Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

***Sam***
Wraz z Nathanem dotarłam do mojej ulubionej kawiarni. Mój towarzysz, jak na dżentelmena przystało, otworzył mi drzwi.
-Panie przodem – gestem ręki zaprosił mnie do środka. Na moją twarz wkradł się mały uśmiech. Właściwie, to zyskał w moich oczach. Coraz mniej jest mężczyzn, którzy potrafią zachować się przy kobiecie. Zajęliśmy miejsca przy oknie na małych wygodnych kanapach. Zapach kawy przyprawił mnie o ból brzucha, zdałam sobie sprawę, że nie zjadłam nic od rana. Gdyby Paul się dowiedział najprawdopodobniej udusiłby mnie od razu. Powoli zsunęłam płaszcz z ramion i przewiesiłam przez oparcie, podobnie jak Nathan. Zauważyłam, że wpatrzony ma w moją białą bluzką, na której jest duża lekko brązowa plama.
- Ja naprawdę przepraszam, odkupię ci ją. – niezręcznie podrapał się po karku.
-Wszystko okay. Wypierze się. – gdy widzę jego posępny wzrok dodaje- Naprawdę. - wyraźnie się odpręża. Gdy pan milioner, miał jeszcze coś dodać, przy naszym stoliku pojawiła się dobrze znana mi kelnerka. Rose, bo tak ma na imię. Jest niską, szczupłą blondynką o niebieskich oczach, w których na mój na widok pojawił się przyjacielski blask. Obowiązkowo ubrana w swój firmowy uniform w odcieniu cappuccino i notatnikiem w ręku.
-Witam. Co chcieliby państwo zamówić? - jej uśmiech znacznie się poszerzył, gdy przeniosła spojrzenie na Nathana, ale on skupił swój wzrok na mojej osobie.
- Ja poproszę to co zwykle, a dla ciebie? – oddałam głos towarzyszowi.
-Dla mnie poproszę czarną kawę z mlekiem i kawałek sernika. - Jestem zaskoczona, ani razu na nią nie spojrzał. Chciał mi coś udowodnić? Ale co? Przecież to jest jednorazowe wyjście na kawę. A jeśli on już wie, że to ja go uratowałam? Nie chce, aby spotykał się ze mną tylko dlatego, że czuje wewnętrzny przymus. Między nami nastała niezręczna cisza, w której mierzyliśmy się spojrzeniami. Niestety ja nie potrafię być poważna dłużej niż minutę i po chwili zaczynam chichotać ukrywając twarz w dłoniach.
–Czyli teraz będziemy trwali w bezsensownej ciszy? - pytam zanim zdążę pomyśleć.
-Niekoniecznie, opowiedz mi coś o sobie. – opiera podbródek na rękach zaciśniętych w pięść tuż nad stołem.
-Moje życie nie jest szczególnie ciekawe. Chcesz wiedzieć coś konkretnego? - powtarzam jego wcześniejszy ruch.
- Wiem, że na pewno nie jesteś stąd? Czym się zajmujesz? Co lubisz robić? Cokolwiek związanego z twoją osobą. -uśmiechną się słodko. Przepraszam, ale ten uśmiech na mnie działa i dowiesz się tyle ile ja będę chciała.  Przeszło mi przez myśl. Nie lubię mówić o sobie nie jestem jakaś nadzwyczajna. Zwykła dziewczyna, która zmaga się z codziennymi problemami. Gdy miałam już coś powiedzieć, przerwała nam kelnerka, przynosząc nasze zamówienia.
-Życzę smacznego- odpowiedzieliśmy jej uśmiechem.
***Nathan***
Gdy Sam miała już odpowiedzieć, do naszego stolika podeszła kelnerka. Coś czuje, że się znają, widzę po ich przyjacielskim spojrzeniu. Dotarł do mnie zapach jakiegoś egzotycznego owocu. Przekrzywiłem głowę i posłałem jej zaciekawione spojrzenie. Jej śmiech to melodia dla moich uszu. Chwileczkę, czy ja właśnie? O nie muszę troszkę przystopować, nie mogę się w niej zakochać. Zraniony po raz kolejny o nie ja podziękuje.
-Wiesz ja nie jestem typową dziewczyną, uwielbiam próbować nowych rzeczy. To jest herbata grejpfrutowa. - właśnie wiedziałem, że skądś znam ten zapach – Ciastko jest to po prostu mieszanka różnego rodzaju ziaren i suszonych owoców, jest przepyszne, jedno z moich ulubionych. – delikatne rumieńce wkradły się na jej blade policzki.
- Nie wątpię w twoje słowa. A co z moimi wcześniejszymi pytaniami? - nie wiem czemu uśmiech nie może zejść mi z twarzy.
- Jestem od urodzenia polką, mieszkam tutaj jakieś trzy lata i naprawdę mi się tutaj podoba i na razie nigdzie się nie wybieram. - jej szczupłe palce nerwowo, w nieznanym mi rytmie przesuwały się po brzegu filiżanki.
- Czym się zajmujesz na co dzień? - udawałem, że nic nie wiem.
- Na co dzień? Jestem pielęgniarką w szpitalu, pod którym na mnie wpadłeś. – widocznie się rozluźniła, czyli jesteśmy na bezpiecznych tematach. Tylko czego ona się boi? –  Lubię to co robię, mimo, że patrzysz na cierpienie ludzi, ale starasz się dawać im nadzieje. Wspierasz tak jakby byli częścią twojej rodziny. Uwielbiam patrzeć jak opuszczają szpital szczęśliwi, bo wygrali walkę mniejszą lub większą.- mówi o tym z takim zafascynowaniem, czyli wysunąłem dobre wnioski robi to co kocha, a nie musi.
- Teraz twoja kolej. Czym się zajmujesz? Co lubisz robić?- gdy to powiedziała, wzięła gryz smakołyku. Zlizując okruszki z ust na ten gest przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Ze świstem wypuściłem powietrze z ust, zastanawiając się nad odpowiedzią.
***Sam***
Nathan to naprawdę fajny facet. Miły zabawny z dużym dystansem do siebie. Opowiedział mi o swojej firmie, o tym , że w wolnym czasie ćwiczy na siłowni. Opowiedział mi nawet kilka zabawnych historii z dzieciństwa, z których uśmiałam się do łez. Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Dopiłam ostatni łyk herbaty grejpfrutowej.
- Dziękuje za miłe popołudnie, ale ja muszę się zbierać. Zadzwonię po taksówkę i zmykam – sięgnęłam do torebki po telefon i portfel aby uregulować rachunek, ale zatrzymała mnie ręka Nathana.
-Chyba zwariowałaś z tego co pamiętam to ja na ciebie wpadłem i cię zaprosiłem dlatego ja stawiam – widząc moją niezadowoloną minę dodał- Nawet nie zaprzeczaj. Jeśli chcesz odwiozę cię też do domu. Niedaleko mam zaparkowany samochód. Nie daj się prosić. – zrobił oczka szczeniaczka do których mam słabość. I jak tu się nie zgodzić?
- Niech ci będzie- wyrzuciłam ręce w powietrze. – Zawsze stawiasz na swoim? - Zapytałam zakładając płaszcz.
-Prawie zawsze. Co do tej bluzki ją też ci odkupię. - rzucił gdy wychodziliśmy z kawiarni. Teraz to już przesadził. Nim zdążył się zorientować stałam przednim z palcem wycelowanym w jego klatkę piersiową.
- To że jesteś bogaty to nie znaczy, musisz odkupywać mi tę bluzkę. Nie lubię jak ktoś na mnie wydaje pieniądze. Wystarczy, że zapłaciłeś za posiłek. Jeśli możesz odwieź mnie tylko do domu. – zmęczona przetarłam czoło. Zaczyna boleć mnie głowa. Nie dobrze. Cała drogę do auta szliśmy w ciszy. Nie znam się na samochodach ale ten jest jak wyjęty salonu albo reklamy.
- Owszem jest z salonu- powiedział stając obok mnie. Czy ja to powiedziałam na głos albo on czyta mi w myślach? - Zapraszam do mojego cudeńka. - Gdy otwierał mi drzwi zauważyłam w jego oczach dziecięcą radość. Czy na prawdę każdy facet tak ma? Paul jak zobaczy jakiś lepszy model i to jeszcze przeznaczony na tor wyścigowy, omal nie skacze z radości.
Zaśmiałam się przypominając sobie jedną taką sytuacje.
- Czy ja panią śmieszę? – przeniosłam wzrok na towarzysza.
- Nie po prostu zastanawiałam się czy każdy facet tak zachwyca się autami?
- Wiem tyle, że na pewno się z tym rodzimy- zaśmiał się i włączył do ruchu.
Dwadzieścia minut minęło nam w ciszy, którą odrobinę zakłócało radio. Gdy zauważyłam już znajomą ulicę, poprosiłam aby się zatrzymał, bo chciałam się kawałek przejść. 
-Jeszcze raz dziękuje- zatrzymałam dłoń na klamce.
-A ja przepraszam. O nie, nie moja droga nawet się nie ruszaj.- zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co chodzi. W mgnieniu oka zjawił się, otwierając mi drzwi. Zaśmiałam się w myślach z mojej głupoty. Stanęliśmy na środku chodnika, nie wiedząc jak się pożegnać.
- To cześć i jeszcze raz dziękuje.- popatrzyłam na niego i widziałam jak zaciska szczękę.
- Ja też dziękuje i jeszcze raz przepraszam. – spuścił lekko wzrok.
-Nie ma za co. Pa. – chciałam go wyminąć, ale powstrzymał mnie lekki ale stanowczy uścisk na nadgarstku.
- Spotkamy się jeszcze? – wzrok miał łagodny i przepełniony ciekawością.
- Jeśli nasze drogi mają się połączyć to niedługo na pewno na siebie trafimy. – odwróciłam się i poszłam przed siebie. Nie wiem czemu wpadłam na tego człowieka i co ma wnieść do mojego życia, ale wolę odłożyć to na później.
Po kilku minutach marszu weszłam na klatkę schodową, po drodze sprawdzając pocztę. Rachunki, reklamy list do Paula i list do mnie? Zaciekawiona weszłam do mieszkania rzucając klucze na komodę i ściągając buty.
- Paul ! – zawołałam, ale odpowiedziała mi cisza. Gdzie on może być? Odpowiedź znalazłam na lodówce w kuchni.
„Musiałem załatwić coś w mieście i  stamtąd jadę  od razu do pracy. Nie czekaj na mnie P.”
No tak, on pracuje w klubie jako barman, więc dzisiaj go już nie zobaczę. Rozerwałam kopertę którą trzymałam w dłoni i przeszedł mnie zimny dreszcz. Z wycinanek z gazet ułożony był napis:
Nie każdy jest tym za kogo się podaję. Pamiętaj, że wypadki chodzą po ludziach.
PS: Niech to będzie nasza słodka tajemnica, inaczej ktoś bliski tobie ucierpi.”
Kto? Jak? Dlaczego? Co ja takiego zrobiłam? Pytania przelatywało mi przez głowę z prędkością karabinu maszynowego. Co ja mam teraz zrobić?  Na pewno nie powiem nic na razie nikomu i poczekam na rozwój wypadków. Zastygłam w bezruchu gdy uświadomiłam sobie, że zostaje sama w domu na noc. Szybko znalazłam telefon w torebce i wybrałam numer Paula. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa. A niech mnie! Zawsze go nie ma gdy jest potrzebny. Przez stres jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa. Po połknięciu aspiryny. Sprawdziłam każdy zakamarek w domu i pozamykałam okna i drzwi od dzisiaj muszę być ostrożniejsza. Nie mogę pozwolić aby ktoś zrobił krzywdę ludziom na których mi zależy po moim trupie.

*osoba trzecia*

Znów zakapturzona postać siedziała w swojej przesiąkniętej dymem papierosowym noże i na ekranie obserwowała jej reakcje. Przerażenie wraz z niedowierzaniem dziewczyny napełniło go dumą. Na jego twarz wpłyną pełen zadowolenia uśmiech. Jego pracownik który nagrał całe to zdarzenie spisał się na medal. Zabawa dopiero się zaczyna.

**********
Tralalala Witam kochani powracam chodź nie na długo. Przez szkołe ni mam czasu ale posiadam zapas weny. Mam nadziaje że mnie zrozumieciee

Cześć i czołem !!!!

☆☆☆☆ będa mile widziane☆☆☆☆☆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro