Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

003

Byłam na wielkiej, okrągłej sali. Siedziałam i rozglądałam się po tym wspaniałym miejscu. Ściany były lekko niebieskie. Na środku sali było duże jezioro, do którego wpadał wodospad. Woda była czysta, niebieska i błyszczała się w świetle pięknych kolorowych płomieni oświetlających salę, które znajdowały się prawie wszędzie. Zdziwiło mnie to, że wodospad wypływał ze środka okrągłego, fioletowego sufitu.

Na całym tym suficie namalowany był znak Catanies (coś przypominającego okrąg z kwadratem w środku). Znak ten kręcił się wolno wokół własnej osi. Podłoga była dokładnie wypolerowana i wyglądała, jakby ktoś posypał ją fioletowym brokatem.

Zobaczyłam sześć korytarzy, które były w równych odstępach od siebie i wszystkie prowadziły właśnie do tej okrągłej sali. Na sali było też kilka drzwi. Kilkanaście Catanies chodziło tu i tam, ale nie było ich wielu.

Z tego zamyślenia i zdumienia wybudził mnie głos Roya.
- Słuchasz mnie?!Nie wolno ci tu być! - Roy szeptał do mnie zdenerwowanym głosem. Rozglądał się i zasłaniał mnie, aby nikt z Catanies nie zauważył, że jestem człowiekiem. Po chwili zastanowienia spojrzał na mnie wzrokiem pełnym podziwu. - .... Ludzie nie mogą przechodzić przez portal! Jak ty przez niego przeszłaś?!
- Ja...Nie wiem... - szukałam w myślach logicznego wytłumaczenia.

Roy szarpnął moją rękę i zobaczył czy nie mam tam znaku Catanies. Nie było go. Moje oczy były niebieskie, a gdybym była Catanies, miałyby fioletowy kolor.

- Później sobie porozmawiamy. Załóż kaptur, żeby nikt cię nie zobaczył i siedź na tamtej ławce - wskazał ręką białą, metalową ławkę. - Ja idę odnieść Maddie do skrzydła szpitalnego.

Pokiwałam głową i grzecznie poszłam usiąść. Za chwilę dołączył do mnie Roy.
- A więc dowiem się w końcu kim są Catanies i Demvetty? - zapytałam proszącym głosem.
- Ty chyba nigdy nie odpuścisz - lekko uśmiechał się Roy. - Catanies to magiczne istoty, mamy charakterystyczną bliznę w kształcie koła z kwadratem w środku na lewym nadgarstku i fioletowy kolor oczu. Posługujemy się dobrą magią i chronimy ludzi przed złem m. in. Demvettami. Demvetty to takie czarne stworzenia. Jeden z nich zaatakował ciebie i Maddie.
- Czego od was chcą?
- Naszej mocy...Lucyfer znalazł przejście na ziemię. Chce tamtędy przejść i stworzyć na ziemi wielkie piekło oraz rządzić światem, ale jest za słaby, a anioły za silne, aby mógł przejść. Dlatego wysłał swoich sługów - Demvetty. Mają one odebrać moc 5000 Catanies i dostarczyć ją Lucyferowi. On zamieni ją z dobrej na złą i tym sposobem będzie miał wystarczająco mocy aby przejść. Nie zostało nas dużo - mówił cicho Roy - I tak wiele wiesz, idziemy.

Mówiąc to wstał, a ja szłam za nim próbując się nie wyróżniać.
- Gdzie idziemy? - zapytałam.
- Chciałem żebyś wyszła przez portal wyjściowy ale na wszystkich stoją strażnicy, zorientują się że coś jest z tobą nie tak. Dlatego poczekasz do wieczoru w moim pokoju, nikt tam nie wejdzie.
- Aha okej.

Gdy byliśmy już przy drzwiach do pokoju Roya z przeciwnych drzwi wyszła starsza kobieta.
- Roy! Gdzie ty tak długo byłeś? - kobieta uśmiechnęła się do niego - O, widzę, że przyprowadziłeś jakąś dziewczynę, pierwszy raz ją widzę... Jak masz na imię? Jesteś nowa? - zwróciła się do mnie nadal się uśmiechając.
- Yy...Roy pomocy - szepnęłam do Roya najciszej jak mogłam. Nie wiedziałam co powiedzieć, żeby nie było podejrzane.
- ...Babciu, to moja dziewczyna Kayla, jest nowa - złapał mnie za rękę.
Popatrzyłam się na niego pytającym wzrokiem i sztucznie uśmiechnęliśmy się do babci Roya.
- Tak, właśnie. To my już sobie pójdziemy...- otwierałam drzwi do pokoju, ale starsza pani zauważyła że coś było nie tak.

Kobieta popatrzyła na mój nadgarstek i nie było tam znaku. Od razu wzięła nas na bok i przerażona zadawała pytania:

- Roy ty ją tu przyprowadziłeś?! Za to grozi kara śmierci! - czekała na odpowiedź zdenerwowana kobieta.
- Nie wiedziałem, że mnie śledzi. Ja nie przeprowadziłem jej przez portal, sama przez niego przeszła...Nie wiem jak - odpowiadał zakłopotany chłopak.

Kobieta nie zdążyła nic powiedzieć, bo Roy mówił dalej:
- Nie mamy teraz na to czasu. Demvett ugryzł Maddie... Ty, babciu znasz się na ziołach i magii, jak ją uratować?
- Co?! Biedna Maddie... - starsza pani zakryła ręką usta ze zdziwienia. - Potrzeba nam specjalne zioła i krew pięciu Catanies, z którymi Maddie jest związana emocjonalnie i ich kocha. Może to być bliska rodzina przyjaciele... Ja zioła i pozostałe rzeczy przygotuje.

Roy zaczął liczyć czy mamy wystarczająco dużo osób:
- Ja, jej rodzice, ciocia Jane ...I...- Roy próbował znaleźć piąta osobę.
- I ja - odezwałam się pewna siebie.
- Nie jesteś Catanies - odparł.
- No i co? Mogę się przemienić.
- To bardzo trudne. Musiałabyś znaleźć Jaskinię Światła, która nie została jeszcze nigdy odnaleziona. Mamy tutaj mapę, na której pokazane jest gdzie mniej więcej powinna być. Dojście zajmuje około 5 dni - powiedziała starsza pani.
- Zrobię to dla Maddie, jestem jej przyjaciółką. Roy pakuj się, wyruszamy jutro.
- Zaczekaj. Jesteś człowiekiem i za 2 dni o wszystkim zapomnisz, nie zdążymy w tak krótkim czasie.
- Mogę sporządzić miksturę, która wydłuży czas o 4 dni. Jeśli ma to uratować Maddie...Będziecie mieli 5 dni, aby tam dotrzeć - powiedziała babcia Roya - Weź swoją dziewczynę do pokoju i się spakujcie, a ja przygotuję miksturę. Nie mamy wiele czasu, za 10 dni Maddie umrze...

Ja i Roy poszliśmy do jego pokoju, a babcia chłopaka sporządzić miksturę...

××××××××××××××××××××××××××××××××
Nie wiem jak to się stało, ale w 2 rozdziale przypadkowo usunęłam moment, w którym Roy tłumaczył Kayli kim są Catanies itp. Nie zauważyłam tego i ten 2 rozdział był dla was pewnie trochę niezrozumiały. Dlatego wszystko wytłumaczone jest w tym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro