Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

***Nathan***

W szpitalu od rana jest gwar jak ulu. Pacjenci skarżący się na personel, pielęgniarki biegające tam i z powrotem, a o lekarzach nie wspominając. Jestem przytomny od wczoraj, ale mam ochotę stąd uciec gdzie pieprz rośnie. Jest jesienny poranek. Pomarańczowe promienie słońca przedzierają się przez roletę w oknie padając prosto na moje łóżko. Kto? Dlaczego? Te dwa pytania chodzą mi po głowie od rana. Wiem że jestem rozchwytywanym człowiekiem, ale żaden mój wróg nie posunąłby się do takiego czynu, prawda? Czuję że to może być coś poważniejszego niż konkurencja. Kto ma do mnie aż taki żal? Gdyby nie ta dziewczyna nie byłoby mnie tu wśród żywych. Chciałbym ją poznać, podziękować jej, przecież jestem jej dłużnikiem do końca życia. Lecz może z drugiej strony, jest ona zbyt skromna aby się ujawnić i nie tylko mnie uratowała, męczymnie jej postępowanie. Kto w tych czasach nie chciałby rozgłosu? Tym bardziej, że ratuje milionera ?! Może rzeczywißcie ona jest aniołem? To wyjaśniałoby jej zniknięcie. Z zamyślenia wyrwa mnie dłoń na ramieniu.
-Witaj synku, jak się czujesz?- przywitała mnie uśmiechem moja mama Ewa.- przyniosłam parę drobiazgów z domu i coś do zjedzenia-podniosła na łóżko torbę zapakowaną po brzegi.
- Ja aż tyle tego nie potrzebuje. Nie przesadzasz troszkę?- popatrzyłem na nią z uniesioną brwią.- Tego jest dla całej armii.
- Nie marudź lepiej więcej niż mniej – ah jej nie przegadasz.
-Kiedy przyjdzie tata ? – ciekawość wzięła górę.
-Jest tu rozmawia z lekarzem. O wilku mowa- całuje ojca w policzek.
-Nie męcz go już to dorosły mężczyzna, a nie chłopczyk – puszcza do mnie oko – Witaj synu. Czy mogłabyś zostawić nas samych? – zwraca się do kobiety.
-Oczywiście, do zobaczenia- sklada czuły pocaunek na moim czole i dłonią głaska po policzku. Taki jeden mały gest, a potrafi przywołać wspomniania z dzieciństwa. Niektóre rzeczy nawet z wiekiem się nie zmieniają.
-Kiedy dowiem się czegoś na temat tej dziewczyny?-pierwszy zaczynam temat, gdy mama znika w progu pokoju.
-W swoim czasie, jak na razie mogę powiedzieć ci tyle, że jest pod naszą ochroną ale nic o tym nie wie. Mamy pewne podejrzenia, ale bez ciebie nic nie zrobię. – patrzy wyczekująco.
-Myślisz że to może być Peter? Powiedz że to nie prawda. - moje oczy są wielkie jak spodki, a jego wzrok mówił sam za siebie – Tym bardziej zapewnijcie jej cało dobową ochronę on może chcieć się mścić.
-Mamy wszystko pod kontrolą. Papiery dostaniesz po wyjściu ze szpitala.-zerka przelotnie na zegarek- Ja muszę się zbierać, a z tobą zostanie Danny.
-Wiesz ze ja tak długo nie wytrzymam to dopiero w poniedziałek. – mówię sfrustrowany
-Musisz wytrzymać. Do zobaczenia – macha i wychodzi z Sali.

***Sam***

Jest poniedziałek rano idę zaspana do pracy, na pierwszą zmianę i wiecie co? Mimo tego uwielbiam  tą prace, mimo cierpienia ludzi miło widzieć uśmiech na ich twarzach  gdy wychodzą z szpitala. Jednak druga strona nie jest taka kolorowa, patrzysz jak do oczu ludzi zagląda strach i z wesołych i pełnych życia stają się własnymi cieniami  to aż serce pęka na miliony kawalków, szczególnie wtedy gdy nie masz wpływu na ich los. Znów przechodzę przez ten park i przypominam sobie tą sytuacje z przed tygodnia to jestem z siebie dumna, lecz czuje do tego miejsca respekt. W końcu ktoś  został tu prawie zabity. Moje rozmyślania przerywa mi dzwoniący w kieszeni płaszcza telefon.
-Tak słucham ? – odbieram
-Przy telefonie doktor Green. Czy rozmawiam z panią Honey?- zapytał mężczyzna.
-Przy telefonie- ciekawe co się stało?
-Mam prośbę jedna z naszych pielęgniarek nie może się pojawić w pracy. Mogłaby ją pani zastąpić i przyjść na odział chirurgii ogólnej? – jego glos był pełen nadziei .
- Nie ma problemu doktorze za jakieś 15 minut powinnam być na miejscu-dyskretnie spojrzałam na zegarek.
-Cieszę się bardzo. Do widzenia.-nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ się rozłączył.
Wchodząc do szpitala założyłam swój miły uśmiech i przywitałam się z prawie każdym kto przechodził. Po przebraniu się ruszyłam na obchód. O godzinie dwunastej zawołała mnie moja koleżanka Emily :
-Sam mam wielką prośbę? Mogłabyś zmienić opatrunek i dać wypis takiemu jednemu bogatemu facetowi? – zrobiła maślane oczy – Wiesz jak ja takich nie znoszę, proszę?
-Wiesz dobrze, że nie potrafię ci odmówić, ale za to ty przejmujesz moich podopiecznych, jasne ?- pogroziłam jej palcem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
-Dziękuje!- rzuciła mi się na szyję, za co zbiera karcące spojrzenia ludzi siedzących w poczekalni.
Od razu pokierowałam się do sali z nadzieją że trafię na jakiegoś starszego gburowatego pana, ale kogo tam zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
******

Witam wszystkich przepraszam że tak późno ale mam problemy rodzinne i nie mam pojecia czy będe w stanie napisać nowy rozdział. Jeśli się nie pojawi z gòry dziękuje.

Mołego wieczoru i niedzieli Madzik

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro