z prawem. To się nie uda, to się źle skończy – marudziła i musiałam przyznać jej rację. Blanka trzymała się z daleka od całej tej szopki, czasami zdarzało jej się brać coś na imprezach, ale sama nie sprzedawała. Mówiła, że nie chce się pakować w coś, co mogłoby zaszkodzić jej bratu. Popierałam ją, komuś na niej zależało, więc dla jego dobra nie pakowała się w kłopoty.

Uśmiechnęłam się pocieszająco, łapiąc między palce kilka rudych kosmyków włosów i założyłam je za ucho dziewczyny.

– Dobrze, że mam ciebie i ty nie lecisz na mojego brata – odetchnęła z ulgą, nadal wwiercając we mnie swoje szare tęczówki. – Za to masz nasrane w głowie ze Starskim – prychnęła, kręcąc głową na boki. Zabrała ręce z moich ramion i ułożyła je na swoich biodrach. – Czy ja ci kiedyś nie wspominałam, że to skurwysyn?

– Wspominałaś – przewróciłam oczami. Nie podobało mi się w jakim kierunku zbaczał temat naszej rozmowy. Nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać o Aleksandrze.

– Więc jakbyś zapomniała, to skurwysyn, nie zaprzątaj sobie nim głowy – spojrzała na mnie wymownie, zarzucając włosami – idę na fajkę – poinformowała krótko i zniknęła na zapleczu.

Przez moment w lokalu zapanował wzmożony ruch, w końcu czwartek to taki mały piątek i ludzie wpadli na szybkie piwo przed powrotem z pracy do domu. Zamówienia sypały się jedno za drugim, dlatego nie miałyśmy nawet czasu podrapać się w tyłek. Nie zmieniało to jednak faktu, że lubiłam pracować z Blanką, o czym zdążyłam się przekonać, gdy zastępowałam kilka razy Melanię na zmianie. Uwielbiałam tę synchronizację. Rudowłosa po tym, jak chaos zdążył ostygnąć, zniknęła ponownie na fajce informując, że musi się odstresować po obrzydliwym kliencie, którego miała nieprzyjemność obsługiwać. Ja zostałam za barem i polerowałam umyte szklanki.

Uniosłam kącik ust do góry, gdy rozglądając się po pomieszczeniu ujrzałam czarną burzę loków opierających się leniwie o blat baru. Mężczyzna wpatrywał się intensywnie w jeden punkt zlokalizowany przed sobą. Powiodłam w tamtym kierunku wzrokiem, biorąc kolejny kieliszek w dłonie. Niestety nie zauważyłam niczego interesującego w miejscu, które tak zaintrygowało policjanta.

Gdy kolejne szkło było suche, odłożyłam je na miejsce, a szmatkę przerzuciłam sobie przez ramię. Wspierając się na palcach stóp, oparłam się rękoma o blat baru najdalej jak tylko mogłam. Zapach męskich perfum dotarł w kilka sekund do moich nozdrzy. Zaraz po nim poczułam palony tytoń.

– To chyba twój szczęśliwy dzień – cichy pomruk opuścił moje wargi, wprawiając w drżenie powietrze, które rozbiło się niedaleko ucha Marcela. Mężczyzna niespiesznie zwrócił głowę w moim kierunku, unosząc brew do góry i wpatrując się we mnie ze znudzeniem.

– Nie powiedziałbym – wycedził chłodnym tonem, na powrót przenosząc wzrok w bliżej nieokreślone miejsce na sali.

– Czy ty zawsze jesteś taki... – zaczęłam cicho formować myśli w jego kierunku, jednak nie dane było mi skończyć.

– Jaki? – przerwał mi, posyłając to przenikliwe spojrzenie szafirowych tęczówek, wykręcające wnętrze. Zaschło mi w gardle.

– No właśnie taki – warknęłam rozjuszona, na co uniósł zadowolony kącik ust w cynicznym uśmiechu.

– Przyszedłeś tu na drinka odpocząć po pracy? – zagadałam niepewnie, wewnętrznie łudząc się, że może jakimś zrządzeniem losu uda nam się znaleźć wspólny język. W końcu przez bliżej nieokreślony czas będziemy musieli współpracować, jeżeli tak mogę to nazwać.

– Niekoniecznie – wzruszył ramionami.

Cofam to. Moja obłuda właśnie roztrzaskała się na kawałki. Jasne, nie byłam godna prowadzenia small-talku z wielce szanownym, rozumiałam i jakoś nie będzie mi z tego powodu przykro.

– Okej, okej – uniosłam ręce w geście obronnym. – Chciałam być miła – mruknęłam cicho, bardziej do siebie niż do Marcela.

Powiedziawszy to, odbiłam się od blatu, mając w zamiarze skończyć wycieranie szklanek. Policjant jednak odwrócił się całkowicie w moją stronę, opierając łokcie na drewnie.

– Powiedzmy, że jestem tu prywatnie, nie ma to nic wspólnego z moim życiem zawodowym – odetchnął głęboko, jakby walcząc ze sobą, czy w ogóle powinien poruszać ze mną ten temat. – Jeden dupek – zerknął przez ramię na lożę stojącą niedaleko. Przeniosłam spojrzenie w tę samą stronę, jednak z tej odległości nie widziałam na kogo konkretnie patrzymy. – Składał niemoralne propozycje komuś, kogo pośrednio znam, jako jedyną opcję na awans. Niestety niekompetentny urząd, do którego zostały zgłoszone zarzuty, twierdzi, że ma za mało dowodów – prychnął wyraźnie zirytowany tą sytuacją. Powróciłam spojrzeniem na jego twarz, na której malował się grymas niezadowolenia. – Potrzebuje namacalnych dowodów.

Próbowałam przetrawić informacje, którymi podzielił się ze mną policjant.

– W sumie – uśmiechnęłam się konspiracyjnie, pochylając się w stronę kręconowłosego, bo wpadło mi coś do głowy. Coś bardzo głupiego. – Mogłabym podejść do niego i między słowami zapytać czy nie przyjąłby mnie na praktyki. Jeżeli składał niemoralne propozycje za awans to może za zatrudnienie też tak robi – wzruszyłam ramionami.

– Nie głupie – pokiwał głową z uznaniem. – Mam coś, co może się przydać – odparł szybko, szukając czegoś po kieszeniach spodni. – Trzymaj – wyciągnął w moją stronę malutki przedmiot. Ściągnęłam zdziwiona brwi, spoglądając to na urządzenie to na wyraźnie zadowoloną minę policjanta. – To podsłuch, nagra wszystko o czym rozmawiacie, schowaj go w niewidocznym miejscu.

Skinęłam głową w zrozumieniu i złapałam przedmiot w dwa palce, zatrzymując w zwiniętej pięści.

– Zaraz wrócę – poinformowałam mężczyznę i nie czekając na jego reakcję, skierowałam się na zaplecze, w międzyczasie chowając urządzenie do biustonosza. Stamtąd liczyłam, że nie ucieknie.

Zniknęłam na zapleczu, odwiązując fartuszek i przerzucając go przez ramię. Podeszłam do swojej szafki, odblokowałam kłódkę krótkim kodem i wrzuciłam do środka wcześniej ściągniętą rzecz. Usiadłam na ławeczce stojącej zaraz przy metalowym regale i zmieniłam stare conversy na szpilki, które z jakiegoś bliżej nieznanego powodu leżały w szafce. Najprawdopodobniej zostawiłam je tam kiedyś i zapomniałam o nich.

Podniosłam się, poprawiając ręką oklapnięte włosy, następnie podciągnęłam materiałowe, luźne spodnie, które miałam na sobie. Odpięłam kilka guzików czarnej, oversizowej koszuli, której nadmiar tkaniny upchałam za pas. Złapałam za perfum, spryskując się odświeżającą mgiełką i schowałam wszystko z powrotem do szafki, zamykając ją kłódką.

Wzięłam kilka głębokich oddechów, przytrzymując je przez chwilę w płucach. Zastanawiałam się komu i co próbowałam w tym momencie udowodnić. Marcelowi, że wcale nie jestem taka do niczego? Czy sobie, że bez Aleksandra dam radę?

Przymknęłam powieki, rozmasowując opuszkami palców pulsujące skronie. Gdy rozchyliłam na powrót oczy, ruszyłam w stronę tylnego wyjścia, licząc, że Blanka w dalszym ciągu paliła tam papierosa. Chociaż sądząc po czasie jaki spędziła na świeżym powietrzu, to raczej na jednej fajce się nie skończyło.

Otworzyłam drzwi i od razu rzuciła mi się w oczy rudowłosa, która siedziała na murku.

– Będzie ci przeszkadzać jak skończę już zmianę? Mam coś do załatwienia – ciche pytanie opuściło moje wargi, chociaż nieszczerość paliła mnie w język. Niby nie skłamałam, ale poczułam się nieswojo.

– Jasne – machnęła ręką – ta młoda zajmuje się stolikami? – spytała, na co kiwnęłam twierdząco. – To dobrze, ja zaraz wrócę.

Wycofałam się z powrotem do środka, zostawiając Blankę na zewnątrz. Szybkim krokiem ruszyłam do głównej sali.

Przystanęłam obok mężczyzny i oparłam się plecami o blat. Na kilka chwil zawiesiłam spojrzenie na jego szerokim barku, który otulony był materiałem czarnej koszuli, na mocno zarysowanej szczęce ozdobionej ciemnym zarostem, rzęsach, które były tak nieludzko długie i skręconych w nieładzie włosach, które całemu jego demonicznemu wyglądowi dodawało chłopięcego uroku. Wyczuł chyba, że się na niego patrzę. Leniwie odwrócił głowę, znudzonym spojrzeniem omiatając moją twarz, uniósł szyderczo kącik ust. Przewróciłam oczami, przenosząc wzrok na salę.

– Jak nazywa się ten facet? – spytałam cicho, rozglądając się po pomieszczeniu, jednak żadna osoba nie wydawała mi się na tyle odpowiednia, aby podejrzewać, że to był właśnie cel kręconowłosego.

– Czy to istotne? – zblazowany tembr głosu wypadł z jego ust, na co zmarszczyłam brwi.

Jaja sobie robił? To chyba logiczne, że potrzebowałam informacji na temat mężczyzny, z którego miałam cokolwiek wyciągnąć.

– Ty tak serio? – nerwowym ruchem odwróciłam się do niego, opierając bokiem o drewniany blat, który nieprzyjemnie zaczął się wbijać w moje żebra. Westchnął tylko znudzony. – Jak ty to sobie wyobrażasz, że mam ot tak podejść do obcego typa i co, rozebrać się, przystawić mu nóż do gardła żeby zaczął gadać? Bo nie rozumiem – wyrzuciłam z siebie pretensjonalnie, próbując posłać mu takie spojrzenie, jakim on obdarzał mnie.

– Patryk Gajewski, dyrektor banku – rzucił jak gdyby nigdy nic.

Tak, to mi mówiło tak wiele! Przewróciłam oczami.

– Daj telefon – wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, jeżeli on nie ma zamiaru nic więcej powiedzieć, sama znajdę jakieś informację w internecie. Cokolwiek, abym nie wyszła na większą idiotkę niż miałam wyjść. Popatrzył na mnie w uniesioną w zdziwieniu brwią. – Swój zostawiłam na zapleczu.

Sapnął jedynie pod nosem, wyciągnął z kieszeni spodni urządzenie, odblokował je i podał w moją stronę. Mierzyliśmy się chwile ciężkimi spojrzeniami, gdy złapałam w dłoń telefon, a on nie chciał go puścić. W końcu odpuścił i z powrotem odwrócił wzrok na parkiet. Jego zblazowana, wiecznie znudzona postawa działała mi na nerwy. Jakby nic nie miało znaczenia, jakby nikt nie miał znaczenia.

Perfidny uśmiech zaczął błąkać się po moich wargach. Wpisałam w urządzenie swój numer telefonu, chcąc sprawdzić czy i w jaki sposób miał mnie zapisaną.

Gówniara

Uniosłam brew w konsternacji, parskając śmiechem.

– Poważnie, nie było cię stać na lepsza ksywkę? Kreatywność zawiodła? – mój głos ociekał nieukrywaną drwiną.

– Jesteś bezczelna – skwitował krótko moje zachowanie, jednak nie wyglądał jakby w jakikolwiek sposób ruszyło go naruszenie prywatności.

Nadal pozostawał tak okropnie znudzony.

Wyklinając go w duchu, przejrzałam kilka stron internetowych, w tym Wikipedię, wpisując uprzednio imię i nazwisko dyrektora banku. Mężczyzna może nie znalazł się w setce najbogatszych ludzi naszego kraju, ale na pewno mógł się pochwalić drogimi samochodami i co tydzień nową koleżanką z pracy, z którą był widywany. Zdecydowanie niepokój wzbudzały informacje na temat sposobów awansu, czy rekrutacji, których dyrektor zdaje się ani razu nie skomentował, czyli faktycznie coś było na rzeczy, a do tej pory nikt niczego mu nie udowodnił.

Szturchnęłam policjanta, oddając mu telefon.

– Już? – spytał beznamiętnie, chowając urządzenie do kieszeni spodni. Potwierdziłam kiwnięciem głową. – Będę tu stał i miał na wszystko oko, w razie jak sprawy zajdą za daleko to będę interweniował – z wyraźnym zainteresowaniem skanował wyraz mojej twarzy.

– Życz mi powodzenia – mruknęłam okiem i ruszyłam w kierunku odpowiedniej loży. Przeglądając internet napatrzyłam się na zdjęcia dyrektora i już dobrze wiedziałam na kogo przez ten cały czas złowrogo spoglądał Marcel.


***


Udawanie naiwnej panienki zdecydowanie się opłaciło. Głaskanie jego wybujałego ego i niby przypadkowe muśnięcia skóry zwalniało hamulce mężczyzny. Rozpięcie kilku pierwszych guzików koszuli było strzałem w dziesiątkę. Materiał osunął się z ramienia uchylając rąbka koronkowego biustonosza i obojczyk, a ja udawałam, że wcale tego nie zauważyłam. Ale on zauważył, wgapiając się w widoczną skórę tak bezczelnie i obrzydliwie, że miałam ochotę wbić sobie w oczy widelce aby nie musieć tego oglądać. Albo jemu. Jeszcze nie zdecydowałam. Nie byłam pruderyjna, ale tak prymitywne zachowania były niesmaczne.

– Żartujesz? – roześmiałam się przesadnie, nieznacznie zahaczając palcami o jego dłoń.

Mężczyzna pokiwał głową, wyraźnie zadowolony z tego, jakie wrażenie na mnie robił. Czułam się taka zażenowana!

– Idę po drinka, masz na coś ochotę? – wymruczał cicho, pochylając się nad moim uchem, nieznacznie wargami muskając policzek. Z obrzydzenia skręciło mi żołądek. Uśmiechnęłam się niewinnie do dyrektora, nerwowo zakładając kosmyk włosów za ucho.

– Nie, dziękuję, mam jeszcze – odpowiedziałam z pozoru spokojnym tonem, chociaż w środku zaczynałam się gotować. Na potwierdzenie swoich słów złapałam w dłonie szklankę, mając ochotę jej zawartość wylać na koszulę mężczyzny, a szkło roztrzaskać na jego głowie. Jednak nic takiego nie zrobiłam. Zamoczyłam jedynie usta w napoju, wewnętrznie krzycząc na smak alkoholu, który rozlał się po moim języku.

Jak ja tego nienawidziłam.

Odsunął się ode mnie, opuszczając loże i kierując się w stronę baru. Gdy był wystarczająco daleko, wypuściłam ze świstem powietrze z ust. Poprawiłam się na miejscu, nakrywając ramię i naciągając koszule, aby lepiej był widoczny mój zdecydowanie marny dekolt. Jednak dyrektorowi to nie przeszkadzało, cycki to cycki i tyle.

Uniosłam spojrzenie, natrafiając na przenikliwe szafirowe tęczówki i nawet z tej odległości widziałam, że się gapił. Perfidnie. Uniósł brew do góry, na co puściłam mu oczko.

Po chwili mężczyzna wrócił, rozsiadając się wygodnie na wcześniej zajmowanym miejscu.

– Tak sobie myślałam – zaczęłam niewinnie, obracając kosmyk włosów wokół palca – czy byłaby możliwość odbycia w pańskim banku stażu?

Na jego wargach pojawił się zdecydowanie zbyt pewny uśmiech.

Przełknęłam nerwowo ślinę.

– Oczywiście, chętnie przyjmujemy ambitne, młode kobiety w swoje szeregi.

– Naprawdę? – zaświergotałam radośnie, sama sobie mając ochotę strzelić w twarz. Najlepiej krzesłem.

– Tylko musisz się wykazać – obniżył ton głosu, spoglądając na mnie wyzywająco.

– Jak wykazać? – zapytałam, zagryzając wargę. Ręka mężczyzny powolnym ruchem zaczęła wdzierać się w okolice moich ud, sunąć niespiesznie w górę.

– A jak bardzo ci zależy? – wymruczał, ogarniając drugą ręką włosy z mojej twarzy i przeczesując je za ucho. Palce jego dłoni kreśliły kółeczka na moim udzie.

Wewnętrznie mną trzęsło. Ze wszystkich głupich rzeczy jakich się w życiu dopuściłam ta chyba była najgłupsza.

Spojrzałam z nadzieją w kierunku baru, licząc, że właśnie w tym momencie sprawy zaszły za daleko, jednak nigdzie nie mogłam zlokalizować kręconowłosej głowy. Serce żałośnie zaczęło obijać się o żebra. Czy on... czy on mnie zostawił?

Odnosiłam wrażenie, jakby ktoś odgrodził mnie grubą szybą od rzeczywistości, świat zwolnił bieg, czułam się, jakbym obserwowała wszystko jako widz, a nie brała w tym czynny udział. Szum przepływającej w uszach krwi podsycał tylko chaos panujący w głowie. Zanim zdążyłam oprzytomnieć i otrząsnąć się, mężczyzna ciągnął mnie za przedramię po szklanych schodach do jednej z sal vip.

Z nerwów pojawiły mi się mroczki przed oczami. Nie lubiłam gdy sytuacja mnie zaskakiwała, gdy coś szło nie tak, jak zaplanowałam. Dopiero trzask zamykanych drzwi przywrócił mnie do rzeczywistości.

Myśl Rozalia, myśl!

Serce biło mi jak oszalałe, jakby miało się zaraz rozpaść na kawałki.

– A teraz możesz wziąć sprawy stażu w swoje ręce, albo usta, zależy jak wolisz na początek – mocny, pewny siebie tembr przerwał panującą ciszę.

Obrzydzenie skręciło mój żołądek i naprawdę myślałam, że zaraz zwymiotuję. To wszystko działo się zdecydowanie za szybko, nie miałam czasu żeby znaleźć jakieś wyjście z sytuacji.

– Ja... – rozchyliłam wargi, rozglądając się nerwowo na boki, licząc na nagłe olśnienie – chyba muszę wyjść – powiedziałam szybko, z powrotem spoglądając na dyrektora.

Tak kretynko, na pewno cię teraz stąd wypuści! Brawo!

– O nie skarbie – zaśmiał się perfidnie – zaszliśmy już za daleko, nie możesz mnie zostawić takiego rozpalonego.

W jego spojrzeniu tlił się obłęd.

Zamknęłam oczy, chcąc po prostu zniknąć, zapaść się pod ziemię, rozpłynąć w powietrzu. Gdybym tylko była wierząca pewnie odmawiałabym teraz modlitwę. Ale nie byłam, więc pozostało mi odnalezienie ciszy wśród chaosu panującego w moim umyśle.

W moich uszach boleśnie dźwięczał odgłos odpinania paska, a następnie rozpinania rozporka. Moje nogi były jak przyspawane do podłogi, nie byłam w stanie ruszyć się w żadną stronę, zapomniałam w ogóle gdzie znajdowały się drzwi, a przecież znałam te sale na pamięć!

Coś boleśnie zaciskało się na mojej posiniaczonej krtani, ledwo byłam w stanie przełknąć ślinę, która nagromadziła się w mojej buzi. Struga potu spłynęła mi po plecach. Czułam się jakby coś ciężkiego osiadło na moich płucach, nie mogłam zaczerpnąć nawet jednego, beznadziejnego oddechu!

Nagły trzask drzwi sprawił, że podskoczyłam w miejscu, a serce podeszło mi do gardła. Zamglonym wzrokiem odnalazłam dwóch policjantów, jeden w kilku szybkich ruchach złapał dyrektora, a drugim był Marcel. Niewiele myśląc, na drżących nogach, ruszyłam w kierunku kręconowłosego.

– Zrobiłeś to specjalnie i zostawiłeś mnie tam! – łamliwy krzyk wypadł mi z ust. To wszystko to było za dużo, działo się za szybko, nie miałam czasu... nie miałam możliwości nawet przez chwilę zebrać myśli!

– Nie ukrywam, że trochę cię podpuściłem, żebyś wzięła w tej całej eskapadzie udział, ale to był twój pomysł – mówił tak przerażająco spokojnie, otulając mnie obojętnym spojrzeniem. Miałam ochotę się rozpłakać.

– Wiesz co – wycedziłam przez zaciśnięte ze złości zęby, robiąc dwa kroki w kierunku policjanta. Mierzyliśmy się na spojrzenia, zanim moja otwarta dłoń z głuchym dźwiękiem wylądowała na policzki funkcjonariusza. Jego głowa odskoczyła w bok. Widziałam jak w jednej chwili napięły się na nim wszystkie mięśnie, a klatka piersiowa z przyspieszeniem zaczęła się unosić i opadać. W moim ciele natomiast tańczyła furia podsycana adrenaliną. Zazgrzytałam zębami. – Możesz mi dopisać napaść na funkcjonariusza do kartoteki, mam to w dupie!

Powolnym ruchem odwrócił na powrót głowę, poruszając nieznacznie szczęką i dłonią rozmasowując policzek. Wbił we mnie pociemniałe tęczówki, w których huragan niszczył wszystko, co napotkał na drodze.

– Daję ci jedyną szansę abyś przeprosiła – obniżył ton.

– Nie będę przepraszać za coś, co z chęcią zrobiłabym drugi raz – odparłam hardo, jednak z każdą upływającą sekundą czułam jak coraz większa gula rosła w moim gardle. – Zostawiłeś mnie tam samą z facetem, który molestuje kobiety – głos zaczynał mi się łamać, z trudem przełknęłam ślinę. – Nie taki był plan! – płaczliwy jęk opuścił moje wargi, a powieki zaczynały piec. Matko, nie teraz. – Jakbyś nie zauważył jestem kurwa tylko człowiekiem, a nie pierdoloną zabawką bez uczuć! – wykrztusiłam z siebie, zagryzając dolną wargę. – Nie miałeś prawa mnie tak potraktować – ledwo słyszalny szept rozpłynął się w ciężkiej atmosferze.

Nie zdążyłam nawet zarejestrować, kiedy policjant w dwóch krokach znalazł się przy mnie i złapał moje policzki w swoje ciepłe dłonie, zmuszając do skupienia rozbieganego wzroku na jego tęczówkach, które zaledwie w kilka chwil z huraganu zmieniły się w spokojny bezkres.

– Wyjaśnijmy sobie jedno, zanim będziesz rzucać bezpodstawne oskarżenia – zaczął cicho, uważnie mknąc spojrzeniem po mojej poczerwieniałej od burzy emocji twarzy. – Miałaś cały czas podsłuch ze sobą, wszystko słyszałem na bieżąco. Musiałem wyjść odebrać telefon, nie zostawiłem cię – tłumaczył powoli i spokojnie, ważąc każde słowo, jakby opowiadał bajkę małemu dziecku. – Nie zostawiam swoich, nigdy kurwa nie zostawiam swoich, nawet jeżeli chodzi tu o ciebie. Jeżeli sytuacja jest bez wyjścia to wchodzę oknem – stwierdził z przekonaniem tonem, który nie znosi sprzeciwu. – I dorośnij, podejmujesz dorosłe decyzje to musisz mierzyć się z ich konsekwencjami. To był twój plan, podjęłaś ryzyko jakie to ze sobą niosło. Nie maż się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro