Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Chciałbym umieć cię kochać w taki sposób, w jaki na to zasługujesz.


Do pracy szłam dosłownie na ostatnią sekundę, aby przypadkiem nie napatoczyć się na Aleksandra. Wiadomo, wspólna zmiana zmuszała mnie do przebywania z nim w tym samym budynku, najprawdopodobniej miniemy się, czy szturchniemy w ciągu dnia nie raz, jednak wolałam ograniczyć to do niezbędnego minimum.

Powoli kierując się w stronę lokalu, widziałam z oddali jak Starski otwierał ten przybytek nędzy i rozpaczy. Z ulga wypuściłam powietrze spomiędzy warg, chociaż serce w klatce piersiowej tłukło się niepokojąco. Ręce pociły mi się nieznośnie z nerwów. Oglądanie Aleksandra wywoływało skurcz w żołądku i nie byłam pewna, czy to te durne motyle, czy odruch wymiotny.

Gdy zniknął za drzwiami wejściowymi, ruszyłam żwawszym krokiem. Musiałam to mieć za sobą. Nie mogłam się przecież go bać. To Aleksander.

To mój Aleksander.

Matko, jak to żałośnie brzmiało.

Przekraczając próg, skierowałam się od razu na zaplecze, aby wygrzebać się z kurtki i zostawić ją w szafce. Rozglądałam się czujnie dookoła, jednak po Starskim ślad zaginął. Rozpłynął się i może on również uznał, że unikanie mnie będzie dobrym rozwiązaniem. Przynajmniej w czymś mogliśmy się zgodzić.

Czas dłużył się okropnie, pomimo sylwestrowej aury, ludzi w lokalu było jak na lekarstwo. Odwiedzały nas pojedyncze zagubione dusze, które zbłądziły na życiowym zakręcie. Nie było co robić, bar zdążyłam posprzątać trzy razy, zmywak błyszczał tak, jak jeszcze nigdy, robiłam kolejną rundkę na sali, aby powycierać czyste stoliki. Nie potrafiłam ustać w miejscu i cieszyć się chwilą spokoju, nadal towarzyszyła mi świadomość, że Starski gdzieś tutaj się krzątał, zazwyczaj widywałam go z bezpiecznej odległości z drugiego końca pomieszczenia, jednak nie mogłam zakładać, że ten stan utrzyma się do końca zmiany.

Zastygłam w bezruchu.

Usłyszałam go. Nie musiałam go nawet widzieć, by wiedzieć. Sposób poruszania się, wybijania rytmu na posadzce przy wykonywaniu kroku, a nawet odgłos oddechu, miarowy i spokojny.

Przeklęłam w duchu i chociaż bardzo nie chciałam, odwróciłam się w jego stronę. Nie mógł mieć możliwości zaskoczenia mnie. Uniosłam leniwie wzrok do góry, spoglądając na niego z zimną surowością i obojętnością. Kącik jego ust drgnął ku górze w pełnym satysfakcji uśmiechu. Przystanął zaledwie kilka kroków ode mnie. Serce tłukło mi się w piersi.

– Jak na kogoś, na kim postawiono krzyżyk, wyglądasz całkiem żywo – mruknął prześmiewczo, uważnie taksując mnie przeszywającymi tęczówkami. Zmrużyłam oczy. – Tak, tak, wiem wszystko. Ja zawsze wiem wszystko. I możesz mieć mnie za potwora w ludzkiej skórze, ale do kurwy nędzy, troszczę się o ciebie, czy ci się to podoba, czy nie. – Jego niski ton zmroził mi krew w żyłach. Stał przede mną jak gdyby nigdy nic, śledząc z uwagą każdą mimikę, która spływała na moją twarz. Starałam się przywdziać obojętność, jakby jego obecność w ogóle mnie nie obchodziła, jednak on dobrze wiedział, że to nieprawda i potrafił dostrzec wszystko, co skrzętnie próbowałam chować w najczarniejszych odmętach duszy.

– Czy ty się do cholery słyszysz? – parsknęłam gorzko. – Jeżeli twoja troska ma wyglądać w taki sposób, to ja podziękuję. – Wyciągnęłam przed siebie ręce w przerysowanym, teatralnym geście obronnym.

– Myślisz, że takie ładne dziewczynki jak ty mają jakiekolwiek szansę, gdy zostają złapane przez bandziorów ich pokroju? – Kpiący uśmiech rysował się na jego wargach. Zrobił krok w moją stronę, na co automatycznie się cofnęłam, łapiąc nerwowy wdech w płuca. Uderzyłam tyłkiem o stolik. Podparłam się dłońmi, nieznacznie tracąc równowagę. – Myślisz, że ten twój, pożal się boże, policjant najpierw miesiącami szuka punktu zaczepienia, a potem cudownie z dnia na dzień znajduje lokalizację jednego z centrów dystrybucji, bo dama znalazła się w opałach? – Każde słowo wypowiadał ze stoickim spokojem. Pytania opuszczające jego krtań odbijały się echem w mojej głowie. Zaskoczenie uniosło mi brew. – Jesteś tak bardzo naiwna Rozalia, żyjesz w swojej utopijnej bajeczce, to całkiem słodkie, ale kiedyś cię zgubi.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

I chociaż starałam się, aby mój głos był pozbawiony jakichkolwiek emocji, to niestety drgnął niespokojnie. Słowa, które z tak przerażającą beznamiętnością spływały po jego wargach, wydawały mi się nieprawdopodobne, jednak odnajdywałam w nich jakiś sens, jakąś logikę, ale przede wszystkim gryzło mnie to, skąd on w ogóle wiedział i obawiałam się, że odpowiedź niekoniecznie mi się spodoba.

– Dobrze wiesz, co chcę powiedzieć. – Uniósł drwiąco kąciki, kręcąc głową rozbawiony. Schował dłonie w kieszeni spodni, pochylając się nade mną. Zapach drogi, eleganckich perfum, które kojarzyły mi się tylko i wyłącznie z nim, zatańczył w nozdrzach, a do głowy uderzyło zdecydowanie zbyt intensywnie ciśnienie, powodując chwilowe zawroty. Zdławiłam oddech w klatce piersiowej, nie spuszczając wzroku z bursztynowych tęczówek. Widział to wszystko, widział, co ze mną robił i był zadowolony, upijając się moim brakiem samokontroli, chociaż łudziłam się, że potrafiłam przy nim zachować pokerową twarz. – Ludzie ich pokroju nie cackają się z zakładnikami, nie miałaś szans, by to przeżyć, policja nie miała szans, by cię w odpowiednim czasie znaleźć. Żeby w ogóle cokolwiek znaleźć.

Przełknęłam nerwowo ślinę.

– Nie rozumiem, do czego zmierzasz.

– Nie rozumiesz, czy nie chcesz rozumieć? – Przechylił głowę, by przyjrzeć mi się uważniej. – Dużo wiem, dużo widziałem i potrafię to dobrze wykorzystać, wiesz to przecież. I gdyby nie to, nie stałabyś tutaj i nie prowadzilibyśmy tej rozmowy, Rozalia. – Struny głosowe mężczyzny wibrowały nieskrywaną boleścią, jakby uporczywie starał się bym mu uwierzyła. – Na chory, popierdolony sposób jesteś dla mnie ważna, zawsze byłaś i zawsze będziesz, czy ci to pasuje czy nie.

Ciepły głos rozlał się wzdłuż kręgosłupa. Serce zaczęło niemożliwie miażdżyć mi żebra. Nerwowy oddech kołysał się w klatce, bo jeżeli dobrze rozumiałam jego przekaz, gdyby nie Aleksander, ten świat mogłabym oglądać z perspektywy trzech metrów pod ziemią. I śmierć w tym wszystkim nie była najbardziej przerażającym scenariuszem, bo w tamtym momencie godziłam się na to. Byłam szczęśliwa, że na drugi brzeg mostu miałam przejść w towarzystwie babci. Najbardziej nieprawdopodobne było prawdopodobieństwo, że swój byt zawdzięczałam Starskiemu, chociaż nie mogłam dać tak łatwo wiary jego słowom.

Westchnął ciężko, a to westchnienie było pełne przygnębiających uczuć jakby coś nieznośnego napierało na jego płuca. Z nerwów zaciskałam dłonie na blacie stolika. Patrzyłam na niego odważnie, gdy uniósł dłoń, chociaż kropelki potu zaczęły nieprzyjemnie łaskotać kark. Ze zduszonym powietrzem obserwowałam jak przysuwa rękę, aż ułożył ją na moim policzku. Drżący oddech pełen ulgi opuścił wargi. Widział to, a ja nie zamierzałam się akurat z tym kryć. Nie zamierzałam za to przepraszać. Zranił mnie, dobrze o tym wiedział.

– Nie naprawię przeszłości, nie zmienię biegu wydarzeń. Jestem zbyt zepsuty i dobrze mi z tym. Dobrze mi z samym sobą i moimi demonami – chrypiał niskim, niebezpiecznie brzmiącym głosem. – Dlatego radzę ci się mimo wszystko trzymać z daleka, bo jak zdążyłaś już zauważyć, nie powstrzymam się przed niczym, nie ma dla mnie granic, których nie przekroczę. Nie rozdaję taryf ulgowych, każda akcja prowokuje reakcję. Każdy czyn ma swój skutek. A ja nie zapominam, co ci obiecałem, to cię nie minie.

– Groźby są karalne – odetchnęłam, starając się brzmieć na zobojętniałą na jego słowa.

– Skarbie, to nie groźba to obietnica.

Przewróciłam ostentacyjnie oczami, czując jak po każdym milimetrze skóry przetaczało się spojrzenie bursztynowych tęczówek.

– Twoje obietnice są nic niewarte – parsknęłam gorzko. – Obiecałeś mi, że mnie nigdy nie skrzywdzisz, nigdy nie zostawisz.

– To ty mnie zostawiłaś.

– Bo nie dałeś mi powodu żebym została! – Pełen pretensji i bezradności wrzask wypadł z mojego gardła, a ciężar tych słów opadł boleśnie na koszmarnie kołatające serce.

– Myślę, że powinniśmy zakończyć tę rozmowę w tym momencie, zanim padną te tandetne i żałosne słowa, których oboje nie chcemy wypowiadać. – Napięcie w jego głosie wybrzmiewało gorzkim echem wśród ścian.

Odsunął się, posyłając mi udręczone spojrzenie, i już myślałam, że sobie pójdzie, jednak zawahanie w jego postawie było nad wyraz widoczne. Nagle gwałtownie zbliżył się do mnie, łapiąc między ciepłe dłonie twarz. Oczy powiększyły mi się pięciokrotnie i nie byłam w stanie wydusić słowa przez zaciśnięte gardło. Rwany oddech mężczyzny łaskotał policzki. Jego klatka piersiowa kołysała się niespokojnie.

– Chciałbym umieć cię kochać w taki sposób w jaki na to zasługujesz, ale nie potrafię. – Miękki, czuły szept muskał wargi. Z nerwów mrowiła mnie skóra, słyszałam jego płytki oddech. Przełknęłam ślinę, a serce nagle załomotało mi w piersi. Opieszale złączył nasze usta. Sparaliżowało mnie. Nie potrafiłam się ruszyć, a może nawet nie chciałam. Przywarł rozpaczliwie. Znalazłam się w potrzasku, pozwoliłam tej chwili trwać, jakby rzeczywistość choć na marny moment przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Jakby otaczający świat przestał istnieć na kilka złudnych sekund. Ciepło warg Aleksandra pochłaniało, tuliło mnie jak w najbezpieczniejszym miejscu, jak w domu, do którego od dawna nie wracałam. Łza bezradności bezwstydnie opadła na policzek. Chciałam tu zostać, nie pozwolić temu się skończyć, wrócić tam, gdzie moje miejsce, między ramionami mężczyzny, który był mi wszystkim.

Ale nie mogłam.

Odepchnęłam go delikatnie od siebie. Nie protestował. Odsunął się, a ja czułam, że to już na zawsze. Jakby będąc jednocześnie tak blisko, był daleko, na drugim końcu świata. I to nigdy już miało się nie zmienić.

Twarz Starskiego wykrzywiła się w smutnym uśmiechu.

Chciałam mu wierzyć. Chciałam wierzyć z całego serca, że słowa, które bez zawahania spłynęły po jego wargach były cokolwiek warte. I mimo że te cholerne bursztynowe tęczówki spoglądały na mnie z nieukrywaną troską i szczerością to... nie potrafiłam.

– Wiem, co próbujesz osiągnąć – odetchnęłam lekko, zadzierając hardo głowę do góry – manipulujesz, Aleks.

– Jak uważasz – wzruszył ramionami.

I zostawił mnie samą z bałaganem myśli, który zrobił w mojej głowie.


***


Siedziałam zakopana pod kołdrą, czytając książkę. Słowa Aleksandra grzmiały złowieszczo w mojej głowie. I chociaż chciałam wierzyć w to, że nie mówił prawdy, to jednak jego tłumaczenie było jak na złość dość logiczne i przekonujące. Jedyną osobą, która mogła poprzeć lub zaprzeczyć temu, był Marcel.

Wyrzucałam sobie, że sama nie zainteresowałam się tematem, nie dopytywałam o to jak udało im się mnie znaleźć, jednak nie miałam pewności, czy ktokolwiek powiedziałby mi jak faktycznie było, w szczególności jeżeli naprawdę Aleksander był w to zamieszany.

Telefon wydał z siebie dźwięk informujący o przychodzącej wiadomości. Złapałam go, naciskając przycisk blokady i prawie wypadł mi z dłoni, gdy zobaczyłam, kto był nadawcą smsa.

Po powrocie z rocznicy ślubu nasza relacja powróciła do punktu wyjścia. A przynajmniej miałam taką nadzieję, bo nie kontaktowaliśmy się ze sobą od tamtego wieczoru, co uznałam za wystarczający powód, aby twierdzić, że wszystko wróciło na swoje miejsce. W sumie nie widziałam powodu, aby pozostawać ze sobą w kontakcie, przecież to nie miało sensu.

Zanim weszłam w wiadomość, w oczy rzuciła mi się godzina. Było zaledwie kilka minut po północy.

Witaj nowy roku, czy jakoś tak.

Kliknęłam w powiadomienie.

Szczęśliwego nowego roku, dzieciaku.

Kilka razy prześledziłam wzrokiem treść smsa. Czyżby jednak nasza znajomość ewoluowała do wysyłania sobie życzeń z gównianych okazji? Nie mogłam jednak powstrzymać kącików, które niekontrolowanie rwały się do góry.

Szczęśliwego, panie policjancie.

Odrzuciłam telefon na łóżko. Wzięłam głęboki wdech i zanim w ogóle zdążyłam sama zadać sobie pytanie o to, co tu się właśnie wydarzyło, telefon ponownie wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości.

Wypuściłam ze świstem powietrze spomiędzy warg i chwyciłam dłonią telefon, od razu odblokowując ekran i wchodząc w powiadomienie.

Pod zdjęciem kawałka nóg w oficerkach skrzyżowanych na blacie biurka widniał dopisek:

Mam nadzieję, że spędzasz go lepiej niż ja.

Ile on miał lat, żeby wysyłać mmsy w dzisiejszych czasach?

Parsknęłam śmiechem.

Złapałam za szampanówkę wypełnioną wodą, która stała na stoliku nocnym i zrobiłam jej zdjęcie na tle pościeli i książki, którą czytałam.

Tak, zdecydowanie lepiej dopisałam do zdjęcia i wysłałam.

Rozkopałam się z pościeli. Wpadłam na tak głupi pomysł, że musiałam wcielić go w życie. Przynajmniej na moment zajmę myśli czymś innym niż osoba Aleksandra. Całująca mnie osoba Aleksandra. Po kręgosłupie przetoczył się dreszcz na samo wspomnienie tej sytuacji. Pokręciłam głową.

Dość.

Leżałam w spodniach dresowych i jakiejś bluzce z głupią grafiką. Narzuciłam na to bluzę i zbiegłam na dół, łapiąc jeszcze w locie kartę płatniczą i telefon. Na dole zakładając buty, sięgnęłam do szafki po klucze. Ubrałam kurtkę i opuściłam dom, zamykając za sobą drzwi.

W pobliskim monopolowym udało mi się dorwać Piccolo, a w aptece test ciążowy.

Cokolwiek zaplanowałam było to nad wyraz idiotyczne, ale nie byłam sama w stanie się przed tym powstrzymać. Narastające rozbawienie prawie tanecznym krokiem doprowadziło mnie pod budynek komendy. W sylwestrową noc pełno ludzi krzątało się po mieście, fajerwerki wybuchały raz bliżej raz dalej, a mróz podszczypywał policzki.

Stanęłam przed drzwiami, wzięłam głęboki oddech i zmyłam z twarzy resztki rozbawienia, przywdziewając stonowany wyraz. Pchnęłam wejście, a gdy znalazłam się we wnętrzu budynku, podeszłam do okienka, za którym siedział oficer dyżurny.

– Dobry wieczór, poszukuję Marcela Misiaka, pracuje tutaj.

Mężczyzna uniósł na mnie znudzone spojrzenie. Chyba nawet nie usłyszał jak wchodziłam. Opadł na oparcie krzesła i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.

– Przykro mi, nie mogę udzielić pani żadnych informacji na temat pracowników.

Już udzieliłeś, potwierdziłeś to, że taka osoba tu pracuje.

Miałam ochotę przewrócić oczami.

Usta wykrzywiłam w sztucznym, wymuszonym uśmiechu.

– Wiem, że tu jest, więc proszę go w tej chwili zawołać – odparłam stanowczo, wlepiając intensywnie wzrok w policjanta. Uniósł rozbawiony brew.

– Przykro mi, ale jest to niemożliwe. – W jego głosie pobrzmiewała wyraźna dezaprobata.

– Proszę mu także przekazać, że zostawił coś w mojej waginie i powinien się zgłosić po swoją własność – warknęłam oschle i zaczęłam wymachiwać mu przed oczami testem ciążowym. Nowym, nieużywanym, ale nie mógł tego dostrzec. Mężczyzna oniemiał. Spoglądał na mnie zdezorientowany, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Mierzył mnie przez chwilę zaskoczonym spojrzeniem i przełknął z trudem ślinę. Miałam ochotę się roześmiać.

Nagle zza niego otworzyły się drzwi. Oboje zwróciliśmy oczy w tamtą stronę.

– Co to za krzyki – znużone westchnienie policjanta rozbrzmiało chrapliwie w powietrzu. Przeczesał leniwie dłonią skręcone kosmyki, które figlarnie opadły mu na czoło, jednak gdy jego wzrok skrzyżował się z moim, zastygł w bezruchu. – Wpuść ją – mruknął cierpiętniczym tonem, gestem dłoni wskazując drzwi wejściowe do jakiejś dyżurki, z której się wyłonił.

Posłusznie podreptałam w tamtym kierunku.

– Boże, teraz w całym tym burdelu będą ploty, że zrobiłem dzieciaka jakiejś małolacie – wymamrotał z doza dramaturgii, gdy przechodziłam koło niego. – Co ci strzeliło do głowy – parsknął, zamykając za nami drzwi. Skrzyżował ramiona na torsie i spojrzał na mnie wzrokiem typowej matki, której dziecko coś przeskrobało i oczekiwała racjonalnych wyjaśnień tego zachowania.

– Nie wiem. – Wzruszyłam skruszona ramionami. – Czasami bawią mnie dość prymitywne żarciki.

Zrobił naburmuszoną minę, mrużąc oczy, jednak widziałam, jak rozbawienie tańczyło mu na wargach. Po chwili pokręcił jedynie głową z dezaprobatą i ruszył w stronę biurka. Dosunął do niego drugie krzesło i poklepał jego oparcie. Przyjęłam zaproszenie i po chwili opadłam na siedzenie naprzeciw Marcela.

– Co tu w ogóle robisz?

Nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Sama nie do końca wiedziałam, co tu robiłam. Po prostu to był impuls, mało przemyślany w dodatku. Gdy zachowywał się jak normalny, cywilizowany człowiek, całkiem miło było przebywać w jego towarzystwie, a po porannym spotkaniu trzeciego stopnia z Aleksandrem, potrzebowałam, aby choć przez chwilę było zwyczajnie miło.

Potrzebowałam też odpowiedzi na pytania, które kotłowały się w mojej głowie.

– Po prostu pomyślałam, że jak oboje się nudzimy to możemy ponudzić się razem.

To zabrzmiało zdecydowanie żałośniej niż podejrzewałam.

Uśmiechnął się. Tak po prostu. Aż zaśmiały się jego oczy. Żadnych uwag, docinek, nic.

– Akurat przed północą wróciłem z głupiej interwencji, ludzie mają beznadziejne pomysły w sylwestra – rzucił z przekąsem, krzywiąc się na własne słowa.

– Nie sądziłam, że policjanci z antynarkotykowej miewają służby.

– Przyszedłem za znajomego, akurat dziś planował oświadczyć swojej dziewczynie. Trochę to tandetne, ale nie mi oceniać. – Pokręcił głową z politowaniem. – A ty, książka i łóżko? Myślałem, że spędzasz czas z rudą.

– Ruda miała plany z bratem i jego dziewczyną, które nie rezonowały z moimi – mruknęłam, wzruszając obojętnie ramionami. To nie tak, że mnie wystawiły, wręcz przeciwnie, namawiały mnie na wspólne świętowanie, jednak najzwyczajniej w świecie nie miałam na to ochoty. Nie było ku temu powodu,po prostu czasami każdy potrzebuje odpuścić i zakopać się w kołdrze. Albo wybrać na komendę z własnej, nieprzymuszonej woli.

– Z tą blondyną?

– Każdą dziewczynę identyfikujesz po kolorze włosów?

– Po prostu niektóre imiona są zbyteczne do zapamiętania, Rozalia – zaakcentował ostatnie słowo – ale nie schlebiaj sobie, twoje imię byłem zmuszony zapamiętać.

I mimo wyraźnej drwiny, twarz rozświetlało rozbawienie, a ten dupek po prostu droczył się, albo jedynie próbował to robić.

– Och, zapomniałabym!

Poderwałam się do góry, przypominając sobie o butelce Piccolo, którą schowałam w kieszeni bluzy pod kurtką. Marcel z wyraźnym zainteresowaniem przyglądał się mojej próbie uwolnienia z odzienia, a następnie wyciągania bezalkoholowego szampana.

Zacisnęłam dłoń na szyjce butelki i pomachałam nią przed twarzą policjanta.

Pomieszczenie wypełnił perlisty śmiech, a jego ramiona zaczęły podrygiwać.

– Poważnie? – rzucił niedowierzającym tonem i wstał w miejsca, odbierając ode mnie szampana. Radość nie schodziła z jego twarzy, gdy czytał etykietę produktu. To było miłe, to było naprawdę miłe i napełniało mnie spokojem. – Malinowy, dobry gust – przyznał, z uznaniem kiwając głową. Kilka sekund później głuchy trzask przeciął powietrze, na co pisnęłam zaskoczona. Bąbelkujący napój zaczął uciekać ze szkła, Marcel wetknął butelkę między wargi, upijając kilka dużych łyków, mimo to po jego brodzie zaczęła leniwie spływać stróżka płynu.

Z zafascynowaniem przyglądałam się tej scenie, wyglądał tak beztrosko, jak mały chłopiec, któremu szczęście sprawił głupi, bezalkoholowy szampan. Było w tej chwili coś beznadziejnie uroczego.

Wyciągnął w moją stronę szkło, zachęcająco unosząc brew.

– Za nowy rok, dzieciaku – mruknął ciepło. – Całowaliśmy się, więc wymiana naszych bakterii z jamy ustnej nie powinna cię brzydzić. – Piskliwy skrzek rozlał się w powietrzu, co uznałam za marną próbę przedrzeźniania mnie. Uśmiechnęłam się szczerze, kręcąc głową z pobłażaniem. Odebrałam od niego butelkę, mocząc w napoju wargi.

Chwilę później siedzieliśmy naprzeciw siebie grając w karty i raz na jakiś czas delektując się malinowym szampanem.

– Ekonomia? – Zdziwienie rozlało się po jego języku. – Bez urazy, ale ty i ekonomia? Nie łączy mi się to.

– Babcia uważała, że po tym bez problemu znajdę pracę, potem zrobię kurs księgowej i będę zarabiać fajne pieniądze w jakiejś firmie albo zatrudnię się u ojca.

– A ty co o tym sądzisz?

– Ja? – wyrwało mi się niepostrzeżenie z ust. Ja? Nie brałam pod uwagę możliwości, że to mogło mi się zwyczajnie nie podobać. Taki plan wymyśliłyśmy z babcią i skrupulatnie go realizowałam. Nie przeszło mi przez głowę, że moje priorytety mogłyby się zmienić, że mogłabym mieć inny pomysł na siebie. Trzymałam się tego kurczowo, jakby to miało choć na kilka chwil dłużej zatrzymać przy mnie babcię. Boleśnie uświadomiłam sobie, że desperacko pragnęłam czuć to, co czułam gdy była przy mnie. Czuć się kochaną, potrzebną i bezpieczną. Nie czułam żadnej z tych rzeczy i jednocześnie nie potrafiłam ruszyć na przód. Nie potrafiłam? Zwyczajnie bałam się tego, że coś zakończy się bezpowrotnie, że pozwalając odejść jej na dobre, stracę złudne wspomnienia tych uczuć, które odtwarzałam w głowie. Aleksander przez pewien czas dawał mi to wszystko, dlatego tak bardzo pragnęłam mieć go blisko, bo tylko on był w stanie sprawić, że czułam spokój. Nikt inny poza tą dwójką nie był w stanie sprawić, że czułam coś tak beznadziejnie prymitywnego, jak zwykły spokój. – Nie wiem – dodałam po zdecydowanie zbyt długiej chwili ciszy.

Przyglądał mi się, jakby coś go gryzło, ale nic nie odpowiedział. Milczenie ciążyło na ramionach, to nie był ten rodzaj bezgłosu, który koił nerwy i duszę. Ten niemym krzykiem rozdzierał wszystko dookoła.

– Marcel? – zwróciłam się do niego, próbując zmienić temat. – Powiedz mi, czy Starski pomagał przy poszukiwaniach mnie?

Policjant poprawił się nerwowo na krześle, to pytanie zmyło resztki radości, a jego twarz stała się pozbawiona wyrazu. Odetchnęłam ciężko, bo nie miałam zamiaru obedrzeć go z tych kilku chwil beztroskiej uciechy.

– Dlaczego pytasz?

Rysy mu się nagle wyostrzyły, napięcie przebijało przez przybraną maskę.

– Byłam dziś z nim w pracy i po prostu mi to powiedział. Chcę się tylko dowiedzieć, jak to było naprawdę – odparłam bez emocji.

– Tak – odparł krótko. Poczułam jak uciążliwa gula zaczęła narastać w moim gardle. Głos Marcela brzmiał tak przerażająco beznamiętnie. – Po tym jak śledzenie samochodu monitoringiem miasta niczego nam nie dało, sam do niego poszedłem. To był taki poziom desperacji, kiedy miałem ochotę jednocześnie sam własnymi rękami cię zamordować i odnaleźć żywą. My tych ludzi szukaliśmy od miesięcy, nie było najmniejszych szans cię znaleźć – napięcie w głosie policjanta wybrzmiewało wśród ścian, przez co po ramionach przeszły mi ciarki. Zmarszczka na jego czole pogłębiła się, gdy mierzy mnie przenikliwym wzrokiem. Przełknęłam z trudem ślinę. – Wiem, że pewnie w twojej głowie wyglądało to prościej, łatwiej, ale niestety w rzeczywistości to tak nie wygląda, to nie film akcji. Może nawet jestem w stanie zrozumieć twój pokręcony, wywrócony na lewą stronę tok myślenia, ale to nie miało prawa się udać.

Uniósł kącik ust w smutnym uśmiechu i oparł wygodniej kostkę na kolanie.

– Nie miałem pewności, że Starski pomoże, mogłem tylko podejrzewać, że cokolwiek wie. Pomógł, ale na swoich zasadach, a ja nie miałem innego wyjścia niż się zgodzić. Próbowaliśmy na własną rękę szukać rozwiązania, ale ciągle błądziliśmy. Przeciągał to, wyciągając tyle ile tylko mógł, by ochronić swoją dupę, a nas zapewniał jedynie o tym, że przeżyjesz. Podobno ktoś miał na ciebie oko – nerwowa nuta tańczyła na jego strunach głosowych. Słyszałam jego głos jak przez mgłę, czując narastający ucisk w piersi i żołądku.

Przymknęłam na moment powieki, przełykając z obrzydzeniem ten gorzki posmak rozczarowania. Czy naprawdę łudziłam się, że Aleksandrowi zależało bardziej na mnie niż na czymkolwiek innym? Przecież sam mówił, że na chory, popierdolony sposób byłam dla niego ważna. I to był ten sposób. To było typowe.

– Przez krótki moment miałem nawet podejrzenie, że Starski zrobił to specjalnie, dał nam tę informację, bo wiedział, że tam pójdziemy, a ciebie znał na tyle dobrze, że mógł przewidzieć wiele scenariuszy, mógł podejrzewać, co zrobisz. Ale to nie miało znaczenia, bo to się już stało i nic tego nie mogło zmienić. Mogłem być wściekły tylko na samego siebie, że cię bardziej nie pilnowałem. Wierz mi, że nigdy wcześniej nie zmiękły mi tak nogi jak wtedy, gdy cię tam zobaczyłem, myślałem – przerwał na moment, zaczerpując nerwowy, drżący oddech – ja naprawdę myślałem, że nie żyjesz – ściszył głos do ledwo słyszalnego szeptu. Oczy zasnuły mu się czymś, czego nie potrafiłam określić. Coś boleśnie zacisnęło się na moim gardle, gdy w  głowie pojawiła się myśl, że on chyba naprawdę w tamtym momencie się o mnie martwił. 

Chciałam wyjaśnienia, to proszę, otrzymałam je. I nie miałam pojęcia, co mogłam z tym zrobić. Tłumaczyło to wszystko, ale jednocześnie wprowadzało burdel w innym miejscu. Czy to możliwe, że Marcel tak na serio winił siebie, że mnie nie pilnował? Czy byłam warta aż tylu emocji z jego strony? Zrobiło mi się tak po prostu głupio, bo w żadnym wypadku nie brałam pod uwagę tego, że będzie się mną przejmował.

Zanim jakiekolwiek słowa spłynęły na moje wargi, ktoś wpadł do pomieszczenia. Zwróciliśmy się automatycznie w stronę drzwi. Zdezorientowany wzrok innego policjanta omiótł z zaskoczeniem zaistniałą sytuację, po czym skinął głową na Marcela. Spomiędzy jego ust wypadło udręczone westchnienie.

– Muszę jechać, pewnie kolejny delikwent wsadził sobie petardę do dupy – mruknął zdegustowany, posyłając mi przepraszające spojrzenie. Uniósł się w górę. – Poczekaj tu na mnie, może to chwilę potrwać, ale jak wrócę to cię bezpiecznie odwiozę do domu, nie chcę żebyś się sama po nocy szwendała, w dodatku w sylwestra, kiedy ludzie mają zjebane pomysły.

Uśmiechnął się lekko, po czym chwycił za kurtkę, która wisiała na oparciu krzesła i narzucił ją na ramiona.

– Powodzenia – rzuciłam, gdy opuszczał pomieszczenie.

Przez bałagan w mojej głowie przeszedł huragan myśli. Oczywiście nie miałam zamiaru czekać na Marcela. Chciałam odczekać stosowny czas, a następnie ruszyć spacerkiem do domu, aby przewietrzyć umysł.


***


Zaledwie pół godziny po tym, gdy przekroczyłam próg domu, telefon poinformował o przychodzącej wiadomości. Leżałam już w łóżku, gotowa do spania, ale niestety sen nie chciał nadejść. Uniosłam telefon, odblokowując ekran i odczytując smsa.

Prosiłem, abyś na mnie poczekała. Dotarłaś chociaż bezpiecznie do domu?

Jego troska była zbędna. Zdecydowanie nie powinien się martwić o moje bezpieczeństwo. To zbyt dziwaczne.

Na Twoje nieszczęście jestem cała i zdrowa i już w domu wystukałam na klawiaturze i wysłałam.

Na ten moment nie potrafiłam poukładać wszystkich informacji w głowie. Czułam się zagubiona, a ciężar słów Marcela opadł nieprzyjemnie na ramiona.

Śpij dobrze, dzieciaku pojawiło się w powiadomieniach.

Spokojnej pracy, panie policjancie odpisałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro